Adres bloga: Niebanalna Historia
Autorka: Elisabeth An Livest
Oceniająca: Ithlinne
1. Pierwsze wrażenie
Adres podpowiada mi, że mam do czynienia z opowiadaniem. Niczego poza tym z niego nie wywnioskuję, chociaż złożono mi obietnicę „niebanalności”. Lubię, gdy adres chociaż zasugeruje gatunek literacki, tu natomiast mamy coś bardzo ogólnego, co można dopasować do dosłownie każdego możliwego typu opowiadania.
Na belce powtarza się adres z jednym urozmaiceniem: niebanalna historia staje się (nie)banalna. Lubię takie zabiegi. Zmuszają do zastanowienia się, co też autorka miała na myśli. Sugeruje, że historia może się jednak okazać banalna, a może czytelnik sam ma o tym zadecydować?
Blog utrzymany w ciemnych odcieniach, schludny, uporządkowany. Szata graficzna nie odwraca wzroku od treści, co zawsze doceniam. Tak jak adres jest dość, cóż, banalny, tak wygląd wcale nie jest i na pewno zachęciłby mnie do zatrzymania się na stronie na dłużej.
8/10
2. Grafika
Utrzymana w ciemnych kolorach, wszystkie odcienie ładnie ze sobą współgrają. Nagłówek na pierwszy rzut oka wydaje się dość uroczy i dopiero po bliższym zapoznaniu się z obrazkiem widzimy jego nieco bardziej "makabryczną" stronę. Ujednoliciłabym czcionki i ich kolor, ale poza tym nie mam zastrzeżeń. Wszystko prezentuje się naprawdę przyzwoicie, a po zapoznaniu się z kilkoma pierwszymi rozdziałami opowiadania mogę także potwierdzić, że szablon świetnie oddaje atmosferę wywołaną przez tekst.
9/10
3. Treść
Czytając opowiadanie pojawiały się w moich odczuciach przez fazy przechodzące z zaciekawienia do frustracji (fabułą i bohaterami w szczególności) - i tak na zmianę. Bo choć Niebanalna Historia jest historią w istocie niebanalną, to jednak bywały momenty, gdy ta „niebanalność” stawała się wymuszana i przewidywalna. Ale po kolei.
Masz, droga autorko, bardzo przyjemny styl pisania. Teksty czyta się względnie szybko i bez większych problemów, choć masz tendencję do lania wody lub pisania o rzeczach mało istotnych, niewiele wnoszących do treści. Takich przypadków radziłabym unikać i skupić na treści właściwej. Na przykład, w prologu piszesz na temat Francji, zimy i takich tam. I człowiek myśli, że już wystarczająco na ten temat powiedziałaś, ale Ty jednak dokładasz do tego zdanie, które osobiście bym po prostu wycięła: We Francji, co prawda, nadchodziły typowe zimy, ale nigdy ostre. Takich przykładów jest więcej i przewijają się w wielu etapach opowiadania. Czasem są to krótkie wyrażenia, czasem zdania, czasem całe akapity. Nie sugeruję tutaj, by wszystko „co nieistotne” powycinać z opowiadania, bo przecież takie wrzucone od niechcenia wstawki do treści też są potrzebne. Po prostu pamiętaj, żeby się za bardzo nie rozwlekać.
Przechodząc do rozdziału pierwszego stwierdziłam, że piszesz za krótkie notki. Każdy rozdział powinien nie tylko wnosić coś nowego do treści, ale też pchać fabułę na przód. Nie wystarczy wyjaśnić dwa, dotąd nieznane czytelnikowi, fakty na temat wampiryzmu i bohaterów – każdy rozdział powinien mieć wyodrębniającą go w jakiś sposób akcję, inaczej nie jest rozdziałem, a po prostu dwoma stronami tekstu wprowadzającego do rozdziału. Tylko że wtedy, w Twoim wypadku, takowy rozdział się kończy, podczas gdy my właściwej akcji się nie doczekaliśmy.
Rozdział drugi trochę mnie zirytował. Piszesz: Nawet dzwonek, który rozległ się po otworzeniu drzwi, nie był w stanie odciągnąć od rozmów gości. Zignorowali całkiem fakt, iż ktoś wszedł, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak. Zwykle rzucali choćby ciekawskie spojrzenia. Kto ma czas o tej porze wyjść na miasto? Co na siebie włożył? A może to sekretne spotkanie, romans? Zachowanie to wydało mi się tak nienaturalne i sztuczne, że aż się skrzywiłam. – serio? Jak ja siedzę w kawiarni to mnie wcale nie obchodzi, kto wchodzi do środka, kto miałby czas o tej porze wyjść na miasto, co na siebie włożył i czy akurat romansuje. Jeśli chcesz podkreślić anormalność tej sytuacji, musisz się zastanowić, co rzeczywiście byłoby w tym wszystkim dziwnego, bo aktualnie tego nie kupuję. Podeszłabym do tego z zupełnie odwrotnej strony. Gdyby ludzie w restauracji, jak jeden mąż, odwrócili się w siedzeniach i zaczęli gapić na Lisę, to byłoby to nie tylko dziwniejsze, ale też trochę przerażające, nie uważasz? I potem dalej piszesz o podenerwowaniu i o tym, że Elisabeth jest nieśmiertelna, ale Key nie jest, więc grozi mu niebezpieczeństwo. Problem w tym, że ja, jako czytelnik, wcale tego nie odczuwam. Czuję się bardziej zdezorientowana niż nerwowa, bo to podenerwowanie bohaterki nie zostało wyjaśnione i wygląda bardziej na paranoję niż prawdziwą, uzasadnioną troskę.
Swoją drogą, czemu Uciekająca Wampirzyca wielką literą? To jakiś tytuł? Dalej piszesz: Mężczyzna opadł na ziemię z zastygłym oszołomieniem. – leżącym obok niego na ziemi...? Patrząc na ciało przyjaciela, mężczyzna cofnął się. Strach w ludzkich oczach napawał mnie dumą. – tego też nie kupuję. Po pierwsze, facet wiedział w co się pakuje, po drugie dlaczego od razu „przyjaciela”? Po trzecie, widok martwego ciała nie powinien go ani zszokować, ani przerazić, skoro jest Łowcą przyzwyczajonym do takich akcji. Hm? Był młody. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. Wysoki, umięśniony, całkiem przystojny. Kobiety kleiły się do takich, ponieważ potrafili całkiem nieźle całować, przynajmniej większość. No i pieniądze. – to bohaterka wydedukowała, że facet jest bogaty, bo był umięśniony, wysoki i przystojny? - Key, musimy wybrać się do Ash Dale - wyszeptałam. Nie chciałam tam jechać. Ostatnia wizyta zakończyła się wykonaniem egzekucji na młodym Young'u, bo Antonio del Canto nie zgodził się na wykonanie tego wyroku. Odcięcie kogoś od nieśmiertelności wymaga wprawy wojennej, a ten szczur... Po prostu się bał. Poza tym wymazanie pamięci pannie Turtle również do miłych nie należało. Ale to było piętnaście lat temu, może coś się zmieniło. – Natomiast moją reakcją na ten fragment było po prostu „aha”. Bo rozumiem z tego tyle, co rozumiałaby osoba, która nie przeczytała z Twojego opowiadania ani słowa.
I tym sposobem trafiłam do najmniej przeze mnie lubianego rozdziału – rozdziału trzeciego. Serio, unikaj skrótów myślowych i takich opisów czy wspominek „od niechcenia”, bo tylko mieszają w głowie. Początek tego rozdziału czytałam początkowo z jednym wielkim „że co?” wypisanym na twarzy, ale po jakimś czasie się po prostu poddałam. Skoro autorka nie ma zamiaru czytelnikowi ułatwiać czytania, to co ja się będę starać cokolwiek zrozumieć? Cały ten rozdział to jeden wielki chaos. Proponowałabym przeznaczyć jeden z wcześniejszych rozdziałów na jakieś wytłumaczenie tego świata, który sobie tworzysz. Bo wrzucanie w tekst tych samych pojęć nie sprawi, że czytelnik je zrozumie, a jedynie się do nich ze zrezygnowaniem przyzwyczai.
Problem ma się tak: opisujesz płynnie i swobodnie, co sprawia, że opowiadanie czyta się bardzo przyjemnie (po prostu sam styl pisania masz lekki i czyta się świetnie). ALE, sama treść tego, co opisujesz nie ma sensu, gdy do wyjaśniania świata podchodzisz w narracji pierwszoosobowej, w momentach, gdy główna bohaterka nagle postanowi sobie powspominać i rozprawiać o dawnych czasach bez żadnego wstępu. Jeśli czytelnikowi nie wyjaśnisz podstaw świata, to jak ma się w nim odnaleźć poprzez wgląd w umysł osoby, która uważa go za codzienność?
- Dobry Boże, całe szczęście - odetchnął na głos Nick. - Już myślałem, że ktoś porwał Lisę, to wszystko przez ten delikatny ton. Teraz widzę, że to ona we własnej osobie. - Nikomu nie oddam płaszcza - burknęłam, owijając się lejącym materiałem. Nie rozstawałam się z nim ani na chwilę. Jedyną osobą, która miała go na sobie, był Key i to w dzień, kiedy go znalazłam. – jak w tym dialogu nagle przeszliśmy na temat płaszcza? Przegapiłam coś? Ucięło Ci kawałek rozmowy? Bo nie rozumiem, jak w tej konwersacji nagle zaczęliśmy rozmawiać o garderobie.
W rozdziale czwartym rozmowa pomiędzy Lisą i Key w drodze przez Ash Dale była bezsensowna. Nie wniosła absolutnie nic, a jedynie namieszała. Mam wrażenie, że to opowiadanie piszesz tak jakby dla siebie i osób dobrze znających Twoje postaci. Zamiast zapychać opowiadanie bezcelowymi dialogami, zacznij porządnie opowiadać. Bo, jak na razie, Niebanalna Historia jest zlepkiem zdarzeń poprzecinanym wspominanymi mimochodem (po dwa, trzy zdania) wstawkami z przeszłości głównej bohaterki, które NIC NIE WYJAŚNIAJĄ.
To się staje jeszcze bardziej frustrujące, bo masz niezłą smykałkę do pisania. Potrafisz zgrabnie opisać otaczający nas świat, wprowadzić odpowiednią atmosferę, oddać charakter postaci, ale o opisie ich wyglądu zapominasz. Na przykład, strasznie niechętnie pozbywasz się informacji na temat wyglądu głównej bohaterki. W pierwszym rozdziale dowiedzieliśmy się o kolorze jej oczu (ale dopiero w piątym wspomniałaś o tym, że ich kolor się czasem zmienia), w drugim wyjawiłaś, że ma czarne włosy (pół strony później, że są krótkie, a w rozdziale kolejnym, że kręcone), ale poza tym nie potrafiłam jej sobie porządnie wyobrazić aż do nastych rozdziałów. Key, poza niesamowitymi oczami (i później opisanymi blond włosami), też jest dla mnie czystą kartką. Dopiero dużo później się okazuje (rozdział szósty zdaje się), że wygląd Lisy się po prostu zmienia ze względu na jej samopoczucie, lub gdy sobie tego zwyczajnie zażyczy. Nie sądzisz, że o czymś takim powinnaś czytelnikowi powiedzieć wcześniej? Reszta postaci też nie została opisana. Tylko włosy River są ewidentnie długie i blond, lub farbowane i ciemne, bo to akurat lubisz podkreślać.
Rozdział piąty utrzymał mnie w przekonaniu, że nie przepadam za Lisą. Jej charakter jest tak wymuszenie obojętny, sarkastyczny i agresywny, że to aż kuje w oczy. I sam motyw tego, że główna bohaterka przygarnęła do siebie dziecko, by nie zapomnieć koloru jego oczu wydaje mi się strasznie sztuczny i naciągany.
Czytając dalej zauważyłam też, że masz pewną irytującą tendencję do używania niepotrzebnych przysłówków. Gwałtownie otworzyłam oczy, agresywnie mrugnęłam, szokująco odkaszlnęłam. To oczywiście wyolbrzymienie, ale brzmi idiotycznie, nie? Albo ludzie patrzą wielkimi oczami i inne takie udziwnienia się zdarzają.
W rozdziale szóstym dostaliśmy idealny opis Elisabeth: Przynajmniej rzadko kiedy bywałam raniona. Nie tylko emocjonalnie, ale i w walce. Widząc przeciwnika, przybierałam straszliwy wyraz twarz: gniew, głód, pragnienie, chęć zemsty, pogarda. To ta pogarda jest najbardziej zauważalna. Dziewczyna przypomina nieokiełznaną nastolatkę, którą ponoć jest tylko z wyglądu.
Warto też wspomnieć, że strasznie nie lubię, jak w narracji pierwszoosobowej autor tak jakby zwraca się do czytelnika, jakby zdawał mu relację z tego, co się dzieje, zamiast opowiadać. Przykładowo: Tak więc przechodząc do wydarzeń - oberwałam. lub Drzwi otworzył osobnik płci męskiej (nie to, żebym oczekiwała jakiejś panny). Znajome, azjatyckie rysy chłopaka nie zmieniły się przez tyle lat (nie to, żebym narzekała na zmarszczki). – ogranicz komentarze głównej bohaterki, bo strasznie wyrywają z czytania.
Kolejny rozdział odniósł się w końcu do świata przedstawionego i przyznał, że brak wyjaśnień jest niefajny. Myślę, że tego typu wyjaśnienia świetnie wyglądają, gdy bohaterka akurat wspomina o nich, bo pasują do wydarzeń rozdziału, ACZKOLWIEK, niektóre kwestie po prostu muszą zostać wspomniane, inaczej naprawdę utrudnisz czytelnikowi odbiór testu. Czy wspominałam o rodzinnym podziale wśród wampirów? Nie, więc nadarzył się idealny moment, aby o tym wspomnieć, bo pozostawienie tej kwestii mogłoby zamieszać w głowach innym. – Ano właśnie.
O, i w tym rozdziale po raz pierwszy zirytował mnie też Key. Dotychczas był tą uroczą odskocznią od szarej rzeczywistości, a teraz zrobił się z niego obrażony, zazdrosny chłopak, który przejął nieco sarkastycznych, wkurzających cech od Lisy. I nie podoba mi się, że narracja pierwszoosobowa z punktu widzenia Lisy nagle przeniosła się na Key. I to jego dramatyczne „zabij się” było naprawdę niepotrzebne.
W rozdziale ósmym moja frustracja Key wzrosła. Wcześniej Lisa wspominała o tym, jaki dzieciak ma sposób wyrażania się. Że jest zbyt dojrzały, jak na swój wiek, że trochę podłapał styl znany z klasycznych książek, którymi Lisa go karmiła. Wiesz, jak nienaturalnie to brzmi? Jakby na siłę starał się brzmieć tak archaicznie. Jednak ich córka jest za młoda, by stać się obiektem mych westchnień. – serio?
Spojrzałam na telefon, po czym wyrzuciłam go w ciemną przestrzeń. Jakiś zahipnotyzowany człowiek przechodzący drogą poniżej dostał nim w głowę. Ucieszył się jednak na widok nowego aparatu. – po pierwsze, o co chodzi z tym zahipnotyzowaniem? Po drugie, zrzucony z dachu telefon, którym ktoś oberwał w głowę mógłby nieźle uszkodzić (jak nie zabić), a na dodatek nie sądzę, by taki upadek telefon przetrwałby na tyle, by ktoś mógłby się nim ucieszyć.
Rozdział dziewiąty pomógł mi stwierdzić, że odkąd Key dostał narrację pierwszoosobową zaczął się robić wyjątkowo nieznośny. Idzie pierwszy raz do szkoły, a zamiast zdenerwowania opisujesz go, jako znudzonego i nieprzejętego. Ta wieczna obojętność Twoich bohaterów jest niezwykle irytująca. Chwilę później piszesz jednak, że początkowo ta myśl Key jednak przerażała, ale potem się szybko zorientował, że i tak wszystkich w szkole zlekceważy. Super. Uwielbiam takich bohaterów, którzy na wszystkich patrzą z góry.
W ogóle ten rozdział jakiś taki chaotyczny Ci wyszedł. Jakbyś go pisała albo strasznie szybko, albo bardzo wyrywkowo. Bo w jednym akapicie piszesz na przykład, że Chris był wściekły, a dwa zdania dalej, że nie jednak nie wyglądał na wściekłego. Opisujesz, jak Lisa poprawia kaptur płaszcza, a dwa zdania dalej zarzuca go na głowę. Ja tam założyłam, że skoro poprawia kaptur to już go ma na głowie...?
Problem mam też z decyzją Lisy, by wybrać się na to polowanie na Łowców. Była to kolejna część fabuły, która wydała mi się niezwykle abstrakcyjna, a decyzje bohaterów były wygodne dla nich samych, choć jednocześnie nieco bezsensowne, gdy spojrzymy na ogół opowiadania. Dopiero końcowe rozdziały dały temu polowaniu jakiś sens. Jakbyś sama się zorientowała, że bohaterowie potrzebują uzasadnienia do swoich poczynań.
No więc minęło dziesięć rozdziałów i w końcu trochę dowiedzieliśmy się o tych Łowcach. I się okazuje, że ktoś dodaje do czekoladek jakichś nadajników, które mają w sobie krew, ślinę i pot ("o.O") Łowców, by zwykłym ludziom wmówić istnienie wampirów i zachęcić do ich zabicia. Bo podobno jest to w genach. Nie do końca rozumiem, jak spożywanie czyjegoś potu przekaże nam jego umiejętności, noale.
Key gra kolegami w kosza, co, naturalnie, jest literówką, a jednak rozbawiło mnie, jak nic. Zostałam objęta szerokimi, męskimi już ramionami i przyciągnięta do nadal nieumięśnionego torsu. Key, choć przypominał nastolatka, pod ubraniem wciąż był dzieckiem (...) – ostatnio strasznie podkreślasz to, jak dorośle Key wygląda. Przecież on ma trzynaście lat! Myślę, że te szerokie, męskie ramiona to lekka przesada.
Rozdział jedenasty musisz sobie dokładnie przeczytać, bo roi się od literówek. Ruszałaś wtedy do łazienki, mierzwiąc tylko opuszkami moje jasne włosy. – wiesz, jak sztucznie brzmi taka wypowiedź? Poza tym, nagle mocno podkreślasz kolor włosów Key, a przez ostatnie rozdziały ledwo mieliśmy pojęcie o tym, że w ogóle jakieś włosy ma. I, po raz kolejny, zgrzyta mi narracja pierwszoosobowa z punktu widzenia Key. Opisujesz jego emocje, jak się czuje, ale tylko w dialogu. Chłopak chce zobaczyć, jak to jest być ugryzionym przez wampira. Lisa spełnia jego życzenie i emocje ograniczają się do (bardzo) chwilowego podniecenia, a sekundę później mamy obojętność i (uwaga!) znudzenie. Ten chłopak jest dla mnie tak sztuczny, że to przekracza ludzkie pojęcie.
Wybuch Key w kolejnym rozdziale też wydał mi się wymuszony i, tak jakby, napisany w pośpiechu. Nie zdążyłaś zbudować atmosfery, by to potrafiło zszokować lub jakoś inaczej wpłynąć na czytelnika. Chłopak wchodzi do gabinetu dyrektora, Antonio od razu zaczyna mu mówić o tym, jak go rodzice kochają i że powinien opuścić Lisę, na co Key, oczywiście, wpada w szał. Jedno prowadziło do drugiego w przeciągu kilku akapitów i w ogóle w rozdziale pojawiło się ot tak, bez większego uzasadnienia. Poza tym praktycznie nic się tu nie działo. Nie bardzo widzę sens w publikowaniu czegoś, co tak niewiele dodaje do całej treści opowiadania. Nie lepiej nieco wydłużyć notkę i opublikować coś, co jednak pcha fabułę naprzód, zamiast stać w miejscu (albo cofać się o krok)?
W rozdziale dwunastym Key już nie ma męskich ramion: Zarzucił mi swe chude rączki na szyję (...). Bardzo podobał mi się ten dodatek esemesowy do treści. Takie unowocześnienie fajnie wygląda w opowiadaniu. Chciałabym też nieco więcej się dowiedzieć na temat umiejętności wampirów. Mówiłaś o teleportacji, zmienianiu wyglądu, czytaniu myśli i nawet lataniu, ale niewiele na ten temat wyjawiłaś. A rozdział trzynasty miał, jak dotąd najlepsze zakończenie i był najbardziej kompletny. Nie za długi, a jednak miał wystarczająco treści by nosić miano „rozdziału”.
W rozdziale czternastym Lisa znowu wpada do wspomnień Key, choć początkowo nie miałam pojęcia, o co chodzi. Myślę, że powinnaś te fragmenty jakoś podkreślić (na przykład kursywą). I nie bardzo rozumiem, dlaczego River stwierdziła, że zabicie/zmienienie Key w wampira jest taktyką, która pomogłaby jej w odzyskaniu miłości Lisy. I jeszcze jedno, jaki był sens tych wspomnień, dawanych Lisie przez jej duszę, z dwóch najnowszych rozdziałów?
Ogólnie rzecz biorąc, opowiadanie naprawdę mi się podoba. Marudziłam i wytykałam wiele spraw powyżej, bo ma potencjał i ciekawą fabułę, ale trzeba je dopracować, poprawić, uzupełnić. W końcu mamy coś oryginalniejszego w wampirycznym świecie książkowym. Co prawda przeskakiwanie pomiędzy narracją pierwszoosobową Lisy i Key, a także trzecioosobową z River mi nie pasuje, ale to jest w sumie najmniejszym szkopułem.
Widać, że fabuła obiera konkretny kierunek i nie jest to kolejne płytkie opowiadanie. Widzę ukryte dna, różnorodność wśród bohaterów i zaangażowanie autorki w świat, który tworzy. Pomimo kilku frustracji, tekst czytało się szybko i przyjemnie (i szczególnie od kilku ostatnich nie potrafiłam się oderwać). A jeśli kilka spraw się wyjaśni i rozprostuje, to wyjdzie z tego naprawdę interesująca powieść. Przydałaby Ci się beta. Taka, która w ogóle nie zna Twojego opowiadania, bo będzie Ci mogła powiedzieć, których rzeczy nie wyjaśniasz dokładnie.
Bohaterów masz naprawdę interesujących (choć bywają irytujący). Na przykład o Nicku i Julianie bardzo chętnie bym więcej poczytała (one shot o nich był świetnym dodatkiem). Antonio też jest fascynującym osobnikiem. Pamiętaj tylko, żeby wspomnieć czasem, jak wyglądają! Styl jest, jak wspominałam wcześniej, lekki i przyjemny; narracja i opisy momentami irytowały (bo często wprowadzały chaos i frustrację), ale poza tym wszystko konstruujesz dobrze (choć tych drugich chętnie zobaczyłabym więcej); do dialogów jedyny zarzut mam do Key i jego wyniosłego sposobu mówienia. Byłabym w stanie to znieść, problem tylko jest taki, że i w tym brakowało Ci konsekwencji i chłopak często odzywał się zupełnie normalnie.
Ogólnie mówiąc, wycieczkę po Twoim blogu uważam za udaną. Opowiadanie ma ogromny potencjał, choć wymaga dogłębnej korekty. Na pewno będę śledzić Twoje poczynania.
22/40
4. Poprawność
Nie popełniasz wielu błędów (częściej pojawiały się w nowszych rozdziałach). Widać, że tekst naprawdę dopieszczasz, starasz się o jego estetyczny wygląd i o to, by błędów było jak najmniej. Kilka przykładów pomyłek przedstawiam poniżej. Ale mimo wszystko, jak pewnie domyśliłaś się z poprzedniego podpunktu, uważam, że całemu opowiadaniu należą się porządne poprawki. Nie chodzi mi tu o ortografię czy interpunkcję, a bardziej o to, że tekst potrzebuje uzupełnienia. Wydaje się niepełny, urywkowy i często ciężko się go przez to czytało.
Nadużywasz zaimków:
Po prostu miasto to zawsze kojarzyło mi się z niebem i choć w tej strefie klimatycznej bardzo często padało (...) [Prolog]
Znów spojrzał na mnie, a ja nie potrafiłam się powstrzymać i próbowałam pochłonąć ten lazur, lecz bez skutku. Wiedziałam, że jeśli nic nie zrobię, zapomnę ten blask. [Prolog]
Literówki:
Praktyka jednak czyni mistrzem, po wielu nieudanych próbach nauczyłam się nawet teleportacji łącznej. [Rozdział I] – mistrza czyni, nie mistrzem.
Nie przepadałam ani za innymi nieprawdziwymi, ani za prawdziwymi, choć w obu wypadkach występował wyjątki i z niektórymi miło spędzałam czas. [Rozdział I] – występowały.
Całe szczęście, że Antonio opuścił mieszkanie Nicka i Jula po tym, jak dowiedział się, ie w innym wypadku musiałby siedzieć ze mną przy stole. [Rozdział IV] – że zamiast ie.
Zabiłabyś mnie, a ciało zostawiła w tej swojej zabijalni albo w jakimś stawem. [Rozdział IV] – stawie.
Wcale mi się nie śpieszyłam, wdychałam zapach tej napiętej atmosfery między mną a blondyneczką zza kontuaru. [Rozdział V] – śpieszyło.
Wcale mi się nie śpieszyłam, wdychałam zapach tej napiętej atmosfery między mną a blondyneczką zza kontuaru. [Rozdział V] – śpieszyło.
Kilka potknięć logicznych:
W prologu piszesz „Zbliżała się zima.”, po czym w rozdziale pierwszym mówisz, że wtedy był dwudziesty szósty stycznia. To w Paryżu zima zaczyna się pod koniec stycznia?
Szłam, a ludzie wpatrywali się we mnie jak w głupią - podążałam w stronę jednej z nieprzyjemnych, zacienionych uliczek. [Prolog] - ludzie nie wpatrują się tak w nieznajomych, nie obchodzi ich, że jakaś osoba idzie sobie w kierunku ciemnej uliczki.
Wszyscy dookoła widzieli we mnie drobną, bezbronną dziewczynkę, a ja - przemierzając ich umysły - śmiałam się z głupoty tych zbędnych robaczków. [Prolog] – nie mów o „przemierzaniu umysłów” (swoją drogą strasznie wyniośle to brzmi) zanim nie wyjaśnisz o co chodzi, bo czytałam to z wielkim „hę?” wypisanym na twarzy. Często zdarza Ci się wrzucać do tekstu jakieś wyrażenie lub pojęcie, którego wcześniej nie wyjaśniasz.
- Ja... - zaczął, a następnie zamilkł, najwyraźniej zdziwiony, że może mówić, że zna tyle słów kłębiących się teraz w jego głowie. [Prolog] – jakie „najwyraźniej”? Narrator nie jest wszechwiedzący, to narracja pierwszoosobowa.
Dodatkowo zapach cynamonu sprawiał, iż chciało mi się oddychać. [Rozdział I] – a czy fakt, iż ona czuje cynamon nie oznacza, że oddycha?
Zza paska wyjęłam krótki, niepozorny, metalowy pręt. Wystarczyło jedno kliknięcie, a zmieniał się w dwumetrową, elektryczną broń, która - nawet jeśli nie mogła zabić - porażała ofiarę prądem, dając mi tym samym czas na ucieczkę. [Rozdział II] – dwumetrowy? Może trochę za bardzo ekstremalne to jest?
Spędzał czas sam w pokoju, gdzie drzwi były czarne, brzydkie i podrapane, bo niektórzy chorowali na ADHD. [Rozdział XVI)– ADHD jest powodem, dla którego drzwi są czarne, brzydkie i podrapane?
Interpunkcja:
Na krześle siedział nie kto inny jak nieco podstarzały Daniel Turtle. [Rozdział V] – przecinek przed „jak”.
- Rada nadal nie wyrwała ci kłów? - „odszczekałam”, krzywiąc się. [Rozdział III] – cudzysłów zbędny, czytelnik zrozumie, co masz na myśli i że to szczekanie nie jest dosłowne.
16/20
5. Ramki
Zwiastun ma trzy i pół minuty, a dla mnie jest za długi o co najmniej pięć. Zwiastuny mają przyciągać uwagę, krótko przedstawić historię, a nie rozwlekać się i bezsensownie przeskakiwać z jednej krótkiej scenki do następnej. Każda miga nam przed oczami i niewiele w sumie wnosi. Za dużo starałaś się wcisnąć w zwiastun na raz i wyszło coś bardzo chaotycznego i niepotrzebnego.
Reszta jest w porządku. Opisy i inne zakładki są uporządkowane i zapełnione interesującymi informacjami. Dowiedziałam się na przykład, że z bohaterami opowiadania znasz się już od jakiegoś czasu, choć być może wcześniej przedstawiani byli w innej odsłonie.
Natomiast nie widzę większego sensu w posiadaniu ankiety na najlepszego bohatera opowiadania. Bo w czym Ci taka sonda pomoże? W decyzji, o którym bohaterze częściej pisać i z którego punktu widzenia wybrać narrację?
O, i jeszcze link do dziesiątego rozdziału nie działa.
4/5
6. Punkty dodatkowe
Za odrobinę oryginalności w tak nieoryginalnym temacie.
1/4
Podsumowując, punktów mamy 60 na 89 możliwych, co nam daje ocenę dostateczną. Życzę powodzenia w dalszym pisaniu!
Wybacz, że dopiero teraz, ale nie miałam dostępu do Internetu, więc nie mogłam odpowiedzieć.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za poświęcony czas - to po pierwsze.
Po drugie - za dokładną analizę tekstu.
Po trzecie - doskonale wiem, że moje opowiadanie nie jest dobre, bo to opowiadanie, którego rozdziały są pisane czasem nocą, czasem w godzinę czy dwie, ponieważ mam czas i wenę.
Do każdego akapitu dodaję jakąś zbędną informację, która ani nie polepsza jakości, ani nie pomaga w zrozumieniu tekstu. Niestety - taki jest mój styl i robię to machinalnie, nie mam nad tym władzy. Tak po prostu piszę i już. xd
Przyczepię się do wyłapanych błędów.
"Uśmiechnęłam się, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę Słońca." - w tym zdaniu Słońce jest nazwą własną szkoły, która stoi w centrum miasta.
"we mnie jak w głupią" - przy porównaniach nie stawiamy przecinków, chyba że znajduje się tam czasownik. W tym wypadku go nie ma.
"między mną a blondyneczką" - tu też nie potrzebny jest przecinek, bo jest równowaga. Coś podobnego do "między młotem a kowadłem".
Co do literówek i błędów logicznych - zgoda.
Okay, postaram się wszystko poprawić dosyć szybko (idą święta, wolny czas!).
Jeszcze raz wielkie dzięki. ;)
Nie ma sprawy, dzięki za komentarz. Opowiadanie mi się naprawdę podobało i ma niesamowity potencjał, więc trzymam kciuki za kontynuację.
UsuńZwracam honor za te przecinki, a Słońce wyraźnie do mnie nie dotarło jako nazwa własna ;)
Pozdrawiam
"makabryczną"
OdpowiedzUsuńTo nie jest poprawny polski cudzysłów.
Czytając opowiadanie pojawiały się w moich odczuciach przez fazy przechodzące z zaciekawienia do frustracji
Po pierwsze: oddzielający imiesłów przecinek przed pojawiały.
Po drugie: to zdanie jest mocno kulawe.
szczególności) - i tak na zmianę.
Dywiz nie pełni funkcji myślnika.
facet wiedział w co się pakuje
Przecinek przed w.
po drugie dlaczego od razu „przyjaciela”?
Przecinek przed dlaczego.
Young'u
Ten apostrof ci nie przeszkadza?
to aż kuje w oczy.
W kuźni?
główna bohaterka przygarnęła do siebie dziecko, by nie zapomnieć koloru jego oczu wydaje mi się strasznie sztuczny i naciągany.
Przecinek przed wydaje.
Czytając dalej zauważyłam też
Oddzielający imiesłów przecinek przed zauważyłam.
autor tak jakby zwraca się do czytelnika, jakby zdawał mu relację z tego
Powtórzenie.
Kolejny rozdział odniósł się w końcu do świata przedstawionego i przyznał, że brak wyjaśnień jest niefajny.
Rozdział przyznał? Aha.
odkąd Key dostał narrację pierwszoosobową zaczął się robić wyjątkowo nieznośny.
Przecinek przed zaczął.
zamiast zdenerwowania opisujesz go, jako znudzonego i nieprzejętego.
Ten przecinek przesuń przed opisujesz.
Opisujesz, jak Lisa poprawia kaptur płaszcza, a dwa zdania dalej zarzuca go na głowę. Ja tam założyłam, że skoro poprawia kaptur to już go ma na głowie...?
Niekoniecznie. Mógł się jej wywinąć i dlatego go poprawiła. // Przecinek przed to.
jednak rozbawiło mnie, jak nic.
Zbędny przecinek.
A rozdział trzynasty miał, jak dotąd najlepsze zakończenie
Oddzielający wtrącenie przecinek przed najlepsze.
(i szczególnie od kilku ostatnich nie potrafiłam się oderwać).
I jest zbędne. Za to przydałoby się dodać rozdziałów.