Blog: avengers-disassembled
Autorka: Irena Adlerowa
Oceniający: morth
Pierwsze wrażenie
[8/10pkt]
Gdy zobaczyłem to
zgłoszenie do swojej kolejki, muszę przyznać, że zdziwiło mnie
to, nie spodziewałem się bowiem bloga o takiej tematyce, choć w
sumie powinienem, zważywszy na wytyczne, które sam ustalałem –
przyznam, że nie myślałem, iż pod tematyczne podciągnąć można
wszystko, a cholera, można. Nie spodziewałem się opowiadania o
Avengers. Wydawał mi się to temat dość trudny do ubrania go w
słowa. Nie spodziewałem się też, że ktoś zgłaszający się do
mnie będzie znał to, o czym pisze z szczegółami. Przyjemna
odskocznia i leczenie ran po zawodzie z poprzedniej oceny, która
ciągnęła się niemiłosiernie. By być w temacie bardziej, niż
jestem, obejrzałem sobie przy okazji film. Dzięki temu jestem parę
faktów dalej, choć do komiksów to się nie umywa. Pierwsze
wrażenie – i like it! („Thora” też obejrzałem, bo w sumie
parę aktorów tych samych, no i historia się łączy w zasadzie)
Wchodząc na blog od razu
rzuca się w oczy dopracowana strona graficzna, która cieszy,
przynajmniej mnie i pokazuje, że jednak żółtodzióbkiem nie
jesteś. Została ona, co prawda, zmieniona, ale i obecny wygląd
jest zadowalający, nawet lepszy. Cieszy mnie to pod wieloma
względami. Jej tematyka jest zgodna z tym, o czym blog jest – dość
duże zdjęcie Avengersów, wszystkich jak leci. Aż mi się film
przypomniał, dobry był, trzeba przyznać... Tytuł bloga, a także
tytuł opowiadania to jedno i dwa słowa - „Avengers disassembled”.
Chwytliwe. Jest dokładna informacja co znajdziemy w tym miejscu. Nie
pozostawia co prawda w tej kwestii krzty tajemnicy, ale myślę, że
w tym przypadku jest to ruch prawidłowy. Zainteresowani tematyką
Avengers prędzej Cię znajdą. Raczej dość prosty do zapamiętania
– jeśli nie całości, to początku i paru liter drugiego słowa,
myślę, że to wystarczy, by łatwo znaleźć Twojego bloga. Nie mam
zastrzeżeń.
Gdy miałem napisanych już
parę zdań i pytałaś mnie o zmianę szablonu, co do tego byłem
trochę sceptyczny. Pomyślałem „Po co zmieniać, tak jest dobrze!
A jak zepsuje?”. Na szczęście, nic się nie popsuło. Do czego
zmierzam? Przed zmianą belka bloga była pod jedno kopyto, dwa
słowa, te same, które są w adresie bloga, takie same, jak brzmi
opowiadanie. Tymczasem, zmieniło się to. Na lepsze. „Gdzieś tam
może i jest prawda, ale kłamstwa tkwią w naszych głowach”,
słowa należące do Terry'ego Pratchett'a. Jest cudzysłów a
także podany autor – tego drugiego, gdyby brakowało, nie
linczowałbym, o ile nazwisko pojawiłoby się gdzieś w informacjach
dodatkowych. Niczego nie brakuje. Dziewczęta, z tego co czytałem
oceny oceniających na Shiibuyi, przyczepiłby się pewnie, że
cudzysłów nie jest polski, a angielski – z przodu dwie kreski u
góry, nie u dołu. Ja nie utrudnię Ci w ten sposób życia, łatwiej
jest jednak napisać tak, jak na klawiaturze się da, niźli bawić
się i wklejać to wszystko jeszcze do edytora tekstowego. Nie boli
mnie to, nie bije po głowie, niech będzie i tak, masz moje
błogosławieństwo w tej kwestii.
Kolejnym, jednym z
pierwszych wrażeń, jest porządek. Wszystko na swoim miejscu, są aktualności, w których, jak zauważyłem,
piszesz newsy; jest spis treści, skąd wzięta grafika, nawet
odnośnik do obecnie popularnego Faceeboka, dzięki czemu można Cię
polubić (polubiłem!), obserwować przez Google lub Blogspota też
możemy. Lubić się da na wszelkie możliwe sposoby, najwidoczniej
chcesz mieć kontakt z czytelnikami – przynajmniej na to właśnie
liczę.
Podsumowując, muszę
przyznać, sam tym zaskoczony, że pierwsze wrażenie jest bardzo
pozytywne. Aż chce się iść dalej i odkrywać wszystkie sekrety,
czytać i czytać. Póki co błędów nie zauważyłem, nick autorki
trochę, nie wiedzieć czemu, Rosję mi przypomina, ale nie jest to
żadną ułomnością. Tematyka interesująca, wszystko z sobą,
przynajmniej dotychczas, współgra. Brakuje mi jednak czegoś
niesprecyzowanego, przez co maksymalnej ilości punktów Ci nie
przyznam; mam jednak nadzieję, że nie sprawi Ci to zawodu, pewien
jestem, że i tak ubytku tych dwóch punktów nie zauważysz. Czuję
piątkę w powietrzu!
Grafika [13/15pkt]
Zaczynamy kolejną część
oceny, w której mam rozwodzić się nad kolorystyką. No cóż...
Jest... Fioletowo? Tak myślę. Lubię ten kolor, trafiłaś więc w
sedno moich gustów i trochę mnie to przeraża, jeśli mam być
szczery. Znaleźć można tu też w dużych ilościach biel, która to
jest kolorem pod tekst (trochę to daje po oczach), szaro-fioletową
czcionkę z lewej strony i niebieski na samej górze, jeśli
namiętnie klikało się w każdy link w tym nietypowym, ale
przyjemnym menu, jeśli mogę to tak nazwać. Widziałem już takie
wielokrotnie i zdradzę sekret, bardzo mi się podobają, ale samemu
zrobić coś takiego to mordęga – szczególnie na Blogspocie, bo
nie wiem, czy ktoś zdaje sobie sprawę z tego, ale to, co tu jest to
nie typowy html, tylko trochę lekki kosmos. Dla mnie samego to zbiór
poleceń, których nie rozumiem tak czy siak, ale znajomy znający
się bardzo dobrze na tym kodzie graficznym zdradził mi ten
sekrecik. Ta przydługa i w gruncie rzeczy niepotrzebna historia
miała służyć temu, dlaczego jestem zadowolony z tego, że takie
menu posiadasz i jak bardzo dumna winnaś być z Deneve
(pozdrowienia!). Jak już wspomniałem gdzieś wyżej, ta biel trochę
mi wali po oczach i po długim czytanku – a przy interesującej
fabule, dużo czasu spędzić na tej czynności nie trudno – trochę
boli. Niemniej jednak, w mojej niefachowej opinii faktycznie współgra
to wszystko z sobą. Stworzono Ci wspólną, przyjemną całość,
która cieszy oczy.
Chcąc już kończyć, bo
ile można fluffu pisać, a do czego przyczepić się nie mam (w
związku z czym zastanawiam się, czy nie zacząć Cię gonić z
siekierą jako takie moje zadośćuczynienie, bo chciałbym się do
czegoś przyczepić) muszę przyznać, że maskotka Twego bloga –
gif z Thore'm z filmu „Thor” (a to niespodzianka, nie?) - jest
przeurocza. Prawdę mówiąc widziałem go już tuż po jego dodaniu
i gdy oglądałem ten film przypomniało mi się, że to właśnie ta
scena jest Twoją maskotką. Faktycznie, ciekaw jestem po co ją
umieścili, ale cieszy oczy przede wszystkim kobiet, niektórych
mężczyzn też, a im więcej nagiego ciała tym lepiej (szkoda, że
żadna kobieta w tymże filmie nie paradowała w równie
roznegliżowanej formie). Boli mnie jednak to trawkowe pismo, muszę
to przyznać, a także znalazłem rzecz, do której mogę się
przyczepić – wyśrodkuj no tytuły postów, proszę. To znaczy
tak, ujmę to w ten sposób – w mojej opinii będzie to wyglądało
lepiej.
Treść [29/30pkt]
Czas na najważniejszą
część oceny, która to zaważy na Twoim być lub nie być. W
spisie najwyżej ocenionych lub najniżej, oczywiście. Tak na
początku tylko wspomnę, że nie masz się czego bać, co chyba
widać po tym, jak przyjemnie się do Ciebie odnoszę przez całą
dotychczasową ocenę, co mnie samego przeraża. Wizja biegania za
Tobą z siekierą jako umilenie sobie życia staje się coraz
bardziej kusząca, ale ponieważ z pewnością czytać to będzie
wiele nielubiących mnie po ostatniej ocenie i hejtujących osób to
zaznaczę, że jest to żart. Tak, żart, moi mili. I dość już
mówienia o bezsensie. O tym też było przez kogoś wspomniane.
Zwykle czytam całe
opowiadanie, na tej podstawie mówię o stylu pisania, kwestiach,
które sprawiają problemy autorowi, ale co do treści ograniczam się
do regulaminowych trzech notek lub prologu i dwóch rozdziałów.
Biorąc pod uwagę ilość materiału na Twoim blogu ocenię go
całego, bo części opowiadania jest dokładnie wymagana ilość.
Prolog. Szczerze mówiąc
trudno mi jest zabrać się do wydawania opinii o treści tego
opowiadania. Dlaczego? Cholera, bo niewiele mogę powiedzieć,
niewiele wytknąć, przez co to, co mógłbym tu napisać, dość
znacząco się zmniejsza. Prolog zaczyna się od... Apokalipsy. Czuję
się trochę, jakbym był w środku rozgrywki Darksidersa. Co się
rzuca w oczy? Już pierwsze słowa mówią mi, że mam do czynienia z
kimś, kto operować słowem jako-tako potrafi. Co zwraca uwagę, do czego mam wątpliwości? Nie jestem pewien drobnego
szczegółu – bezpańskich psów. Wydaje się to głupotą, prawda?
Czytając to pierwszy raz nie zwróciłem na to większej uwagi,
dlatego sądzę, że to kluczowym problemem nie jest, niemniej
jednak, mam wątpliwości. Nie wiem, czy ktoś z czytających wie,
ale w zasadzie w Anglii przybłęd nie uświadczysz. Państwo bardzo
o to dba z swoich własnych pobudek, które prawdopodobnie i dla
zwierząt nie są negatywne. Nie mam pewności, czy w Stanach jest
podobnie, ale muszę przyznać, że ilekroć coś się ogląda czy
czyta, nie uświadczysz opisu bezdomnych psów – ludzi, to i
owszem, ale nie zwierząt. Radziłbym to sprawdzić, aczkolwiek
przyznaję, że to kluczowym błędem, nawet jeśli mam rację, nie
jest. To raczej tak dla własnego spokoju i ewentualnie do wpisania w
„dodatkach”. Już w prologu spotykamy się z bohaterem dodanym do
The Avengers, mianowicie Deadpoolem. Szczerze mówiąc w chwilach,
gdzie komiksy przeplatają się z filmem mój mózg szaleje, nie
jestem w stanie chyba umieścić wyglądu bohaterów, których
pamiętam z kartek w historię okazaną w filmie. Problem Wade'a w
postaci potencjalnego braku piwa w obliczu Apokalipsy jest tak głupi,
że aż śmieszny. Świetne ukazanie absurdu. Ledwie opowiadanie się
zaczęło, a już ukazałaś parę zalet i wad jednego z bohaterów –
czuję tu trochę egoizmu, ale też i innych cech, niestety nie nazwę
ich, bo zabrakło mi słowa. Czuję potrzebę strzelenia facepalm'a w
tym jakże zacnym momencie. Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia,
że serio jest drink o nazwie „To Co Zawsze”. Dlatego też
zastanawiałem się, dlaczego napisałaś to z wielkich liter.
Niemniej jednak już wiem i rozumiem. I czego zazdroszczę
Deadpoolowi? Cholera jasna, ja też chcę potrafić nie myśleć.
Niektórzy to potrafią, ale niestety ja nie należę do tego grona
szczęśliwców, dlatego też z Twoimi słowami („specjalna
umiejętność […], lepsza nawet od bycia praktycznie
nieśmiertelnym”). True story, po prostu. Bo czymże jest
nieśmiertelność, skoro własne myśli potrafią wszystko zepsuć?
Z własnych, osobistych
pobudek uwielbiam to zdanie „W tym akurat wypadku wiedział
dokładnie to samo, co wszyscy. Coś – kosmici, mutanci, inne
cholerstwo – spadło na Nowy Jork z nieba i rozwaliło połowę
Manhattanu, po czym znikło [...]”.
Prawdopodobnie to dziwne, ale znajduję w Tobie to samo, co
znajdowali ludzie w moim pisaniu i szczerze mówiąc jestem tym
zachwycony. Prosiłbym, byś za żadną cenę nie przestawała pisać,
potem trudno jest trochę do tego wrócić. Co obserwuję? Nawet po
takich zdaniach widać, że bawisz się słowem, pióro masz lekkie,
swobodne. Nie wydaję mi się, abyś szczególnie się zmuszała i
była męczennikiem pisania, co wróży raczej dobrze ogółowi.
Czytając pierwszy raz to opowiadanie, szczególnie prolog na część
„Oczywiście, krążyły przeróżne dodatkowe historie – o
bombie
atomowej, którą rząd podobno miał zamiar spuścić na obywateli”
zastanawiałem się nad dwoma rzeczami. Po pierwsze, czy nie lepiej
by się sprawdzało „zrzucić” zamiast „spuścić”. Po
drugie, nie chciało mi się wierzyć w to, że naprawdę mieli taki
zamiar. Oglądając jednak film, wyjaśniło się wszystko i
faktycznie prawie że to zrobili – w zasadzie, zrobili, ale Stark
ocalił ludzkość (ale by się pewnie gaił za to, że o tym piszę,
prawdopodobnie by żałował)! Typowe, ludzkie i bezsensowne
myślenie, czyż nie? Zabijmy wszystko, ocalejemy.
Podobają
mi się Twoje dialogi, jakie prowadzisz Deadpoolem. Nie pamiętam,
czy naprawdę był taki pokręcony, trochę czasu minęło, nim
ostatnim razem go widziałem w komiksach i gdziekolwiek jeszcze,
niemniej jednak pomijając ten drobny szczegół, świetne
wytłumaczenie dotyczące tego, co wie na temat obecnych wydarzeń barmanowi. Dialogi
prowadzisz w sposób swobodny i, co jest niesamowicie ciekawe,
potrafisz na czas wypowiedzi bohatera zmienić całkowicie swój styl
pisania. Na ogół powiedziałbym, że piszesz poprawną polszczyzną,
natomiast gdy tylko Twoja postać otworzy usta, widać kunszt. Samymi
wypowiedziami jesteś w stanie wykreować Deadpoola w taki sposób,
że ja go po prostu widzę, czuję i rozumiem. Nagle jawi się przed
oczami. I to jest niesamowite, bo niewiele osób tak potrafi działać.
Szczerze, jestem przerażony tym, jak bardzo podobają mi się
dialogi w prologu. I szczerze współczuję Starkowi, biorąc pod
uwagę fakt (jeśli dobrze pamiętam), że to właśnie na niego w
Twoim opowiadaniu rząd zamierza zwalić całą winę za poniesione
szkody. A Wade obiecał spuścić manto temu, kto to zrobił.
Szczerze, nie zauważyłem tej zbieżności wcześniej. O rany.
Stark! RUN!
Rozdział
pierwszy. Kolejna rzecz, jaką jestem w stanie sobie wyobrazić, to
opis sytuacji w szpitalu i wszystko, co piszesz, jak na razie. Są
bardzo plastyczne i pozwalają na niemal idealne odtworzenie tego, co
się tam dzieje, w wyobraźni. Tę umiejętność posiada niewiele
początkujących, a także weteranów pisarstwa. Pewnych rzeczy nie
da się nauczyć z czasem i myślę, że ta kwestia, poniekąd,
należy właśnie do jednej z takich cech, przynajmniej w pewnym
sensie. Jako że mam okazję sobie podywagować o tekście, toteż to
uczynię – faktycznie ciekawe, jak zamierzają się pozbyć tych
martwych ciał. W filmie takich momentów nie było pokazanych,
ograniczyli się do Starka planującego z partnerką odbudowę swego
wieżowca. Nie było ani słowa o zalepianiu szkód, zawiązanych z
pomysłowością Lokiego. Prawdopodobnie w Twoim opowiadaniu również
nie poświęcisz temu uwagi aż takiej, nie dziwię się, niemniej
jednak tak po prostu się zastanawiam – bydlęcia to niezłe były,
problematyczne i... Czy było wspomniane, że ogromne?
Jest
zgrzyt! Alleluja, zgrzyt! Co prawda, nie dotyczący w zasadzie
Twojego pisania, ale nie zmienia faktu, że i tak czuję się z tego
powodu szczęśliwie. Prawdę mówiąc w filmie Stark był Panem
Doskonałym pod względem wyglądu. No bo zobacz, facet po
czterdziestce (na tyle wygląda), a sprawny fizycznie jak cholera,
jest bohaterem i w dodatku wygląda w każdym calu perfekcyjnie,
nawet jeśli walczy i powinien być utytłany nie wiadomo czym. Ty
natomiast przedstawiasz go ludzko. Nie idealnie, zwyczajnie. Biorąc
pod uwagę sytuację i Apokalipsę, jest brudny, nieumyty, zmęczony.
Czegoś takiego nie dało się uświadczyć w filmie. To niesamowita
zmiana, do której nie jestem w stanie się trochę przyzwyczaić,
choć jest na plus w pewnym sensie – sprawiasz, że on jest
człowiekiem, a nie kimś niezwyciężalnym i idealnym. Nie jestem w
stanie wyobrazić sobie, żeby Tony pozwolił traktować siebie tak,
jak ten ochroniarz chciał – dotykać go, popychać, być
nieustępliwym i nazywać Emmę jego żoną... Brr. Co jest jednak
absolutnie epickie – facet go NIE POZNAŁ! Niesamowite, jak kąpiel
i wypoczęcie zmieniają ludzi, prawda? I przysięgam, nie wiem
dlaczego, ale zdanie „Albo po prostu ten wielki typ nie oglądał
telewizji. Wyglądał na takiego, co nie ogląda.” mnie rozbawił.
Być może to już czas na psychiatryka, ale to naprawdę mnie
rozbawiło.
Co
naprawdę mi się podoba? To, że nie odznaczasz się fałszywą
pruderią. Nie nazywasz seksu „tym”. Seks to seks. To mi się
podoba. Jasne, klarowne, bez zbędnego utrudniania. Nie boisz się
też używać przekleństw, jeśli sytuacja i bohater tego wymaga.
Nie sypiesz nimi jak z rękawa, na siłę, byleby tekst wyglądał
poważniej, dojrzalej. Potrafisz wulgaryzmy dozować i używać tylko
w sytuacjach, w których jest to konieczne.
W
to tango Apokalipsy i ich jeźdźców wkracza Emma Frost. Kolejna
bohaterka, którą musisz wykreować słowami, druga, która została
opisana w bohaterach. Kolejna cecha, jaką zauważam, to ta, że
starasz się opisywać otoczenie, a także wrogów (Chitauri) w
dialogach. Dzięki Emmie dowiaduję się, że te dziwne glizdowate
stworzenia (prawda, że wyglądały trochę jak robale?; czułem się,
jakbym oglądał coś, co inspirowane było Gniazdem Kulech w Runes
of Magic - a może gra była inspirowana filmem...?) nie myślą.
Nie spodziewałem się po nich matematycznych twierdzeń wszelakiego
rodzaju, ale przyznam, że informacja kompletnej pustki w... W
zasadzie nie wiem, czy to miało głowę, raczej tak... No, w każdym
razie, nie spodziewałem się ani jednej myśli w mózgu.
Prawdopodobnie dlatego, że, jak już wspomniałem, myślę na
okrągło. Te stworzonka nawet nie wiedziały jak im dobrze, móc po
prostu trwać, a nie zagłębiać się w to, co całkowicie zbędne.
Fantastyczne jest to, że opisałaś ze strony Starka jak wygląda
proces czytania w myślach. Przyznam, że takiej wersji jeszcze nie
czytałem, ani nie pisałem. Kolejna perełka „Tony widział ją
już w przeróżnych sytuacjach – zadowoloną, zgorszoną,
zirytowaną... w zasadzie głównie zirytowaną.”. Takie małe
rzeczy, a cieszą.
Zaczyna
się fabuła! Z tego co pamiętam, to przy znikającym Thorze, Lokim
i nieszczęsnym tesseract'cie (to się w ogóle odmienia?) był ktoś
z bohaterów – mogło mi się też tylko wydawać, trudno w
zasadzie stwierdzić, bo... Zgrozo, nie pamiętam. Ciekawe gdzie
Barton i Natasha. Szczerze, Bartona uwielbiałem za posługiwanie się
łukiem. Robił to w sposób niemal niesamowity. A Natasha w fajny
sposób przesłuchiwała. Dość interesujące, nie? Zmanipulować
tak, aby osoba przesłuchiwana była pewna, że to ona zadaje
pytania. Genialne. Brakowało mi w „Powinni świętować zwycięstwo
chlając na umór, robiąc przy tym za bohaterów narodowych.”
jakiegoś zdania o kebaborze. Uczepiłem się tego, nie? Ale to
pytanie Starka, czy na niego pójdą pod koniec filmu było tak
rozbrajające, śmieszne i głupie, że ciężko było po prostu się
nie roześmiać. Przyznam, że czytając to opowiadanie po raz
pierwszy nie zwróciłem uwagi na nazwisko tego nieznanego agenta,
który to zaprowadził głównego bohatera do sali konferencyjnej,
gdy ten stawił się na wezwanie Fury'ego. Teraz jednak widząc je,
uśmiechnąłem się. Make peace, powiadasz? I to ten moment, na
który czekałem. Przyznam, że ciekaw byłem jak to wszystko
pokierujesz – to, co już jest w filmie, wyłączając tę
końcówkę. I jest. Uświadomienie Starkowi, że manewrowanie
pomiędzy biurowcami nie było dość... Rozsądne. W filmie
wyglądało to malowniczo i świetnie, nikt raczej co do tego złudzeń
nie ma. Tu mamy kontynuację, zejście na ziemię. Trochę to
brutalne, bo w filmie jasno chodziło o efekty specjalne, o
adrenalinę, o akcję, o zabawę. Tego właśnie to wszystko nam
dostarczyło. Ty, mając ten materiał, pociągnęłaś to dalej. Nie
wiem, czy to odpowiednia strategia, wejście na temat zniszczeń –
jego własnych, poniekąd. Sytuacja ta pokazuje kolejną odsłonę
człowieczeństwa – główny bohater nie pomyślał o tym, by
zrobić coś rozsądniejszego, wyprowadzić ich z miasta (z drugiej
strony, gdzie? Z tego co pamiętam, teren wokół Nowego Jorku jest
również zabudowany, niewiele jest możliwości wybrnięcia z tej
sytuacji; chyba że przenieść się nad wodę, ale z drugiej strony
to też byłby zły pomysł, zanieczyszczenie, no i reszta bohaterów
nie miałaby możliwości interwencji) i teraz, prawdopodobnie,
poniesie tego konsekwencje. Może to nawet trochę zbyt ludzkie, jak
myślisz? Film absolutnie do realistycznych nie należał, natomiast
posiadał pewne elementy prawdziwego życia. Tutaj wprowadzasz ich
jeszcze więcej, bazując na historii fantasy, jakby nie patrzeć. To
trochę stąpanie po grząskim gruncie, prędko może Ci się noga
obsunąć – nie życzę Ci tego, ale nie chciałbym być świadkiem
Twojego wypalenia pomysłów, weny i chęci, gdy to, co sobie
zamierzyłaś Cię przerośnie. Nie mówię, że tak się stanie, ale
nie mogę udawać, że się tego nie obawiam. Chciałbym śledzić tę
historię nawet poza ocenialnią.
Jedna
kwestia, która pozostawia wątpliwość i prosiłbym Cię o
sprawdzenie – najpierw piszesz, że usiadł, potem, że stoi. Nie
wiem, czy to było zamierzone, czy po prostu zabrakło Ci przejścia.
Pisząc coś, raczej należy dokumentować wszystko, czy tego się
chcesz, czy nie, aby nie pozostawiać za wiele domysłom – potem
może wyjść, że to, co wzięliśmy za pewnik nie będzie oczywiste
dla kogoś innego i główny bohater przypadkiem wyjdzie na ulicę
pełną ludzi nago. Tak też się zdarza...
Jak
już mówiłem, zaczynasz swoją historię. Nie wiem, czy do końca
wiarygodną, ale biorąc pod uwagę chęć rzucenia bomby na
mieszkańców, co zdecydowanie miałoby o wiele gorsze skutki, niż
zwodzenie Chitauri przez Starka... Cóż, myślę, że prawdopodobne.
A co najważniejsze, według mnie, niezwykle ambitne. Ciekaw jestem,
czy udźwigniesz wielkość tego pomysłu i możliwości z nim
związane. Plan zrzucenia winę na niego jest dość brutalny i, tak
jak mówi Emma, faktycznie sprytny. To co, ciekaw jestem dalszego
ciągu, lecimy do części drugiej, a Ty pisz trzecią!
Rozdział
drugi. Przedstawia się dalsza zabawa z Starkiem i Emmą w roli
głównej. Powiem Ci szczerze, że tu w dalszym ciągu wychodzi, że
to Panna Diament posiada ten żart i jaja, które w filmie posiadała
postać Tony'ego. To trochę deprymujące – szczerze, myśląc o
tym opowiadaniu sądziłem, że zrobisz coś niesamowitego. Sądziłem,
że oddasz charakter każdej z postaci, a w szczególności kogoś
tak charakterystycznego jak Iron Man, nie przeczę. Tymczasem ten
specyficzny humor dałaś dla Emmy, nie wiem, czy to był zamierzony
zabieg. Trochę jestem tym zmieszany. O, moment, zdanie „Nauczył
się już, że rozwiązanie jednego problemu zazwyczaj generuje dwa
kolejne i po prostu zaczął mieć nadzieję, że jego historia
wzruszyła lodowe serce Emmy.” sprawia, że może jeszcze jednak
jest nadzieja w tej kwestii. Alleluja, może jednak jest! Zdaję
sobie sprawę z tego, że wchodzi tu też kwestia przyzwyczajenia się
do pisania tego, a nie czegoś innego. Wyobraźnia wyobraźnią, ale
niewiele osób tak z miejsca jest w stanie wykreować każdego
bohatera w ciągu milisekundy i oddać jego sposób bycia w każdym,
najmniejszym dialogu, toku myślowym, zachowaniu i wszystkim, na co
składa się portret psychologiczny (i jaki sobie jeszcze ktoś chce)
postaci.
Rozdział wnosi do życia tyle, że mamy zarys samobójczego planu głównego bohatera na oczyszczenie siebie, odzyskanie zabawek i przy okazji może ochronienia przyjaciół od problemów z rządem, na które nie mieliby za wiele do poradzenia samodzielnie. Wbrew pozorom, mam wrażenie, że dzieje się nagle stosunkowo mniej – być może to efekt mojego zmęczenia, nie spałem zbyt dobrze. Trudno stwierdzić. Nie mam zastrzeżeń, ale też nie jestem w stanie napisać tu coś więcej. Może tylko tyle, że Stark to niepoprawny samobójca, trochę nie pasuje mi to do ironicznego, ale niesamowicie inteligentnego człowieka, wynalazcę w końcu, połączonego mózgowca z mięśniami. Coś jak Hulk (wzmianka o nim była cudowna, faktycznie parę dni z taką bestyjką i pewnie świat poszkodowanego zmieniłby się o sto osiemdziesiąt stopni; swoją drogą, pamiętasz tekst z „The Avengers”, rozpierducha, wydawanie rozkazów, przychodzi czas na Hulka i „A ty... Ty rozwalaj!” i jego radocha? Cudowne!), tylko bez mutowania, zielonej skóry i trochę z większą kontrolą i nieco mniejszym popędem do rozwalania. Swoją drogą, w komiksach Marvella raczej wszystko prędzej czy później prowadzi do rozpierduchy. Może to ich motyw przewodni?
Rozdział wnosi do życia tyle, że mamy zarys samobójczego planu głównego bohatera na oczyszczenie siebie, odzyskanie zabawek i przy okazji może ochronienia przyjaciół od problemów z rządem, na które nie mieliby za wiele do poradzenia samodzielnie. Wbrew pozorom, mam wrażenie, że dzieje się nagle stosunkowo mniej – być może to efekt mojego zmęczenia, nie spałem zbyt dobrze. Trudno stwierdzić. Nie mam zastrzeżeń, ale też nie jestem w stanie napisać tu coś więcej. Może tylko tyle, że Stark to niepoprawny samobójca, trochę nie pasuje mi to do ironicznego, ale niesamowicie inteligentnego człowieka, wynalazcę w końcu, połączonego mózgowca z mięśniami. Coś jak Hulk (wzmianka o nim była cudowna, faktycznie parę dni z taką bestyjką i pewnie świat poszkodowanego zmieniłby się o sto osiemdziesiąt stopni; swoją drogą, pamiętasz tekst z „The Avengers”, rozpierducha, wydawanie rozkazów, przychodzi czas na Hulka i „A ty... Ty rozwalaj!” i jego radocha? Cudowne!), tylko bez mutowania, zielonej skóry i trochę z większą kontrolą i nieco mniejszym popędem do rozwalania. Swoją drogą, w komiksach Marvella raczej wszystko prędzej czy później prowadzi do rozpierduchy. Może to ich motyw przewodni?
O
tej części zdecydowanie trudniej jest mi coś konstruktywnego
napisać. Głównie dlatego, że jest dużo przemyśleń Starka, a na
jego temat raczej wylewnie się już produkowałem, nie ma sensu
powtarzać tego po raz kolejny. I teraz hit, hit dosłownie, ale
szkoda, że nie w wykonaniu głównego bohatera: „Stark, jak ci się
włącza funkcja sumienia, to lepiej usiądź i poczekaj, to
przejdzie”. Hit, powiadam! Parskam śmiechem, ilekroć to widzę.
Ciekawe porównanie ciała kobiety do barku pełnego alkoholu. Jako
osoba nie lubująca się w alkoholach zbyt często, muszę przyznać,
że jest to dla mnie abstrakcyjne na tyle, by podnieść trochę
zaskoczony brew. Niemniej jednak, do niego pasuje jak ulał.
Podsumowując, styl masz
przyjemny i poprawny. Lekkość Twojego pisania rzuca się w oczy,
tekst czyta się dobrze i przyjemnie. Większych błędów, niż te
skromne, wymienione nie spotkałem,
ewentualnie były tak mało istotne, że nie zwróciłem na nie
uwagi. Nie spotkałem się z kontynuacją historii opisaną w filmie,
w ogóle z opowiadaniem z „The Avengers” się nie spotkałem.
Twój styl przypadł mi do gustu na tyle, że raczej stanę się
Twoim częstym gościem. Jedyne, o co prosiłbym, to popracowanie nad
postacią Starka. To wymaga, według mnie, poprawy. No i oczywiście,
spróbuj dzięki tej ocenie spocząć na laurach i przestać starać
się i pracować, to spotkasz się z siekierką!
Poprawność [14/15pkt]
Poza dwoma
przejęzyczeniami, których już znaleźć nie mogę, więcej błędów
nie zobaczyłem. Wątpliwości mam do wyrażenia „hall budynku”
(rozdział pierwszy). Zastanawiam się, czy nie lepiej by było,
gdybyś po prostu napisała „holu”. Wychodzi na jedno, w
zasadzie. Albo „korytarzu”. Ale to już taka mała kwestia
sporna, prawdopodobnie wszystkie te wyrażenia są poprawne, więc co
ja będę... Zadziwiająco mało błędów. Wszystko jest na swoim
miejscu w dużej mierze, nie zauważyłem niczego niepoprawnego, za
co powinnaś dostać znacząco po punktach.
Found it! „Nie był
pewien, czy byłby w stanie szukać jej po całym szpitalu nie
wracając na siebie niczyjej uwagi.” (rozdział pierwszy).
Prawdopodobnie nie muszę Cię informować co jest przejęzyczeniem,
ale dla świętego spokoju – mojego i osób, które namiętnie chcą
mnie hejtować - „zwracając”, nie „wracając”. Znalazłem
dodatkowy błąd. Raz piszesz „Tony'm”, innym razem przestawiasz
się, i zaczynasz pisać „Tonym”. Prosiłbym o dostosowanie się,
bo przez to i ja się gubię, a wydaję mi się, że ze względu na
„y” (tak, argumentacja zabójcza) powinien być apostrof.
Jeszcze jeden nadprogramowy błąd, którego wcześniej nie
zauważyłem: „Myślał Pepper, o SHIELD-zie [...]”. Tak,
zabrakło Ci „o”, zdarza się, ale znalazłem, więc musiałem
się pochwalić.
Ramki [9,5/10pkt]
Wszelkie istniejące ramki
są uporządkowane i mają swoje konkretne miejsce. Według mojej
opinii układ ramek jest trójkolumnowy – popraw mnie, jeśli się
mylę, prawa część jest jednak pusta. To dobrze, wygląda to
estetycznie i nie mam do tego zastrzeżeń. Do ramek zaliczają się
też wszelkie podlinki o Tobie, o opowiadaniu i cała reszta, więc
pozwolę sobie o każdym z nich powiedzieć parę słów. W „Linki”
znajdziemy trochę tego, co czytujesz, trochę tego, kto Cię ocenia
i trochę rejestów blogów, by nie być szarym człowiekiem w tłumie
wielu, a także link do szabloniarni. Wszystko estetyczne,
przejrzyste, minimalistyczne. Nie bije po oczach przesadą, wszystko
jest na swoim miejscu. Jedyne co bym zmienił, to to, aby to, co
dodałaś otwierało się w nowej stronie. Byłoby to przejrzyste i
łatwiejsze w przeglądaniu tego co ty tam masz bez konieczności
przymusowej eksmisji z Twojego bloga. Poza tym, z którejś oceny
mojego bloga dowiedziałem się, że linki przenoszące czytelnika do
jakiejś podstrony bloga powinny być otwierane w tej samej karcie,
natomiast te, które dotyczą innego bloga – w oddzielnych. Wygląda
to faktycznie przejrzyściej i lepiej, w związku z czym prosiłbym,
byś to poprawiła.
Bardzo cieszy mnie fakt, że
pomyślałaś też o zakładce, w której będą informacje na
podstawie czego piszesz to opowiadanie. Tę funkcję spełnia „O
fanfiction”. Nazwy nie są wymyślne (jestem fanem
pseudointelektualnych „mądrych” słów własnego autorstwa –
zawsze zamiast „linki” napiszę coś, co miało brzmieć mądrze,
np. „tu znajdziesz moje szczęście” czy coś takiego), ale muszę
przyznać, że nie wszędzie te ukochane wymyślne farmazony będą
pasować – tu ich obecność byłaby więcej, niż niepożądana.
Na szczęście, najwidoczniej nie masz na punkcie tego takiego fioła
jak ja, albo po prostu umiesz się hamować. Powracając jednak, w
owej zakładce znajdziemy wszystko – tytuł, tytuł alternatywny i,
co ciekawe, „Czego można się spodziewać?”. Szczerze, czytałem
wiele opowiadań wszelkiego rodzaju i nikt do swojego dotychczas nie
podszedł AŻ TAK profesjonalnie. Cholera, nawet przyczepić się nie
bardzo jest do czego, jakież to niesprawiedliwe! Gdyby nie fakt, że
ta historia oparta jest o film (no i komiks, skądś się Avengers
musiało wziąć), to zaproponowałbym wydanie jakiejś książki o
tej historii – ale tak, to wiadomo, sprawy o wszelkie prawa
autorskie i te sprawy. A szkoda, szkoda. Poza tym, to jest doskonałe
miejsce na temat, który chcę poruszyć – po pierwsze, nie
kojarzę, żeby Scott był w filmie, ale może się mylę. Po drugie,
ja też za nim nie przepadam, chociaż nie uważam, że jest takim
kompletnyv dupkiem. A tak szczerze, wydajesz się niesamowicie
sympatyczną osobą i aż serce się raduje, że najwidoczniej ktoś
ma podobne poczucie humoru do mojego – czytając „gnij w piekle
dla komiksowych postaci, Summers” omal nie zaplułem monitora
herbatą ze śmiechu. Potęga, powiadam, potęga!
Dalej znajdują się
„Dodatki” - nazwa niezbyt finezyjna, więc można domyśleć się
co tu znajdziemy – wszystko to, co nie pasuje gdzie indziej. I kto
mi powie, że się pomyliłem? Link ten ma podlinki, które dzielnie
spenetruję. „Bohaterowie, czyli kto jest kim” - kocham Cię za
to, że wprowadziłaś Bestię i wnioskuję, by był on jedną z
głównych postaci. Jest takim uroczym futrzakiem i zawsze jakoś tak
go lubiłem. Deadpool i fanboy Thora, tutaj to po prostu idzie
parskać śmiechem. Zastanawiam się, czy jeszcze coś genialnego
może być? Zapewne może. No i bam, jest, Valkyrie. Szczerze,
trochę ubolewam, że mitologia nordycka jest tu skurczona do minimum
– zostało to też wspomniane w którejś Twojej zakładce, że ta
część będzie dość mizerna. Rozumiem to, w filmach – zarówno
„The Avengers”, jak i „Thor” mitologia to była zaledwie
podstawa, według mnie dość nierozwinięta, a szkoda. Jest ona
szczególnie interesująca, według mnie, więc mogli to jakoś
bardziej rozszerzyć, ale to tylko takie moje małe zboczenie – o
tejże mitologii tak naprawdę dowiedziałem się z gry komputerowej
(Tomb Raider Underworld, polecam!), od tamtego czasu mam małego
fioła na tym punkcie. Jest to jednak obszerny temat i nie dziwię
się, że z tego w gruncie rzeczy zrezygnowałaś. Pomysł z
wprowadzeniem walkirii i tak mi się bardzo podoba, a biorąc pod
uwagę wyczyny Thora w filmie, właśnie dotyczącym jego nie dziwię
się jej ostrożności i mniemaniu, że sobie chłopaczek krzywdę
robi – też bym się zastanawiał, czy nie zabije się ot tak,
przypadkiem. W końcu przypadkiem wywołał wojnę, więc co tam...
Resztę oceny napiszę prawdopodobnie w towarzystwie podkładu
muzycznego, jakim uraczyłaś swoich czytelników.
„Ciekawostki” to zbiór
ciekawych... Ciekawostek. Informacje, które niewiele wniosą do
życia czytelnika, ale są pewnymi wyjaśnieniami i kolejną okazją
dla mnie do możliwości rozmowy z Tobą. Prawdę mówiąc po tej
informacji, że niektórzy skojarzyli sobie „zabójstwo Richardsa”
z Reedem zacząłem się zastanawiać, czy uwzględnisz w opowiadaniu
też Fantastyczną Czwórkę? W końcu jak zbiór postaci Marvela, to
czemu nie, prawda? Jest masa informacji, każdej omawiać nie będę,
co w tym wszystkim jest najistotniejsze – informacja o betowaniu.
Powiem Ci szczerze, że czytając opowiadanie pierwszy raz znalazłem
dwa błędy. Tylko dwa błędy i to nie tak istotne, żeby mi
spędzały sen z oczu. W związku z czym myślę, że raczej ilość
osób, które Ci to wszystko sprawdzają daje dużo.
Ostatni podlink to
„maskotka blogaska” (pisownia nieoryginalna, ta TrAwKa boli).
Gdyby to nie było napisane w TEN sposób (sposób opisany wyżej),
to cieszyłbym się zdecydowanie bardziej. Trochę to psuje image
strony ogółem. Niemniej jednak, dziękuję za gratulacje mojej
odwagi, wahałem się dość długo, czy popełnić czyn samobójcy i
jednak zajrzeć tutaj. Oglądałem „Thora” już po przeczytaniu
zawartości tej strony i widząc scenę, którego gifa posiadasz i
jest maskotkiem aż się zaśmiałem – faktycznie, scena tak
potrzebna, że świat by się skończył, gdyby jej nie było. Ładnie
wygląda, niechże ta maskotka zostanie. Więcej o maskotce, o dziwo,
napisałem w grafice – jaki nieogar.
„O autorze”, jest i
trochę informacji o Tobie. Niewiele, ale i niewiele do opowiadania
potrzeba Ciebie – taka prawda. Bylebyś pisała. Liczę też na to
w przyszłości, że będziesz skłonna wdawać się w rozmowy z
swoimi czytelnikami możliwie najczęściej, jak tylko się da, a nie
tylko przyjmowała ich zdanie do wiadomości i dziękowała za te
opinie w krótkiej informacji przed rozdziałem. Nie wierzę, że
pisanie, jakiekolwiek, można zakwalifikować do takich rzeczy,
których „w pewnym wieku nie uchodzi”. Naprawdę, nie wierzę, w
związku z czym nie przyjmuję tego do wiadomości! Zainteresowało
mnie jednak, czemu podróżujesz do Sztokholmu – masz tam rodzinę,
czy po prostu lubisz tam bywać? A tak na marginesie, niby Nowy Jork
jest stale atakowany przez potwory, ale zobacz, jaki on widowiskowy i
jakie przeżycia mają mieszkańcy – zakładając, że większa ich
część przeżywa. Jakież miałoby się historie do opisywania –
gdyby oczywiście się takie ataki przeżyło. Volverin rządzi!
W linkach pozostał już
tylko spamownik. Jakoś ta podróż po dodatkach szybko się
skończyła.
Bohaterowie [4/5pkt]
Jest link w dodatkach do
bohaterów, ale tylko tych, którzy bezpośrednio w „The Avengers”
nie występowali. I dobrze. Według mnie postaci w filmie są
wystarczająco wykreowane, w rozdziałach też nie brakuje opisów, w
związku z czym ja, jako czytelnik jestem w stanie sobie ich
wyobrazić i ładnie wszystko przypasować. Co mnie jednak uderzyło
– Stark w filmie był bezczelnie i chamsko zabawny. Tego Ci w Twoim
Starku brakuje. Jest zbyt... Poważny? Wiesz, to jest taki typ, który
po ataku Chitauri zaproponuje opylenie kebabora. Wiem, że tej części
w Twoim opowiadaniu nie uświadczą czytelnicy, ale ta sytuacja
całkiem nieźle obrazuje to, jaki on jest. Zresztą, co ja będę
tłumaczył, Iron Mana przecież uwielbiasz. Tu trochę mi zgrzyta i
irytuje – może z czasem, wraz z ilością rozdziałów rozkręcisz
się, być może to kwestia jeszcze małej wprawy. Dlaczego w ogóle
o tym wspomniałem i tak mi się to rzuciło w oczy? Szczerze mówiąc
z całych „The Avengers” uważam, że Stark jest mistrzem z
swoimi licznymi tekstami, które doprowadzały wręcz do łez
spowodowanych śmiechem. Jego żarty i styl bycia po prostu do mnie
trafia, bo sam niejednokrotnie podobnie się zachowuje, a tego u
Ciebie brakuje. Rozgadałem się. Ogółem jest w porządku, prócz
tego jednego małego minusika.
Komentarze [4,5/5pkt]
Przyjrzałem się
komentarzom, znajdującym się pod Twoimi rozdziałami i prologiem.
Nie spodziewałem się nieporządku i takowego nie zastałem. Są
opinie na temat – raczej superlatywy, niż negatywy, ale trudno się
dziwić, bo faktycznie ciężko jest wyłapać coś, co jest nie tak
– nawet jeśli czytelnicy znaleźli te nieliczne omyłki, nie psują
one całości opowiadania, w związku z tym nie dziwię się, że nie
wytknęli Ci tego. Jedyny komentarz, który nie traktował o tym, co
jest w rozdziale to była jedna, jedyna, samotna informacja o tym, że
Twój blog został oceniony, a oceniająca po fale hejtu poddała się
i odeszła. Jest spamownik i teraz sam mam zagwozdkę –
poinformować pod rozdziałem, czy w wyżej wymienionym miejscu?
Pod względem porządku,
jaki prowadzisz na swoim blogu w komentarzach nie zawiodłaś mnie,
nie spodziewałem się bowiem wielu „Cudowny blog, wpadnij do
mnie”. Na szczęście, faktycznie jest czysto i nawet w spamowniku
widnieje tylko jedna odpowiedz na jakiś Twój komentarz. Zacnie. Nie
zauważyłem jednak żadnych dialogów z czytelnikami. Czyżbyś nie
przywiązywała do tego wagi?
Punkty dodatkowe [+4]
PLUSY
- za muzykę, która jest genialna, ALE nie rozbrzmiewa od razu po tym, jak się włącza strona. Chcesz, to sobie ją włączysz, nie, to nie – nikt Ci nie każe, nie dostaniesz też palpitacji serca ze względu na to, że nagle coś Ci zacznie grać.
- za dobry styl, przyjemne dialogi i tekst obfity w opisy. Czyta się przyjemnie i radośnie, większych błędów też nie widziałem, co cieszy mnie niezmiernie.
- za, póki co, trzymanie równego, dobrego i wysokiego poziomu pisania,
- humor Twoich wypowiedzi, zarówno te w opowiadaniu, jak i te nieco prywatniej – czy to w paru słowach o Tobie, o blogu, czy dodatkach, wszędzie można to przeczytać; jest to na tyle rzucające się w oczy, że po prostu sprawia mi uśmiech, Twoje słowa trochę mnie radują, a mnie mało co cieszy i zadowala, w związku z czym musisz być taką osobowością, którą szczerze preferuję i uwielbiam w prywatnym życiu.
MINUSY (które, jak widać, nie zostały wliczone w punktacje)
- nie mogę latać za Tobą z siekierką, co mnie niezmiennie nie zadowala, chlip.
Podsumowując, zyskałaś
82 punkty, co daję Ci ocenę bardzo dobrą. W pełni na nią
zasługujesz, a nawet skłonny byłbym i postawić wyższą, ale
pewnie aż takie naciąganie byłoby przesadą, musisz się zadowolić
niestety tylko tą piątką. Gratuluję Ci i życzę dalszych,
owocnych zabaw ze słowem. Na przyszłość też nie bój się takich,
jak ja. Jesteś dobra, w związku z czym bardziej, niż zwykle
oceniający złośliwy raczej nie będzie. Jeśli któryś z zdań
powyżej uraził autorkę bloga, proszę o tym niezwłocznie
poinformować w komentarzu – prawdopodobnie niewiele to zmieni w
naszym życiu, ale przynajmniej będę wiedział na co niektórzy
mogą być drażliwi. Jeśli ktoś wyłapie jakieś błędy, śmiało, proszę to zgłaszać w sposób kulturalny, a krytyka, proszę, by była konstruktywna. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że sprawdzałem tekst przed chwilą, jednak jestem po nieprzespanej nocy, możliwe, że coś pominąłem.
"Gdy zobaczyłem to zgłoszenie do swojej kolejki, muszę przyznać, że zdziwiło mnie to, nie spodziewałem się bowiem bloga o takiej tematyce, choć w sumie powinienem, zważywszy na wytyczne, które sam ustalałem – przyznam, że nie myślałem, iż pod tematyczne podciągnąć można wszystko, a cholera, można." - Dłuższych zdań już pisać nie można? O_O Strasznie mi się to w oczy rzuciło.
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle, cieszę się, że Shibuya powstała po ciężkim dla niej okresie. Mam nadzieję, że najgorsze macie już za sobą :))
Dafne, Drino, trzymam za Was i całą resztę załogi kciuki! :)I Efrim, jak miło, że Ty także poczułaś na nowo chęci, żeby znów pracować :D
O rany... No tak, trochę długie zdanie... Jak kogoś jeszcze to zabolało, to wybaczcie, tak po prostu piszę i choć staram się trochę krócej pisać te zdania, bywa... Cóż, różnie. Poza tym, odpowiadając na pytanie - można! :)
UsuńCo do życzeń i innych, to ja się nie wypowiem, ja tu tylko sprzątam... :(
Pytanie było oczywiście retoryczne, jako była oceniająca sama spotkałam się z blogami, gdzie jedno zdanie to pół rozdziału było. Oczywiście, rozdział nie dłuższy niż pół strony w wordzie :P
UsuńA Tobie morth życzę wytrwałości, bo to z czym miałeś do czynienia przy ostatniej ocenie mogłoby zniechęcić nie jedną osobę. Cóż, tamtej oceny nie czytałam, więc też się nie wypowiem, ale mam nadzieję, że wszelkie błędy, jakie popełniłeś w przyszłości skorygujesz i będziesz dobrym oceniającym ;)
Szczerze mówiąc trudno było wyłowić cenne uwagi, biorąc pod uwagę fakt, że żadnych sugestii od oceniających nie dostałem, jedynie fala hejtu poleciała i w zasadzie pogubiłem się, co faktycznie można by podpiąć pod jakiś tam błąd, a co było czystą złośliwością. W miarę swoich możliwości zweryfikowałem niektóre, co przydatniejsze komentarze i staram się pilnować. Niesamowite, parę lat temu byłem oceniającym i aktywie piszącym wszystko i ciągle, tymczasem przerwa zrobiła swoje i trzeba sobie przypominać i uczyć się trochę od nowa. Czasem się zapominam, że na wybitnie złośliwie i specyficzne żarciki nie mogę sobie do końca pozwolić, nie będąc w towarzystwie znanych mi ludzi, co do których jestem pewien, że zrozumieją... Zacząłem pisać częściej "to żart", niż ktoś by się tego spodziewał.
UsuńZniechęciło mnie też, przez co na ocenę Irena czekała miesiąc. Z drugiej strony, ocena pobiła oglądalność. Wyświetlona została prawie 900 razy, niezłe osiągnięcie, jak na debiut :).
Właśnie, ja kojarzę Twój nick, byłaś w Shibuyi, czy mi się wydaje?
Nie wczytywałam się w to wszystko. Ale prawda jest taka, że czasem jakiś blog potrafi doprowadzić do szewskiej pasji, bywa, że nie umiemy w swojej krytyce wyczuć, że zamiast nią pomagać i wskazywać, co jest nie tak, po prostu kogoś objeżdżamy od góry do dołu. Ale skoro był taki straszny hejt na Ciebie, to jednak coś źle zrobić musiałeś. Ja też niejednokrotnie kogoś krytykowałam i to całkiem mocno, ale starałam się tę krytykę argumentować i popierać przykładami prosto z treści bloga. Ale mówię, nie czytałam tamtej oceny, nie wiem, co tam było.
OdpowiedzUsuńTak, byłam oceniającą na Shibuyi. Niestety, po jakimś czasie zrozumiałam, że nie ciągnie mnie do siedzenia przed kompem, czytania blogów i pisania ich ocen. Tak samo jak przestało mnie ciągnąć do prowadzenia własnych blogów :P
Patrzę, że nawet w szerokiej liście są jeszcze moje oceny. Nawet sobie je poczytałam dla przypomnienia :D
Wiem jak to może teraz zabrzmieć, ale w mojej opinii to ocena była dobra. Ostra, złośliwa i chamska, ale dobra, przynajmniej pod tym względem, że blog został zanalizowany dogłębnie, każdy z błędów, jakie zauważyłem (po którymś rozdziale zwyczajnie stwierdziłem, że dalsze udowadnianie jak rozpaczliwie okropnie ma się ten blog jest bezcelowe, kwintesencja błędów została ukazana i pokazane na przykładach z czym ma ogromne problemy), a nawet może trochę błędna próba - zwykle tak mam, że o czymś mówię i jeśli mam w doświadczeniach życiowych historię, pasującą do wydarzenia, to ją mówię/piszę. Nie poświęciłem jej nawet ćwiartki oceny, w zasadzie było po prostu napisane, że ja też kiedyś pisałem fatalnie i nie byłem w stanie skonstruować choć jednego, poprawnego zdania złożonego, tymczasem raczej moje tworzenie zdań ma się niezle, poza tym w szczycie swojej formy pisarskiej były też jakieś oferty pisania książek, czy czegoś. Krótko mówiąc - że się da. Zostało to zinterpretowane jak zostało (nie jako przykład z życia wzięty, jak spodziewałem się, że zostanie odebrane, a jak zbędne mówienie o sobie, jakby to było tym, na czym mi zależy). Trochę przeze mnie gorycz przemawia, ale to dlatego, że nad tamtą oceną naprawdę się napracowałem, starałem się, żeby była ona szczera, sensowna i naszpikowana pokazaniem błędów, próbą naprawienia tego jakoś... No cóż. Wisielczy humor nie każdemu się podoba, to też trzeba wziąć pod uwagę.
UsuńStwierdzam to samo, ilekroć dołączę do jakiejś ocenialni. Tym razem liczę na to, że regularne pisanie czegokolwiek pozwoli mi znów wejść w rytm pisania i że znów będę sobie coś tworzył. Jak to będzie wyglądało, zobaczymy :).
Tak sobie pomyślałam, a propos tych bezdomnych psów. Jeśli pół miasta poszło w gruzy, to może to po prostu są psy, które w tym chaosie uciekły właścicielom i nie mogą teraz trafić z powrotem do domów?
OdpowiedzUsuńSłuszna uwaga, mogło tak być, ale wtedy raczej nie nazwałoby się je bezdomnymi, biorąc pod uwagę fakt, że każde z nich raczej musi mieć obrożę, widać od razu, że są czyjeś.
UsuńAle faktycznie, ta kwestia można być sporna.
A mnie się ta ocena jakoś tak podoba. Co prawda to jedna z dłuższych, jakie czytałam w ostatnim czasie, ale zdążyłam się już zorientować, że taki właśnie masz styl. Wyglądasz na dokładnego i szczegółowego. No i wtrącasz jakieś tam dygresje, ale nie tworzą one połowy oceny, więc nie mogę się do tego doczepić, sama takowe wplatam dla kontaktu z ocenianym. :) Ogólnie rzecz ujmując, masz dość specyficzny styl. Twój język potrafi brzmieć fachowo (a wykresu tych długich zdań to by moja polonistka nie narysowała :D), ale trzyma się Ciebie jakiś taki luz i żart, co lubię w ocenach. Na Twoim miejscu jakoś bardziej oddzielałabym elementy oceny w sposób czysto graficzny, bo tekstu jest dużo i na pierwszy rzut oka wygląda to jak tasiemiec bez podziału na części.
OdpowiedzUsuńMam głęboką nadzieję, iż teraz na kolejną ocenę czekać tyle nie będziemy musieli i że każda kolejna będzie lepsza od poprzedniej, jak to statystycznie na stażu bywa.
W OpenOffice były akapity, ale jak się wkleja na bloga, znikają bezpowrotnie. Dość przykre. Niemniej jednak, dziękuję i spróbuję pisać trochę z oddzielaniem, tylko że w zasadzie nie do końca wiem jak to robić, jakaś propozycja?
UsuńPopatrz na nasz tradycyjny układ ocen. Jest kursywa, jest pogrubienie, jest podkreślenie, są entery...
UsuńJest kursywa i podkreślenie! Pogrubienie też zastosowałem, żeby łośkiem nie być i entery jakby nie patrzeć też są ;D
UsuńOwszem, ale chodzi mi o coś nieco innego, porównaj sobie po prostu :) Może to tylko mnie tak wizualnie nie do końca odpowiada.
UsuńTak, ocena bardzo fajna. Dotychczas miałem kolegę (mogę tak mówić, prawda?) za krytyka, a tu się okazuje że jednak można u niego dostać dobrą ocenę! No a tak dużo treści o blogu dobrze o nim świadczy ;)
OdpowiedzUsuńPewnie, że można. Jak się potrafi pisać, pisze z sensem i ciekawie, to jestem skłonny wystawić wysoką ocenę (z bólem serca, przyznaję).
UsuńO rany, właśnie zauważyłem trochę błędów i jeden dość istotny - część tego, co powinna być w tekście, jest w poprawności, na Merlina, gdzie edycja?! AAA!
OdpowiedzUsuńSytuacja opanowana, bez stresu, bez stresu. Więcej nie wrzucam tekstu po nieprzespanej nocy, nie ogarniam.
UsuńHeh, Lamko, nie panikuj :)
UsuńMorth... Wiem, że to zabrzmi dziwnie, bo prośbę o niezmienianie szablonu zostawiłeś u mnie wczoraj, ale pomyślałam, że fajnie by było, gdybyś ocenił w pełni moją wersję tego bloga. Chciałabym przywrócić na czas oceny szablon, który już tam wcześniej leżał, a który wykonałam sama. Zakładając, że nie zacząłeś jeszcze pisać oceny wyglądu bloga, oczywiście. Mogłabym? :>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Oj Ty, Ty... Zmieniaj.
UsuńDzięki :D
UsuńO matko, kiedy ja się w końcu ogarnę...
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie stażystę i życzę powodzenia. ;3
Morth, no w końcu żeś się wziął! Brawo! :D
A kiedy będzie moja ocena, tego nie wiem, bo mam olimpiadę z polskiego za tydzień i nie mam kompletnie na nic czasu. He.
A, morth: justuj tekst, dobrze? :D
UsuńWyjustowałem!
UsuńSuper. ;)
UsuńJaka długa ocena:D Ale dobrze mi się czytało! I jaka wysoka nota, dobrze, dobrze:) Przyłaczam się do Dafne, mam nadzieję, że nie trzeba będzie długo czekać na kolejną ocenę! :D
OdpowiedzUsuńDrina słonko powodzenia na olimpiadzie! <333
Czy komuś z tu obecnych też kończą się ferie? Tak cholernie nic mi się nie chce, no :C
Dzięki, przyda się na pewno! <33
UsuńNo weź, ja już ferii od dwóch tygodni nie mam... xD
D.
Mnie właśnie się kończą, niestety :( I znów pełno obowiązków na głowie... Tak, błogie lenistwo jest takie przyjemne... ;)
UsuńOj tak. Tobie też dowalili 3 sprawdziany zaraz po feriach? Czy może tylko moi nauczyciele są tak bezmyślni? :D
UsuńEf.
Nie, nie tylko twoi. Co prawda pierwsze dwa dni spokojne, ale potem do końca tygodnia masakra i początek kolejnego zawalony...
UsuńMnie się ferie skończyły dawno temu...
OdpowiedzUsuń