niedziela, 10 marca 2013

[571] http://sukcesja-chiyo.blogspot.com/



Autorka: Chiyo
Oceniająca: Drina

Czas się poważnie wziąć do roboty, co za dużo lenistwa, to niezdrowo. Piękny dzień marca zaczynamy więc od czytania Sukcesji. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi za fakt napisania zamiast oceny szablonowej nieszablonowej. Uznałam, że bardziej mi ona pasuje do tego bloga. Przepraszam także za długą zwłokę, wybaczcie, proszę. Obiecuję, że się wezmę do pracy.

                Słowo „sukcesja” ma bardzo wiele znaczeń. Wydaje mi się jednak, że w przypadku Twojego opowiadania, droga Chiyo, oznacza ono dziedziczenie tronu. Można więc już na samym początku wywnioskować, że będziemy mieli do czynienia z walką o koronę, z intrygami mnożącymi się w rodzie królewskim i w innych, pomniejszych. Klimaty z pewnością ciekawe, lecz często bardzo trudne do przeprowadzenia. Nie każdemu się ta sztuka udaje – zobaczymy, jak to będzie w Twoim przypadku. Druga część adresu to Twój nick, prawda? Wytłumaczyłaś w jednej z podstron, skąd się tam wziął – nie mam nic przeciwko temu.  W każdym razie za adres masz u mnie dużego plusa, czuję się bardzo, ale to bardzo zaciekawiona.
                Sam tekst jest nieczytelny na tym ciemnym tle, ledwo widać litery. Może rozjaśniłabyś nieco kolor czcionki albo dodała tło pod notką?

Po raz pierwszy w swym krótkim życiu Hamaren pojął, co niektórzy mieli na myśli, twierdząc, iż kiedy polityka północy wkraczała w czyjeś życie, świat trząsł się w posadach – jego rozmówca całą mową ciała dawał do zrozumienia, że powie coś, co będzie musiało pozostać tajemnicą; coś, co nie powinno być wystawiane na ryzyko usłyszenia przez kogokolwiek innego, mogąc zaszkodzić zbyt wielu osobom.

                Nie widzę związku między wkradającą do czyjegoś życia [właśnie – czyjego? Dowolnej osoby podążającej gościńcem do miasta?] a tajemnicą i tym, co pan poseł ma zamiar powiedzieć młodemu księciu. Zastanawiam się też, dlaczego świat zaraz musi się trząść w posadach? Podstawmy na przykład w miejsce jakiejś osoby zwykłego wieśniaka – co się stanie, jeżeli w jego życie zaingeruje polityka północy? Zakładamy oczywiście, że miałaby ku temu powody. No właśnie. Wątpię, by w wyniku tego miał miejsce Armagedon. Zresztą gdyby w miejsce wieśniaka dać jakiegoś księcia, pewnie efekt byłby dokładnie taki sam. Rozumiem, że mogłaś użyć hiperboli, ale wydaje się tutaj być ona zupełnie nie na miejscu.

Na moment zamilkli, umożliwiając dźwiękom rozmów, muzyki oraz zabawy na niezakłócone dotarcie do uszu. Złoto i mozaiki po raz pierwszy schowały się za ludźmi, nie próbując ich przytłaczać, ginąc w tłumie, jak powinny. Oczy obojga mężczyzn powędrowały w kierunku następcy tronu Tali – jak gdyby na dany znak, jednocześnie, z podobnym wyrazem.

Zastanawiam się, dlaczego zamiast opisu ucztujących pojawia się tutaj zdanie o mozaikach, które nie wnosi do opowiadania kompletnie nic. W tym miejscu można było się przecież pokusić o opisanie panujących w tymże państwie zwyczajach, sposobach ubierania się... Jeżeli zaś to zdanie już koniecznie musi tutaj się znajdować, to dobrze by było wpleść je jakoś w opis całego pomieszczenia, sali, w której odbywa się przyjęcie. Bez tego wydaje się ono kompletnie wyrwane z kontekstu.

Hamaren musiał przyznać, że zdarzało mu się o podobnym rozwiązaniu rozmyślać kilkakrotnie w przeszłości, jednak zawsze kończył z niczym.

                Nie pasuje mi tutaj w ogóle określenie „kończył z niczym”, zwłaszcza w określeniu do myśli. Lepiej byłoby napisać, że nigdy nie próbował tych myśli wcielić w życie.

Niewielki raj na ziemi, inny od geometrycznego ścisku w kolorze piaskowca, którym charakteryzowała się stolica…

                Przesadziłaś nieco z patetyzmem i doborem słów. Można powiedzieć nawet, że nieco przekombinowałaś. Ścisk w kolorze piaskowca, którym charakteryzowała się stolica? W dodatku geometryczny? Chodziło Ci może o mury miasta? W zasadzie tak można rozumieć wspomnienie o piaskowcu. Choć raczej murów nie stawiano z piaskowca, tylko z kamienia. Poza tym ścisk to inaczej tłok, duże skupisko ludzi. A skoro Twoim zdaniem był geometryczny i w kolorze piaskowca... No cóż.
                Przypowieść starszego dyplomaty była bardzo dobrze wpisana w sytuację i świetnie poprowadzona. Spodobała mi się. Całkiem zrozumiałe, że przez to młody książę zaczął znowu snuć plany pozbycia się brata. Czy jednakże król nie mógł go w takiej sytuacji wydziedziczyć? Myślę, że nie byłoby takie niemożliwe. Chociaż w sumie wtedy nie byłoby zabawy z intrygami politycznymi. Zresztą książę chce zabić brata własnymi rękami? Tak to zabrzmiało w kontekście jego przemyśleń.
                Z kolei opis ogrodu naprawdę Ci wyszedł, choć trochę przesadziłaś językowo, tworząc nieco dziwaczne konstrukcje, przynajmniej takie jest moje wrażenie. Już po prologu widać, że masz naprawdę dobry styl, błędów ortograficznych i interpunkcyjnych nie ma wcale, lecz największym problemem jest chyba dla Ciebie zbyt duże kombinowanie ze składnią i słownictwem. Spójrzmy chociażby tutaj:

Owszem, w mieście, pośród ulic i mieszkańców można było znaleźć trochę zieleni, jednak Barathę w większości stanowiły budynki, w lepszym lub gorszym stanie, pomiędzy którymi ludzie biegali, krzyczeli, wieszali pranie – słowem, żyli na swój własny, ludzki sposób.

                Miasto stanowione przez budynki? To chyba jasne, że miasto składa się w większości z budynków, nie trzeba chyba tego tłumaczyć aż tak dokładnie. Zresztą dziwnie to brzmi, mało naturalnie. Nie powiesz przecież, że Warszawę w większości stanowią budynki. Nie, powiesz, że w Warszawie przeważają budynki bądź ujmiesz to w jeszcze inny sposób, lecz znaczenie będzie to samo. Druga sprawa, która mi zgrzyta w tym zdaniu, to „(...)żyli na swój własny, ludzki sposób”. Są ludźmi, nie będą przecież żyli jak Marsjanie, prawda? Przymiotnik ten jest całkowicie zbędny.

Nie, te dwa rodzaje życia różniły się czymś znacznie ważniejszym: naturą.

                Nie lepiej byłoby napisać „style życia”?

Gdyby Hamaren urodził się synem jakiegoś mieszczanina, od urodzenia otoczony byłby zgiełkiem stolicy oraz gwarem kłótliwych ludzi, ale też nie musiałby się obawiać, iż za plecami czyjś głos ociekał jadem, grożąc jego pozycji.

                Użyłaś trybu przypuszczającego, podając przykład z życia Hammarena-mieszczanina, mogłabyś zatem zrobić to samo w przypadku Hammarena-księcia i już brzmiałoby zdecydowanie lepiej. Poza tym nie wydaje mi się, by sam ociekający jadem głos zagrażał pozycji księcia. Przecież głosy nie potrafią absolutnie nic zrobić. Status Hammarena jest na tyle mocny, że żadne słowo nie będzie w stanie strącić go z tej pozycji. Uczynić to zdołałoby jedynie zagrożenie jego życia, prawda?
                Ogółem prolog mnie jakoś specjalnie nie powalił na kolana. Ot, zwyczajna uczta, rozmowa młodego księcia z dyplomatą i raczkujące plany zemsty. Nic oryginalnego.
                Dlaczego Anavati zwraca się akurat do bogini zabawy, która z karierą ma niewiele wspólnego? Zaskoczyło mnie to, myślałam, że raczej będzie się modlić do bóstwa mądrości, pracy czy coś podobnego. Przy okazji – sama wymyślasz imiona? Są naprawdę oryginalne i mają ładne brzmienie, duży plus.
                Jeżeli Avanati przeszła na nauczanie indywidualne, to dlaczego chwilę wcześniej pisałaś, że poniżeniem będzie dla niej zjawienie się w klasie pełnej uczniów i wejście spóźnionej? Chyba że ja coś zrozumiałam opacznie, co także jest możliwe.

Mistrz Asang na odpoczynku, nie nauczając nikogo? Przecież jeszcze kilka miesięcy temu zarzekał się, że doczeka końca swoich dni jako nauczyciel i opiekun, że nie pozwoli wygonić się z Akademii – kiedy zdążył tak diametralnie zmienić zdanie? Jednak Anavati prędko skarciła się w myślach. Nie jej oceniać decyzję starego człowieka, któremu odpoczynek należał się jak każdemu, kto dożył sędziwego wieku. Musiała pogodzić się z losem i przyjąć, co zaoferowano w zamian.

                A mi się wydaje, że on został zmuszony do takiej decyzji, że ktoś ją na nim wymusił. Równie dobrze zresztą mogli go zabić, wyszłoby dokładnie na to samo. Jednak w zasadzie kto miałby to robić? I dlaczego? Nie mam pojęcia, wciąż wiem niewiele, ale jednak słowa nowego mentora Anavati wydają mi się bardzo podejrzane, zwłaszcza w świetle myśli dziewczyny.
                One się uczą tańczyć? W Akademii Sztuk Pięknych? Dlaczego? Wydawało mi się zawsze, że Akademia Sztuk Pięknych jest bardziej związana z malarstwem, rysunkiem... Zastanawia mnie też powiązanie historii dziewczyny z tym, co znalazło się w prologu. Wymyśliłam jedynie tyle, że Anavati któregoś dnia zatańczy dla samej rodziny królewskiej... Jest to możliwe, a nawet całkiem prawdopodobne. Tylko co dalej? Jakoś nie przychodzi mi do głowy żaden pomysł – no nic, dowiem się tego, a przynajmniej taką mam nadzieję.
                Pojedynek obu dziewcząt był z całą pewnością dość nietypowy. Zdziwił mnie jednak fakt wygranej przeciwniczki Avanati. Przecież tyle się namęczyła, natrenowała... Jednak logika nowego mistrza dziewczyny wydaje mi się nieco dziwna. Głównym tematem pieśni ma być miłość, a skoro to ona stała się przyczyną konfliktu, to niech Avanati śpiewa, że miłość nie jest dla niej czy jakoś tak? Dobrze zrozumiałam? Miało to zaskoczyć sędziów i faktycznie zaskoczyło, dlaczego zatem wygrała przeciwniczka Avanati?
                W kolejnym rozdziale zrobiłaś przeskok do kolejnej osoby. Ciekawi mnie, w jaki sposób masz zamiar to wszystko powiązać. Na razie nie widzę też nigdzie nawiązania do tytułu bloga, lecz pewnie jednak wszystko w swoim czasie.

Kury odskakiwały w popłochu, po czym wygrażały skrzydłami, gdy wybiegała z podwórza na ulicę.

                Kury wygrażające skrzydłami? To musiał być naprawdę ciekawy widok...

Dzięki awanturniczym zapędom miejscowych kur i kóz miasto rzadko kiedy cichło, a ich „kud-ku-dak!” czy „meee!” niosło te same oskarżenia co ludzkie „oj!” i „ej!”.

                Zabrzmiało to trochę tak, jakby na miejskie hałasy składały się tylko dźwięki wydawane przez zwierzęta. Przypuszczam, że jeśli już, to byłoby to nieco na obrzeżach, poza samymi murami, lub tez w jakieś wiosce. W mieście co najwyżej można było słyszeć stukot kopyt końskich o bruk i z całą pewnością nie wypełniał go tylko ten dźwięk.

Upasna nie miała jednak czasu przystawać, by się kłócić z kurami – to by dopiero był widok, gdyby wdała się w sprzeczkę ze zgrają rozwydrzonych zwierząt!

                To zwierzęta potrafią dyskutować czy się kłócić? Chociaż w sumie być może to druga Narnia, wszystko jest możliwe.

Po raz pierwszy od dawna Upasna nie musiała się przejmować, że kogoś potrąci, po czym znowu oberwie od matki za „uparte odmawianie dorośnięcia”.

                Obrywać za potrącenie kogoś? Nie rozumiem też, dlaczego jest to uznawane przez jej matkę za „uparte odmawianie dorośnięcia”, przecież na zatłoczonej ulicy zdarza się kogoś popchnąć, choćby i niechcący. Nie sądzę, by Upasna robiła to z premedytacją, więc na jakiej zasadzie jej matka używa podobnego określenia?
                Aha, rozumiem! Na tych Dniach Otwartych Akademii wystąpi Anavati, pewnie zjawi się tez rodzina królewska... No i oczywiście Upasna i jej przyjaciele.
                Prawie trafiłam! W każdym razie występ Anavati (ciągle mylą mi się literki w jej imieniu – przestawiam i wychodzi Avanati!) wyszedł naprawdę ciekawie. Chociaż w zasadzie to, że wystąpi, było do przewidzenia, zaś skręcenie kostki przez tę dziewczynę wydaje mi się podejrzane. Swoją drogą ten konkurs organizowany przez dyplomatów jest naprawdę dużą szansą dla dziewczyny, okazją, by zauważyła ją również rodzina królewska. Bo go wygra – co do tego nie mam żadnych wątpliwości.
                Jeśli chodzi o mistrza Endrasha, to budzi we mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony podziwiam jego zorganizowanie, zdolności do wydobycia z uczennicy tego, co najlepsze, opanowania, a z drugiej wkurza mnie jego brak skrupułów i przysłowiowe dążenie do celu po trupach. Chce zniszczyć związek Anavati? A co zrobi, jeśli dziewczyna się z tego powodu załamie? Rozumiem, że to niby miałoby pomóc jej w samodoskonaleniu i uwolnić od przywiązania do jednego miejsca, ale jednak podobne zachowanie jest trochę bezlitosne.

— Kogo podsłuchowujesz? — szepnęła.

                To było celowe? Dlaczego „podsłuchowujesz” zamiast „podsłuchujesz”?
                Zastanawiam się, skąd w fantastycznej krainie wzięła się gwara poznańska. Tak, chodzi o słówko „kielczyć się”. Rozumiem, że mogło Ci pasować konkretnie w tej sytuacji, jednakże skoro to jest fantastyka, to nie ma tam Poznania, a zatem gwary poznańskiej też nie. Wynika z tego, że matka Upasny nie mogła znać tego słowa. Przy okazji, przypomniało mi się coś, co zwróciło moją uwagę przy okazji występu Anavati – cekiny. Nie sądziłam, że już wtedy istniały. Realia Twojego opowiadania odpowiadają naszemu średniowieczu, jeśli dobrze wnioskuję. To prawda, można było w owych czasach znaleźć wiele przepięknych materiałów, ale cekiny, które mi się aż za bardzo kojarzą z XXI wiekiem? Cóż, może wtedy istniały, a ja nic o tym nie wiem...

— Powinni je wywiesić za… — zerknęła na wiszący na ścianie korytarza zegar — mniej więcej piętnaście minut.

                Chwila. Ty na pewno piszesz o średniowieczu? Na pewno? Co chwilę się zapominasz i wygląda na to, że przenosisz opowiadanie do współczesności. Jeśli jest to zaś zabieg celowy, to postaraj się go chociaż sensownie wytłumaczyć, na przykład działaniem magii. Co mnie uderzyło w przytoczonym fragmencie? Dwie rzeczy. Wywiesić wyniki? Przecież średniowiecze to czasy analfabetyzmu, czasy, kiedy czytać i pisać potrafiły jedynie elity. Nawet jeśli założyć, że wszyscy uczestnicy konkursu są osobami piśmiennymi, to z pewnością samo przedstawienie wyników nie należało do najprostszych zadań, w końcu ręcznie trzeba było zapisać kilkaset imion i nazwisk. Druk przecież jeszcze wtedy nie był aż tak powszechny. Prościej byłoby to po prostu przeczytać. Rzecz druga, która mnie strasznie razi, to zegar. W dodatku wiszący na ścianie korytarza, jak gdyby nigdy nic. Wsiadł do machiny czasu i się teleportował do Twojego średniowiecza? Przypominam, że w średniowieczu i wiekach wcześniejszych jako zegarów używano wszelkiego rodzaju klepsydr, misek z wodą, zegarów słonecznych... Z całą pewnością nie było jednak zegarów takich, jakie znamy w obecnej formie.
                A więc jednak udało Ci się mnie zaskoczyć, nie sądziłam, że sprawy przybiorą właśnie taki obrót. Niemniej jednak wystąpienie przed dziedzicem tronu to z pewnością niemały zaszczyt, który znacznie podniesie samoocenę Anavati. Żałuję, że plan jej mistrza względem związku Anavati, doszedł do skutku, jestem jednak ciekawa, co takiego mu powiedział, że ukochany dziewczyny (nie mogę zapamiętać imienia!) zerwał z nią praktycznie bez powodu!
                Kreacja znachorki wyszła Ci perfekcyjnie. Jest bardzo charakterystyczną postacią, nie da się jej przeoczyć. Miałaś dobry pomysł z daniem jej używanych praktycznie w każdej wypowiedzi słów.
                Link w rozdziale „Oczy za drzwiami” część druga odwołuje czytelnika do części pierwszej, taka drobna uwaga.
                Czyli Hamaren rozpoczął realizację swojego planu pozbycia się brata. Nie rozumiem jednak, jaką rolę ma w tym wszystkim odegrać Anavati, jaki jest cel w aranżowaniu spotkań jej i królewskiego dziedzica. Z pewnością nie jest to przypadek, Hamaren zbyt dokładnie wszystko przemyślał i ustalił, żeby teraz zostawiać wszystko własnemu losowi. Z drugiej jednak strony mam wrażenie, że dla dziedzica korony Anavati jest kimś w rodzaju kurtyzany, osoby, która ma służyć tylko i wyłącznie zapewnieniu rozrywki. Zabawka. Marionetka. Pionek w grze, którą toczą osoby o wiele od niej potężniejsze i świadome swojej władzy. Anavati może zostać przez nich z łatwością wykorzystana, nawet jeśli ona sama tego nie zauważy. Wyraźnie widać tutaj również kontrast między dwójką braci, co starałaś się bardzo uwydatnić. W zasadzie wolę Hamarena – jest zdecydowanie rozsądniejszy, planuje, nadaje się idealnie do rządzenia państwem i z pewnością zdołałby je utrzymać żelazną ręką.
                Trochę dziwna wydała mi się kombinacja zdań:

— Sama teraz rozumiesz, czemu poprosiłem cię właśnie tutaj. — Rozbrzmiewający samozadowoleniem głos księcia Jayanaryi wywołał u dziewczyny dreszcz.

i nieco później:

— Pozwól mi spytać, książę: czemu poprosiłeś mnie właśnie tutaj?

                Wydaje mi się dziwne, że Anavati jeszcze o to pyta po podobnym stwierdzeniu księcia.

— Mając tak drobne dłonie, nie jestem ani trochę zdziwiony.

                To brzmi tak, jakby książę miał drobne dłonie, a nie Anavati. Musisz uważać na użycie tego imiesłowu, gdyż czasami wychodzą naprawdę dziwne rzeczy, gdy się go niewłaściwie użyje.
                Bezwzględny. Tak, tym mianem można określić mistrza Endrasha i trafić w samo sedno jego charakteru. Świetnie rozumiem złość i oburzenie Anavati na propozycję zamieszkania w pałacu do końca roku, zwłaszcza, że wiąże się to z oddaniem się księciu. Wyglądało to tak, jakby jej mistrz chciał poświęcić wszystko, żeby tylko jej kariera dalej się rozwijała. Czy jednak kariera naprawdę jest tego wszystkiego warta? Wygląda na to, że wśród moich wcześniejszych mieszanych uczuć teraz dominuje niechęć do tej postaci.

Życie, mistrzu — odparła beznamiętnie, po czym zapadła w sen.

                Bardzo trafna odpowiedź na zadane przez mistrza pytanie, bardzo, bardzo trafna.
                Jej, tego się nie spodziewałam. Mistrz Endrash wcale nim nie jest, ale okazał się szpiegiem księcia? W jakim celu? Dlaczego akurat ona? Skąd książę mógł wiedzieć o jej istnieniu? No cóż, z pewnością będzie to czynnik, który zaważy na uczuciach Anavati do księcia. Czeka go wybuch z jej strony? Co ona teraz ma zamiar zrobić? Jak ucieknie? Tyle pytań, a odpowiedzi jak na razie nie ma... Sądząc po tym, co pojawiło się w kolejnych częściach, zemsta dziewczyny wcale nie będzie taka przyjemna, przynajmniej nie dla księcia. Umrze, ale będzie dalej żył? Przecież to paradoks.
                Tak mi przyszło do głowy... Mistrz Endrash nie powiedział dosadnie Anavati, na usługach którego księcia był. Ona oczywiście zrozumiała, że chodzi o dziedzica, lecz równie dobrze mógł to być Hamaren. I zapewne był. Sprytne.
                Ze wszystkich postaci najbardziej chyba polubiłam Anavati, może jeszcze znachorkę, której imienia również, niestety, nie mogę zapamiętać. W każdym razie podoba mi się fakt, że Twoje postacie naprawdę żyją. Ani razu nie odniosłam wrażenia, że zachowują się nienaturalnie bądź prowadzą sztywno dialogi. Nie, czułam się, jakbym czytała o losach prawdziwych ludzi, za co wielkie, wielkie brawa.
                Jedyne, czego mi zabrakło, to opisy ludzi. Nie wiem, jak wyglądają Twoi bohaterowie. Nawet, jeśli już gdzieś ich opisywałaś, powinnaś wracać do tego co jakiś czas, inaczej bardzo łatwo się zapomina. W wygląd otoczenia również można by było się nieco bardziej zagłębić. Najlepiej chyba jednak wychodzi Ci pisanie dialogów, takie odniosłam wrażenie. Naprawdę wczuwałaś się w postać i czytanie tego było prawdziwą przyjemnością.
                Masz bardzo lekki styl, płynny, czyta się dobrze i z przyjemnością. Musisz jednak uważać na słownictwo, jego dobór, gdyż w pewnych miejscach się zamotałaś i niepotrzebnie coś dopisywałaś, jakby na siłę. Błędów jako takich nie było w ogóle, czego również gratuluję. A, i przypomnę: uważaj na czas akcji i wszystkie elementy, które są typowe raczej dla czasów obecnych. Pomijając jednak te drobiazgi, jestem zdania, że Twojemu blogowi do perfekcji brakuje naprawdę niewiele. Będę zaglądać, to na pewno. Życzę powodzenia w dalszym pisaniu!

                Myślę, że z czystym sumieniem mogę postawić Ci bardzo dobry i pójść w końcu spać.

9 komentarzy:

  1. Dziękuję za ocenę, teraz jestem trochę zabiegana, ale na pewno skomentuję obszerniej w pierwszej wolnej chwili (wieczorem może się uda?), bo mam sporo do powiedzenia.
    Tymczasem pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, znalazłam chwilę (mam nadzieję, że wystarczająco długą), więc odpowiadam obszerniej. Przepraszam, jeśli wyjdzie chaotycznie, ale zazwyczaj komentuję od razu, na bieżąco, ale teraz, przy ponownej lekturze oceny, kiedy wiem już o paru rzeczach, o których chcę wspomnieć, może to wyjść różnie, więc wolę z góry przeprosić.
      Krótko o kolorze czcionki - rozjaśniałam ją już dwukrotnie, po dwóch poprzednich ocenach, ale, jak widać, trudno to załatwić, nie mając pojęcia o skali problemu. Tła pod notkami absolutnie nie zamierzam dodawać, ale jeśli podrzuciłabyś mi screen, to miałabym jakieś zobrazowanie kolorów u innych i łatwiej byłoby mi dostosować czcionkę. Tyle w tej sprawie.
      A o treści... Hm, może zacznę od większych spraw. Przede wszystkim absolutnie nie rozumiem, skąd Ci się wzięło w "Sukcesji" średniowiecze. W dodatku, jak wnioskuję z kontekstu, europejskie średniowiecze. Tali jest inspirowane Indiami, co, jak wnioskuję z opinii i Czytelników, i oceniających, widać bardzo dobrze. W dodatku inspirowane jest Indiami szesnastowiecznymi. Zatem wszelkie porównania do europejskiego średniowiecza czy nawet ogólnie do Europy, jak np. Twój komentarz a propos dźwięków wewnątrz miasta ("Przypuszczam, że jeśli już, to byłoby to nieco na obrzeżach, poza samymi murami, lub tez w jakieś wiosce. W mieście co najwyżej można było słyszeć stukot kopyt końskich o bruk i z całą pewnością nie wypełniał go tylko ten dźwięk."). W Indiach, w sercu wielkich miast typu Delhi, warunki życia są kompletnie inne od europejskich, stojąca naśrodku ulicy krowa potrafi spowodować korek milenium, a mówię teraz o dwudziestym pierwszym wieku, nie o szesnastym. Zwróciłaś mi jednak między wierszami uwagę na to, że "Sukcesji" przydałoby się kilka wyjaśnień więcej a propos poziomu technologicznego świata (w odpowiedzi na zegary) oraz stanu edukacji (gdyż, w odpowiedzi na "wywieszanie wyników", większość społeczeństwa Tali była piśmienna), bo takie rzeczy nadal mogą być niejasne. Niemniej jednak jestem odrobinę... hm, zawiedziona?, zdegustowana? samym faktem obecności porównań do europejskiego średniowiecza. Fantastyka daje tak szerokie pole do popisu, że to, iż iks autorów ogranicza się do pseudośredniowiecznych realiów bazujących na Europie, nie znaczy, że stanowi to regułę czy że każdy tak robi (bo niektórzy autorzy, jak np. Guy Gavriel Kay, inspirował się także innymi epokami, jak renesans, a z kolei inni w ogóle porzucili Europę na rzecz na przykład Azji). I od oceniających wymagałabym, aby to rozumieli.
      Nieco mniejszą, acz nadal jedną z większych rzeczy, jest zarzut w kwestii opisów wyglądu bohaterów. Opisy jak najbardziej są, śmiem nawet powiedzieć, iż niezgorzej wychodzi mi unikania schematu pod tytułem opisów kolorów włosów oraz oczu. Jak? Ponieważ, jak w będących inspiracją Indiach, to wszyscy mają takie samo: ciemne włosy, ciemne oczy i śniadą skórę. Bohaterowie opisani są pod kątem cech charakterystycznych, jak kształty nosa czy ust, rysy twarzy, zarost, budowa ciała, wzrost, raz nawet padło uzębienie. Kiedy wszyscy mają ciemne włosy oraz oczy, określenia typu bazujące na podstawie kolorów oczu czy włosów, które są najprostszymi i najczęstszymi uzupełniaczami, mijają się z celem. Tymczasem określenia z rodzaju "dziewczyna z garbatym nosem/prostymi brwiami" nie zawsze dają się naturalnie wpleść w tekst. Pozostają tedy określenia tych naprawdę charakterystycznych cech, jak np. spodnie Upasny, wielkie oczy Upasny, wąsy mistrza... Owszem, nie mnie decydować o tym, które opisy pozostają w pamięci, jednak wydaje mi się, że owe opisy wyglądu łatwiej zapadają w pamięć, czytając całość niż odcinki z odstępami. Jesteś również pierwszą osobą, która, z braku lepszego powiem: "skarży się" na to, iż opisy nie zapadają w pamięć i że brakuje przypomnieć, zatem biorąc pod uwagę i to, i powyższe, nie dziw mi się, że podchodzę do tej uwagi ze sporym dystansem.

      c.d.n.

      Usuń
    2. Co się zaś tyczy gwary, to w tekście znajduje się nie tylko poznańska, ale również śląska (po prostu "kielczyć się", na życzenie jednej z poprzednich oceniających, doczekało się przypisu). I tak jak nie lubię Sapkowskiego, tak zgodzę się z nim w jednym z jego słynniejszych poglądów, który można analogicznie przełożyć na kwestię gwary: świat fantasy nie musi być i nie jest średniowieczem stricte de facto. Równie dobrze można by powiedzieć, że skoro w świecie fantasy przedstawianym nie ma Polski, to tekst nie powinien być pisany po polsku. Zatem uważam, że drobne wtrącenia gwary nie zostawiają na całej kreacji świata jakiejś wielkiej rysy logicznej, za to nadrabiają w kwestii kreacji postaci.
      I to chyba tyle z więkzych rzeczy, które pamiętam, zatem pozwolę sobie przejść do drobiazgów. Wypunktuję może, bo obawiam się, że w przeciwnym razie rozpiszę się jeszcze bardziej, niż zrobię to i tak.
      * "W tym miejscu można było się przecież pokusić o opisanie panujących w tymże państwie zwyczajach, sposobach ubierania się..." - naprawdę? Z tego zdania z kolei wynika, jakbyś pominęła fakt, iż na sali, jak wspomniałam w tekście, znajdowali się przedstawiciele niemal wszystkich państw Caldeni. Opisy ich ubiorów mijałyby się z celem, bo wyłącznie zanudziłabym Czytelnika pierdołami, które nie są mu potrzebne do szczęścia. Zaś obyczaje wolę dodawać stopniowo, w odpowiednich momentach i bardziej subtelnie aniżeli łopatologicznym opisem, gdyż w ten sposób wychodzi nie tylko naturalniej, ale i więcej informacji pozostaje w głowie Czytelnika po lekturze. Co się zaś tyczy zdania, od którego wyszedł Twój komentarz, to odnoszę wrażenie, jakbyś nieco za bardzo się przyczepiła, tym bardziej że to tylko jedno zdanie. W każdej powieści trafiają się zdania, które tylko drobny opisik miejsca (bo nie powiedziałabym, aby to zdanie nie wnosiło zupełnie niczego). To jednak może być wyłącznie moje zdanie.
      * "Ścisk w kolorze piaskowca, którym charakteryzowała się stolica? W dodatku geometryczny?" - nie, nie chodziło o mury miasta, a o budynki. To raz. Dwa, "ścisk" jest tutaj metaforą. A że jest to jedno nieco, używając Twoich słów, "przekombinowane" zdanie na całe setki tysięcy zdań w reszcie powieści, gdzie "przekombinowania" jest mniej, to osobiście nie wydaje mi się, aby było to aż tak nie do przeżycia. Mogłabym też dodać, parafrazując jeden z licznych komentarzy jednej z moich wspaniale krytycznych Czytelniczek, Hayley, że biorąc pod uwagę, iż Tali inspirowane jest szesnastowiecznymi Indiami, w których królował godny kiczu przepych, to jeśli styl miałby odzwierciedlać klimat także i w tym względzie, to "patetycznych" i "przekombinowanych" zdań jest w "Sukcesji" zdecydowanie za mało. ;)
      * "To chyba jasne, że miasto składa się w większości z budynków, nie trzeba chyba tego tłumaczyć aż tak dokładnie." - to nie jest "tłumaczenie aż tak dokładnie", tylko pokazywanie na zasadzie kontastu. Definicja miasta mówi między innymi o zagęszczonej zabudowie, jednak nie w każdym mieście znajduje się jakakolwiek zieleń. Zaś to zdanie podkreśla, że pomimo obecności zieleni, zabudowania nadal dominowały, że to było miasto, nie miasteczko czy mieścina. A co się zaś tyczy uwagi dotyczącej "ludzkiego sposobu życia" - chociaż nie jest to w "Sukcesji" nadto podkreślane, a raczej dawane do zrozumienia, jednak w Caldeni, w tym Tali, mieszkają nie tylko ludzie, ale również inne rasy, jak np. driady czy nimfy. Ba! Jedno z mocarstw Caldeni jest podwodnym cesarstwem rządzonym i zamieszkiwanym przez syreny i trytony. Zatem jest to "ludzki sposób życia" w przeciwieństwie do, na przykład, driadziego, elfiego czy syreniego.

      c.d.n.

      Usuń
    3. * "Dlaczego Anavati zwraca się akurat do bogini zabawy, która z karierą ma niewiele wspólnego? " - ponieważ, jak wspomniałam parokrotnie w tekście, Hitchki jest nie tylko boginią zabawy, ale także boginią tańca. A z czego innego składa się kariera tancerki, jeśli nie z tańca? Zgodzę się jednak, że mogłabym od początku użyć tego drugiego (czy też raczej pierwszego) zwrotu.
      * "Przy okazji – sama wymyślasz imiona? Są naprawdę oryginalne i mają ładne brzmienie, duży plus." - w większości sama, tylko parę stanowią albo zapożyczone imiona, albo zapożyczone/przekręcone słowa w języku hindi.
      * "eżeli Avanati przeszła na nauczanie indywidualne, to dlaczego chwilę wcześniej pisałaś, że poniżeniem będzie dla niej zjawienie się w klasie pełnej uczniów i wejście spóźnionej?" - a gdzie była mowa o klasie pełnej uczniów? Zacytuję fragmenty rozdziału może: "Jakiż to będzie wstyd, stanąć w drzwiach klasy spóźnioną [...]" (zero mowy o pozostałych uczniach), "Z jednej strony Anavati była wdzięczna, że dzięki zasadom Akademii wszyscy uczniowie studiujący dłużej niż rok mieli obowiązek przejścia na nauczanie indywidualne – przynajmniej mogła uniknąć zwrócenia na siebie uwagi, którą niewątpliwie przyciągnęłaby, odbywając zajęcia w większej grupie." (porównanie nauczania indywidualnego do nauczania w grupie) i na końcu: "Lecz z drugiej wyolbrzymiało to spóźnienie do stopnia, w którym niemożliwością było, aby mistrz Asang je przeoczył." (porównanie nauczania w grupie do obecnego nauczania indywidualnego). Zatem nie rozumiem zarzutu.
      * "Wydawało mi się zawsze, że Akademia Sztuk Pięknych jest bardziej związana z malarstwem, rysunkiem..." - znowu, porównanie z realiami współczesnymi z Twojej strony. A taniec nie jest sztuką piękną? A śpiew? A poezja? A muzyka? To tylko sztuka, ale już nie piękna?
      * "Miało to zaskoczyć sędziów i faktycznie zaskoczyło, dlaczego zatem wygrała przeciwniczka Avanati?" - cytuję część trzecią rozdziału drugiego: "To, co uczyniłaś ze swym głosem, godne jest każdej pochwały. [...] Unikając utartych ścieżek, postąpiłaś bardzo odważnie – zaś Akademia nagradza odwagę." Wybacz, ale jeśli wytłumaczę to jeszcze jaśniej, to popadnę w łopatologię. ;)
      * " To zwierzęta potrafią dyskutować czy się kłócić?" - nie spodziewałam się, że będę musiała tłumaczyć metaforę, ale okej.
      * " Obrywać za potrącenie kogoś? Nie rozumiem też, dlaczego jest to uznawane przez jej matkę za „uparte odmawianie dorośnięcia”, przecież na zatłoczonej ulicy zdarza się kogoś popchnąć, choćby i niechcący. Nie sądzę, by Upasna robiła to z premedytacją, więc na jakiej zasadzie jej matka używa podobnego określenia?" - odnoszę wrażenie, że niektóre komentarze pisałaś od razu, przed przeczytaniem dalszego ciągu, gdzie relacje między postaciami oraz ich stałe zachowania są wyjaśniane. I tak jak zgodzę się, że niektóre rzeczy bez takiego kontekstu mogą wyglądać dziwnie, tak ocena skupia się też na całości. A w powieści dozwolone są drobne zapowiedzi czy napomknięcia na takie tematy.
      * "To było celowe? Dlaczego „podsłuchowujesz” zamiast „podsłuchujesz”?" - tak, celowe. Wprowadzone po to, aby pokazać, iż Upasna: a) nie była aż tak oczytana, pomimo iż czytać potrafiła; b) nie przywiązywała wagi do takich spraw jak mówienie poprawnie. Miałam zamieścić w jej mowie więcej tego typu wstawek, jednak nie znalazłam jeszcze na to czasu.
      * "Przy okazji, przypomniało mi się coś, co zwróciło moją uwagę przy okazji występu Anavati – cekiny. Nie sądziłam, że już wtedy istniały." - z Wikipedii, która, wyjątkowo, podała źródło: "Istnieją dowody na to, że złote cekiny były używane do dekoracji odzieży czy przyborów w dolinie rzeki Indys nawet 2500p.n.e., w trakcie fazy Kot Diji".
      * "Link w rozdziale „Oczy za drzwiami” część druga odwołuje czytelnika do części pierwszej, taka drobna uwaga." - o, dziękuję! Już poprawiam.

      c.d.n.

      Usuń
    4. O, i to tyle. Ojej, a przy pierwszym czytaniu myślałam, że będzie tego więcej. Ale pewnie sporo komentarzy w odniesieniu do konkretnych cytatów ucięłam ogólnym odniesieniem z początku komentarza.
      Za pozostałe uwagi dziękuję, w wolnej chwili przysiądę nad nimi porządniej, bo nie lubię poprawiać w pośpiechu. Zgodzę się co do faktu, że zdarza mi się, hm, może nie tyle gubić w zdaniach, co raczej zapominać, że rzecz mająca sens dla autora nie musi go mieć dla Czytelnika. Do fragmentów sprawiających wrażenie pisanych "na siłę" mogę się odnieść wyłącznie w oparciu o konkretne przykłady, gdyż nie dość, że mnie trudno je zauważyć (gdyż wiem, co było pisane na siłę, jeśli w ogóle coś, i wiem, jaki mam styl pisania, ale nie siedzę w głowach innych i nie wiem, jak to odbiera ktoś z innym gustem, bagażem doświadczeń itp.), to jeszcze moi Czytelnicy częściej skupiają się na literówkach, które mi się zdarzają, lub na błędach bardziej logicznych (za co chwała im i cześć, które ślę pod niebiosa). A i, o co już zahaczyłam, odczucie "wymuszenia" często bywa bardzo subiektywne, zatem to samo zdanie dla jednego może wyglądać jak pisane na siłę, a dla drugiego jak część czyjegoś stylu lub udany zabieg literacki.
      I, jako że nie chciałabym się powtarzać, bo komentarz i tak już wyszedł długaśny (ciekawe, na ile części Blogspot każe mi go podzielić), raz jeszcze dziękuję za ocenę oraz czas poświęcony na wypisanie uwag, a także dodam, iż miło przeczytać zapewnienie, iż jeszcze będziesz zaglądać. :)
      Pozdrawiam ciepło,

      Usuń
    5. Kurczę, jak mogłam popełnić tak głupi błąd! Zdecydowanie za dużo średniowiecza i fantastyki w nim osadzonej. Przepraszam najmocniej... Stąd tez zapewne wynikało sporo moich uwag, z nieznajomości historii Indii i realiów życia w tamtejszych miastach. Zgodzę się, że fantastyka nie musi aspirować tylko do średniowiecza. Teraz mogę się tylko śmiać nad własną głupotą. Jak można było się nie zorientować... Tylko facepalm zrobić.
      Zgadza się, pisałam ocenę na bieżąco, stąd też wynikają nieporozumienia. Wiem, że w niektórych momentach mogłam zostać uznana za czepialską, lecz po prostu starałam się wypisywać to, co zwróciło moją uwagę bądź czego nie zrozumiałam, o.
      Zaglądać będę z pewnością, choć rzadko komentuję, szczerze mówiąc. Ale czytam, o!
      Jeśli chodzi o screen - proszę: http://img845.imageshack.us/img845/2329/sukcesja.png
      Akurat jest noc i już nie ma aż takiego problemu, ale w słoneczne dni... Nie widać prawie nic.
      Dziękuję za tak rozbudowany komentarz, chyba jeszcze nikt nie napisał aż tyle o mojej pracy... Jestem wdzięczna za zwrócenie uwagi na parę rzeczy.
      Również cieplutko pozdrawiam,
      Drina

      Usuń
    6. Prawdę mówiąc, mnie na komentarzach nie zależy, nie jestem "uoffcom komcióff". Wspomniana w którejś z części komentarza Hayley odzywa się niemal wyłącznie wtedy, kiedy chce mi na coś zwrócić uwagę (dzięki czemu raz mnie zaskoczyła zupełnie, pozostawiając po sobie komentarz nie z uwagami, a z pochwałami), ale wiem, że jest. Tak naprawdę tyle mi wystarczy. Nie ukrywam, że cieszą mnie dowody owej obecności, ale też nie muszą to być od razu komentarze, a już na pewno nie musi to być nic regularnego. Zresztą, biorąc pod uwagę, że "Sukcesja" dobiegnie końca w przyszłym miesiącu... ;)
      O, dziękuję! Jesteś pierwszą osobą, która w odpowiedzi na moje prośby o screeny, nie wykręcała się niczym tylko owym screenem mnie wspomogła. Dziękuję raz jeszcze, nie omieszkam zająć się i czcionką, kiedy już dojdę do innych rzeczy związanych z blogiem.
      A rozbudowany komentarz to drobiazg, pisanie lakonicznie nie należy do moich mocnych stron, pewnie wyłazi ze mnie gadulstwo połączone z odruchami i nawykami oceniającej. ^^"

      Usuń
    7. Już w przyszłym miesiącu dobiegnie końca? Nie żartuj! A ja miałam nadzieję, że będzie więcej. :( Nie chodziło mi bynajmniej o zrobienie z Sukcesji tasiemca, ale po prostu myślałam, że pojawi się więcej rozdziałów. ;)
      Tak naprawdę mało kto pozwala sobie na takie rozbudowane komentarze, a one są naprawdę cenne, przynajmniej dla mnie, gdyż dzięki temu poznaję zdanie autora o ocenie, widzę błędy, które popełniam, no i oczywiście wiele spraw się przy okazji wyjaśnia. :D Ja sama jestem zwolenniczką tezy, że jak się nie ma niczego mądrego w komentarzu do napisania (pusty komentarz przecież nic nie wnosi...), to się go nie pisze, tyle.
      A co do screenu - nie ma sprawy, naprawdę. ^.^

      Usuń
    8. Mówię najzupełniej poważniej. "Sukcesja" jest skończona od września zeszłego roku, więc teraz tylko publikuję kolejne odcinki. Dopisywanie kolejnych rozdziałów byłoby paskudnym wodolejstwem i jeśli już, to prędzej pokusiłabym się o dopisanie drobnych fragmentów do co niektórych rozdziałów.
      Pewnie, mielić ozorem, kiedy nie ma się nic do powiedzenia, jest bez sensu, ale jakoś gadulstwo przy komentowaniu ocen ze mnie wychodzi, a jeszcze bardziej kiedy komentuję na bieżąco, w trakcie czytania. Pewnie dlatego, że lubię od razu odpowiadać na wszelkie pytania albo wyjaśniać nieścisłości, czy też komentować reakcje oceniających w ogóle. Ale wiem, co masz na myśli: zawsze miło zobaczyć odzew ocenianego po ocenie, jednak odzew odzewowi nierówny, a jeśli jeszcze autor naprawdę ma do powiedzenia nie tylko podziękowania, ale także własne uwagi (od wytykania błędów ocenianemu aż po sugestie, że lepiej byłoby zwrócić uwagę na coś/nie zwracać uwagi na coś innego), to tym lepiej bywa, bo i oceniający może się czegoś nauczyć. :)

      Usuń