Adres bloga: Zaginione piesni
Autorka: Ingerithe
Oceniająca: Claire
1. Pierwsze wrażenie [8/10 pkt]
Szczerze mówiąc nie miałam zielonego pojęcia, co spotka mnie, gdy wejdę na Twojego bloga. Adres zawiera nieszczęsny polski znak, a jak wiadomo nie ma sensu walczyć z Internetem, a co dopiero z Bloggerem, by wstawić polski znak do adresu. Wyszło więc z tego ,,zaginione-piesni", co niezbyt przyciąga czytelnika. W moim przypadku jednak zanim kliknęłam w link do bloga, starałam się domyśleć, o czym będzie. Przecież mógłby to być równie dobrze blog o zaginionych pieśniach z dawniejszych czasów, choć tutaj znajduję duży plus, ponieważ akcja rzeczywiście się wtedy rozgrywa.
Belka to powtórzenie adresu. O ile jest jego wiernym odzwierciedleniem, o tyle wydaje mi się lekkim brakiem kreatywności. Przecież tutaj mógłby się znaleźć chociażby napis z obrazka bocznego: ,,Love is for children", który ,,ukradłaś" od Jossa Whedona, lub inny stosowny cytat. Coś ze starszych lat, coś, co było dosyć dawno temu. W dzisiejszych czasach mamy wiele źródeł wiedzy - można więc z nich skorzystać i wyrwać z dzikich otchłani Internetu coś, co pasuje do tematyki bloga.
Grafika to jedna wielka bomba, naprawdę. Po prostu blog według mnie wygląda na rozgrzany do czerwoności, że tak powiem. Przyznam się całkiem szczerze, że po romansie historycznym oczekiwałam czegoś szarego i smutnego, więc to było dla mnie naprawdę miłe zaskoczenie, gdy zobaczyłam taki ogień, taki żywioł. Nie stronię od szablonów ponurych, jednakże te wyrazistsze zwykle zdobywają moje serce.
Pierwsze wrażenie było całkiem dobre. Bardzo podobała mi się szata graficzna, a co do belki, to zrobisz, jak będziesz chciała, ale ja osobiście uważam, że stosowny cytat urozmaici nieco Twój blog. W końcu od Ciebie zależy, jak on będzie wyglądał, prawda?
2. Grafika [10/10 pkt]
Szablon moim zdaniem jest naprawdę ładny. Zasługuje na plusa również to, że wykonałaś go sama. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że czasami własnoręcznie wykonana grafika jest o niebo lepsza, niż ta z ,,profesjonalnej szabloniarni", o ile ma się oczywiście do tego talent i potrafi się posługiwać CSS'em.
Wszechobecna czerwień na blogach kiedyś kojarzyła mi się z wielką nieczytelnością i utratą wzroku po wejściu na bloga, więc alleluja, że tego uniknęłaś! Zamiast tego widzę jednocześnie energetyzującą czerwień i kolory, które sprawiają, że całość staje się subtelniejsza. Jest po prostu idealnie.
Kobietą po prawej stronie najprawdopodobniej jest Oreute, zresztą jakby mogło być inaczej, skoro to ona jest główną bohaterką? Idealnie pasuje do opisu dziewczyny z opowiadania: rudowłosa i piegowata, a jej oczy są niesamowicie hipnotyzujące. Rude dziewczyny były kiedyś uważane za brzydkie i okropne - co za absurd!
Napis, którego kolor całkiem nieźle pasuje do nagłówka jak się później okazuje ma całkiem spore znaczenie w Twoim opowiadaniu. Love is for children - miłość jest dla dzieci. Oreute nigdy nie kochała swojego męża, a on nie kochał jej. Było to tzw. zaaranżowane małżeństwo jedynie dla zysku dla obu rodzin.W tamtych czasach było to bardzo powszechne, trzeba przyznać.
Czcionka jest czytelna i wyróżniająca się na tym lekko oranżowym tle, nie zaskoczyła mnie żadna zmiana jej wielkości lub rodzaju - wszystko jest idealnie wyważone i dostosowane w taki sposób, by czytelnik mógł wygodnie czytać każdy rozdział. Nie jest to właściwie taka wielka pochwała, bo od każdego bloga się tego wymaga, ale wielu autorów się do tego nie stosuje, więc Ty jako jedna z nielicznych osób stanowiących wyjątek otrzymujesz wielkiego plusa.
Wszystko ładnie wtapia się w tło, wygląda schludnie i przejrzyście, jest poukładane i na swoim miejscu, dopięte na ostatni guzik. Nie mam uwag - poradziłaś sobie doskonale, mi przynajmniej bardzo się podoba.
3. Treść [40/40 pkt]
Z odcinka pierwszego dowiedziałam się więcej, niż wcześniej przypuszczałam. Z pewnością na ogromnego plusa zasługuje porządny research, który zrobiłaś przed rozpoczęciem pisania. Zdziwił mnie trochę czas akcji, bo spodziewałam się, że Twoje opowiadanie zostanie umiejscowione gdzieś w XVII wieku, więc jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że jest to dziewięćset osiemdziesiąty szósty rok!
Przejdźmy do ślubnej ceremonii. Już od początku ujawnia się twardy charakter Oreute, którą trzeba ciągnąć do kościoła, by znalazła się w sytuacji bez wyjścia i wreszcie wzięła ślub z nieznanym sobie Simonem z Dunster. No cóż, zaciąganie zaciąganiem, ale jednak wiązanie przy łóżku to naprawdę gruba przesada ze strony jej rodziny.
Simon przejrzał zamiary rodziny Oreute i prawie zrobiło mu się jej żal, ale się i opamiętał i przypomniał sobie, że to on został tak podle oszukany. Rudowłosa mdleje w drodze do komnaty przeznaczonej na noc poślubną. Tam blondyn zauważa, że Oreute ma ślady wiązań na nadgarstkach i knebla w ustach. W mężczyźnie budzi się uczucie odpowiedzialności, ale szybko zostaje zduszone; Simon wie, że przez całą noc o wszystkim zapomni.
Na ogromnego plusa zasługują Twoje opisy - są niewątpliwie jedną z najlepszych cech Twojego opowiadania. Dzięki nim mam nieodparte wrażenie, jakbym rzeczywiście cofnęła się o te kilkanaście wieków i przeżywała wraz z bohaterami ich przygody. Rzadko kiedy historia wciąga mnie tak bardzo, bym faktycznie wczuwała się w ich sytuację.
W odcinku drugim znalazł się całkiem spory przeskok w czasie, bo aż o prawie siedem lat. Poznajemy kolejną cechę charakteru Oreute - lekką tchórzliwość, którą jednak całkowicie rozumiem. Trudno jest przecież spotkać się z mężem, którego nie widziało się przez siedem lat, a który stracił swą posadę u króla i musiał wracać do swoich korzeni.
W tym rozdziale większą częścią są przeżycia i przemyślenia Simona, więc na nim się skupię. Nie spodziewałam się, że małżonek Oreute obrośnie w tyle legend ludowych, ale trudno jest się dziwić. Tyle czasu nieobecny, też pewnie starałabym się domyśleć, co takiego robił i dlaczego tak nagle zniknął.
Nasz młody lord po przyjeździe do zamku czuje się bardzo upokorzony tym, że miasto wygląda teraz lepiej niż za czasów, kiedy panował, nie potrafi również spotkać się z żoną, tak samo jak ona z nim Rozkazuje więc jednemu z chłopców oprowadzić się po podzamczu. W sadzie spotykają Oreute... która jest matką chłopca.
Odcinek trzeci i konfrontacja Oreute vs. Simon. Miedzianowłosa zauważa, jak wygląda rycerz, a nie jest to ciekawy widok. Poharatany i poraniony, nic dziwnego. Właściwie to spodziewałam się, że mały synek Oreute jest również synem Simona, że zaszło coś, czego nie opisałaś w części pierwszej, ale nie. Przy okazji dowiedziałam się również, że to właśnie blondasek zabił ojca Josselyna. Tylko skąd Oreute o tym wie, skoro nie otrzymywała żadnych wieści o swoim mężu? Wyjątkowo zaskoczyła mnie również reakcja Simona - odpowiedział jedynie ironicznymi słowami, a nawet nie zdenerwował się na żonę. Naprawdę był aż tak spokojny i opanowany? Sądziłam, że jakoś się zdenerwuje, a on obszedł się smakiem i wypuścił jedynie w stronę Oreute obelgę o jej rzekomym puszczaniu się. Co za gentelman.
Oreute była naprawdę ,,ognistą" bohaterką. Z miejsca ją polubiłam. Twarda, uparta i dążąca do swoich celów. Dobrze rządziła Dunster, mimo tego, że była trochę leniwa. Nie dawała się poniżyć nikomu i niezbyt przejmowała się zdaniem innych. Wykreowałaś ją na kobietę silną i w tym miejscu ukłony dla Ciebie.
Simon (choć nie wiem czemu) skojarzył mi się na początku z Księciem z Bajki ze Shreka (tak, wiem, głupie porównanie). Być może dlatego, że na początku był taki... uprzedzony do innych i wydawało mi się, że nieco zbyt ślepo wierzy królowi. Miał też dobre cechy, takie jak opiekuńczość, jednak je w sobie dusił. Nie polubiłam go, wydawał mi się zbyt płytki, ale jego również należy zrozumieć.
Piszesz naprawdę bardzo dobrze. Bardzo podobają mi się Twoje opisy, dzięki nim mam wrażenie, jakbym rzeczywiście znajdowała się tam razem z nimi. Zauważyłam, że kolejne notki były dłuższe i było w nich coraz więcej akcji - też bardzo na plus. Całość przeczytałam szybko i płynnie, ponadto nawet nie chciałam oderwać się od komputera i czytałam to po kilka razy, by po raz kolejny poczuć te emocje i uczucia bohaterów, które kształtujesz bardzo dobrze. Nie mam uwag - jest naprawdę świetnie.
4. Poprawność [20/20 pkt]
Musiałam naprawdę wytężyć wzrok, by dopatrzeć się błędów, ale znalazł się... jeden. Czasami naprawdę nie mogłam się połapać w niektórych zdaniach, bo słowa z X wieku to trochę nie moja bajka, ale wiem, że trzeba było dodać je, by rzeczywiście było wrażenie, że jest się w tamtych czasach, więc nic nie mówię.
Odcinek trzeci
„[...] Dotarli tak pod właściwe drzewo [...]” – sądzę, że bez tego ,,tak" też by się obyło.
Bez niepotrzebnych przecinków, wszystko ładnie, schludnie, bezbłędnie. Nie miałam serca, by odejmować punkty za tak małą, nieznaczącą błahostkę.
5. Ramki [5/5 pkt]
Niewiele, ale zostało w nich zawarte wszystko, co jest potrzebne do czytania bloga.
Spis treści. - Wiadomo. Aktualizowany pewnie na bieżąco, potrzebny, by odnaleźć się w rozdziałach, choć i tak było ich niewiele.
Linki etc. - Oprócz linków znalazło się tam jeszcze krótkie streszczenie, o czym jest blog oraz skąd pochodzi szablon. I jest taki... bezpośredni, dziwny link: ,,Zjedz mnie!". Myślę, że próbowałaś po prostu wzbudzić w czytelniku ciekawość i naprawdę Ci się udało. Jest to jednak jedynie spam, więc żadnego większego zaskoczenia, a szkoda.
6. Punkty dodatkowe [2/4 pkt]
+ za prawdziwą oryginalność historii.
+ za to, że czytałam z zapartym tchem, co ostatnio jest u mnie rzadkością.
Podsumowanie
Chyba zakochałam się w Twoim blogu. Pff... Tak czy inaczej, naprawdę mi się spodobało. Myślę, że blog dla Ciebie to niezła wprawka pisarska, dlatego pisz jeszcze więcej, bo masz prawdziwą szansę na bycie cenioną pisarką! Podsumowując, dostałaś 85 punktów, czyli ocenę celującą. Serdecznie gratuluję, brawo!
__________________________________________________________
Wow. Moja pierwsza szóstka! Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
Oczywiście każda porada mile widziana ;)
Wykończę się niedługo. Klasa maturalna, ech... I pomyśleć, że jestem na artystycznym tylko po to, by się obijać, a zamiast tego mam tyle rysunków do wykonania, że się w głowie nie mieści... No nic.
Ale mam dziwne przeczucie, że nie skończę stażu.
Ach, jeszcze coś. Oceny do Some Stories i Spektaklu Upadku dodam jednocześnie.
"Piszesz naprawdę bardzo dobrze. Bardzo podobają mi się Twoje opisy[...]. [...]było w nich coraz więcej akcji - też bardzo na plus. [...]uczucia bohaterów, które kształtujesz bardzo dobrze." Razi mnie ciągłe powtórzenie "bardzo" i "dobrze".
OdpowiedzUsuń"Ale mam dziwne przeczucie, że nie skończę stażu. Dziwne." Już w pierwszym zdaniu wyraziłaś, że jest "dziwnie", więc nie trzeba powtórzenia moim zdaniem :)
Błędów jako takich się nie dopatrzyłam. Moim skromnym zdaniem masz duże szanse, żeby zostać tutaj oceniającą :)
Pozdrawiam, http://nieracjonalne.blogspot.com/
Ach, zapatrzyłam się i użyłam dwa razy "moim zdaniem", a sama Ci to przed chwileczką wytknęłam delikatnie, więc jak widzisz, każdy robi takie błędy i mam nadzieję, że nie odbierzesz moich słów jako krytykę, a za drobną pomoc jak tekst odbiera czytelnik :)
UsuńDziękuję bardzo. ;) Nawet nie zauważyłam, że zrobiłam tyle powtórzeń o.O.
UsuńSzanse zawsze są ;D.
Tak z czystej ciekawości, które X-wieczne słowa miałaś na myśli?
OdpowiedzUsuńChodziło mi właściwie o te, których już teraz się nie używa, takie jak np. ,,wychędożyć" :)).
UsuńA, dzieki za wyjasnisnie :)
UsuńDziękuję za ocenę.
OdpowiedzUsuńW zasadzie próbowałam napisać odpowiedź już od dłuższego czasu, ale ta ocena już od pierwszego zdania wywołuje u mnie histeryczny śmiech. Za każdym razem.
To jest bardzo zła ocena. Ale za to ma inne walory, czysto rozrywkowe. Także dziękuję.
PS 991 minus 986 to 5 (słownie: pięć).
Dziękuję za opinię.
OdpowiedzUsuńNie za bardzo wiem, dlaczego ta ocena wywołuje w Tobie taki śmiech. Niektóre wzmianki miały być śmieszne, ale... Nie rozumiem, dlaczego uważasz ją za tak bardzo złą. Jeśli tak, to dlaczego? Wiem, że trochę nie wyszła, ale chyba nie ma wyraźnych powodów, żeby tak twierdzić.
Pozdrawiam :)
To cudownie, że streściłaś autorce rozdziały zamiast wypowiedzieć się sensownie o utworze i jego konstrukcji, na pewno nie wie, co napisała.
OdpowiedzUsuńPrzy zarzucie o braku cytaciku na belce prawie się popłakałam. Poważnie, sądziłam, że wszyscy mają już świadomość, jakie durne jest pisanie czegoś takiego i jaki śmiech u wszystkich wywołuje...
A błąd, który wypisałaś, wcale nie jest błędem. "Dotarli tak" - tak, jak. Jak było opisane wcześniej. Gdyby było bez tak, nie mówiłoby to nic o sposobie, a jedynie o samym fakcie.