Adres bloga: 69-igrzyska-glodowe
Autorka: Paulla K
Oceniająca: Kot
1. Pierwsze wrażenie
Adres
oznaczać może tylko jedno – fanfik Igrzysk Śmierci. Nazwa jest prosta, oczywista i
zaznajomionych z tematem trylogii natychmiast informuje o tym, co znajdą na
łamach bloga. W porządku, przepadam za taką prostotą; lubię, kiedy już sam
adres ma w sobie konkretną informację.
Z napisem na
belce jest już gorzej. Jakiś taki... głupawo-coelhowski, z gatunku tych płytkich
i budzących irytację. Ponadto, jeśli to tytuł całego opowiadania, to nie
powinien być zakończony kropką.
Szablon z
gatunku takich, które wywołują u mnie mieszane uczucia. Pojawia się nań niejaka
Amandzia Seyfried w odsłonie, którą kojarzę z adaptacji Czerwonego Kapturka. Ta
filmowa popłuczyna zmarnowała mi trochę ponad godzinę życia, także nie polecam,
film jak durny, tak nudny. W każdym razie jej obecność sugeruje już, że
bohaterką opcia jest blondyneczka o sarnich oczach. Mój merysujkowy detektor
zapiszczał nieśmiało.
Nie
czepiam się, blogasek jak blogasek. Ja bym się tu raczej nie zatrzymała, gdyby
mnie przypadkiem przywiało, albowiem lubuję się w minimalizmie i nie przepadam
za randomowymi wtopieniami, ale bywało gorzej.
7/10
2. Grafika
Jak już
wspominałam wyżej, nie przepadam za szablonami, których główna idea opiera się
na wtopieniu kilku losowych rzeczy w tło. W rzeczonym szablonie, prócz
zaniepokojonej Amandzi, widzę zamek, lampę, drugi zamek, jakieś schody, kilka
kwiatków, umm... Kupy się to ani trochę nie trzyma, także nagłówek sobie nie
zaskarbił mojej aprobaty.
Radziłabym
zrezygnować z obrazków sukienek wklejanych do notek. Zadaniem autora jest
opisywać detale w taki sposób, aby czytelnik nie potrzebował wizualizacji.
Losowe minki Amandy tu i ówdzie również do mnie nie przemawiają. Czas na małą
dygresję. Nie rozumiem idei utożsamiania wyglądu bohatera z rzeczywistą osobą.
Nawet jeśli opisując swoich bohaterów masz na myśli prawdziwe osoby, zostaw to
dla siebie. Pozwól czytelnikom wyobrazić sobie swoje postaci; w ten sposób
prędzej zdołają się do nich przywiązać. Taka drobna rada.
Menu jest w
miarę czytelne, aczkolwiek wyrzuciłabym obserwatorów. Rozumiem, że tu chodzi o
dowód słuszności społecznej, który ma nakłonić przyszłych czytelników do
podążania za innymi, ale mnie zawsze się to wydawało zbędne i nieestetyczne.
Widget ten rujnuje kolorystykę szablonu, nieładnie z nim kontrastując.
6/10
3. Treść
Przeczytałam
te siedem rozdziałów w ciągu godziny i powiem szczerze, że nie było to
szczególnie ekscytujące. Niewiele wspomnień dotyczących treści osiadło w mojej
pamięci (a to bardzo niedobry znak), także zmuszona jestem posiłkować się dość
obszernymi notatkami (które w większości są dość niecenzuralne, albowiem Kot w
głębi duszy to istotka prosta i wulgarna).
Przede
wszystkim zwolnij. Przestań się spieszyć. Odetchnij. Szczegółowo zaplanuj
akcję. Miałam wrażenie, że piszesz skrótowo i pospiesznie, byleby jak
najszybciej dotrzeć na arenę, przez co cholernie spłyciłaś całość. Historia Melisy
(nad imieniem i samą Melisą popastwię się później) kompletnie nie zapada w
pamięć, jak to już wcześniej wspomniałam. Fabuła jest całkowicie odarta z
detali, które nadałyby opowiadaniu zalążki własnego charakteru.
Rozumiem, że
piszesz fanfiction – opierasz się więc na cudzym kanonie – ale to nie daje Ci
prawa do niemal całkowitej rezygnacji z kreowania świata... Zauważyłam
niepokojącą tendencję; mianowicie, wolisz opisywać szczegółowo ubrania, niż to,
co otacza główną bohaterkę będącą równocześnie narratorką. Rozumiem, być może
chciałaś w jakiś (nieudolny) sposób podkreślić to, jak bardzo Melisa jest
skupiona na przeżyciu, ale to nie oznacza, że powinnaś omijać opisy pociągu,
Kapitolu, fantastycznej technologii będącej chlebem powszechnym w stolicy Panem,
a nawet elementów codzienności życia głównej bohaterki, czyli Akademii dla
zawodowców, o której nie dowiedziałam się niczego ponad to, że istnieje. Ta
skrótowość i sprawozdawczość odziera Twoją twórczość z jakichkolwiek resztek
uroku. Mogłaś zawrzeć w tej historii tyle niesłychanych detali, tyle obszernych
opisów, które porwałyby bardziej wymagających czytelników! Opisujesz w końcu
świat pełen niesprawiedliwości, nierówności społecznej, świat, w którym
dzieciaki biją się na śmierć i życie ku radosze bandy wypacykowanych,
rozpieszczonych kapitolińczyków. Pomijanie tego wszystkiego to prawdziwe
marnotrawstwo potencjału, który niesie w sobie świat stworzony przez Collins.
Poza tym, rezygnowanie z opisywania detali i ten wszechobecny pośpiech
sprawiają, że ciągłość akcji jest stale zaburzana przez irytujące przeskoki. Tu
Melisa z kimś rozmawia, po chwili nagle jest pod prysznicem, w następnej chwili
zasypia... Twoja pisanina nie ma osobowości, przez co kompletnie rozpływa się w
odmętach niepamięci zaraz po zakończeniu czytania. Warto by było to zmienić.
Dlaczego też
obcesowo traktujesz wątki, z których mogłoby wykiełkować coś ciekawego?
Chciałabym wiedzieć więcej o tym, jak zginął brat Melisy. Dlaczego właściwie
pozwolił przeżyć siostrze Chrisa? Ale Ty znowu pędzisz na złamanie karku,
tratując po drodze wszelkie zaczątki wątków pobocznych, zarys kreowanego świata
i wszystko to, co mogłoby sprawić, że Twoje opowiadanie nabrałoby barw i byłoby
w stanie zaspokoić potrzeby bardziej wymagających czytelników niż chmara innych
fanfikarek czytająca, bo „komć za komć” i kolejny obserwator do kolekcji.
Sama kreacja
bohaterów również woła o pomstę do nieba. Melisa jest klasyczną merysujką.
Piękną, pożądaną, zgrywającą niedostępną przed zalotami chłopaka, który
najpierw wydawał jej się kompletnym palantem. Oczywiście, jest fenomenalna w
byciu zawodowcem. Oczywiście, pięła się na szczeblach Akademii szybciej niż
reszta niemarysujskiego plebsu. Oczywiście, Chris „rządzący” Akademią
natychmiast zwraca na nią uwagę i rzuca dla niej dziewczynę. Oczywiście, całe
Panem oszalało na jej punkcie z bliżej nieokreślonych powodów. Oczywiście, zna
się na ziołach, bo jest córką aptekarzy (by the way, to jawna zżyna z książki;
nie mogłaś wymyślić czegoś własnego? Chyba fikcja fanowska polega na tym, że
dodaje się także coś od siebie do świata stworzonego przez autora?).
Podczas gdy
inni trybuci potrafią posługiwać się zaledwie jednym typem broni, ona opanowała
noże, łuk, sztylet i kastety, bo samo absolutnie perfekcyjne rzucanie nożami do
celu nie jest wystarczające. Oczywiście, jest tak naprawdę nudna, bezbarwna i
absolutnie nie budzi sympatii ani jakichkolwiek emocji poza znudzeniem... a
powinna! Idzie na śmierć, targają nią konflikty wewnętrzne, kocha tryumfatora
poprzednich igrzysk, żyje w okrutnej rzeczywistości! Kolejna część potencjału
poszła sobie beztrosko fruwać z kosogłosami. No i jej imię... kojarzy się z
herbatką, a to skojarzenie głupawe. Nie lepiej byłoby nazwać ją Melissa...? I
imię jej brata... Dareyk? Jak to się w ogóle czyta? Generalnie wydaje mi się,
że powinnaś zastanowić się nad większością imion. Już pomijając herbaciane
skojarzenia z imieniem głównej bohaterki, Pie jako imię? Serio? Wiem, że
podkreśliłaś inną wymowę, ale naprawdę, trybutka-zawodowiec o imieniu
kojarzącym się z plackiem nie brzmi zbyt śmiercionośnie.
Doceniam
próby zarysowania jej wewnętrznych konfliktów, tego, że nie chce zabijać i tak
naprawdę czuje się słaba psychicznie, ale... nadal są to próby raczej nieudolne
i mało wiarygodne pod względem psychologicznym. Chris również nie zachwyca
kreacją, wydaje się tępym, irytującym palantem. Te wszystkie „skarby”, „miśki”,
„koteczki”, „boginie”, istna obrzydliwość. I to „jeszcze będziesz moja,
skarbie”... No toć bełt sam się do ust ciśnie.
Miłość między
bohaterami istnieje tylko dlatego, że tak zostało zadeklarowane. Nie ma chemii,
nie ma ciepła, nie ma nic, co sprawiłoby, że tworzyliby realną parę, między
którą istnieje prawdziwa więź charakterystyczna dla kochającej się dwójki
ludzi.
Reszta to
statyści. Ewentualnie Marcowi należy się jakaś wzmianka, ale to typowy
schematyczny „Bad Guy”. Nic ciekawego, mogę marudzić dalej.
Dialogi
absolutnie mnie zmierziły. Jeśli akurat nie są bezbarwne, płytkie i w żaden
sposób nieróżnicujące charakterów postaci, to pojawiają się w nich idiotyczne
młodzieżowe teksty w stylu „odwaliło ci” i inne wstrętne wyrażenia, które nie
pasują do tematyki.
Piszesz o
Panem, nie o polskim gimnazjum, więc niech to w jakiś sposób zostanie również
ujęte w wypowiedziach bohaterów!
Dla
przykładu... Nie jestem w stanie wyobrazić sobie Ceasara Flickermana
używającego określenia „i w ogóle”. Po prostu nie.
Warstwa
dialogowa opowiadania jest równie ważna, co opisy. Jedno i drugie kuleje w
stopniu porażającym, także powinnaś wziąć się do pracy i przestać uprawiać
pożałowania godne niedbalstwo w obu tych kwestiach.
Przejdę teraz
do nieścisłości, błędów i innych rzeczy, które mnie zirytowały w trakcie
czytania. Wypiszę je w dość chaotycznej formie, ale lepiej tak niż wcale.
W książce
wspomniane zostało, że w dystryktach, gdzie pojawiali się zawodowcy, istniały
skonkretyzowane reguły zgłaszania się na trybuta. Podczas gdy Melisa została
zwerbowana do Igrzysk w sposób wspomniany w książce, Marco nie pozwolił Hailey
nawet sięgnąć po los. Ta scena wymaga dłuższego przemyślenia i zastanowienia
się nad tym, czy nie warto by było stworzyć jakichś reguł dotyczących losowania
i zgłaszania się na trybuta.
W pewnym
momencie pojawił się zarzut, że dorośli w dystryktach „nic nie robią”, tylko
patrzą w telewizory. Przepraszam, ale co mają zrobić? Wywołać rewolucję, żeby
jeszcze więcej dzieciaków zginęło w bombardowaniach i wskutek tortur i chłost?
Co to w ogóle za głupi, bezmyślny zarzut?
Retrospekcje
o tym, jak Melisa i Chris się w sobie zakochali, są płytkie i schematyczne. Nie
ma żadnej chemii, żadnego nawiązywania więzi, czegokolwiek. On ją chciał, ona
zgrywała niedostępną zołzę, ale nagle jej przeszło, bo był uparty i chwycił ją
w ramiona, gdy zleciała z drabinki... No wow...
Poza tym,
jakim cudem Melisa może pracować w sklepie rodziców? Nie ma zajęć w Akademii,
treningów? Dlaczego apteka? Kolejna mało kreatywna inspiracja książką?
Najbardziej
zirytowała mnie scena, w której Chris śledził Melisę, a ta w złości rzuciła w
niego sztyletem. Chłopak zrobił rzecz niemożliwą i złapał sztylet w locie (co
on, Jedi? Wiedźmin? Jedno i drugie?!), po czym udał, że został zraniony. Nóż
chyba zatopiłby się widocznie w ciele, to po pierwsze, a po drugie... Czemu
Melisa w jednej chwili chce go zabić, w drugiej pada na kolana, a gdy okazuje się,
że ten tylko udawał, wścieka się na niego i strzela foszka z przytupem?
Dziewucho durna, przed chwilą chciałaś go ranić, bo cię śledził, a jak się
okazuje, że tylko udał zranienie, to nagle rozpętujesz aferę? Wściekaj się na
siebie, że nie panujesz nad odruchami i rzucasz nożami w ludzi za takie
błahostki...
Zirytowało
mnie również, że przy wyznaniu Chrisa o tym, że Snow chciał sprzedawać jego
ciało zbereźnikom z Kapitolu, Melisa w ogóle nawet nie zwróciła na to uwagi,
tylko skupiła się na tym, że wyznał jej miłość. +100 do bycia egocentryczną
bitch. Chcieli kupczyć ciałem twojego chłopaka, a ty przeżywasz miłosne
wyznania?! Gdzie twa empatia?! Cała ich relacja jest płytka, słabo opisana,
źle zarysowana i generalnie pozbawiona znamion bliskości. Trzy pierwsze rzeczy,
które wymieniłam, dotyczą również kreacji bohaterów.
W ogóle, ten
cały ambaras z tym, że Chris dał się podpuścić i się przyznał, że ma dziołchę
oraz to, że Melisa musiała udzielać wywiadów... To też ciekawy wątek, który
zmarnowałaś pośpiechem. Opowiadanie to nie sprawozdanie! Pisanie
wymaga zagłębiania się w znaczące detale!
Jakim cudem
arena przypominała Melisie Panem, skoro Panem jest różnorodne i każdy dystrykt
wygląda inaczej?
Długimi
nożami się nie rzuca. Tak samo jak kastety zakłada się na pięści, więc nie
służą do rzucania.
Melisa
twierdzi, że jej kluczem do zwycięstwa jest znajomość trucizn. Wydaje mi się,
że łatwiejsze od trucia jest zaciukiwanie ludzi sztyletami, kastetami i tym
wszystkim, co nasza Merysujka jeszcze potrafi robić w celu unicestwiania reszty
trybutów. Skąd w ogóle miała pewność, że znajdzie zielsko na arenie? Przecież
to mogła być pustynia albo dżungla, gdzie pokrzywy raczej nie rosną.
Podsumowując,
nie jest dobrze. Jest fatalnie. Rozumiem, że to początki, ale jeśli chcesz
kiedyś napisać coś względnie strawnego, przez Tobą dużo pracy.
4/40
4. Poprawność
Usiądź
wygodnie, bo przed nami najdłuższa kategoria w tej ocenie.
Przede
wszystkim – gdzie są akapity?! Wiesz, jak niewygodnie się czyta taki zbity
tekst?
Po drugie – w
dialogach używa się półpauz, a nie dywizów.
Błędów jest
multum, zwłaszcza interpunkcyjnych. W pewnym momencie (w okolicy drugiego
rozdziału) przestałam zaznaczać większość z nich. Nie będę wypisywać wszystkich
potknięć, bo naprawdę szkoda mi czasu; jest tego po prostu za dużo, a ja nie
jestem betą (nawiasem mówiąc – kimkolwiek jest Natalie Black, fatalna z niej
beta...).
Prolog
Nigdy tak naprawdę nie czułam się gotowa do
tego by zabijać(...)
(...) tego,
by (...)
Bo niby jak, taka osoba jak ja ma się do
tego przygotować.
Znak
zapytania na końcu. I zbędny przecinek przed „taka”.
Łatwiej jest zabić, gdy nic nie wiem się o
swojej ofiarze (...)
„Ofierze”. I
albo „wiem”, albo „wie się”.
Obudzić w sobie czysta nienawiść i chęć
zabijania?
„Czystą”.
Jestem słaba, w środku psychicznie, bo
fizycznie jestem przygotowana idealnie.
Nie musisz
dookreślać, że „psychicznie” to „w środku”. To logiczne.
Dopiero wtedy, gdy znalazł się na arenie
zrozumiałam, że bez niego nie potrafię żyć.
Przecinek po
„arenie”.
Fakt byliśmy razem, ale trzeba kogoś stracić
by naprawdę rozeznać się w swoich uczuciach. (...)
Przecinek po
„fakt” i „stracić”. Nie, nie trzeba nikogo tracić, żeby wiedzieć, co się do
niego czuje... Może napisz to tak: „Czasami trzeba doświadczyć obawy, że można
kogoś stracić, aby naprawdę rozeznać się w swoich uczuciach”?
(68 igrzyska śmierci)
„Sześćdziesiąte
Ósme Głodowe Igrzyska”. „Igrzyska Śmierci” to nie jest nazwa tego wydarzenia, a
polski tytuł pierwszego tomu. Nie lepiej byłoby też napisać jakąś wzmiankę w
stylu „wciąż pamiętam zeszłoroczne dożynki...” zamiast posługiwać się tanim
chwytem, jakim jest zamieszczenie informacji w nawiasie?
Hailey podchodzi do misy z imionami i
nazwiskami chłopców. Spoglądam w jego stronę (...)
To brzmi,
jakby narratorka patrzyła w stronę jakiegoś gościa, który nazywa się Hailey.
Podnosi dwa palce do serca i przenosi je na
usta. Po czym wyciąga w moją stronę jakby posyłał mi buziaka (...)
Po co
rozbijać to na dwa zdania?
Słyszę jej skrzekliwy głos więc odwracam się
w jej stronę.
Jej, czyli
czyj? Domyślam się, że Hailey, ale jednak nie było to uwzględnione w tekście.
Przecinek przed „więc”.
I mój świat się zawala, wiem jedno, jeśli on
tego nie przeżyje, ja też…
Tym razem
przydałoby się rozbić to zdanie na dwa. Na przykład tak: „I mój świat się
zawala. Wiem jedno – jeśli on tego nie przeżyje, to ja też...”
Rozdział I
Plac sprawiedliwości, Hailey poruszająca
bezgłośnie ustami jakby poddawała głos pod właśnie lecący film z Kapitolu i na
podeście obok Enobarii siedzi on, Christopher, zwyciężył, wygrał i wrócił do
mnie.
Co to za
koszmarny strumień świadomości? Po pierwsze, to brzmi bardziej jak plan
rozdziału, który się pisze, zanim się zacznie tworzyć na serio. Po drugie, to
zdanie dałoby się podzielić na co najmniej trzy sensowniejsze zdania. (i bardzo
często takie kwiatki pojawiają się w tekście)
Po trzecie...
postaram się sensownie sparafrazować ten fragment, aby pokazać Ci, co mam cały
czas na myśli, gdy czepiam się skrótowości stylu.
Stoję na Placu Sprawiedliwości wśród
pozostałych dziewcząt, oczekując na losowanie. Przełykam ślinę; myśl o tym, że
to ja mogę zostać wybrana na kolejną trybutkę, o tym, że już wkrótce moja krew
może spłynąć na arenie tegorocznych Igrzysk, budzi we mnie zrozumiały niepokój.
Co dziwne, jednak bardziej niż wizją własnej śmierci, martwię się tym, że
Igrzyska oznaczają rozłąkę z Chrisem.
Hailey, pstrokato odziana kapitolinka
zajmująca się dożynkami mojego dystryktu odkąd tylko sięgam pamięcią, porusza
bezgłośnie ustami. Mam wrażenie, że wszystko dookoła mnie zwolniło i gwałtownie
ucichło.
Uważnie obserwuję Christophera; siedzi na
podeście obok Enobarii, mentorki i tryumfatorki Szęśćdziesiątych Drugich
Igrzysk. Chłopak sprawia wrażenie spokojnego, ale drobne detale nie umkną
komuś, kto zna go dobrze jak ja; widzę jak nieznacznie zaciska pięści, jak
wierci się w siedzeniu, jak zagryza dolną wargę i ukradkiem zerka w moim
kierunku...
Uśmiecham się pod nosem, ledwie poskromiwszy
wilgoć zbierającą się pod moimi powiekami. Do dziś nie wierzę własnemu
szczęściu; każdego ranka budzę się, dziękując losowi, że Chris mógł do mnie
wrócić, cały i zdrowy... Ta myśl na chwilę odsuwa ode mnie niepokój związany z
moją przyszłością.
Wyszło o
wiele dłużej niż oryginalny fragment, ale o to właśnie chodzi – o opisywanie
detali, spostrzeżeń, zachowań, uczuć... O nadanie tej historii duszy.
Przeczytaj jeszcze raz trylogię i zauważ, jak Katniss opisuje targające nią
uczucia i swoje otoczenie.
Stoję tutaj wśród szesnastolatek z drugiego
dystryktu, a strach zżera mnie od środka, a nie powinien, jestem z zawodowców.
„(...) strach
zżera mnie od środka, choć nie powinien. Przecież jestem zawodowcem.”
Nerwowo miętoszę w rękach skrawek mojej
miętowej sukienki.
Niezręcznie
brzmiąca aliteracja („miętoszę”, „miętowej”), ponadto – miętowa sukienka...
wiem, o co Ci chodzi, ale bardziej literacko brzmiałoby „mojej sukienki w
barwie mięty”.
A co jeśli to ja zostanę wybrana?
Przecinek
przed „jeśli”.
Potrząsam blond włosami by pozbyć się tej
okropnej, spędzającej mi przez ostatni tydzień sen z powiek myśli.
Przecinek
przed „by”.
Lokuję mój wzrok na twarzy Chrisa (...)
Lokować to
można pieniądze w akcjach. „Kieruję swój wzrok w stronę Chrisa” może brzmiałoby
lepiej?
Na widok tego niewinnego gestu dziewczyny
stojące obok mnie wzdychają i szeptem wymieniają uwagi jak jest szanse, że on
mnie zostawi (...)
(...) szeptem wymieniają uwagi na temat tego, jakie są szanse, że on mnie zostawi.
(...) szeptem wymieniają uwagi na temat tego, jakie są szanse, że on mnie zostawi.
Choć w sumie
to nadal brzmi niezręcznie.
Skoro mówią
szeptem, to czemu Melisa je słyszy? Chyba że jest na tyle pewna siebie, że
myśli, iż o niczym innym pannice nie mogą rozprawiać i zakłada to z góry? Poza
tym, strasznie merysujski fragment. Chris taki boski, tak strasznie mnie kocha,
lafiryndy tak bardzo mi zazdraszczają.
Na usta przywołuje triumfacyjny uśmiech (...)
Triumfalny
jak już...
Wydaje mi się, że zamiast pokonać 5
schodków, pokonuję ich ze sto (...)
„Pięć”
słownie.
Fakt u nas zdarzają się takie przypadki
ale...
Przecinek
przed „u” i „ale”.
Kiedy MÓJ chłopak był na igrzyskach ,
to gnojek jeden próbował się ze mną umówić.
Zbędna
spacja, poza tym podkreślenie słowa „mój” lepiej by wyglądało zapisane po
prostu kursywą. No i rany boskie, no co za gnojek, ja taka wierna merysujka, a
ten tu zaloty urządza...
- Jak się nazywasz chłopcze? – Hailey
skrzeczy uśmiechając się przy tym dziwnie.
Przecinek
przed „chłopcze” i „uśmiechając”.
- Och świetnie! Oto tegoroczni trybuci
dystryktu drugiego! Melisa Dayer i Marco Ivans. No, podajcie sobie
ręce. – Patrz na Marco spod byka i podaję mu niechętnie dłoń.
„Patrzę”.
Wyrywam rękę z jego uścisku i pozwalam się
wyprowadzić do pałacu sprawiedliwości.
Wydaje mi
się, iż Pałac Sprawiedliwości winien być pisany wielką literą.
Chris na wywiadzie podpuszczony przez Ceasara
przyznaje się, że zostawił w dystrykcie drugim ukochaną, jak zostaje już tylko
ósemka odnajdują mnie i muszę udzielić wywiadu.
Kolejne
zdanie, które wypadałoby podzielić na co najmniej dwa zdania i dodatkowo je
rozwinąć. No i bardzo obcesowo potraktowany wątek. Melisa mogłaby opowiedzieć
więcej szczegółów.
(...) gdy ma mentorować jego dziewczyna
zostaje wylosowana do igrzysk
Brzmi jakby
to jego dziewczyna miała mentorować. Przecinek przed „jego” by to naprawił.
Z matką nie mam dobrych kontaktów toteż nie
zaskakuje mnie, gdy zamiast być smutna, że mogę nie wrócić ona aż tryska
energią.
Przecinek
przed „toteż” i przed „ona”. Poza tym... Jej matka jest bezdusznym potworem,
czy jak? Powinna się choć trochę zmartwić, że jej latorośl może zginąć,
zwłaszcza że jedno dziecko już tak straciła. Nie wyobrażam sobie, jak paskudne
musiałyby być relacje matka-córka, żeby matka tryskała energią na myśl o tym,
że jej córa może zostać zaszlachtowana.
(...) prawdopodobnie teraz zrobi tą swoją
obrażoną minę (...)
„Tę”.
(...) człowiek, który przez tyle lat dawał
mi dobrobyt
(...)
zapewniał mi dobrobyt.
„Przeżyjesz rozumiesz to siostrzyczko!
Przeżyjesz moja mała siostrzyczka musi zasmakować życia, nie możesz odejść w
tak młodym wieku”
Przecinek po:
„przeżyjesz, „to”, „przeżyjesz”... I znak zapytania zamiast wykrzyknika miałby
więcej sensu. Interpunkcja nie jest Twoją mocną stroną... Błędów
interpunkcyjnych jest od groma. Gdybym miała wypisać je wszystkie, siedziałabym
tu chyba tydzień, także od tej pory będę wypisywać tylko ich część.
W panice wpycham kartkę na sukienkę.
Pod sukienkę?
Choć to nadal niezręczne... Może za dekolt sukienki? Może do kieszeni, jeśli
sukienka jakąś miała?
Gdy strażnicy prowadzą mnie do wyjścia marzę
tylko o tym by znaleźć się w jego ramionach.
Przecinek po:
„wyjścia” i „tym”.
Rozdział II
- No proszę, proszę, co za słodki widoczek.
– drwiący głos wyrywa mnie z otępienia.
Zgodnie z
zasadami zapisu dialogów, „drwiący” winno być pisane wielką literą.
Marco powoduje u mnie nienawiść (...)
„Wywołuje we
mnie nienawiść”.
Mi i Marco mówi byśmy się nie ruszali
„Mnie i
Marco”.
(...) czerwony kaszmirowy sweterek, z tyłu
sięgający z mi za pupę (...)
Umm... Nie
lepiej napisać „sięgający mi do ud”? I bez przecinka.
blond włosa
„Jasnowłosa”.
- Dobry pomysł. Przepraszam kochanie,
przepraszam, że przeze mnie teraz możesz zginąć. Nie, nie dam Ci umrzeć. Ocalę
Cię (...)
Wszelkie
„Ci”, „Tobie”, „Cię” z małej; opowiadanie to nie list.
- Jaką bronią władacie? – pyta się po chwili
milczenia.
Kto pyta?
Domyślam się, że Hailey, ale w tekście nie zostało to wyłuszczone. Poza tym po prostu „pyta”. Nie sądzę, by zwracała się z tym pytaniem do siebie.
- Naprawdę zamierzaż wygrać tylko zabijając?
Bez żadnego sojuszu?
„Zamierzasz”.
Hailey patrzy się na nas dziwnym wzrokiem.
„Dziwny
wzrok” to naprawdę głupie określenie. Ja bym to napisała inaczej. Hailey
spogląda na nas z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy.
Kładzie się do łóżka i pokazuje miejsce obok
siebie. Kładę się bez słowa i wtulam się w jego ramiona.
Powtórzenie.
Jestem zimna, pokazuję, że jestem ponad
nich.
„Ponad nimi”.
Olbrzymi salon urządzony w iście
Kapitoliańskim stylu.
„Kapitolińskim”. Z małej.
(...) wypacykowane wnętrza.
Za
sjp.pwn.pl:
· wypacykować
1. pot. «wymalować
coś pośpiesznie, niedbale»
2. pot. «zrobić
komuś zbyt mocny makijaż»
· wypacykować
się pot. «zrobić sobie zbyt mocny makijaż»
Może lepiej „tandetne”, „pstre”,
„przesadzone”?
Rozdział III
(...) ma skórę w odcieniu rozmarynu oraz
czarną burze włosów upiętych w gniazdo w których siedzi sztuczny ptak.
„Burzę”,
przecinek przed „w których”.
- Nie wiem, czego was tam w tych dystryktach
uczą, więc zacznę od początku, W starożytnej Grecji , czyli bardzo dawno, dawno
temu Grecja wierzyła w bogów, Atena, Zeus i takie tam. Ci bogowie byli
nieśmiertelni i niepokonani, stylizując Cię na taką boginię pokażemy, że jesteś
niezwyciężona.
„I takie
tam”... Poważnie? Przed „W starożytne Grecji” powinna być kropka zamiast
przecinka. Po „niepokonani” powinna być kropka i nowe zdanie, a po „boginię”
przecinek.
Ich echo odbija mi się po głowie.
Cosik
niezgrabnie to brzmi. „Te słowa odbijają się echem w moich myślach”?
Czuje jak rydwan rusza i znów pokonujemy tą
samą trasę. W pawilonie podchodzi do mnie Chris i pomaga wyjść z rydwany.
„Czuję”,
„tę”, „rydwanu”.
Jesteś pieprzonym hipokrytą!
Hipokryta to
«człowiek fałszywy, dwulicowy; obłudnik». Nie sądzę, aby to słowo pasowało do
Marco. Poza tym... jego czerstwe dowcipy o blondynkach... Nie wow. Ta scena
była... nieopisanie słaba. Jeśli Melisę wkurzają tak denne suchary, to kobietka
ma słabe nerwy. Ja bym tylko skomentowała tak żałosne próby wkurzenia mnie
prychnięciem.
Rozdział IV
Przeniosłam się właśnie do wyższej grupy w
akademii, przedział wiekowy 16-18. Fakt byłam 14. latką, ale uzdolnioną i
przeskoczyłam.
Liczby
zapisujemy słownie, a więc „czternastolatka”, „przedział wiekowy od szesnastu
do osiemnastu lat”. I co Melisa przeskoczyła? Kozła?
Jeden z nich staje obok i też przymierza się
do celowania, pachnie męskimi perfumami albo pochodzi z rodziny zwycięzców,
albo nie wiem co.
Po pierwsze,
dziwnie byłoby, gdyby pachniał damskimi. Po drugie... tylko rodziny zwycięzców
się perfumują? I to „albo nie wiem co”... Bardzo niezgrabne i zbędne. Piszesz
tekst literacki, bądź co bądź.
- Powaliło? – Christopher zwraca się do
kumpla. – Przepraszam Cię Meliso za tych półgłupków. – prycham i znów
zaczynam ćwiczyć.
To tak a
propos słownictwa w dialogach. Nie czuję tego. Tak na pewno nie wyrażają się
ludzie z Panem. No po prostu nie i już. Tak gadają polscy gimnazjaliści. Poza
tym zbędny zwrot do adresata i „Meliso” winno być oddzielone przecinkami, a to
„prycham (...)” to nie jest czynność wykonywana podczas dialogu przez osobę
wypowiadają kwestię, więc powinno zaczynać kolejny akapit.
- Malisa! – słyszę wołanie i szuranie stup
na żwirze, którym wysypana jest ścieżka.
„Melisa”,
„słyszę” z wielkiej, i „stóp”.
- Meliso i Marco, rozmawiałem z Cashemere,
mantorką z jedynki i Finnickiem (...)
Cashmere,
„mentorką”.
Takich nic nie wartych debili to ja mam
głęboko w nosie. – warczę i wstaję z miejsca.
Po „nosie”
nie powinno być kropki. I określenie „debili”... po prostu nie pasuje, nie i
już. Jak już mówiłam, to Panem, nie gimnazjum.
(...) wpatruje się we mnie zagadkowa.
Zagadkowo.
Rozdział V
Krążę po pustej łące, słyszę tylko
skrzypienie traw pod moimi nogami (...)
Trawy nie
skrzypią... raczej szumią.
(...) Nie był bym tego taki pewny.
„Byłbym”.
- Już dobrze. – przytula mnie i lekko
kołysze.
„Przytula” z
wielkiej.
W okół nas zebrał się dość spory tłumek.
„Wokół”.
(...) Przez ciebie! – naciera na mnie,
odparowuje atak.
„Naciera” z
wielkiej litery. „Odparowuję”, przynajmniej tak wynika z kontekstu. Lepiej by w
ogóle brzmiało „Naciera na mnie, a ja odparowuję atak”.
(...) Wybieram ten z długą klinga o bardzo
ostrym zakończeniu.
Miecz ma
klingę, nóż ma ostrze. Jak już wspominałam, długimi nożami się nie rzuca. No
i... bardzo ostre zakończenie? Co to znaczy? Nóż z zasady jest ostry i nie ma
czegoś takiego jak „zakończenie”. „Wybieram bardzo ostry nóż” po prostu.
Przy oszczepach zrobiło się rumowisko,
podchodzę bliżej.
Coś się tam
zawaliło...? Zrobił się raban może? Hałas?
Po chwili wydycham wcześniej wciągnięte
powietrze.
Ciężko
wydychać powietrze, które wciągnęło się później.
mosiężne metalowe drzwi
Mosiądz to
stop metali; nie trzeba podkreślać, że mosiężne drzwi są metalowe, bo to
oczywiste.
Ogrania mnie dziwna nostalgia, mam wrażenie,
że coś jest nie tak.
„Ogarnia”.
Nostalgia to tęsknota, więc nieszczególnie pasuje. Po prostu – „ogarnia mnie
dziwny niepokój”.
(...) zwracam na niego uwagę dopiero w
memencie
„Momencie”.
(...) nie dobrze, źle, fatalnie (...)
„Niedobrze”.
Rozdział VII
(...)robię minę dziewczyny, która za parę
dni może zginąć.
Bardzo
niezgrabne określenie. Jaką minę robi dziewczyna, która może wkrótce zginąć?
Przeklinam moje 170 cm.
Po pierwsze –
metr siedemdziesiąt to nie jest mało. Ja mam tyle i raczej nie czuję się niska.
Po drugie – zgrabniej by brzmiało na przykład „przeklinam swój niski wzrost”.
Jeśli się upierasz przy przeklinaniu metra siedemdziesiąt, to pamiętaj, że a)
liczby zapisujemy słownie, b) nie stosujemy skrótowców.
Zamykam oczy przygotowywując się na
spotkanie trzeciego stopnia z twardą podłogą (...)
„Przygotowując”
i przecinek po „oczy”.
(...) nie umiem uwierzyć przed chwilą
bezwstydnie wgapiał się w moje zacne cztery litery, a teraz jest taki
opiekuńczy…
Nie no, co za
cud! Jeśli facet się gapi na tyłek, to oznacza, że jest paskudnym chamem i nie
jest zdolny do okazywania troski! Przecinek przed „przed”.
(...) ale przez te pół roku co go odrzucałam
coś się zmieniło.
„(...) to pół
roku, przez które go odrzucałam (...)”? Nadal brzmi bardzo niezgrabnie,
wypadałoby to rozwinąć, żeby nabrało sensu.
„Zrobiona w stan zero (...)”
To określenie
pojawiło się już wcześniej... Jest nieładne i jakieś takie prostackie. Może
lepiej napisz po prostu, że nie miała makijażu i ułożonych włosów?
- Choć, musimy porozmawiać.
„Chodź”.
Inne dziewczyny zapewne oszalały by, ale
mnie on trochę drażni.
„Oszalałyby”.
No i znowu... Melisa jest taka wyjątkowa...
(...)zamieram, czy on właśnie powiedział, że
mnie kocha.
„Zamieram.
Czy on właśnie powiedział, że mnie kocha?”
(...) tą minimalną odległość (...)
„Tę”.
(...) Nikt mi ciebie nie zastąpi. – płaczę
moim ciałem wstrząsa histeria. Czepiam się jago koszuli (...)
„Płaczę” z
wielkiej, przecinek przed „moim”. „Jego”.
Oby dwoje zachowują się głośno i żartują.
Obydwoje.
Przy
odliczaniu pogubiłaś kropki w kilku zdaniach.
Rozdział VII
mruganie powiek
„Mruganie”.
Niczym innym się mrugać nie da. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Umie
ktoś mrugać uszami?
Resztkami świadomości wracasz do jego ust,
głosu, oczu i uświadamiasz sobie, że chcesz zawalczyć, dla siebie, dla niego,
dla was.
Ten fragment
był skierowany do czytelnika, więc... nie każdy w momencie zagrożenia zaczyna
myśleć o Chrisie. Zachodzi nawet obawa, że Melisa w sumie jest jedyną osobą,
która wtedy o nim myśli.
Zabiłam – znowu.
Zabiłam - z zimną krwią.
Zabiłam - odebrałam komuś życie.
Zabiłam - muszę iść przed siebie.
Zabiłam i idę robić to dalej.
Unikaj takiej
pseudogłębi, tanie to-to.
Biegnę, przecinając jedną z trybutek w
połowie.
Na moment
zamieniła się w Górę z „Gry o Tron”? Przecinanie ludzi w połowie wymaga
ogromnej siły.
Po co te
dramatyczne aforyzmy z kosmosu? Takie rzeczy się zamieszcza tylko i wyłącznie
na początku rozdziału.
„Ona i jej humorki, pamiętam jak we mnie
wlepiała, te swoje wściekłe spojrzenie, była wtedy jeszcze bardziej
pociągająca…”
Pamiętam, jak
prawie mnie zamordowała, kiedy przyłapała mnie na śledzeniu jej... Meliska i te
jej zabójcze humorki... Zabójcze – dosłownie...
(...) Kukła została ugodzona w jednym
momencie w głowę, szyję i serce (...)
(...) Zaryzykowałem i chwyciłem go w palce.
Zatrzymał się dokładnie w miejscu, w którym mógłbym zostać ugodzony
nożem.
Ani jedno,
ani drugie po prostu nie jest możliwe, chyba że jest się Wiedźminem, Dżedaj,
Supermenem lub Goku. Poza tym... kukła nie ma serca. Ewentualnie mogła zostać
ugodzona w miejsce, w którym u człowieka znajduje się serce.
Podzieliłabym
się moimi notatkami dotyczącymi tej sceny, ale nie mogę, bo są wyjątkowo
niecenzuralne.
(...) Nabieram ją na palce i smaruje po
nierównej ranie po nożu.
(...) Smaruję
nierówną ranę po ugodzeniu nożem.
Smarowanie
nierównej rany po nożu w sumie brzmi, jakby rana miała nóż i Melisa go
smarowała.
Podchodzę do jednej z arkad, które są w
murze otaczającym plac.
(...) arkad
znajdujących się w murze otaczającym plac.
Snow jest do wszystkiego zdolny, aby jak
najlepiej zaserwować trybutom odjechaną śmierć
„Odjechaną”?
Może od razu „wy***aną w kosmos”? Powtórzę po raz kolejny – PANEM TO NIE
POLSKIE GIMNAZJUM!!!
Wije się, jakby była w ostrej agonii.
Po prostu „w
agonii”. Agonia to taki stan, że określenie „ostra” jest zbędne.
Okej, to by
było na tyle. Naprawdę, samo wymienienie powyższych błędów zajęło mi dłużej,
niż samo czytanie tekstu (!), a to i tak nie wszystko. Gdybym miała wymienić
każdy błąd, to bym chyba zgłupiała. A to zaledwie krótki prolog i siedem
nieszczególnie długich rozdziałów...
Z
poprawnością również nie jest najlepiej. Zalecam zapoznanie się z zasadami
interpunkcji, konkretną rewizję stylu, oduczenie się pisania takich zdań,
milion przecinków, nie wow, niezgrabny styl wiele.
Nie jest
dobrze.
2/20
5. Ramki
Podstrona
„trybuci” jest zbędna. Jako czytelnik chcę zapoznać się z bohaterami poprzez
czytanie treści. Wolałabym także mieć możliwość wyobrażenia sobie wyglądu
Twoich postaci bez Twojej ingerencji.
„Pytania” to
również nieszczególnie potrzebna podstrona. Podałaś swojego maila; jeśli ktoś
zechce o coś zapytać, to może napisać wprost do Ciebie lub po prostu zostawić
komentarz pod notką. Po co mnożyć zbędne podstrony?
Masz już
zwiastun w menu, po co Ci ramka? Szablon i ramka „O mnie” lepiej by wyglądały w
kolumnie z menu.
Spis treści
polecam po prostu dodać w ramce, a nie robić oddzielną podstronę.
2/5
6. Punkty dodatkowe
Nie będę się
już pastwić i odejmować punktów. Wyraziłam się jasno w poprzednich kategoriach.
Podsumowując
całokształt, powiem po prostu, że aktualnie nie jest najlepiej. To zapewne
jedno z Twoich pierwszych opowiadań. Treść również sugeruje, że jesteś
stosunkowo młoda; stawiam na okolice gimnazjum. Nie chcę, aby moja ocena Cię
zniechęciła, broń Potworze Spaghetti, ale... jeśli chcesz pisać lepiej,
naprawdę musisz zacząć się starać i pracować nad stylem, albowiem jesteś
dopiero na początku drogi.
Mam nadzieję,
że nie masz mi nic za złe. Nie jestem tu po to, aby wbijać szpilki, ale żeby
pomagać.
Wydaje mi
się, że fandom Igrzysk wymaga od autorów ficków trochę większej dojrzałości i
umiejętności. To w końcu antyutopia podejmująca wiele kwestii moralnych.
Poruszając temat mordujących się dzieciaków i Kapitolu wyzyskującego ludność
Panem, trzeba się liczyć z tym, że do napisania czegoś dobrego wymagana jest
poprawność psychologiczna i umiejętność podejmowania ciężkich tematów. Na pewno
nie wolno pisać w skrótowy, pospieszny sposób, w jaki Ty to robisz.
Moja rada? Po
prostu pisz. I słuchaj rad. Na początek zastosuj się do tych, które zamieściłam
w tekście. Wiele umiejętności nie pojawia się ot tak, to kwestia pracy i
zaangażowania w pisanie.
Życzę
powodzenia.
Zdobyłaś 21/89 punktów.
Ocena: niedostateczny
Witam jeszcze raz ;)
OdpowiedzUsuńKocie, czemu na swojej podstronie masz dywizy, skoro przecież wiesz (zachwyconam, że ktoś to odróżnia), że używa się pauz albo półpauz? ;)
OdpowiedzUsuńDobra, lecim z krytyką.
„fanfick” – nie ma takiej formy, albo fanfic, z angielska, albo fanfik, z polska.
„Adres oznaczać może tylko jedno – fanfick Igrzysk Śmierci. Jest prosty, oczywisty” – to jest niejasne, czy adres, czy fanfik jest prosty i oczywisty, postaraj się zwracać uwagę na podmioty.
Co do obserwatorów, moja subiektywna uwaga – sama mam to na stronie, bo po prostu tak najszybciej, bez żmudnego klikania, widzę, kto zaobserwował mojego bloga, a to dla mnie interesujące. Nie uważam, żeby rujnowało kolorystykę, ale kwestia gustu. Nigdy nie brałam tego za dowód słuszności społecznej, bo i uważam taką formę reklamy (to jest obserwatorów, a nie sam dowód słuszności) za mającą nader znikomą skuteczność, a ułatwienie życia sobie i czytelnikom.
„w przeciągu godziny” –
http://portalwiedzy.onet.pl/141514,,,,w_ciagu_w_przeciagu,haslo.html
Czy wspomnienie o niecenzuralnych notatkach jest konieczne? Nie wiem, może lubisz się dzielić w ocenach szczegółami z prywatnego życia, ale to takie… hm, nie umiem tego dobrze ująć w słowa, gdybym była autorem, chyba nie potrzebowałabym do szczęścia informacji, że ktoś zbluzgał moje opcio. Ja wiem, że później wyjaśniasz swoje dokładne odczucia co do niego, no ale, taka luźna uwaga do przemyślenia.
Co do Melisy – przede wszystkim, to jest imię bodajże hiszpańskie. W angielskim to będzie faktycznie Melissa – tyle że po angielsku melissa to właśnie nasza melisa. Znaczy tyle samo, to wciąż herbata. W związku z tym, nie rozumiem krytykowania istniejącego imienia, bo budzi jakieś skojarzenia – u nas w użyciu jest Jagoda czy Malina, prawda?
„wolisz opisywać szczegółowo ubrania, niż to” – Nie stawiamy przecinka przed „niż”, jeśli wprowadza ono dalszą część zdania pojedynczego. Stawiamy, jeśli wprowadza kolejną część zdania złożonego albo bezokolicznik.
„trybutka-zawodowiec o imieniu kojarzącym się z plackiem nie brzmi zbyt śmiercionośnie” – Ale nie musi, nikt nie mógł przewidzieć, jaka będzie, kiedy się urodziła :). Może to specjalny kontrast? (ok, z opisu opka wnioskuję, że nie, ale autorzy generalnie robią takie rzeczy). Poza tym ludzie w Ameryce – Panem powstało na jej gruzach, prawda? naprawdę dziwnie czasem nazywają dzieci.
„Te wszystkie „skarby”, „miśki”, „koteczki”, „boginie”, istna obrzydliwość. I to „jeszcze będziesz moja, skarbie”... No toć bełt sam się do ust ciśnie.” – Zgadzam się, że ostatni przykład jest tani i pachnie bucerą, ale co obrzydliwego w poprzednich? Owszem, niektórzy nie lubią takich słodkości, ja też, ale ludzie tak do siebie mówią i nie znaczy to, że są palantami.
Hm, Igrzyska znam tylko z filmu, wiem, że to nastolatki w krytycznej sytuacji, ale jednak nastolatki, nikt tam nie mówi nastolatkowym językiem? Pytam z ciekawości.
„teksty w stylu „odwaliło ci” i inne wstrętne wyrażenia” – Co aż tak wstrętnego w „odwaliło ci”? ;)
„Przepraszam, ale co mają zrobić? Wywołać rewolucję, żeby jeszcze więcej dzieciaków zginęło w bombardowaniach i wskutek tortur i chłost? Co to w ogóle za głupi, bezmyślny zarzut?” – To jest rzecz, nad którą absolutnie nie umiałam zawiesić niewiary w filmie. Ludzie nie kierują się chłodną, wykalkulowaną logiką – a nawet gdyby, to przypuszczam, że w jednym zrywie zginęłoby mniej osób niż przez te wszystkie lata w igrzyskach. Ludzie, jak jest im źle i mają potężny bodziec, to chcą wolności, chcą poprawy losu, nawet za cenę przelania ogromnej ilości krwi. Popatrz na historię świata, na rewolucje francuskie, na nasze powstania – ci ludzie wiedzieli, że mnóstwo z nich zginie, że może przez nich zginą niewinni cywile, ale wierzyli, że wolność, równość, sprawiedliwość, jest ważniejsza, że to da lepsze efekty, jeśli nie dla nich, to dla ich krewnych i potomków. A ludzie z Panem mają potężny bodziec, dziecko absolutnie każdego z nich może zginąć, poza tym widzą, jaka ogromna przepaść i niesprawiedliwość jest pomiędzy nimi i Kapitolem. Też nie byłam w stanie uwierzyć, że ten system nie rypnął przez tyle lat. Strach jest potężną bronią, ale do czasu.
UsuńAle rozumiem, że odnosisz się do zarzutu autorki, że ludzie nic nie robią, a rzeczywiście nieszczególnie maja dobrą alternatywę, więc też luźna uwaga.
Poprawność przeleciałam tylko wzrokiem, rzuciło mi się w oczy:
„- Jaką bronią władacie? – pyta się po chwili milczenia.
Kto pyta? Domyślam się, że Hailey, ale w tekście nie zostało to wyłuszczone” – Powinnaś wspomnieć jeszcze autorce, że „pyta” powinno być bez „się”.
„„Dziwny wzrok” to naprawdę głupie określenie” – Czemu? Spotkałam się z takim w mnóstwie (dobrych) książek. Imo zupełnie normalne.
„Olbrzymi salon urządzony w iście Kapitoliańskim stylu.
„Kapitolińskim”” – Też źle – przymiotniki piszemy małą.
A podsumowując – jestem ogromnie miło zaskoczona tą oceną. Zdecydowanie wyróżnia się tak długością, jak i zapleczem merytorycznym – myślę, że będziesz dla Shibuyii cennym nabytkiem. Widać, że włożyłaś w ocenę sporo wysiłku, odniosłaś się konstruktywnie do mnóstwa kwestii. Podobało mi się też bardzo sparafrazowanie fragmentu – nie tylko mówisz, że jest źle, ale pokazujesz, jak może być lepiej. (I boru, tępienie zamiast wychwalania tych kretyńskich blogaskowych zjawisk, jak cytaciki i obrazeczki w notkach - wzruszonam, nie wiem, czemu kiepskie ocenialnie zawsze się zachwycają, jakie to dobre... to znaczy wiem, no ale :P wiem, ocenianie sirius biznes taki, ale jednak cieszy, że ktoś uważa, że nawet dla zabawy powinno się pisać z sensem). Hm, słodzenie będzie znacznie krótsze, ale niewiele miałabym konstruktywnego do dodania – nie będę wciąż powtarzać, że mi się podoba.
Nie będę ci życzyć dużo dobrych komciów, tylko konstruktywnej krytyki właśnie – żebyś się mogła jeszcze rozwijać. Nie osiadaj nigdy na laurach, zawsze wierz, że nawet jeśli jest dobrze, to może być znacznie lepiej. Poza tym życzę dużo interesujących opowiadań do oceny – interesujących, bo nie wiem, czy ciekawsze są dla ciebie dobre czy złe :D.
(I chyba się do ciebie zgłoszę, mam nadzieję, że nie zrazi cię incestowo-angstowo obyczajówka historyczna z dużą szczyptą romansu).
Z góry przepraszam, jeśli ten komentarz jest cokolwiek nieskładny, kiepska wymówka, ale jestem potwornie zmęczona.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńLELETH, TY HEJTERZE, JAK MOŻESZ SIĘ ZNOWU CZEPIAĆ I TO TAK NIEKONSTRUKTYWNIE I W OGÓLE NIE ZNAJDUJESZ DOBREJ STRONY W NICZYM, NISZCZYSZ CZYJĄŚ CIĘŻKĄ PRACĘ, MASZ TY GODNOŚĆ CZŁOWIEKA?
Usuńoh, wait...
Witaj i czuj się jak u siebie w domu. ^_^ Powodzenia w stażu (chyba nie będzie z tym problemu? :P).
OdpowiedzUsuń