środa, 31 grudnia 2014

[700] http://saving-emerald-city.blogspot.com/

 Adres bloga: Saving emerald city
Autorka: Elle
Oceniająca: Dafne

1. Pierwsze wrażenie

Nie do końca potrafię uchwycić sens tego adresu. Próbuję sobie to przetłumaczyć jakoś logicznie na język polski, ale nie wiem, czy to ma związek z ocaleniem jakiegoś szmaragdowego miasta, z oszczędnością czy z czymś jeszcze innym... I właśnie dlatego nie lubię większości obcojęzycznych adresów. Tym bardziej mnie to dziwi, bo jako tytuł opowiadania w zakładce podałaś coś kompletnie innego, coś, co bardziej do mnie przemawia. No nic.
Napis na belce to tenże tytuł właśnie. Moim zdaniem taki powinien być adres, a motto bardziej zachęcające, wprowadzające w tematykę, cokolwiek. Bądź co bądź, to motto w końcu.
Blog wygląda całkiem przyjemnie. Nie mam pojęcia, czego się spodziewać, budzi się we mnie zainteresowanie, chociaż odczucia mam raczej mieszane.

6,5/10


2. Grafika

Całkiem tu pozytywnie, ciepło i zachęcająco. Można powiedzieć, że aktualna ta Twoja szata graficzna; barwy są typowo jesienne: króluje złoto, zieleń, brąz i pomarańcz. Wszystko ładnie zestawione, gdzieniegdzie kontrastowo.
Nagłówek nie jest zbyt oryginalny; zdjęcia kobiety, różne elementy w tle, napisy (angielskie...) i rozmaite "maziaje" to raczej typowe rozwiązanie. Może jedynie te refleksy światła się wyróżniają. Ot, zwyczajny nagłówek - nieprzyciągający uwagi, ale też nie odpychający. Szkoda tylko, że ma tak dziwną formę. Kształt normalnego nagłówka, ale umieszczenie gdzieś po lewej. Gdyby obrazek był pionowy, lepiej by to wyglądało.
Czcionki bez zarzutu; tutaj większe, tam mniejsze, tutaj ciemniejsze, tam jaśniejsze. 
Ogółem? Miły dla oka, niekaleczący oczu, przyjemny szablonik. I tyle - nic mniej i nic więcej.

7/10


3. Treść

Oceniam tyle, ile zaproponowałaś. Ufam, że to rzeczywiście wystarczy.

Rozdział pierwszy
Muszę przyznać, że nie potrafię domyślić się, o czym właściwie będzie to opowiadanie. Po pierwszej części, krążącej wokół przyjacielskiej rozmowy o życiu uczuciowym bohaterki, spodziewałam się romansu. Potem nieco fantastyczny fragment z kluczem wyprowadził mnie z równowagi. Ciekawi mnie, jak to połączysz i jak tym wszystkim pokierujesz.
Choć pierwsza notka była dość długa i bogata w informacje, czuję się zachęcona, ponieważ nie wiem, czego się spodziewać. Przytoczyłaś nam wizerunki głównych(?) bohaterów, a także kilku, zdaje się, mniej ważnych (choć mogę się mylić). To dość dużo, ale chyba się nie pogubiłam.

Rozdział drugi
Chociaż z reguły nie lubię, gdy w opowiadaniu pojawiają się wątki fantastyczne (chyba że jest to typowy fanfik), to muszę przyznać, że zainteresowałaś mnie. Wreszcie coś jest niewyjaśnione i zagadkowe od początku, a przez to interesujące. Samo czytanie o nadprzyrodzonych mocach nie satysfakcjonuje tak bardzo, jak czytanie o zwykłych (z pozoru) ludziach zamieszanych w jakieś dziwne układy. Przynajmniej ja tak to odbieram. Czuję się zachęcona do dalszego czytania, nie mam żadnego pomysłu na to, co się dalej wydarzy.
Rozśmieszył mnie natomiast fragment o wrzucaniu kobiety do paleniska, od razu skojarzyła mi się baśń "Jaś i Małgosia", to było niemal groteskowe.

Rozdział trzeci
Jack mnie mocno zastanawia. Nie tylko jako postać z innego świata, ale również jako mężczyzna. Pojawiła się nazwa miasta z tytułu, pojawił się Czarnoksiężnik (kraina Oz, doprawdy...), jednak nic nadal się nie wyjaśniło. Trudno tego oczekiwać po trzech rozdziałach. Wciąż nie mogę pojąć, dlaczego akurat Dorothy została tutaj przywołana, kim dla nich wszystkich jest i co w związku z tym ją czeka.
Spodobała mi się sytuacja pozostawienia dziewczyny na pastwę losu. Wplatasz w to wszystko takie prozaiczne, normalne, ludzkie, zabawne zdarzenia i rozmowy, przez co nie ciąży mi cała ta atmosfera fantastyki.

Rozdział czwarty
Jack mnie intryguje. Jest bardzo interesującą postacią, według mnie jak na razie bardziej niż Dorothy. Wprowadzenie go do opowiadania jako jednego z głównego bohaterów to dobre posunięcie, dodaje całej historii kolorytu. Nie wiem, jak będzie dalej, ale mam nadzieję, że mężczyzna "zatrzyma się" tutaj na dłużej.
Mała uwaga:
"Zadziwiające, pomyślałam, że nie rzucił kolejnej złośliwej uwagi, jak przy moich poprzednich warunkach. Przecież Jack zawsze miał do powiedzenia coś niezwykle zabawnego. Dlaczego milczał tym razem?" - To brzmi jak wypowiedź kogoś, kto zna swojego rozmówcę bardzo dobrze i od dawna. Nie sądzę, by tak było w przypadku Jacka i Dorothy, którzy, bądź co bądź, znają się mniej więcej jeden dzień.

Rozdział piąty

Chociaż już fragment ze strachem na wróble był dla mnie ciekawy ze względu na swoją groteskowość, to jednak końcówka zdecydowanie przebiła wszystko. Podświadomie czekałam na taki wybuch złości u Dorothy. Dzięki temu stała się bardziej żywa, prawdziwa, a nie bezpłciowa i przerysowana. 
Słowa Jacka wyraźnie podziałały na naszą bohaterkę. Zaczęła się zastanawiać nad swoim życiem. Widać, że rozwijasz kwestię jej psychiki i bardziej skupiasz się na ukazaniu uczuć, co mnie cieszy, bo to jedna z najważniejszych rzeczy przy okazji kreowania postaci. Końcówka efektowna. Zainteresowałaś mnie. Mam nadzieję, że będziesz kontynuowała ten wątek.

Rozdział szósty

Ta postać intryguje mnie jeszcze bardziej. Z jednej strony troszczy się o Dorothy, z drugiej czasem zachowuje się, jakby nie miał uczuć. Z kolei sama Dorothy wydaje się nie dostrzegać trudnej sytuacji, w jakiej i on się przecież znalazł. 
Co do samego rozdziału... Przyznam, że udało Ci się mnie "ruszyć". Cała ta scena z atakiem dzikich zwierząt wyszła Ci naprawdę realistycznie i przerażająco, mimo że nie zastosowałaś przecież zbyt drastycznego opisu.

Rozdział siódmy
Mnie również zastanawia, dlaczego Dorothy czuje się tak źle mimo na ogół dobrej odporności. Może to faktycznie tutejsze zarazki lub działania kogoś z zewnątrz. Tak czy owak, cieszę się z wprowadzenia nowego bohatera. Po drodze pojawiło się kilku, ale dopiero Annabelle wydaje się być jedną z tych nie tylko epizodycznych. Siódmy rozdział to najwyższa pora, żeby wprowadzić takiego właśnie bohatera. Tym bardziej, że zielarka może sporo namieszać.
Sen mocno mnie zaciekawił i zasiał ziarenko zwątpienia. Żałuję jednak, że Dorothy wydaje się o nim zapomnieć. Brak mi jakichś przemyśleń związanych z tym, co powiedziała jej w owym śnie matka, jeśli nie liczyć refleksji o powierzaniu mu swojego życia (które jednak nie są niczym nowym, bo pojawiały się już wcześniej). Nastawienie dziewczyny do Jacka powinno się zmienić - ja jakoś tego nie widzę. Być może to po prostu wina choroby i wątpliwości wrócą, kiedy poczuje się lepiej.

Rozdział ósmy

O rany, tego się nie spodziewałam! Zaczynam dostrzegać pewnego rodzaju sinusoidę akcji w Twoim opowiadaniu: powolne tempo akcji, przyspieszenie, zwolnienie, przyspieszenie, znów zwolnienie... Rozdział o przeszłości Annabelle i Jacka był ciekawy, ale starcie z Czarownicą ze Wschodu z pewnością to przebiło. Wiesz, o czym mówię. To w zasadzie dobra strategia, jeśli nie stanie się przewidywalna. Na razie nie jest. 
Dorothy rzeczywiście nie jest normalna. Bardzo bym chciała, żeby Jack dowiedział się o braku amuletu. Jestem ciekawa jego reakcji.
Muszę tylko jedną rzecz zaznaczyć, bo mnie gryzie:
"Ale i tak zrobiło mi się jej przykro, widząc jej zawiedzioną minę." - "Zrobiło mi się jej żal" albo "Zrobiło mi się przykro".

Rozdział dziewiąty
Podoba mi się pomysł zwodzenia naszych wędrowców. Życzliwość tych ludzi w Twoim wydaniu była aż za bardzo widoczna i wręcz od razu nasuwało się na myśl, że musi to być jakiś podstęp. Nie rozumiem więc beztroski Annabelle. Chyba z natury jest taka.
Szpilki wprowadzają w to opowiadanie nieco komizmu. Gdyby cały czas miała panować atmosfera grozy i niepokoju, czytelnik mimo wszystko mógłby poczuć się znudzony.

Rozdział dziesiąty

Trujące maki, no proszę... Kolejny groteskowy element w Twoim opowiadaniu: rozmyślania nad widokami i zapachami, spokojny spacerek, aż tu nagle bum, koniec bajki, trucizna, omdlenie. Te sny zaczynają mnie coraz bardziej zastanawiać. Mam nadzieję, że nic nie znaczą, bo nie wydaje mi się, by Jack miał zabić Dorothy, natomiast większą zasadność ma twierdzenie, że jednak mają odegrać jakąś rolę w opowiadaniu.
Nie sprawdzałam poprawności w tym rozdziale, ale dwie rzeczy rzuciły mi się w oczy na tyle, bym o nich tutaj wspomniała:
"Gdy wdycha się go za długo, zasypiasz i już się nie budzisz." - WDYCHA, ZASYPIASZ, NIE BUDZISZ. Zadanie na dziś: znajdź czasownik, który nie pasuje to pozostałych.
"Przyrządziła mi jakiś okropny wywar, który smakował jak wywar z używanych skarpetek (...)" - Wywar smakujący jak wywar, ładne rzeczy!

Rozdział jedenasty
Sama jestem ciekawa historii Jacka i nie dziwię się Dorothy, że tak się zachowuje. Ruszające się mapy przypomniały mi Hogwart, sentencja o magii wprowadziła w rozmyślania, a końcowa scena rozśmieszyła. Ostatnim zdaniem z kolei jakoś dziwnie mnie... usatysfakcjonowałaś. Dobre zwieńczenie rozdziału, przez który przewijało się wiele różnych emocji.

Rozdział dwunasty
Wątek z kluczem bardzo mi się podoba, chociażby dlatego, że w końcu jakaś kwestia wydaje się wyjaśniać. Ciekawe, kiedy towarzysze Dorothy dowiedzą się o starym metalowym przedmiocie ukrytym w jej rzeczach oraz jaka będzie ich reakcja.
Zakończenie trzyma w napięciu. Wyczuwam przyspieszenie akcji.
 Możesz mi coś wyjaśnić?
"Zmiana nastąpiła niespodziewanie, bo nie nagle, ale po trochu, tak, że w pierwszej chwili żadne z nas się nie zorientowało." - Przełóż mi to na polski, bo to zdanie nie daje mi spokoju.

Rozdział trzynasty
Muszę przyznać, że ten rozdział wzbudził we mnie emocje. Burza piaskowa była już podejrzana, ale kiedy pojawił się pustelnik, na dobre zaczęłam się zastanawiać nad znaczeniem tego wszystkiego. Po chwili wpadłam na to, że staruszek może być tak naprawdę Czarownicą, a także prawdopodobne wydało mi się jej zabicie. Nie spodziewałam się natomiast takiej jego formy. Stawiałabym bardziej na odbite zaklęcie czy coś w tym rodzaju. Nie mogę się doczekać reakcji Jacka, gdy Dorothy odkopie jego i Anabelle spod sterty gruzów. Jestem jakoś dziwnie pewna, że oboje przeżyli.

Rozdział czternasty
Ogromnie się cieszę, że nie prześlizgnęłaś się przez ten temat. Bardzo dobrze poszło Ci opisanie emocji targających bohaterami. Dzięki swoim rozterkom Dorothy jest bardziej realistyczna, ludzka. Z kolei Jack rozczarował mnie trochę swoją niezbyt wyrafinowaną reakcją (oczekiwałam po nim czegoś więcej, sama nie wiem, czego), ale jednak zachował się przyzwoicie podczas rozmowy z dziewczyną, nawet jeśli okazał tę drugą część swojego charakteru. Ogólnie - jestem zadowolona, że poświęciłaś tej kwestii dużo uwagi. Zabicie kogoś to nie byle co. Gdyby Dorothy pominęła tę kwestię, po prostu żyjąc sobie dalej, jakby nic się nigdy nie stało, nie tylko kłóciłoby się to z logiką, ale także stawiało pod znakiem zapytania jej charakter, jaki mieliśmy okazję dotychczas poznawać.
Jedna uwaga:
"Cholera jasna, jakim cudem jeszcze chwilę wcześniej mnie pocieszał, a teraz zachowywał się tak?!" - To samotne "tak" na końcu wygląda tak nieciekawie, że aż musiałam to w tym miejscu zaznaczyć. Pokombinuj z szykiem zdania.

Rozdział piętnasty
Walka z latającymi małpami to istotnie coś wyjętego z filmu fantasy. Wyobraziłam sobie nawet taką scenę na ekranie. Trzeba przyznać, że potrafisz działać na wyobraźnię.
Wreszcie, po piętnastu rozdziałach, doszliśmy do sedna - Dorothy dostała się do Emerald City. Wydaje się, że piętnaście to dużo. Akcja faktycznie u Ciebie nie pędzi. Ale nad tym zastanowimy się później, w podsumowaniu.

Rozdział szesnasty
Nie spodziewałam się, że Czarnoksiężnika akurat nie będzie. Sądziłam, że w takim wypadku i tak rzuci wszystko,  by jak najprędzej zobaczyć się z TĄ Dorothy. Tymczasem od jej przybycia minęło kilka godzin, podczas których zasnęła, zdążyły zaatakować ją (ponownie) latające małpy, a Czarnoksiężnika ani widu, ani słychu! To trochę nierealne, zważywszy na to, jak ważną osobą wydawała się być.
"Minęliśmy kilka osób ze służby, głównie ubranych w czarne uniformy, jak również parę osób, które najwyraźniej tam mieszkały albo pracowały (...)" - A służba to nie pracuje? 

Rozdział siedemnasty
No cóż, skoro twierdzisz, że Czarnoksiężnik ma jednak ważniejsze sprawy na głowie... Skoro powrót zajmuje mu tyle czasu, Emerald City naprawdę musi być duże... Trochę mi się to kłóci z dotychczasową pozycją Dorothy w Oz, no ale. 
Myślałam, że po zapłakanej Annabelle i Jacku nagle pojawiającym się w łóżku Dorothy nic mnie nie zaskoczy, a jednak! Zdrada stanu? Proces? Wyrok, kara śmierci? To nie mieści mi się w głowie. Momentalnie przypomniały mi się ostrzeżenia matki w snach.
"Jakby nie dość mi jeszcze było Emerald City, ataku latających małp i Jacka obejmującego mnie pod łóżkiem!" - Dobry zabieg - skontrastowanie niezwykłości magicznej krainy z tak prozaiczną (acz zastanawiającą) sytuacją, jak objęcie pod łóżkiem.
"Obdarzył mnie olśniewającym uśmiechem, od którego zrobiło mi się słabo w nogach." - Chyba niewielkie miało to znaczenie, skoro Dorothy akurat wtedy leżała, prawda?
"Też podniósł się z łóżka i dopiero wtedy stwierdziłam, że był w pełni ubrany." - Skąd więc to ciepło bijące od jego pleców? Koszula/koszulka na plecach charakteryzuje się wyższą temperaturą czy jak?

Rozdział osiemnasty
O rany! Znów udało Ci się porządnie mnie zaskoczyć! Podejrzewałam, że to Annabelle stoi za tym anonimowym donosem, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że Czarnoksiężnikiem z Oz jest... ojciec Dorothy! To po prostu... fajne? A zarazem w dziwny sposób przerażające. Tak wiele sama chciałabym wiedzieć! Mam nadzieję, że sprawa z Jackiem wyjaśni się na jego korzyść. Nie chcę, by coś mu się stało, nawet jeśli bywał irytujący. Zwłaszcza nie po tym, co napisałaś o jego wizycie w sypialni Dorothy.
"– Nie, Dorothy. – Tata poważnie pokiwał głową." - Czy tylko mnie wydaje się, że kręci się głową na "nie" i kiwa na "tak"? No i jak kiwa się głową poważnie, możesz mi wytłumaczyć? Nauki nigdy nie za wiele.

Rozdział dziewiętnasty
Dałam się zwieść tak samo, jak Dorothy. Też myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy. Dopiero kiedy zaczęłaś kluczyć wokół tematu Czarownicy z Południa zaczęło mi coś świtać. Co nie oznacza, że to wszystko rozumiem.
Cieszę się, że los Jacka nie jest jednak przesądzony. Nie pasuje mi w tym jedno... Skoro puszczono za nim list gończy, większość ludzi powinna go znać i wiedzieć, co zrobił (a przynajmniej o co był oskarżony). A jednak nikt nic z tym nie zrobił! Nawet w Emerald City! Nawet strażnicy przy bramie! To trochę niedorzeczne, nie uważasz?

Rozdział dwudziesty
Bardziej ucieszyłabym się z wizyty Czarownicy z Południa, ale to mogłoby nie skończyć się dobrze. Najbardziej interesuje mnie teraz chyba jej wątek. Nic zresztą dziwnego. Znaleźć swoją rodzinę w tym obcym świecie...
Kiedy pojawił się marynarz, odczułam niejasne wrażenie, że Dorothy jeszcze tam wróci, by, rzecz jasna, udać się w podróż statkiem. Nie wiem jeszcze, jak i kiedy do tego dojdzie, ale ten motyw nie mógł pojawić się całkowicie przez przypadek. To się rzadko w opowiadaniach zdarza. A już na pewno nie w takich, w których ważny jest każdy szczegół.


Przyznam, że Twoje opowiadanie wywołało we mnie dużo różnych emocji. Zaskakująca jest jego wielowątkowość. Podziwiam Cię, że udało Ci się połączyć to w jedną spójną opowieść. Zobacz sama, ile tego jest: fantastyka świata Oz, wątek rodziny Dorothy, znaczenie Dorothy dla świata magii, znajomość z Jackiem, znajomość Jacka i Annabelle, czarownice... A to jeszcze nie wszystko. Muszę przyznać, że połączenie tego wszystkiego wychodzi Ci bardzo zgrabnie i naturalnie.
Akcja w Twoim opowiadaniu nie toczy się zbyt szybko. Przykładowo, kilkanaście rozdziałów zajęło Twoim bohaterom dojście do Emerald City. Mam co do tego mieszane uczucia. Z jednej strony czułam się zniecierpliwiona ich ślimaczym tempem, z drugiej jednak po drodze nie brakowało przygód. Dawkowałaś zwroty akcji, średnio co dwa rozdziały opisując jakąś niecodzienną, niespodziewaną sytuację. Twoje opowiadanie mimowolnie zaczyna mi się kojarzyć z książką, której elementem jest motyw wędrówki.
Tworzysz dobre, rozbudowane opisy. Potrafisz wywoływać nimi prawdziwe obrazy. Na przykład ta scena z walką z latającymi małpami... Naprawdę obrazowa, jak mówiłam, miałam wrażenie, jakbym patrzyła w ekran, na którym wyświetlał się jakiś film science fiction lub fantasy. Twoje słownictwo również nie ma sobie nic do zarzucenia. Czasem użyjesz jakiegoś wyszukanego słowa pasującego do tematyki.
Z reguły nie lubię fantastyczności. U Ciebie nie jest ona ani trochę przesadzona. Nie brak tu postaci rodem z legend, wydarzeń jak z horroru, komedii romantycznej bądź filmu akcji. Ta różnorodność sprawia, że żaden z tematów nie ciąży, nie dominuje. Myślę, że wpływa to także na sposób, w jaki czytelnicy odbierają Twoją historię. Na pewno każdy ma jakiś swój ulubiony wątek i czeka z niecierpliwością, aż go rozwiniesz, przez co z ochotą czyta następne rozdziały.
Również z kreacją bohaterów świetnie sobie poradziłaś. Dorothy to najbardziej bliska czytelnikowi postać, ludzka i prosta w swoim zagubieniu. Jack to ucieleśnienie męskości, a jednocześnie dziwnej aury tajemniczości. Annabelle ze swoim irytującym zachowaniem i obeznaniem w świecie z legend łączy w sobie codzienność z niecodziennością, wspaniale ich dopełniając. Reszta bohaterów na tym etapie nie jest zbyt charakterystyczna, może poza kłamliwym Charlesem i poważnym, acz również ludzkim Czarnoksiężnikiem. Strażnik natomiast wydaje mi się trochę groteskowy.
Narratorką jest Dorothy i dzięki temu wszystko łatwo nam jest sobie przyswoić, mimo dostatku nowych informacji o magicznym świecie Oz. Patrzymy na wszystko okiem zwykłej dziewczyny, takiej jak chociażby ja (no, pewnie trochę starszej). Dzięki temu nie czujemy się nieswojo, zagubieni i przytłoczeni.
Słowem? Niewiele tu rzeczy, do których można się przyczepić, poza kwestiami typowo technicznymi. Uważam, że pisanie tego opowiadania świetnie Ci wychodzi. Widać w Twoim stylu lekkość, obeznanie, swobodę i umiejętność wzbudzania zainteresowania (i zaskakiwania, oj tak). Gratuluję, oby tak dalej!

35/40


4. Poprawność

Rozdział pierwszy

"(...) po czym wreszcie postanowiła zapytać."
- Dwukropek, a nie kropka.

"Odkręciłam butelkę z wodą (...)"
- Lepiej: butelkę wody.

"(...) by rzucić przyjaciółce kilka zdań do słuchu."
- Kilka zdań do słuchu? Chyba nie rozumiem.

":Ja wiem, że nie miałaś dobrych wzorców, ale może bez przesady."
- Lepiej: bez tego "może".

"I to judo? Chcesz ich od siebie odstraszyć, czy co?"
- I to judo... Chcesz ich odstraszyć czy co?

"Emily rzuciła mi potępieńcze spojrzenie."
- Potępiające. Chyba że chcesz powiedzieć, że spojrzenie było okropne, szpetne i straszne, ale w to akurat wątpię.

"(...) była co najmniej dziwna, gdyż kompletnie do siebie nie pasowałyśmy. Emily była (...)"
- Była, była - powtórzenie.

"(...) nie tylko dniem wczorajszym, ale nawet dzisiejszym.
- Nie tylko wczorajszym, ale także dzisiejszym.

"(...) przeklinała moją ostrożność, moją nieufność (...)"
- Jeden zaimek dzierżawczy wystarczy.

"Była jednak moją jedyną przyjaciółką, jedyną na tyle bliską znajomością (...)"
- Jakim cudem człowiek może być znajomością? Relacja - tak. Ale człowiek? Człowiek może być co najwyżej znajomym.

"Zacisnęłam zęby, nie odpowiadając, w milczeniu dążąc w stronę socjalnego (...)"
- Lepiej: Zacisnęłam zęby, nie odpowiadając i w milczeniu dążąc w stronę socjalnego.

"Włączyłam wodę na herbatę, po czym wreszcie się do niej odwróciłam."
- Brzmi, jakby odwróciła się do wody na herbatę.

"(...) e masz dobre intencje, ale to… w tej chwili wykraczasz poza swoje kompetencje."
- Po co to to?

"Gdybyś tylko spojrzała na niego poza pryzmat randki w ciemno (...)"
- Poza pryzmatem.

"Przynajmniej na nikim nie mogłam się zawieść."
- Przynajmniej na nikim nie musiałam się zawodzić.

"Z herbatą wróciłam do biurka (...)"
- Już z herbatą wróciłam do biurka albo Wróciłam do biurka z herbatą.

"(...) pierwsza połowa lipca nadeszła wraz z falą upałów (...)"
- Lepiej: wraz z pierwszą połową lipca nadeszła fala upałów.

"Ach, ciocia Ruth i jej mania zeswatania mnie z kimś z Lawrence, żebym tylko tam wróciła, została kurą domową i żyła długo i szczęśliwie."
- Aż się prosi o wykrzyknik.

"Keith był w dodatku mężczyzną tak idealnie pasującym do jej planów. W końcu kochałam się w nim nieprzytomnie, gdy miałam szesnaście lat. A Keith, świeżo rozwiedziony, właśnie wrócił do domu, podejrzewałam, że aby przejąć wreszcie gospodarstwo po ojcu."
- Keith był w dodatku mężczyzną tak idealnie pasującym do jej planów... W końcu kochałam się w nim nieprzytomnie, gdy miałam szesnaście lat. A on, świeżo rozwiedziony, właśnie wrócił do domu, żeby, jak podejrzewałam, przejąć wreszcie gospodarstwo po ojcu.

"(...) po czym wyciągnęłam Kathy, koleżankę z boksu obok, na szybki posiłek w naszej ulubionej jadłodajni za rogiem, Corner Bistro."
- Wyciągnęłam Kathy na posiłek do jadłodajni.

"(...) ę do pracy. Kilkakrotnie zastanawiałam się, czy po pracy nie przeistaczała się w seryjną morderczynię, bo według mnie pasowałaby do profilu."
- Pracy, pracy - powtórzenie. Do profilu?

"(...) zostałyśmy zaatakowane przez nieznośny żar, lejący się z nieba."
- Bez przecinka.

"Westchnęłam i opłukałam twarz wodą, nie licząc się z resztkami makijażu, które być może się na niej ostały."
- Ostały się na wodzie?

"Nawet jeśli kobieta wyglądała tak, jakby urwała się ze szpitala psychiatrycznego. Wprawdzie skupiła na mnie wzrok, ale wyglądała tak, jakby (...)"
- Wyglądała tak, jakby; wyglądała tak, jakby - powtórzenie.

"(...) każdy od kompletnie innego kompletu (...)"
- Z. Kompletnie inny komplet, powiadasz?

"(...) wpuścił ją do środka?, pomyślałam z irytacją, wracając do toalety i zamykając za sobą drzwi. Przecież niewiele brakowało, by ktoś wziął ją za żebraczkę, naprawdę wpuszczali (...)"
- Wpuścił, wpuszczali - powtórzenie.

"(...) że był to klucz. Sugerował to z grubsza jego kształt: po jednej stronie, tej, za którą zwykle chwyta się klucz, był grubszy, zdobiony jakimś dziwnym ornamentem, zaś jego końcówka była nierówna, jakby oderwano od niego część, po drugiej zaś wąska końcówka przeistaczała się w skomplikowany wzór, niepodobny do żadnego klucza, jaki kiedykolwiek widziałam. A przecież klucze (...)"
- Za dużo tych kluczy w tym fragmencie. W następnym akapicie zresztą też. I w następnym...

"Zazwyczaj lubiłam swoją pracę, lubiłam (...)"
- Lubiłam, lubiłam - powtórzenie. Proponuję użyć spójnika.

"(...) z wieloma boksami i wieloma pracownikami (...)"
- Wieloma, wieloma - powtórzenie.

"(...) nad Nowy Jork nadciągnęła porządna, rasowa burza (...)"
- Przecinek nie jest potrzebny. To "rasowa" brzmi tak bardzo potocznie...

"(...) powodu pogody, co jednak, o dziwo, nie zepsuło mi humoru. W gruncie rzeczy zmianę pogody (...)"
- Pogody, pogody - powtórzenie.

"Wiatr odebrał mi oddech i wtłoczył go z powrotem w płuca, i zanim zdążyłam się obejrzeć, byłam już cała przemoczona."
- Wiatr odebrał mi oddech i wtłoczył go z powrotem w płuca, a zanim zdążyłam się obejrzeć, byłam już cała przemoczona.

" Najbardziej odczuły to moje łydki, osłonięte tylko cienkimi pończochami, bo na siebie zarzuciłam przynajmniej kusy żakiet (...)"
- Nogi to też ona, więc nie "na siebie" tylko np. "na ramiona".

"(...) przemoczył mi też włosy, które w strąkach zaczęły mi opadać na oczy."
- Mi, mi - powtórzenie.

"W następnej chwili z nieba runął na mnie huk grzmotu."
- Grzmot sam w sobie oznacza huk... Trochę masło maślane Ci wyszło.

"(...) w błysku kolejnej błyskawicy (...)"
- Błysk błyskawicy, ciekawe rzeczy.

"(...) prawie nic nie widząc dopadłam drzwi kamienicy (...)"
- ...prawie nic nie widząc, dopadłam drzwi kamienicy...

"Zazwyczaj przystawiali drzwi, czym tylko się dało – nawet cegłami – żeby były otwarte, ale akurat tego dnia, kiedy chciałam jak najszybciej schronić się pod dachem, idiotyczne drzwi musiały być zamknięte."
- Trochę nie rozumiem idei, wytłumaczysz mi?

"(...) ją poprawić wolną ręką i właśnie wtedy drugą w torebce, zakleszczonej pomiędzy moim kolanem a drzwiami, wymacałam klucz. "
- Dziwnie to brzmi z tą "drugą w torebce", przeredaguj to zdanie.

"I nadal miał ten niemożliwy w kształcie języczek."
- Niemożliwy w kształcie... O niemożliwym kształcie jak już.

"(...) uderzył mnie mocny podmuch wiatru, uderzyłam w drzwi (...)"
- Uderzył, uderzyłam - powtórzenie. W następnym akapicie podobnie.

    
Rozdział czwarty

"Ciuchy, które znalazła dla mnie żona właściciela zajazdu (...)"
- Słowo ciuchy trochę potocznie brzmi w narracji lepiej użyć "ubrania".

"Wyszczotkowałam moje długie, ciemne włosy (...)"
- Lepiej: swoje.

"(...) po czym za Jackiem wyszłam do „restauracji” (...)"
- Po czym weszłam za Jackiem...

"(...) do wolnego stolika, tuż przy kontuarze (...)"
- Przecinek nie jest konieczny.

"Czułam się trochę jak małpa w ZOO (...)"
- W zoo, po prostu.

"O mało nie prychnęłam tego na głos."
- Nie prychnęłam tego na głos... Gdyby się uprzeć, można by to uznać za poprawne, ale zazwyczaj prychnięcie kojarzy się z wydaniem charakterystycznego dźwięku, który może towarzyszyć powiedzeniu czegoś, a nie samo powiedzenie tego.

"(...) podobnie jak nie wierzyłam, żebym miała się znaleźć w Oz z jakiegoś konkretnego powodu."
- Że znalazłam się w Oz. Czynność dokonana, to już przecież nastąpiło.

"Ruszyłam w spacer po pokoju (...)"
- Kiedy idziesz się przejść, mówisz, że wychodzisz na spacer czy w spacer?

"(...) zatrzymując się w mojej wędrówce."
- Przerywając moją "wędrówkę" lub po prostu zatrzymując się.

"Nie zamierzam nikogo karmić jakimiś kłamstwami na mój temat. "
- Na swój temat. Bez tego "jakimiś" też byłoby okej.

"Chwyciłam się za brzuch, który rzeczywiście już od jakiegoś czasu informował mnie o swoich potrzebach."
- Ściślej mówiąc, to nie jest potrzeba konkretnie brzucha, ale całego jej organizmu.

"(...) po czym zadałam pierwsze pytanie."
- Lepiej dwukropek.

"Po drodze do Emerald City są ze dwa miejsca, gdzie Czarownica ze Wschodu może się ukrywać. Sprawdzę je po drodze (...)"
- Po drodze, po drodze - powtórzenie, bez obaw możesz wyrzucić to drugie sformułowanie.

"Jak to, oblegane?"
- Bez przecinka.

"Szturmuje je jakaś armia, czy coś?"
- Bez przecinka.

"Przez mętne szkło zobaczyłam utwardzaną ulicę (...)"
- To jest teoretycznie poprawne, ale z imiesłowem "utwardzana" lepiej brzmi słowo "droga".

"(...) widząc utkwione w sobie, uważne (...)"
- Ten przecinek w zasadzie nie jest konieczny.

"Dorothy przyznaje się, że jednak czegoś się boi?"
- Pierwsze "się" niepotrzebne.

"Kiedy tak się zamyślał, pionowa zmarszczka tworzyła się na jego czole (...)"
- Lepiej: Kiedy tak myślał, na jego czole tworzyła się pionowa zmarszczka.

"Wkrótce potem Boma podgrzała nam wodę, a jeszcze potem (...)"
- Potem i jeszcze potem to raczej średnio dobre określenia na ukazanie chronologii czynności, nie sądzisz?

"Jack wyjaśnił mi jedynie, że pułapki na czarownice."
- Lepiej: że to pułapki na czarownice.

"(...) Czarownica ze Wschodu i Czarownica z Zachodu, ciągle mi się wymykają. Dlatego właśnie byłem taki zły, kiedy wczoraj mi uciekła."
- Kiedy wczoraj ta pierwsza mi uciekła.

"Ostatecznie, chociaż to nie była moja wina, to jednak pokrzyżowałam mu szyki."
- Drugie "to" niepotrzebne.

"Nie byłam nawet pewna, czy on sam zdawał sobie sprawę, jak bardzo został skrzywdzony, tak obojętnie o tym opowiadał."
- Bo/ponieważ/gdyż... tak obojętnie o tym opowiadał.

"Chyba, że tak dobrze ukrywał swoje uczucia."
- Mimo że, chyba że. Bez przecinka (wyjątki).

 
  
Rozdział siódmy

"(...) świecie, gwiazdy ostatecznie by mnie przekonały. – Poza tym świecą dużo jaśniej. W moim świecie (...)"
- Świecie, świecie - powtórzenie.

"Dlaczego przeniosłaś się do Nowego Jorku z Kansas?"
- Logiczniej brzmi "Dlaczego przeprowadziłaś się z Krakowa do Warszawy?" niż "Dlaczego przeprowadziłaś się do Warszawy z Krakowa?", czyż nie?

"Byłam dla nich tą dziewczyną, której rodzina nie miała szczęścia i po kolei ginęła, nikim więcej."
- Której rodzina po kolei ginęła? To brzmi nieskładnie, nieco nielogicznie... po prostu niepoprawnie. Rodzina nie ginęła. Jej członkowie znikali.

"– Chciałam zabrać ją ze sobą – spróbowałam się usprawiedliwić."
- Lepiej: próbowałam.

"Widzisz, ona zawsze była blisko związana z moimi rodzicami."
- Bardzo związana. Lub po prostu blisko nich.

"Kiedy zginęli, nie chciała w to uwierzyć."
- Ginie to telefon, drobne, okulary, skarpetka z pary, cokolwiek. Jej rodzice zaginęli.

"Opowiedz mi coś – poprosiłam więc. – Opowiedz mi o Oz.
– Ale co chciałabyś wiedzieć? – zapytał z rozbawieniem. Zamyśliłam się.

– Nie wiem. Może opowiedz mi coś więcej (...)"
- Opowiedz mi coś, opowiedz mi coś - powtórzenie.

"(...) jego poddani są ze swojego władcy bardzo zadowoleni. Podobno rządzi Emerald City sprawiedliwie i mądrze, a dla poddanych (...)"
- Poddani, poddanych - powtórzenie.

"Jeśli ci się nie polepszy, zajrzymy do niej i poprosimy o jakieś lekarstwo. Ale mam nadzieję, że ci się polepszy (...)"
- Średnio wygląda tutaj to powtórzenie. Teoretycznie w tym kontekście, w dialogu, można je zaakceptować, ale i tak lepiej zamienić na coś innego, jeśli jest to możliwe.

"Początkowo leżałam tylko bez ruchu, wpatrując się w niebo, bo nie byłam przyzwyczajona do sypiania przy takim świetle – a tutaj, na łące niedaleko drogi, przy jednym jedynym drzewie w okolicy, było całkiem jasno nie tylko od palącego się ogniska, ale także mocno świecącego na niebie księżyca – i co chwila zerkając na opartego o pień drzewa, śpiącego beztrosko Jacka, potem jednak w końcu z bezsennością wygrało zmęczenie, posyłając mnie prosto do najdziwaczniejszego snu, jaki kiedykolwiek miałam."
- Bardzo długie to zdanie i można się zgubić gdzieś w połowie. Proponuję je podzielić.

"(...) dokładnie taka, jaką zapamiętałam ją z wczesnego dzieciństwa."
- Po co to ?

"(...) dużo gorzej, niż jeszcze chwilę wcześniej (...)"
- Bez przecinka (brak czasownika w dalszej części zdania).

"Posłusznie spojrzałam na niego, choć powieki ciążyły mi bardzo."
- Lepiej: choć powieki bardzo mi ciążyły.

"Słuchałam go jednym uchem, bo miałam straszną ochotę ponownie usnąć (...)"
- Lepiej: zasnąć.

"(...) jakby faktycznie bał się, że kiedy zamknę oczy, mogłabym ich już z powrotem nie otworzyć."
- Że kiedy zamknę oczy, już ich (z powrotem) nie otworzę.

"Poza tym moja odporność mogła się przecież różnić od ich i mogłam inaczej niż oni reagować na ich zarazki..."
- Na tutejsze zarazki.

"Zdawało mi się, że w międzyczasie, kiedy spałam (...)"
- Zdawało mi się, że kiedy spałam...

"(...) i wpuszczoną w nie, jasną koszulę (...)"
- Bez przecinka.

"(...) a naprawdę, miała co pokazywać."
- Bez przecinka.

"(...) podwójne łóżko w drewnianej ramie, stolik, dwa krzesła i szafka przy łóżku, całość wykonana z tego samego, jasnego drewna – i to wszystko."
- Nie musisz pisać, że była to drewniana rama, skoro dalej piszesz, że całość była wykonana z jasnego drewna (wtedy bez "tego samego").

"(...) że przysporzysz mi w tej drodze tyle problemów (...)"
- Tylu problemów.

"(...) ale i trzymać na uboczu zielarkę, która wprawdzie nie miała magicznych zdolności, ale w sumie to kto ją tam wiedział."
- Ostatnia część zdania kiepsko wygląda, zbyt potocznie w stosunku do reszty narracji.

"Nie miała też przez to wielu znajomych, i tym tłumaczyłam (...)"
- Bez przecinka.



Rozdział trzynasty

"(...) by pustynny krajobraz zmienił się diametralnie."
- Lepiej: diametralnie się zmienił.

"(...) które szczypały i łzawiły od nadmiaru piasku, czułam też, że zgrzytał mi w zębach, nie zamierzałam się jednak poddawać."
- Brakuje mi określonego podmiotu w drugim zdaniu składowym.

"W następnej chwili wszystko urwało się tak nagle, jak się zaczęło."
- "Urwało" to nie antonim do "zaczęło", jeśli wiesz, co mam na myśli.

"(...) była to jaskinia. Na pustyni.I sądząc po złożonych w głębi rzeczach, była zamieszkana."
- Była, była - powtórzenie. I, sądząc po...

"W jaskini było cicho i chłodno, i nie była na tyle duża (...)"
- Było, była - powtórzenie.

"(...) trzeba korzystać z postoju i odpocząć (...)"
- W tym wypadku raczej "skorzystać".

"Odruchowo ręką sięgnęłam do Annabelle i nawet na nią nie patrząc (...)"
- To wtrącenie, a więc wyjątkowo przecinek przed i.

"(...) bo kiedy już przełamał początkowa niechęć wobec nas (...)"
- Bo, kiedy... Początkową.

"(...) to stąd musiało być to przesłuchanie."
- To stąd musiało się brać całe to przesłuchanie.

"(...) dłoni poderwał rękę Jacka do góry, i świsnęła mi koło ucha (...)"
- Lepsze od "i" wydaje się słowo "która".

"Znaczenie miał jedynie fakt, że miałam nad nią przewagę."
- Miał, miałam - powtórzenie.

""Krew leciała na wszystkie strony obficie (...)"
- Krew obficie leciała na wszystkie strony.

"Ale w końcu nie było w tym dziwnego."
- Coś Ci chyba zjadło.

"Przecież zabiłam właśnie Czarownicę ze Wschodu."
- Lepiej: Przecież właśnie zabiłam.


Rozdział siedemnasty

"(...) najwyraźniej już i tutaj dotarła plotka o przybyciu Dorothy z Kansas."
- To już jest całkowicie niepotrzebne.

"(...) uzasadniało takie zachowania."
- Lub zachowanie jako ogół czynności.

"(...) dwie sofy stojące przy oknie pod jedną ze ścian, pomiędzy niewielkim stolikiem (...)"
- Dwie sofy pomiędzy jednym niewielkim stolikiem... Czyżby w Oz prawa fizyki wymiękały?

"(...) których znaczenia właśnie nie rozumiałam."
- Właśnie nie rozumiała. Ale za chwilę mogła zrozumieć, tak?

"(...) zdumiała mnie szczegółowość jej wizerunku, która tak doskonale pasowała do tego, który widziałam po drodze."
- Który pasował. Rozwodzisz się nad wizerunkiem, szczegółowość to nie ta cecha, która ma być taka sama lub różna.

"(...) jej wizerunku, która tak doskonale pasowała do tego, który widziałam po drodze. Pod tym względem malowidło było naprawdę wierne, a jego twórca musiał widzieć gdzieś wcześniej Czarownicę albo jakiś jej wizerunek."
- Jej wizerunek, jej wizerunek - powtórzenie.

"(...) twarzy o wyraźnych, ostrych rysach twarzy."
- Twarz o rysach twarzy. Odkrywcze.

"(...) narzucony na to, również ciemnozielony kaftan, (...)"
- Przecinek jest w złym miejscu. Wtrąceniem jest "również ciemnozielony", kaftan to już główna część.

"Nie był przystojny, ale było (...)"
- Nie był, było - powtórzenie.

"(...) ale było w jego twarzy coś przyciągającego uwagę, jakaś charyzma widoczna w stanowczych, opanowanych ruchach i oszczędnych gestach."
- Ruchy twarzy może bym jeszcze jakoś przebolała, ale gesty?...

"(...) musiałoby to być jeszcze w Nowym Jorku, uznałam, że musiało (...)"
- Musiałoby, musiało - powtórzenie.

"Charles. Możesz mi mówić Charles (...)"
- To pierwsze "Charles" jest trochę bez sensu. Chyba że przerobisz zdanie na "Możesz mi mówić po imieniu."

"Zupełnie bez powodu, serio. Nie miałam powodów (...)"
- Powodu, powodów - powtórzenie. Tym bardziej że w następnej linijce znów się to pojawia.

"Tak w zasadzie to jestem tu, bo… Miałam nadzieję, że Czarnoksiężnik pomoże mi wrócić do domu."
- Miałam czy mam?

" Przyznaję, miałem spore opory wobec tego planu. Nie wiedzieliśmy, gdzie klucz cię wyrzuci, i miałem spore wątpliwości (...)"
- Miałem, miałem - powtórzenie. Bez przecinka przed i. Najlepiej przerób to zdanie: "miałem też spore wątpliwości".

"Byłam tak blisko rozwiązania całej tajemnicy i tego mi właśnie odmawiano?!"
- Byłam tak blisko rozwiązania całej tajemnicy, kiedy nagle tego właśnie mi odmówiono? (Przeredaguj to zdanie, propozycję masz powyżej.)

"Wieść o zabiciu Czarownicy ze Wschodu szybko się rozeszła."
- Lepiej: rozniosła.

"Przecież Emerald City jest tak strzeżone…"
- Tak dobrze, prosi się dodać.

"Dopiero wtedy uświadomiliśmy sobie, jakie zagrożenie stanowi dla miasta wpuszczanie kogokolwiek i pozwalanie jej szpiegom biegać po ulicach."
- Cała ta wypowiedź nie mówi o Czarownicy, a więc odpuściłabym sobie to "jej" i pozostawiła samych szpiegów, to i tak jest wystarczająco wymowne.

"Przekazał go potem jej."
- Potem jej go przekazał.

"(...) przyznał niechętnie Charles. – Gwarantuję jednak, że prędzej czy później ten zdrajca zawiśnie. Nie musisz się też martwić małpami. Ten pierwszy raz daliśmy się zaskoczyć, bo zwykle Czarownica nie wysyła ich aż tyle naraz, teraz jednak będziemy już na to przygotowani. Dobrze, że zdążyłaś się schować.
– To Jack miał szybki refleks, prawdę mówiąc – przyznałam niechętnie."
- Przyznał niechętnie, przyznałam niechętnie - powtórzenie. Chyba że zrobisz z tego "przyznałam równie niechętnie, co mój rozmówca przed chwilą".

"(...) szybko jednak powrócił do swojego wcześniejszego wyrazu twarzy, na którym nie działo się kompletnie nic."
- Na wyrazie twarzy nic się nie działo?

"Rozumiałam jednak podejścia Charlesa i byłam w stanie przyznać, że bardzo bym się w ten sposób narzucała."
- Podejścia?

"Nic dziwnego chyba, że nie mogłam już doczekać się tych wyjaśnień."
-Że nie mogłam się już doczekać tych wyjaśnień.

"(...) wpadłam na kogoś już w korytarzu prowadzącym bezpośrednio do mojej sypialni. Wyszłam zza rogu i odbiłam się od kogoś (...)"
- Żeby powtórzenie nie rzucało się w oczy, napisz: "odbiłam się od tego kogoś".

"Niestety, na ich miejsce wciąż pojawiały się nowe, co najwyraźniej ja irytowało."
- Miejscu. Ją.

"Pytała tak, jakby oczekiwała ode mnie odpowiedzi. A przecież nie potrafiłam dać jej odpowiedzi. Nie takiej, której oczekiwała."
- Odpowiedzi, odpowiedzi; oczekiwała, oczekiwała - powtórzenia.

"(...) chronić, i nie wie (...)"
- Bez przecinka.

"Miałam kompletny mętlik w głowie i nie wiedziałam, jak to sobie wszystko poukładać. Przecież miałam (...)"
- Miałam, miałam - powtórzenie.

"(...) ciepło bijące od jego ciała na plecach (...)"
- To na plecach wyrosło mu jakieś nowe, obce ciało? Ciało to całokształt, plecy mogą emanować ciepłem, jakie daje znajdująca się tam skóra.

"Przepraszam, jeśli cię wystraszyłem, Dorothy, i jeśli wcale nie miałaś na to ochoty, ale nie mogłem wczoraj zasnąć."
- Skąd to "i jeśli wcale nie miałaś na to ochoty"? Na co? Na to, żeby przyszedł do niej spać, kiedy sama pogrążona była w śnie?

"(...) odruchowo używając jednak ciągle logiki."
- Odruchowo ciągle używając jednak logiki.

"Faktycznie, byłam tego bliska. Właściwie to byłam (...)"
- Byłam, byłam - powtórzenie.

"(...) byłam coraz bardziej przerażona, bardziej chyba ze względu na to, co mówił."
- Bardziej przerażona, bardziej chyba... - Czy tylko mi tu coś nie gra?


Rozdział dwudziesty

"Nie miałam z kim porozmawiać ani wyjaśnić całej sytuacji (...)"
- Porozmawiać, by wyjaśnić całą sytuację. 
  
"Tego wszystkiego było stanowczo za dużo, a wisienką na torcie było odkrycie (...)"
- Było, było - powtórzenie.

"(...) bo wcześniej tam nie byłam, byłam jednak przekonana, że wcześniej czy później trafię."
- Nie byłam, byłam - powtórzenie.

"(...) podobno plusami za to były przestronne pokoje i smaczne jedzenie. Zajazd mieścił się w jednej z wysokich, szarozielonych kamienic, był oznaczony (...)"
- Były, był - powtórzenie.

"(...) do pokoi na górze. Zgodnie z instrukcjami właściciela skierowałam się od razu na górę (...)"
- Na górze, na górę - powtórzenie.

"(...) i końskie kopyta walące o bruk głównej drogi."
- Lepiej: uderzające.

"Rzucił mi niezadowolone spojrzenie."
- Rzuciła, mowa o Annabelle.

"Gorzej, gdybym niczego nie zrobiła, a jego powiesili."
- A jego by powiesili.

"(...) żeby wyjaśnić ten temat w cztery oczy, z ojcem?"
- Bez przecinka. Wyjaśnić temat, hm...

"(...) skierowałam się na południowy–zachód (...)"
- Południowy zachód, ale południowo-zachodni.

"(...) odnośnie do tej dzielnicy."
- Odnośnie tej dzielnicy.

"(...) tej dzielnicy. Kolejne uliczki Emerald City przypominały mi stare dzielnice europejskich miast (...)"
- Dzielnicy, dzielnice - powtórzenie.

"(...) a chociaż był niewysoki i szczupły, z jakiegoś powodu byłam przekonana, że nadal był pełen krzepy."
- Był, byłam - powtórzenie.

"Gdy się odwróciłam postawił ją na ziemi (...)"
- Gdy się odwróciłam, postawił ją na ziemi...

"(...) żadnych śladów nałogowego picia, brakowało mu też jakichkolwiek śladów (...)"
- Śladów, śladów - powtórzenie.

"Zwłaszcza że przecież nie wybierałam się w żadną podróż, do której potrzebny byłby mi statek, zwłaszcza (...)"
- Zwłaszcza, zwłaszcza - powtórzenie. Tym bardziej, że kilka linijek dalej słowo znów się powiela.

"Konie. Ze skrzydłami. Serio?!"
- To brzmi, jakbyś kropkami dawkowała napięcie. Same konie nie są niczym dziwnym. Więc konie ze skrzydłami kropka. Serio?

"(...) skrzydła musiały być ogromne, kiedy były rozłożone, obecnie jednak konie trzymały je schludnie złożone przy bokach. Skrzydła również miały całe białe, upierzone, zupełnie inne niż choćby skrzydła (...)"
- Skrzydła, skrzydła, skrzydła - powtórzenie.

"(...) a nawet uśmiechnęłam lekko."
- Lekko uśmiechnęłam.

"Kroki zamilkły jednak w niewielkiej odległości za mną (...)"
- Lepiej: niewielkiej odległości ode mnie.

"(...) tak byłam zaskoczona. Skoro to były takie niebezpieczne zwierzęta, dlaczego czułam się przy nich tak dobrze? I dlaczego właściwie tak dobrze na mnie zareagowały?"
- Tak, takie, tak, tak.

"– Myślałem, że to oczywiste.
– Nie, nie jest (...)"
- "Nie, nie jest" miałoby sens, gdyby w zdaniu, któremu zaprzeczasz, byłoby słówko "jest".

Nie popełniasz dużo błędów, co niezmiernie mnie cieszy. Dzięki temu dużo lepiej mi się czytało. Zauważyłam jednak, że błędy, jakie popełniałaś w początkowych rozdziałach, są takie same, jak te, które popełniłaś w rozdziale dwudziestym.
Są to głównie powtórzenia i błędy językowe, przede wszystkim wynikające ze złego szyku zdania. Jedyne, co mogę zaproponować, to dokładne czytanie tekstu przed publikacją, ewentualne podesłanie go komuś, a także korzystanie z pomocy swojej pomysłowości, zasobu słownictwa oraz słowników i innych takich. Oczywiście pojawiały się też pomyłki na tle interpunkcyjnym czy chociażby literówki, ale to zupełnie normalne, każdemu się zdarza. W tym wypadku nie wynika raczej z żadnych poważnych braków.
Zastanawiam się nad jedną rzeczą, a mianowicie nad słowem "czarownica" czy też "czarownice". Raz pisałaś te wyrazy wielką literą, raz małą. Rozumiem, że to zależne było od kontekstu, jednak mam wrażenie, że kilka razy źle ten kontekst wyczułaś. Trudno zawsze dobrze dane słowo napisać, kiedy w grę wchodzi i możliwość bycia nazwą pospolitą, i nazwą własną. Proponuję przyjrzeć się temu, bo coś mi dość często nie grało... Choć to może moje widzimisię, sama to zweryfikujesz, to Ty najlepiej wiesz, kiedy co miałaś na myśli.

15/20

5. Ramki

Skupmy się na zakładkach.
- Start - czyli sprytnie ukryta strona główna.
- O blogu - garść informacji o blogu i opowiadaniu, niewiele jednak wyjaśniająca.
- Bohaterowie - powiedz mi, proszę, jaki widzisz sens w tej zakładce. Przecież bohaterów i ich cechy poznaje się poprzez czytanie. To tak jakby pisarz na końcu lub na początku książki wymieniał wszystkie postaci. Takie rzeczy tylko w dramatach. A nawet tam nie ma charakterystyki.
- Linki - ładne zalinkowane buttony, glancuś. 
- Informacje - umć, ale po cóż pchać to w osobną podstronę, nie lepiej scalić z tą drugą?
- Szablony - fajna rzecz, podoba mi się takie zachowywanie starych grafik na pamiątkę. 
- Zapowiedź - gratka dla czytelników ciekawych ciągu dalszego, ale także być może coś na zachętę dla gości.
Układ dwukolumnowy, co się rzadziej zdarza. Aktualności to bardzo przydatna ramka, takie rzeczy jak "postęp pisania" też interesujące. Rozdział 52? Ale jak to? Tak szybko Ci idzie?
Statystyka, spis linków i szeroka lista. Wszystko w porządku, lecz jakoś tak brakuje mi choć krótkiej notatki o Tobie.

4/5


6. Punkty dodatkowe

2+ Za wielowątkowość, spójność i realistyczne opisy nierealistycznych rzeczy.

Plus dwa. 


Zdobyłaś 69/89 pkt
Ocena: dobry (4)

Bardzo dobry dobry, tyle powiem. Powodzenia w dalszym pisaniu, bo idzie Ci naprawdę bardzo dobrze. Widać, że masz do tego dryg.

Cieszę się, że udało mi się zaprzeć i skończyć tę ocenę. Żyję już przygotowaniami do sylwestra, którego organizuję. Jeszcze raz życzę wszystkim szampańskiej zabawy! :)

 

13 komentarzy:

  1. Przeczytałam tak na szybko i na szybko skomentuję, a jak mi się przypomni coś więcej, to na pewno dopiszę. Może tak być?;)

    Po pierwsze: odnośnie do adresu. Adres jest do kitu i sama o tym wiem. Na obecny tytuł wpadłam stosunkowo niedawno, bo zaczął mieć sens dopiero około trzydziestego rozdziału, wcześniej na belce było nie-wiadomo-co, a tytułu właściwie brakowało. Teraz adresu już zmieniać nie chcę, bo czytelnicy się przyzwyczaili i takie tam. A na belce ma być tytuł i tego się będę wiernie trzymać. Motto? A widział ktoś kiedyś motto w książce?;)

    Dygresja pierwsza: Może ja już za bardzo siedzę w angielskim i wszystko jest dla mnie zbyt oczywiste, jasne i klarowne, ale naprawdę można odnieść adres bloga do oszczędzania? Dla mnie to po prostu „Ocalić Emerald City”, a że polska forma „ocalić” jest beznadziejna, nie tłumaczę tego dosłownie, tylko walę inny polski tytuł. No nie wiem, jak dla mnie nawet od strony czysto językowej nie ma innej opcji:)

    Po drugie: Nie bardzo rozumiem ten zarzut odnoszący się do grafiki. "Gdyby nagłówek był poziomy, lepiej by to wyglądało"? Przecież jest poziomy.

    Po trzecie, może przelecę część dotyczącą rozdziałów, wyjaśnię tylko, że zmiana była niespodziewana, bo tak się zakradła po cichu i po troszku, że nie od razu zauważyli. Dopóki nie było za późno, buahaha.
    I jeszcze może wytłumaczę kwestię Jacka i listu gończego. W Oz nie ma fotografii, co mogli sprzedać w tym liście gończym? Najwyżej jakiś kiepski wizerunek. W dodatku Jacka jedenasto- czy dwunastoletniego, bo tyleż miał lat, gdy uciekł z Emerald City. Naprawdę Cię dziwi, że nikt go potem nie rozpoznał?

    Dygresja druga: Cieszy mnie natomiast niezmiernie to, co napisałaś o samym tekście. Masz rację, Noah i jego statek pojawią się, i to nie raz, a nawet dwa razy (przynajmniej póki co tyle planuję), a również reszta z pewnością się tam wyjaśni, jeśli jeszcze się nie wyjaśniła. W zasadzie to na obecnym etapie myślę, że absolutnie wszystko w tym tekście doczeka się wytłumaczenia xd bardzo dużo zresztą wyjaśnia się już później, po znalezieniu mamy Dorothy i powrocie do Emerald City - tam są moje ulubione bomby i tam również Christian zyskuje trochę charakteru;) samą mnie to dziwi, że tak mi się to wszystko udało połączyć (i tylko jedną, bardzo niewielką rzecz zmieniłam w tekście już po jego publikacji, przysięgam). W zasadzie nie wiem, jak to zrobiłam, zazwyczaj mi nie wychodzi. Ja też nie lubię fantastyczności i to mój pierwszy tekst w takich klimatach, stąd chyba takie trochę... realistyczne podejście do elementów fantastycznych;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po czwarte, po poprawności przelecę trochę hurtem, bo nie chcę się zbytnio rozpisywać. Z częścią się oczywiście zgadzam (najbardziej podoba mi się chyba to zdanie na sto linijek, chociaż ciężko było wybrać), no i przecinki!, jak ja nie znoszę przecinków... (ale będę z nim walczyć), część wydaje mi się trochę czepianiem się dla samego czepiania (Skąd to "i jeśli wcale nie miałaś na to ochoty"? Na co? Na to, żeby przyszedł do niej spać, kiedy sama pogrążona była w śnie? - tak.; - Ginie to telefon, drobne, okulary, skarpetka z pary, cokolwiek. Jej rodzice zaginęli. - nie, bo chodzi tutaj o to, że umarli, uznano ich za zmarłych; coś tam jeszcze, ale mi umknęło); z częścią natomiast po prostu się nie zgodzę:
      - poprawianie dialogów - no nie, na to nie pójdę, kwestie typu "a to..." :
      (...) e masz dobre intencje, ale to… w tej chwili wykraczasz poza swoje kompetencje."
      - Po co to to?
      są tak pisane specjalnie i już, bohaterowie przecież nie zastanawiają się, jak coś powiedzieć gramatycznie, tylko plączą się, urywają wątek i tak dalej. Tak samo w niektórych kwestiach ma się narracja Dorothy. Chodzi mi tu na przykład o te konie ze skrzydłami - ja rozumiem, że same konie nie są żadnym dziwem, ale Dorothy na pewno nie raz w ten sposób okazywała zaskoczenie - oddzielała słowa w zdaniu kropkami. Tak ma i już.
      - szyk zdania - no, nie będę generalizować, bo nie chodzi mi u o całość, ale nie widzę sensu w poprawianiu "przecież zabiłam właśnie" na "przecież właśnie zabiłam", obydwa, jak dla mnie, brzmią równie dobrze. Polski język ma to do siebie, że możliwa jest w nim spora dowolność w kwestii szyku zdania i to jest fajne.
      - niektóre powtórzenia. Większość, jasne, jest do wywalenia (chociaż zawsze denerwowało mnie to poprawianie "być" pojawiającego się dwukrotnie w zdaniu albo w zdaniach następujących po sobie, podobnie z "mieć" - ostatecznie to podstawowe słowa i nie zawsze da się ich uniknąć), natomiast niewielka część pojawiła się w tekście jak najbardziej specjalnie. "Zazwyczaj lubiłam swoją pracę, lubiłam..." - na przykład to.
      - "(...) ę do pracy. Kilkakrotnie zastanawiałam się, czy po pracy nie przeistaczała się w seryjną morderczynię, bo według mnie pasowałaby do profilu."
      - Pracy, pracy - powtórzenie. Do profilu?
      Tak, do profilu.
      - kwestia "odnośnie do tej dzielnicy" - "odnośnie" jest rusycyzmem, a my nie lubimy rusycyzmów. "Odnośnie do czegoś" natomiast jest formą jak najbardziej poprawną. Trust me, miałam semestr gramatyki i stylistyki języka polskiego;)

      (to ostatnie było żartem, wolę napisać tak na wszelki wypadek, żeby nikt nie uznał, że mam się za alfę i omegę języka polskiego po semestrze zajęć).

      Usuń
    2. Siłą rzeczy styl się nie zmieniał, bo te rozdziały, które przeczytałaś, napisały mi się w jakieś dwa miesiące. Nie uważam, żeby to był okres, w czasie którego mogłabym się poprawić ze stylem;)

      Po piąte, z tymi czarownicami to sama nie wiem i wypierać się nie będę. Fakt, że sobie sama utrudniłam życie tą wielką i małą literą i wydawało mi się, że starałam się to rozgraniczać, ale jeśli mi się nie udało, poszukam, poprawię;)

      Po szóste, czyli zakładki. "O blogu" nie ma nic wyjaśniać, to tylko krótki opis, jaki można by znaleźć choćby na tylnej okładce książki. Niczego więcej od tej zakładki nie wymagam;) natomiast co do bohaterów - będę ich bronić jak niepodległości. Rozumiem, że niektórzy tej zakładki nie lubią, ale już nie pojmuję tępienia u innych. Blog to nie książka, to raz. Na tym między innymi polega jego urok, że można do niego wcisnąć sto milionów dupereli, których do książki nigdy by się nie dało. A sama, jak trafiam na inne blogi, często w pierwszej kolejności zaglądam do bohaterów, to dwa. Tak po prostu, z ciekawości, żeby ocenić, czy tekst może mnie zaciekawić i jak autor/ka sama widzi swoich bohaterów. Również dlatego taka podstrona jest i u mnie. Kto chce - zagląda, kto nie chce - nie zagląda. A trzy, to że i do tej podstrony przemyciłam spoilery, a niektórzy moi czytelnicy bardzo lubią spoilery;)
      BTW, owszem, potrafię wymienić przynajmniej jedna książkę, w której pojawiał się spis bohaterów. "Wszystko czerwone" Joanny Chmielewskiej;)

      I jeszcze co do tych "informacji". Przecież one dopiero bez sensu wyglądałyby pod/nad tymi wszystkimi buttonami z linków. A tak, mam osobno podstronę na linki związane z blogiem i osobno krótki tekst wyjaśniający genezę powstania "Związanej". Wydaje mi się to sensowne.

      Po siódme, nie ma notatki o mnie, bo wszystko, co inni powinni o mnie wiedzieć, znajduje się w moim profilu na bloggerze. Kiedyś, na poprzednim blogu, robiłam taką zakładkę o mnie, ale praktycznie kopiowałam tam tekst z profilu, więc uznałam, że po co.

      Na koniec, dziękuję bardzo za ocenę i poświęcony czas. Nie myśl, że skoro pomarudziłam, to nie wezmę jej sobie do serca, bo na pewno wezmę;) przyjrzę się zwłaszcza tym powtórzeniom i innym idiotyzmom, bo moja tendencja do lania wody czasami objawia się niestety tym, że walę akapit bez zastanowienia, a potem nawet nie widzę w nim błędów. W tym komentarzu pewnie też ich nie dostrzegę, jak zaraz zacznę sprawdzać;)

      Życzę świetnej zabawy na Sylwestrze dla Ciebie i Twoich gości (pokaż się jako organizatorka, a co...), a także dużo szczęścia w Nowym Roku i całuję,
      Elle

      P.S. Owszem, piszę już rozdział 52, tak mi to jakoś... wartko idzie;)

      Usuń
    3. Jasne, dlaczego nie. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale... sama rozumiesz.
      1. Nie no, jasne, że adresu zmieniać nie będziesz, jeśli jest to dla Ciebie kłopotliwe. Nie, ale Blogger umyślił sobie, że motto ma być, więc moim zdaniem można je jakoś dobrze wykorzystać.
      2. No bo "save" może też znaczyć tyle, co oszczędzać i tak mi się skojarzyło, też raczej w formie dygresji. ;)
      3. Mój Boże, chciałam napisać pionowy! Pisałam ocenę grafiki jeszcze raz, bo zmieniłaś szablon, kiedy pisałam ocenę i tak jakoś w roztargnieniu... Wybacz.
      4. Od tej strony na to nie patrzyłam. To po prostu tak dziwne i nienaturalne w naszym świecie, że... sama rozumiesz. Rysopis mógł być przecież dokładny. No ale dobrze, zwracam honor.
      5. I wyszło to temu opowiadaniu na dobre, naprawdę. Aż trudno uwierzyć, że to nie jest Twój gatunek. Och, ciekawa jestem, cóż to za charakter pokaże.
      6. W zupełności Cię zgodzę, że część to czepianie. Nie odejmuję za takie doczepianki punktów, po prostu wypisuję je jako uwagi (a że nie mam dla nich lepszego miejsca...), bo jestem ciekawa punktu widzenia autora, poza tym a nuż nakieruje go (Cię) to na być może lepsze rozwiązanie. Być może. Traktuję to luźno. Masz dużo racji z dialogami. Ogólnie poprawność nie jest Twoją słabą stroną, więc...
      7. Owszem, nie zawsze, ale powtórzenie to powtórzenie, nie brzmi dobrze. Wyliczam je także, gdybyś miała lepsze rozwiązanie.
      8. Och naprawdę? Idziesz jak burza, nie domyśliłabym się, że zajęło Ci to tak mało czasu.
      9. Zgadzam się. Ja jednak zajrzałam, czując się w obowiązku, a że mi to nie pasuje osobiście, to się wypowiedziałam. I tyle.
      10. W zasadzie tak. Po zastanowieniu.
      11. Nigdy nie wchodzę na profil Bloggera w poszukiwaniu informacji o autorze, bo, nie oszukujmy się, większość osób raczej umieszcza takie info na blogu. Moja niedomyślność, wybacz.

      Cieszę się, że ocena Cię w jakimś stopniu satysfakcjonuje, bo Twój blog był dla mnie wyzwaniem. Nie żałuję jednak, na pewno było to ciekawe doświadczenie, a i przyjemność z czytania, bo, jak mówiłam, potrafisz zaskoczyć i zainteresować. ;) Rzeczywiście szybko idzie, widać, że czujesz się dobrze i swobodnie w tej historii.
      Spóźnione dziękuję! :* Już tego samego nie mogę życzyć w całości, więc powiem tylko, że mam nadzieję, że (że że że) Twój sylwester był udany. Samych dobrych chwil w 2015!
      Ściskam.

      Usuń
  2. "Można powiedzieć, że aktualna ta Twoja szata graficzna; barwy są typowo jesienne: króluje złoto, zieleń, brąz i pomarańcz." - co z tego, że jest zima?
    "Podświadomie czekałam na taki wybuch złości u Dorothy. Dzięki temu stała się bardziej żywa, prawdziwa, a nie bezpłciowa i przerysowana. " - bo jeśli człowiek jest spokojny, cichy i rzadko się denerwuje to jest bezpłciowy i przerysowany. Ot, co.
    "Z kolei sama Dorothy wydaje się nie dostrzegać trudnej sytuacji, w jakiej i on się przecież znalazł." - przynajmniej często się denerwuje, więc nie jest bezpłciowa i przerysowana.
    " Nastawienie dziewczyny do Jacka powinno się zmienić - ja jakoś tego nie widzę.
    " - a jeśli... nie powinno?
    "Sama jestem ciekawa historii Jacka i nie dziwię się Dorothy, że tak się zachowuje." - czy wcześniej nie pisałaś o tym, że podobało Ci się przedstawienie jego przeszłości?
    "Muszę przyznać, że ten rozdział wzbudził we mnie emocje." - a pozostałe nie?
    "Dzięki swoim rozterkom Dorothy jest bardziej realistyczna, ludzka. " - jest realistyczna i ludzka dzięki rozterkom, jest żywa i prawdziwa dzięki złości. Hm... tak.
    " Z kolei Jack rozczarował mnie trochę swoją niezbyt wyrafinowaną reakcją (oczekiwałam po nim czegoś więcej, sama nie wiem, czego) (...) - cóż za zdecydowanie!
    " Twoje opowiadanie mimowolnie zaczyna mi się kojarzyć z książką, której nieodłącznym elementem jest motyw wędrówki." - hm... z jaką książką? Nie w każdej książce jest motyw wędrówki. Sugerujesz, że książka bez motywu wędrówki nie jest książką?
    "Czasem użyjesz jakiegoś wyszukanego słowa pasującego do tematyki." - filozof!
    "Z reguły nie lubię fantastyczności." - ...więc oceniam fantastyczne opowiadanie. Brzmi sensownie.
    "Dorothy to najbardziej bliska czytelnikowi postać, ludzka i prosta w swoim zagubieniu." - nie zapomnij, że jest prawdziwa!
    "Niewiele tu rzeczy, do których można się doczepić, poza kwestiami typowo technicznymi." - teraz się nie przyczepia, teraz się doczepia. Super!
    "Widać w Twoim stylu lekkość, obeznanie, swobodę i umiejętność wzbudzania zainteresowania (i zaskakiwania, oj tak). Gratuluję, oby tak dalej!

    35/40" - ale nie napiszę, za co odejmuje punkty, po co?
    "- Start - czyli sprytnie ukryta strona główna." - ten spryt mnie przytłacza.
    "Bardzo dobry dobry, tyle powiem." - bardzo dobry dobry!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak swoją drogą, dlaczego przy ocenie jest "Dafne, dobry", skoro blog dostał "bardzo dobry dobry"?

      Usuń
    2. Tak czułam, że komuś będzie się chciało po takiej przerwie... Dziękuję.
      1. Kiedy zaczęłam pisać tę ocenę, był środek jesieni. Wybaczcie.
      2. Nie, tutaj wszystko leży w kontekście. Chodziło o to, że uwypuklenie jej cech czyni ją żywą i realną. Flegmatyzm też mógłby ją taką czynić. Po prostu jej reakcja była bardzo adekwatna do sytuacji, emocje zostały dobrze opisane, o to mi chodziło.
      3. Troszkę nie rozumiem, to już trochę chyba wypominanie.
      4. Tak, to też jest możliwe. Biorąc pod uwagę kontekst raczej powinno, ale opinie, owszem, mogą być różne. Subiektywna opinia, jak zawsze.
      5. A czy fakt, że mi się ono podobało wyklucza to, że jestem ciekawa? Nie rozumiem troszkę.
      6. Tak, to składowa wszystkich tych cech.
      7. Tak.
      8. Tak, trzeba wywalić to nieodłącznym. Dzięki.
      9. Słowo-klucz: WYSZUKANEGO. Mogło być niewyszukane. Filozof.
      10. Tak, to jest sensowne, ponieważ zaznajomiwszy się z tematyką bloga skontaktowałam się z autorką w tej sprawie i po ustaleniach dowiedziałam się, że i dlaczego mimo wszystko zdecydowała się zgłosić do mnie. Brzmi sensowniej? Takich rzeczy chyba w ocenie bloga autorki pisać nie muszę.
      11. Ok, dzięki, dopiszę. :p
      12. Dzięki.
      13. To wynika z treści i z uwag w poszczególnych częściach oceny, jeśli autorka miałaby problem z ustaleniem tego i zapytała mnie o to, z pewnością bym je uwypukliła, z reguły jednak nie widzę potrzeby.
      14. Mnie jakoś nie.
      15. To celowe. ;)
      16. Bo oceną, jaką otrzymała autorka jest dobry (4), ale bardzo dobry dobry, czyli innymi słowy mocna czwórka. Sprawdź w punktacji, jeśli masz wątpliwości.

      Dzięki za te kilka wskazań oraz za poświęcony czas, aczkolwiek widzę, że większość to subiektywne uwagi wyjęte z kontekstu.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. "5. A czy fakt, że mi się ono podobało wyklucza to, że jestem ciekawa? Nie rozumiem troszkę." - jesteś ciekawa przeszłości Jacka, pomimo tego,że w omówieniu poprzedniego rozdziału pisałaś, że ona Ci się podobała. Skoro ją znasz, to jak możesz być jej ciekawa? Ona mogła być ciekawa,ale przecież już ją znasz, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym sensie, rozumiem. Dalszy ciąg tej historii, to miałam na myśli. To, co poznałam, okazało się być tylko częścią całej historii. Niemniej już rozumiem, dziękuję.

      Usuń
  4. "maziaje"
    To nie jest poprawny polski cudzysłów.

    nagłówek - nieprzyciągający
    Dywiz nie pełni funkcji myślnika.

    Pojawiła się nazwa miasta z tytuły
    Tytułu.

    Zabicie kogoś to nie byle co.
    Paulo Coelho.

    "Też podniósł się z łóżka i dopiero wtedy stwierdziłam, że był w pełni ubrany." - Skąd więc to ciepło bijące od jego pleców? Koszula/koszulka na plecach charakteryzuje się wyższą temperaturą czy jak?
    Nie wiedziałam, że koszulki czy koszule robią z żelazobetonu, dzięki czemu nie przepuszczają ani odrobiny ciepła wytwarzanego przez ciało.

    Dałam się zwieść tak samo, jak Dorothy.
    Bez przecinka: http://sjp.pwn.pl/zasady/;629799

    science-fiction
    Science fiction, bez łącznika: http://sjp.pwn.pl/sjp/science-fiction;2519672.html

    "Odkręciłam butelkę z wodą (...)" - Lepiej: butelkę wody.
    Obie wersje są równie dobre.

    "(...) by rzucić przyjaciółce kilka zdań do słuchu." - Kilka zdań do słuchu? Chyba nie rozumiem.
    http://pl.m.wiktionary.org/wiki/powiedzieć_do_słuchu

    "(...) e masz dobre intencje, ale to… w tej chwili wykraczasz poza swoje kompetencje." - Po co to to ?
    Nie jest zbędne.

    "(...) pierwsza połowa lipca nadeszła wraz z falą upałów (...)" - Lepiej: wraz z pierwszą połową lipca nadeszła fala upałów.
    Kolejne, nie pierwsze i nie ostatnie dobre zdanie, które poprawiasz.

    "Ach, ciocia Ruth i jej mania zeswatania mnie z kimś z Lawrence, żebym tylko tam wróciła, została kurą domową i żyła długo i szczęśliwie." - Aż się prosi o wykrzyknik.
    Niekoniecznie, jeśli jest wypowiedziane/pomyślane z np. przygnębieniem, zmęczeniem sytuacją.

    "(...) po czym wyciągnęłam Kathy, koleżankę z boksu obok, na szybki posiłek w naszej ulubionej jadłodajni za rogiem, Corner Bistro." - Wyciągnęłam Kathy na posiłek do jadłodajni.
    Nope, jest dobrze. Poprawne jest tak "Wyciągnęła ją (na co?) na szybki posiłek w jadłodajni", jak i "Wyciągnęła ją (gdzie?) do jadłodajni, (na co? - dopowiedzenie) na szybki posiłek".

    "(...) ę do pracy. Kilkakrotnie zastanawiałam się, czy po pracy nie przeistaczała się w seryjną morderczynię, bo według mnie pasowałaby do profilu." - Pracy, pracy - powtórzenie. Do profilu?
    Tak, profilu psychologicznego.

    "(...) zostałyśmy zaatakowane przez nieznośny żar, lejący się z nieba." - Bez przecinka.
    Przecinek w tym miejscu jest opcjonalny.

    "(...) nad Nowy Jork nadciągnęła porządna, rasowa burza (...)" - Przecinek nie jest potrzebny.
    Ten przecinek też jest opcjonalny.

    Zazwyczaj przystawiali drzwi, czym tylko się dało – nawet cegłami – żeby były otwarte, ale akurat tego dnia, kiedy chciałam jak najszybciej schronić się pod dachem, idiotyczne drzwi musiały być zamknięte." - Trochę nie rozumiem idei, wytłumaczysz mi?
    Stoper do drzwi, co tu jest do tłumaczenia?

    "(...) do wolnego stolika, tuż przy kontuarze (...)" - Przecinek nie jest konieczny.
    To może być dopowiedzenie, więc w takim przypadku przecinek jest na miejscu.

    "Nie miała też przez to wielu znajomych, i tym tłumaczyłam (...)" - Bez przecinka.
    Dopowiedzenie.

    "Wieść o zabiciu Czarownicy ze Wschodu szybko się rozeszła." - Lepiej: rozniosła.
    "Nic dziwnego chyba, że nie mogłam już doczekać się tych wyjaśnień." -Że nie mogłam się już doczekać tych wyjaśnień. itp.
    Po co poprawiać dobre zdania? Serio pytam.

    błędy, jakie popełniałaś w początkowych rozdziałach, są takie same, jak te, które popełniłaś w rozdziale dwudziestym.
    Powtórzenie.

    umć
    Hmm?

    choć jakoś tak brakuje mi choć krótkiej notatki o Tobie.
    Powtórzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Wiem, ale piszę oceny w oknie Bloggera, bo mi tak łatwiej + mam dostęp do oceny na innych komputerach; z tego wynikają dywizy i takie właśnie cudzysłowy. Jeśli znasz jakiś sposób na zmianę tego, podziel się, proszę - chętnie skorzystam. Korzystanie z Worda raczej nie wchodzi w grę u mnie, potem jest meksyk z formatowaniem. Wolę tak. Nie sądzę, by to komuś przeszkadzało.
      2. Dzięki za literówki.
      3. Tak, Paulo Coelho, Arystoteles, Platon i nie wiem, co jeszcze. I co z tego?
      4. Przeczytaj uważnie. Równie dobrze można powiedzieć, że to ciepło bije z ręki. Nie twierdzę, że ubrania są z żelazobetonu i nie przepuszczają ciepła, tylko dziwię się, że akurat plecy dostąpiły zaszczytu wystąpienia w tym zdaniu.
      5. O, dzięki. Dobrze się... doedukować.
      6. W tym kontekście się prosi, co nie znaczy, że jest to potrzebne, to tylko sugestia.
      7. Czasem sugeruję szyk, który moim zdaniem brzmi lepiej. Wszystko do przemyślenia przez autora.
      8. Dzięki.

      Usuń
    2. Jak w Blogerze, to zostaje kodowanie, ale nie każdemu się chce w to bawić.

      Usuń
    3. A szkoda, że nie ma jakiegoś sposobu. Na blogach prywatnych zmieniam, ale tutaj... No, troszkę tego za dużo.

      Usuń