Dziwnie znowu
oceniać blogi po tak długiej przerwie, jaką sobie zrobiłam. Półtora roku bez
zdaje się dwóch tygodni... Chyba już trochę wypadłam z wprawy, ale myślę, że
nie będzie tak źle. Proszę mi tylko nie mieć za złe zwięzłości, dawno znudziły
mi się pseudofilozoficzne wywody nad adresem czy wycieczki osobiste podczas
komentowania wydarzeń z tekstu. Proszę się też nie przerazić długością, bo ocena ma 25 A4.
Adres bloga: Książę Irmiel
Autorka: Katte
Oceniająca: Alpaka
Adres nie jest zły, a po jego poznaniu mogę z
powodzeniem powiedzieć, że będę czytała opowiadanie fantasy. Zdecydowanie zdradza
treść bloga. Wydaje mi się, że Irmiel będzie głównym bohaterem i chyba dobrze
myślę, ale wszystko się jeszcze zobaczy. Zawsze może być kimś innym, jakimś
głównym złym czy tajemniczym mężczyzną, kto tam wie. Odchodząc od domysłów, muszę
niestety powiedzieć, że książę Irmiel brzmi
nudno. Taaak, adres to nic specjalnego w tym wypadku. Nie porywa, nie zachwyca,
ale nikt nie załamuje rąk, a więc wszystko w granicach normy i na dodatek w
100% poprawne. Przynajmniej łatwo zapamiętać, co w sumie można uznać za duży
plus. Lubię prostotę i choć nie widzę specjalnej oryginalności, nie będę
odejmować żadnych punktów.
Niby taka pierdoła, głupi szczegół, a też muszę skomentować, czyli spójrzmy teraz na belkę.
Niby taka pierdoła, głupi szczegół, a też muszę skomentować, czyli spójrzmy teraz na belkę.
Nieee, proszę.
Tylko nie nieśmiertelne i popularne jak diabli, a przez to nudne, cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć. No
błagam, można to zobaczyć na co drugiej belce blogów z tekstami, w których
bohatera spotykają jakieś trudności! Czy
te słowa Napoleona nikomu się nie nudzą? Przecież jest tyle innych wartych
przytoczenia zdań o cierpieniu czy odwadze. A kończąc jęczenie o braku
oryginalności: Można by się pokusić o stosowany w Polsce „cudzysłów”,
wypadałoby postawić kropkę po śmierć i to na tyle, jeśli chodzi o poprawność.
Szablon trochę
mnie przytłacza, choć wszystko jest estetyczne i przejrzyste. Proponowałabym
tylko zmienić kolor tytułów gadżetów, ponieważ niezbyt dobrze widać tą czerwień
na tle fioletu w takich miejscach jak, na przykład data czy Strony.
Obrazki w
szablonie jeszcze bardziej wskazują na fantasy, więc chyba zgadzają się z
tematyką bloga. Jest ich jednak zbyt
dużo. Mamy zamek, mężczyznę z mieczem, wodospad, jakieś skały i stół, drewniane
chaty i chłopów, faceta na koniu, stracha na wróble, jakieś zielska albo
omszałe kamienie (nie jestem pewna, w każdym razie chodzi o to nad Strony) i chyba to byłoby na tyle.
Wszystko na kupie, czyli nie wiadomo, na czym skupić wzrok. Automatycznie
wybiera się mężczyznę z mieczem, skoro jest w centrum tego bałaganu, ale ciągle
coś odwraca uwagę. Bo tu przy jego głowie facet na koniu, który ma jakiś biznes
z wieśniakami (czy tam chłopami), po prawej jakieś chaty, po lewej zamek i
wodospad, a poniżej nich stół... Masakra. I jeszcze jakiś tekst ktoś tam
upchnął! I choć jest o niebo lepszy od cytatu z belki, to pełni rolę kapelusza
na stercie różnokolorowych i wzorzystych skarpetek. Naciapciane okropnie, jeśli
mogę tak to ująć. Za to, jeśli wspomnieć o kolorystyce, przyznaję, że jest
bardzo miła dla oka. Przyjemnie się patrzy i nie ma się ochoty na taktyczny
odwrót w pierwszej minucie, co też punktuje.
Kiedy już o tym
wspomnieliśmy, stwierdzam, że mimo to blog jest przejrzysty. Wiadomo od razu
gdzie co się znajduje i nie muszę się bawić się w myśliwego, żeby znaleźć menu.
Dodatkowo mamy spis treści pod postacią rozwijanej listy, co znacznie ułatwi mi
czytanie — jestem zadowolona.
Pierwsze wrażenie: 8/10
Grafika: 11/15
Skoro grafika i pierwsze wrażenie za nami, załatwmy jeszcze ramki, żeby potem móc porozmawiać tylko o treści.
W menu widzę
typowy standard dzisiejszych czasów, czyli coś o autorze, spamownik, stronę
główną oraz spis blogów czytelników wraz z innymi linkami. Widzę też zakładkę z
opisami bohaterów, której – tu się przyznam – nie czytałam, ponieważ uważam, że
wszystko, co zostało tam napisane, powinnam wyciągnąć z tekstu. Nie ma potrzeby
do zmartwień, przejrzę ją sobie na koniec. Rzucając na nią okiem, zauważyłam
jednak, że zdecydowałaś się na krótkie opisy, a nie grafiki czy zdjęcia. Pochwalam,
chociaż samej idei opisywania postaci opowiadania w osobnej zakładce nie lubię.
Fakt faktem, może być to przydatne, jeśli planuje się wprowadzić więcej
postaci, a na to się u Ciebie zanosi.
Dostrzegłam na
blogu słowniczek ukryty w zakładce Tajemnicze
Słowa. Na razie jest pusty, ale podoba mi się pomysł na wyjaśnianie tam
słów czy pojęć, które mogą sprawiać problemy. Kiedy napiszesz więcej rozdziałów,
może być to sporym ułatwieniem dla nowego czytelnika.
Od początku moją uwagę zwróciła zakładka Potomek Zła. Tak sobie myślałam, co Ty tam mogłaś schować. I odkryłam! Informacje o opowiadaniu.
Od początku moją uwagę zwróciła zakładka Potomek Zła. Tak sobie myślałam, co Ty tam mogłaś schować. I odkryłam! Informacje o opowiadaniu.
Widzę też spis
treści... Na co dwa? Mamy i rozwijaną listę, i linkowany spis treści w
zakładkach. Zostawiłabym tylko
rozwijaną, co? Bo po co się męczyć i wstawiać odnośniki dwa razy.
Ramki: 4/5
A teraz nareszcie
przejdziemy sobie do najważniejszej części oceny. Zajmiemy się treścią.
Prolog
Po przeczytaniu
prologu stwierdzam, że gdybym znalazła Twój blog przez jakiś spis, nie
czytałabym dalej. Opinię o tekście
nadwerężyło trochę stwierdzenie, że pytanie o to, czym jest dobro, należy do
tych beztroskich. To tak na dobry początek, bo im bardziej zagłębia się
człowiek w tekst, tym bardziej nie znajduje nic, co zachęcałoby do czytania
dalej. Mamy bohatera, naszego Irmiela, którego spotkało w życiu coś złego. I
biedaczek nie potrafi już być dobrym człowiekiem. Spokojnie, wierzę, że są
rzeczy, które zmieniają człowieka bezpowrotnie. W to naprawdę nie wątpię, ale
musisz przyznać — motyw sam w sobie nie jest ciekawy. Poznajemy już człowieka
po wielkiej krzywdzie, jaka go spotkała, a mamy wzmianki o tym, jaki kiedyś
był, chociażby w czasach wspomnianego dzieciństwa. Gdybyś skończyła prolog na tym, czytelnik
może i zastanawiałby się, co się stało i zabrał za kolejny rozdział, ale nie!
Wyłożyłaś nam jasno skąd go zabrano i dokąd, może nie powiedziałaś dokładnie,
co go spotkało, ale uczyniłaś oczywistym, że podziało się to za sprawą jego
rodziców, których też nam wyczerpująco opisałaś, oraz zdrad i intryg. Domyślam
się, co mogło się wydarzyć, kiedy został zabrany do Miasta, a to już nie miłe.
Plus jest taki, że nadal do końca nie wiem co, bo domysły a fakty to dwie różne
sprawy.
Prolog naprawdę
trochę mnie znużył, ale mimo braku akcji czyta się dobrze, płynnie i w miarę
szybko. Zostaje tylko taki niedosyt. Brakuje czegoś, co zwróci uwagę. Co będzie
jak neon wskazujący, że powinnam czytać właśnie to opowiadanie, a nie przenieść
się na jakieś inne. Przez statyczność prologu brakuje mi dreszczyku emocji,
jakiejś tajemnicy, jakichkolwiek wydarzeń, no! Rozumiem, że trzeba wprowadzić
czytelników w akcję, w kreowany przez Ciebie świat i tak dalej, ale trzeba
pamiętać, że nie każdy będzie potrafił wytrzymać i znajdą się osoby, które
trzepną tekstem o kant stołu, bo się im zwyczajnie znudzi.
Jedźmy teraz z
poprawnością, dotyczącą prologu, bo głupio będzie się tak potem wracać.
„Gdy bawiłem się
w ogródku z innymi dziećmi, byłem radosny i spokojny niczym wiatr na otwartej
przestrzeni.” Wiem, że jestem upierdliwa, ale czy wiatr na otwartej przestrzeni
jest spokojny? Lepiej, w ogóle nie rozumiem porównania zabawy w ogródku do
radosnego i spokojnego wiatru na otwartej przestrzeni... A! Nie! Mam! Chodziło
o wolność, nie? To rzeczywiście ładne skojarzenie, ale trochę chybione. Nie do
końca mam pomysł jak to ująć, postaram się najprościej. Osobiście napisałabym
wprost: (...)byłem wolny niczym wiatr na
otwartej przestrzeni. Nie będzie to powodowało zastoju i zastanowienia się
nad tym, czemu wiatr miałby być radosny i spokojny. Bo właśnie na te cechy położyłaś
nacisk. Dopiero potem drogą dedukcji człowiek drepcze do odkrycia, że nie o to
docelowo chodziło. Co więcej, zaczyna czytelnik, o ile na mądrzejszego trafisz,
zastanawiać się, czemu u licha wiatr miałby być spokojny. Radosny... no w sumie
jeszcze ta cecha ujdzie. Ale spokojny? Przy huraganie przecież zawiewa jakby
chciał komuś głowę urwać, na otwartej przestrzeni do tego nabiera prędkości, a
wtedy nie można nazwać tego spokojem, nie? Jeśli faktycznie chcesz zostawić tam
radość, proponuję napisać w taki sposób: Gdy
bawiłem się radośnie w ogródku z innymi dziećmi, czułem się wolny niczym wiatr
na otwartej przestrzeni. Zostawiam Ci to do przemyślenia. Jeśli nie chcesz,
nie będziesz kombinować z tym zdaniem.
„ Jestem
Irmiel L`Evans, następca tronu oraz dziedzic ostatniego rodu wywodzącego się od
potężnego boga Il.” Upierdliwość poziomu najwyższego, wiem. Nie podoba mi się
(choć to tylko osobiste wrażenie) to jestem
na początku. Napisałabym nazywam się,
potem po przecinku zaczęłabym od jestem
następcą. Brzmi jakoś tak ładniej i płynniej, a przynajmniej tak mi się
wydaje. Można to zostawić tak, jak jest, bo też nie będzie źle.
Rozdział 1 cz.1
Pierwszy akapit
pierwszego rozdziału zatrzymał mnie na chwilkę nie tylko dlatego, że na pierwszy
rzut oka zobaczyłam źle postawiony przecinek, ale ponieważ szacowałam szanse na
dostanie jakiś innych informacji o bohaterze niż to, jakim jest biednym,
samotnym i skrzywdzonym chłopaczkiem. Nie wiem, czy próbujesz wzbudzić w
czytelniku sympatię do niego poprzez opisywanie od prologu do końca pierwszego
rozdziału jego skłonności do samotnictwa, doznanych przez niego krzywd (nie
wymieniając ich przy tym, ale podkreślając, że były okropne) albo zamiłowania
do wpatrywania się godzinami w morze, ale jeśli tak, jakoś to niespecjalnie
działa.
Powiedziałabym,
że całość ratuje dalszy ciąg rozdziału, ale tak nie jest. Ile razy zamierzasz
podkreślić, jaki Irmiel jest zamknięty w sobie i skryty? Chłopak coraz bardziej
jawi mi się jako typ Pożal Się Boże czy Patrz, Jaki Jestem Biedny, Żałuj Mnie W
Tej Chwili. A to źle.
Jeżeli moje
przypuszczenia są prawdziwie i rzeczywiście próbujesz sprawić, żeby wszyscy
współczuli Irmielowi, to wybrałaś zdecydowanie złą metodę. Na każdym kroku to samo,
w kółko i w kółko powtarzane, w końcu wryje się w umysł, ale mało co zdziała
oprócz zirytowania. Myślę, że bardziej podziałałoby przedstawienie jakiegoś
wydarzenia, które sprawiłoby, że czytelnik przejmie się losem Irmiela zamiast
proste rzucanie suchymi faktami i obchodzenie wszystkiego szerokim kołem, po
czym oświadczanie: On jest skrzywdzony, biedny i samotny. Przecież nawet to
można pokazać na tyle sposobów bez wyliczania tych cech kilka razy do
znudzenia!
Podczas czytania
pierwszej części pierwszego rozdziału oprócz jakiejkolwiek akcji zaczęło mi też
brakować opisów. Nie wiem jak wygląda zamek, główny plac... Wiem tylko, że jest tam jakaś drewniana
ławka, trochę miejsca na ćwiczenie fechtunku i drzewa akacjowe. Po mojemu
przydałoby się więcej informacji, bo to, co zaserwowałaś, nie wystarcza, żeby
móc sobie wyobrazić cokolwiek. Cały czas piszesz tylko o Irmielu, a cały świat
nie ogranicza się tylko do niego, prawda? Są tam jacyś ludzie, zwierzęta i
reszta tego, co nas otacza. Pokaż to, opisz.
No i kolejne —
akcja! Wspominasz o treningu fechtunku, a to doskonała okazja to pokazania
jakiegoś ruchu! Jakiejś dynamiki! Wszystko to zostało pominięte i
przeskoczyliśmy do nowych wspominek o zamkniętym w sobie Irmielu.
Zainteresowanie tekstem zaraz weźmie łopatę i zacznie kopać sobie grób.
Ponadto
zauważyłam ciekawą rzecz. W akapicie trzecim Irmiel dopiero idzie na miejsce
treningu, a w czwartym już go skończył! Gdzie mój środek? Kto ukradł trening? A
może ja chciałam o nim poczytać?
„Z reguły byłem
cierpliwym człowiekiem, ceniącym sobie spokój i samotność.” Tu
przecinek nie jest konieczny.
„Bawiły mnie
takie zachowania,| podświadomie czułem, że moja dusza dryfuje na granicy dwóch
przeciwstawnych stanów.” Zrobiłabym z tego dwa zdania, stawiając kropkę w
miejscu kreski.
„A dzisiaj czułem
się dziwnie podekscytowany i podniecony wewnętrznie.” A można być podnieconym
zewnętrznie?
„Kierowałem się w
stronę otwartej przestrzeni, na główny plac przed zamkiem.” Kolejny przejaw
upierdliwości. Z powodu braku opisów, można się zastanawiać, czy chodzi Ci o
jakiś plac zamkowy czy o miejsce w ogóle poza trenem zamku. Zamek normalnie ma
mury obronne, dlatego można się kłócić, co do otwartej przestrzeni, nie?
„Dzięki treningom
nie byłem już chłopcem, osieroconym książątkiem, tylko stawałem się silnym
młodzieńcem.” O ile z przemianą chłopiec -> mężczyzna mogę się zgodzić, tak
co zmienią treningi w sprawie osierocenia?
„Obaj
usiedliśmy na drewnianej ławce, pozwalając, aby ciepłe promienie słońca ogrzewały
nasze twarze. (...)- Książę - zwrócił się do mnie mój trener, który siedział
obok, a w jego głosie pobrzmiewał wyraźny szacunek - czasami zastanawiam
się, dlaczego jesteś aż tak skryty i tajemniczy?” Czytelnik nie jest głupi,
naprawdę. Nie trzeba powtarzać. Skoro obaj usiedli na tej samej ławce, to
logiczne, że siedzieli obok siebie.
„- Ot, taka moja
natura - mruknąłem zgodnie z prawdą, dodając po chwili - Kiedy
moje życie wywróciło się do góry nogami, porzuciłem szczęście. Z radosnego
chłopaka nic nie zostało. - Zaczerpnąłem powietrze i posmutniałem.”
Dorzuciłabym tam dwukropek. (...)po
chwili: - Kiedy (...).
„Lekko
drżącą dłoń położył na moim ramieniu, ufnie spoglądając w beznamiętne oczy.”
Oczy jakoś tak wisiały w powietrzu, czy co? A może wypadałoby wspomnieć, że
należały do bohatera?
„Odgoniłem
natrętne myśli, które krążyły zawile po mojej głowie.”Po labiryncie krążyły?
Pozbyłabym się tego zawile.
„Odszedł
w cieniu drzew akacjowych.”Eee... co? Tego zdania nie zrozumiałam, wybacz.
Rozdział 1 cz.2
Czyli
jednak był wewnątrz murów zamku... O, no to jednak nie bardzo taka otwarta
przestrzeń. I chyba widzę, że w końcu zaczyna się coś interesującego! No
wreszcie. Z drugiej strony, nie tylko to się zaczyna, ale i początki absurdu,
ale o tym za chwilkę.
Na początku
wydawało mi się, że w zamku jest tylko Irmiel i jego nauczyciel, bo nie
wspomniałaś o nikim innym, choć powinno tam tętnić życiem. Jednak nie jest tak
źle. Mamy jeszcze strażników w bliżej nieokreślonej liczbie i płci. Wypadałoby
to sprecyzować, dodać coś o ich uzbrojeniu i tak dalej. No i przestać ich
traktować jako jeden organizm, którym grupa ludzi zdecydowanie nie jest.
Sugerując się
początkiem części drugiej rozdziału pierwszego, oczekiwałabym trafić na jakieś
zamieszanie. Zamiast tego strażnicy legitymują przybyszów przy bramie zamku.
Dobra, to nowość, która spaliła potencjał, z jakim zaczęłaś tę scenę. Jeszcze się z czymś takim nie spotkałam.
Szlachciców też legitymowali? Gdybym była jakąś tam hrabiną, to bym się dopiero
obraziła...
Lubię, kiedy
jakieś postaci wyskakują ni z gruszki, ni z pietruszki. Sanitariusze,
powiadasz. A skąd oni tam? I skąd mieli nosze? Czemu podróżnicy nagle okazali
się kupcami, dali list strażnikom i zwiali? Dlaczego to tak bardzo nie ma sensu?
Jakim cudem Irmiel, który był tak bardzo wszystkim zainteresowany, poszedł
nagle na skały oglądać morze? Na co on znowu wpędza się w rozważania?
Logika poszła
paść owce na Saharze. Zdecydowanie.
Nie mam pojęcia
jak opisać tak bezsensowny ciąg wydarzeń połączony z tak lakonicznymi opisami
miejsc czy w ogóle świata przedstawionego. W dodatku te przemyślenia Irmiela!
Jaki ten świat jest zły, podły i okrutny. Okej, może sobie taki być, ale
czytelnik ma to zobaczyć! Skończyłam czytać trzeci post, a tego w żaden sposób
nie widać! Irmiel ciągle jęczy, narzeka, przechodzi z miejsca na miejsce i
zachowuje się irracjonalnie, a nic się nie dzieje. Nic, co pozwoliłoby
czytelnikowi uwierzyć, że wszystko jest przesiąknięte złem, zdradą i intrygami!
Koniec końców
rozdział zapowiada jakąś grubszą akcję. Z jakiejś wyspy ucieka matka Irmiela. I
tu mi się podoba. Wreszcie coś się dzieje i mamy jakąś zachętę do dalszego
czytania.
„Mógłbym tak
siedzieć bez końca, gdyby nie dochodzące krzyki zza muru.” Zmieniłabym tu szyk
zdania podrzędnego na gdyby nie
dochodzące zza muru krzyki.
„Tylko
tam, słońce
świeci najmocniej.” Bez przecinka.
„Dwie rzeczy,
które w niedługim czasie, zawróciły mi całkowicie w głowie.” Bez
drugiego przecinka.
„Za czterema
jeźdźcami,
na koniu ledwo co utrzymywała się drobna, kobieca postać.” Tutaj nie mam pojęcia, co
chciałaś zdziałać tymi przecinkami...
Oba wylatują.
„Widziałem
jedynie, jak zza grubego materiału wystawały
jasne jak pszenica, włosy o złocistym kolorze.”
Powtórzenie i niepotrzebny drugi przecinek. Proponowałabym: Widziałem jedynie wystające zza grubego
materiału jasne jak pszenica włosy o złocistym kolorze. No i... czy złoto
jest jasne?
„Swoje kroki
skierowałem do osoby, znajdującej się właśnie na samym końcu.”
Brak przecinka.
„Poczułem się
nagle jak pan,
władający swoim życiem.” Moim zdaniem niepotrzebny przecinek.
„Bali się, że w
jednej chwili mogę roznieść całe Miasto, przez niekontrolowaną moc.” Bez drugiego
przecinka.
„Poczułem się
nagle jak pan, władający swoim życiem. Powinno tak być, prawda? Wszyscy mieli
nade mną kontrolę. Bali się, że w jednej chwili mogę roznieść całe Miasto,
przez niekontrolowaną moc. Klatka
zacieśniała się coraz bardziej. Krew zaszumiała mi w uszach..” Co ma
wyróżnione zdanie do pozostałych?
„Chciałem też
mieć władzę, nad
jakąś słabą osobą.” Bez przecinka.
„Aby poczuła,
się tak samo jak ja. Czemu właśnie tajemnicza dziewczyna, wydała mi się odpowiednia?”
Bez przecinków.
„Wyciągnąłem
rękę, aby móc przyjrzeć się całej postaci.” Najbardziej zastanawia mnie to, jak
wyciągnięta ręka ma pomóc w przyjrzeniu się... Jakieś trzecie oko z zoomem?
„Z szybkością
zerwałem kaptur, który opadł na plecy dziewczyny.” No i tu mamy pewne zdanie,
które sprawia, że musiałam się trochę zastanowić. Po pierwsze proponuję: Szybko zerwałem kaptur, bo naprawdę nie
mam pojęcia jak skomentować z szybkością
zerwałem, które już nawet na pierwszy rzut oka wydaje się niepoprawnie
sformułowane. Dalej. Całe zdanie wydaje mi się chybione, bo wizualizuje mi się
Irmiel, który urywa sobie po prostu kaptur z płaszcza. Napisałabym to troszkę
inaczej: Szybko zerwałem kaptur z jej
głowy i pozwoliłem, żeby opadł na plecy dziewczyny. Sugestia warta
rozważenia.
„Tak jak mówiłem,
jej włosy były koloru złocistej pszenicy, o średniej długości.” Drugi przecinek
wylatuje, ale mi nie podoba się w ogóle konstrukcja zdania, bo w pierwszej
chwili miałam wrażenie, że dziewczyna miała włosy koloru złocistej pszenicy o
średniej długości. I jakkolwiek zastanawia mnie ta średniej długości pszenica i
w ogóle mogące zostać różnie zinterpretowane średniej długości, to proponuję: 1. sprecyzować długość, choćby do za łopatki , 2. przesunąć wzmiankę o
długości przed włosy.
„Zobaczyłem w jej
jasnych, horyzontalnie błękitnych tęczówkach, ten sam skrywany ból, co u mnie.”
Horyzontalnie błękitnych?! Co to jest za kolor? Ja wiem, że mam skłonność do
rozróżniania tylko podstawowych barw, ale w rozpoznaniu tej nie pomógł mi nawet
wujek Google!
„Nagle poczułem,
jak wyciąga swoją dłoń w moją stronę, dotykając opuszkami palców, mojego
policzka.” Ostatni przecinek wylatuje.
Poza tym, nie wyobrażam sobie, jak ktoś mógłby poczuć, że jakaś osoba wyciąga
dłoń w jego stronę. Bardziej zobaczyć, ale poczuć?
„Z zachrypniętego
gardła,
wypłynął piękny, melodyjny głos.” Brak pierwszego przecinka, a zamiast drugiego
proponuję spójnik i.
„Szybko złapałem
nieznaną dziewczynę, kładąc ją na zimnej trawie, w cieniu akacjowych drzew.”
Drugi przecinek nie ma racji bytu.
„Szybko złapałem
nieznaną dziewczynę, kładąc ją na zimnej trawie,
w cieniu akacjowych drzew. Nie musiałem nawet interweniować. Po kilku chwilach
sanitariusze zanieśli młodą dziewczynę do zamku,
by zając się jej chorobą.” Powtórzenie.
„Po kilku
chwilach sanitariusze zanieśli młodą dziewczynę do zamku, by zając się
jej chorobą. Odprowadziłem wzrokiem jasnowłosą na noszach, która była
niesiona do zamku.” Czytamy, co napisaliśmy, przed publikacją. To naprawdę
pomaga.
„Po prawej
stronie zobaczyłem rozbudowany port, do którego ciągle przybijały nowe statki
handlowe,
lub odpływały inne, mające na celu wzgląd polityczny oraz ekonomiczny.”
Zaznaczony przecinek wylatuje.
„Przede mną
jeszcze dużo czasu, zanim obejmę władze w Iliar. Będę znowu
zniewolony, nie tylko przez sito doradców, czy społeczeństwo. Na moich barkach będzie
spoczywała odpowiedzialność za kraj, za miasto.” Wylatują zaznaczone przecinki,
a Miasto wypadałoby napisać wielką literą skoro już uczyniłaś z niego nazwę
własną.
„Zacząłem zbierać
się do powrotu. Ostatni raz spojrzałem na chylące się ku ziemi,
słońce.” Przecinek do kasacji. W ogóle... Myślałam, że on siedzi nad wodą. Skąd
więc wzięła się ziemia?
„Spojrzałem do
góry,
na piętrzące się wieżyczki zamku, do którego musiałem się udać. (...)Z dziwną ekscytacją
w sercu,
wkroczyłem do środka, gdzie czekała na mnie królowa. Była dojrzałą kobietą,
w sile wieku. Jej lekko rudawe włosy, spięte w kok nadawały powadze całemu
obliczu.” Przecinki do kasacji. W ogóle... ekscytacja w sercu. Serio?
„Mianowicie, po
lewej stronie,
na leżance znajdowała się ów
tajemnicza kobieta, którą spotkałem przy bramie. Na stoliku obok osłabionej
dziewczyny,
leżał otwarty list.” Zaznaczone przecinki wylatują. Ów kobieta? Owa kobieta.
„Ona mądra,
dojrzała kobieta, chcąca zapewnić państwu dostatek i pokój. Ja młody, buntowniczo
nastawiony do życia chłopak, który jest następcą tronu.” Ona Jean, ja Tarzan.
Przydałoby się trochę gramatyki lub chociaż myślnik po ona i ja.
„(...)została
przysłana, w
celu potwierdzenia wszystkiego, co zawarto w liście.” Przecinek do kasacji.
„Oczami
przewertowałem treść, nie wierząc w słowa.” Przewertować to można książkę, ale
nie pojedynczą kartkę.
„Czy teraz,
moje życie zmieni się jeszcze bardziej? Przez cały czas, żyłem w otoczeniu pogardy i
nienawiści,
przez moich rodziców. (...) W końcu, czego mogła się spodziewać, po dziecku
zdrajców? Czy jeszcze bardziej, zostanę odepchnięty od jakiejkolwiek uciechy
z życia?” Przecinki do kasacji.
„Powoli, jakby z
wielki wysiłkiem, wstała na nogi. Odważnie zajrzała mi w oczy.”Wielkim.
Zajrzała mu w oczy? Serio?
„Przynoszę także wiadomość, od niej. - Słucham - byłem
ciekaw, co też ma mi do przekazania własna matka.” Przecinek do kasacji, po słucham kropka, a zdanie po myślniku
wielką literą.
„Ukłoniła
się, lekko pochylając głowę. Wyprostowana, z drżeniem wyrecytowała - ›› Czy teraz
wiesz, co to znaczy być w klatce i czuć się zniewolonym, mój synu? ‹‹” To w końcu kłaniała się czy stała
wyprostowana? No i po co cudzysłów w pytaniu? Rozumiem, że cytowała matkę
Irmiela, ale to wcale nie uzasadnia jego użycia.
Rozdział drugi cz.2
Ten post jest po prostu tragiczny. Irmiel
mnie irytuje, nie lubię go i chciałabym, żeby ktoś mu przywalił, ale to tylko
moja osobista opinia. Znów piszesz też o jego bólu, do którego nie widzę
zupełnie żadnych podstaw. Błędem matki okazało się zabranie go z sanktuarium.
No proszę, czy to powód do takiej wściekłości i wypominania jak tortur od
prologu przez trzy części pierwszego rozdziału? Jako czytelnik jestem
zawiedziona, bo spodziewałam się czegoś więcej. Chcesz kreować Irmiela na
mężczyznę, a zamiast tego coraz bardziej skłaniasz wszystkich, żeby mieli go za
kapryśnego dzieciaka, któremu nic się nie podoba. Trzeba się zdecydować, bo nie
można pisać jednego, a pokazywać drugiego.
Bawi mnie też przedstawienie strażników jako niedoświadczonych
wojowników. Właściwie są tylko zatrudnieni przy obronie królewskiego zamku,
więc pewnie wzięli pierwszych lepszych chłopów z pola, po włóczni im w łapę i
do bramy... Byłoby miło, gdyby takie sprawy choć spróbować ująć realistycznie.
Ciąg dalszy też nie zachwyca. Irmiel, po wyskoczeniu z okna na dziedziniec,
musiał rozgromić całą bandę w okamgnieniu i zabić jednego z nich z niewiadomego
powodu. To aż tak woła o uznanie za Mary Sue, a właściwie jej męski
odpowiednik, że nawet nie masz pojęcia.
Próbujesz zrobić z przybyłej z wiadomością kobiety
coś interesującego. Jest tajemnicza, małomówna, pojawia się to tu, to tam —
super. Ale zainteresowanie nią Irmiela wynosi okrągłe zero, czyli czytelnik
reaguje dokładnie tak samo, bo nie dajesz żadnych powodów, by zacząć myśleć o
Madeleine inaczej niż o fragmencie nieinteresującego krajobrazu. Jest tłem dla
wydarzeń, właściwie tylko przekazała informację i nic. Nasz bohater zupełnie
jak piesek podleciał do niej, gdy przyjechała, żeby ją obwąchać, a potem uznał
chyba za niewartą uwagi. Mogłaś wpleść w tekst jakiekolwiek rozważania na jej
temat, zamiast serwować odgrzane kotlety, w tym wypadku stare i niezbyt dobre
wspominki o samotności i okrucieństwu losu wobec Irmiela. To się już znudziło.
Daj mi coś innego. Cokolwiek. Może być nawet opis życia komara, najlepiej coś o
Madeleine, żeby wykorzystać jej potencjał.
Siada też logika. Najpierw piszesz jedno, potem drugie.
Nie chodzi mi o powtarzanie faktów, jak zdarzało się wcześniej, ale o podawanie
sprzecznych informacji. Piszesz, że Irmiel nigdy nie widział matki, a potem
nagle przy końcu wspominasz, iż widział ją raz.
„(...)moja rodzicielka uciekła z bardzo dobrze strzeżonej świątyni,
na odizolowanej od lądu, wyspie.” Bez przecinków.
„Jednakże,
nie zawsze było takie złe jak teraz. Gdy byłem małym chłopem, wiodłem
szczęśliwy byt w sanktuarium, poza miastem.” Przecinek do kasacji. Poza
tym, chciałabym wiedzieć, do czego odnosi się pierwsze zdanie z akapitu, bo mam
na razie wrażenie, że do niczego.
„Wspólne
spędzanie czasu, było dla mnie czymś miłym i normalnym,
patrząc oczywiście z perspektywy.” Przecinek do kasacji.
„Prychnąłem
lekceważąco, pochodząc do misy[przecinek] w której
znajdowała się zimna woda.”
„Szczególnie zadbała o
to Klaudia Marce, która starannie ukryła mnie w odległej świątyni, tak by nikt
nigdy mnie nie odnalazł, prócz niej.” Proponuję: (...) by nikt prócz niej nigdy mnie nie odnalazł.
„Frustracja,
gnębiła mnie, aż nie wytrzymałem psychicznego bólu[przecinek]
tak silnie zakorzenionego we mnie.” Bez przecinka.
„Zacząłem przewracać
meble, które stały w pokoju, komody[przecinek] a
także stoliki i skrzynie.” No to brzmi śmiesznie. Bo wyliczasz w kolejności:
meble, komody, stoliki i skrzynie. Nie meble, czyli komody i tak dalej.
Wepchnęłabym tam przed komodami czyli.
„Zerwałem z
łóżka koce, podarłem cała swoją siłą, i odrzuciłem na bok.” Całą siłą i bez
drugiego przecinka, to raz. Po drugie w ogóle pozbyłabym się całą swoją siłą.
„W
pokoju unosiły się pióra, po podartych poduszkach. Wszędzie walały się
poprzewracane przedmioty, obrazy wisiały krzywo, lub były połamane na
podłodze.” Bez przecinków. Proponuję zamiast były połamane napisać leżały
połamane.
„Zamknąłem
oczy, zaczynając wdychać głęboko zimne, mroźne, lecz bardzo kojące,
powietrze.” Bez przecinka. Proponuję zimne
i mroźne, przy podsumowaniu wytłumaczę dlaczego.
„Moja klatka
piersiowa zaczynała unosić się rytmicznie, opadły mi ręce wzdłuż tułowia, a
napięte mięśnie rozluźniały się.” Ręce
opadły mi wzdłuż tułowia.
„Zza
drzwi usłyszałem jedynie miarowe kroki straży, która zapewne zaniepokojona
hałasem przybyła pod mój apartament.” Apartament w zamku... Apartament. Nie.
„Zerknąłem na
zagracone drzwi, przez które próbowali przejść przybysze.” Zagracony to może
być pokój, ale na pewno nie drzwi. Dodatkowo używanie słowa przybysze zamiast
straże jest trochę niewłaściwe.
„Wdrapałem się
bez problemu na szeroki parapet od strony zewnętrznej, po czym z pozycji
kucającej, skoczyłem na sam dół dziedzińca.” Wdrapał się od zewnątrz? Chyba nie
tak to miało być...
„Nie zatrzymując
się, na mojej twarzy pojawił się arogancki uśmiech.” Uśmiech się nie zatrzymał
czy Irmiel?
„Niepewnie
ruszyli na mnie, lecz bez zbędnego wysiłku powaliłem
(kogo?) na ziemię, nie zadając zbyt głębokich ran.”
„- Ona nie będzie
mówiła, co mogę, a czego nie! – warknąłem wściekle – odsuń się, to jest
ostatnie ostrzeżenie.” Po wściekle kropka
i zdanie po myślniku wielką literą.
„Brak realnego
zagrożenia napawało mnie szyderstwem.”
Szyderstwo - drwina, ośmieszenie. Brak realnego zagrożenia napawał go ośmieszeniem?
„Ciche,
zestresowane westchnienie dobiegło do mnie. ” I klepnęło z okrzykiem: BEREK! Do moich uszu dobiegło/ usłyszałem.
„Odwróciłem głowę
w bok, widząc jak na dziedzińcu, w ciemnym cieniu drzew stała obca przybyszka.”
Odwrócił głowę w jej stronę, bo widział, że tam stoi? Gdzie tu sens? Ciemny
cień drzewa nie lepszy.
„Ubrana w białą,
perłową sukienkę, która falowała na wietrze, wpatrywała się z przejęciem na
całą scenę.” Wpatruję się w coś. A
wpatrywanie się w scenę brzmi
cokolwiek niepięknie. Lepiej napisać patrzyła
z przejęciem.
„Z podwójnym
zażenowaniem wbiłem ostrze miecza w prawy bark strażnika, który był zbyt mocno
zdziwiony zaistniałą sytuacją.” Zażenowany - taki, który odczuł wstyd;
onieśmielony, zakłopotany, zawstydzony. Serio? Z zażenowaniem wbił w kogoś miecz?
„Nie interesowało
mnie skamlanie cierpiącego strażnika, ani wołanie o pomoc dla niego,
przez Madeleine.” Bez przecinków. Napisałabym: wołanie Madeleine o pomoc dla niego.
Rozdział drugi cz.2
Nie
wierzę własnym oczom! Widzę opis! Może nie idealny i powalający, ale jednak
opis miejsca, który nie ogranicza się do jednego słowa! Coś takiego chciałabym
móc widzieć non stop, a nie tylko tak co cztery posty, wiesz? Jednak chwalę, bo
to jakaś poprawa, no i taka dobra zachęta do dalszego czytania. A nuż poprawiło
się coś więcej?
Początek mogę
pochwalić. Nie jest bezbłędny, perfekcyjny tym bardziej nie, ale znacznie
lepszy od wszystkiego, co do tej pory miałam okazję u Ciebie przeczytać. Wreszcie
mogę sobie coś wyobrazić! Wszystko zaczyna się walić w momencie wręczania monet
strażnikowi. Skąd on się tam do jasnej ciasnej wziął? Potem... potem nie jest
już tak źle. Rozmowa Irmiela z Cahirem wydaje się być miłym zakończeniem. Zdaj
mi się, że opowiadanie podskoczyło z poziomem. To zdecydowanie najlepiej
napisany przez Ciebie rozdział, jaki czytałam.
„O takiej porze,
mieszkańcy wychodzili z domostw, by odprężyć się po całodziennej pracy,
załatwić interesy lub czysto towarzysko spotkać się ze znajomymi. Poza murami
zamku,
życie toczyło się zupełnie inaczej. Rytm życia był wyznaczony
przez obowiązki, czy to farmerskie, czy handlowe, a nawet rzemieślnicze.”
Przecinki do wykreślenia, powtórzenia.
„Dotarłem do
wielkiej, drewnianej chaty, na skraju rynku, w zacienionym miejscu,
gdzie ledwie chodziły płomienie pochodni.” Przerzuciłabym w zacienionym miejscu przed na
skraju rynku i wywaliła przecinek, nie tylko ten zaznaczony, ale i ten
przed w. W ogóle... chodzące
płomienie pochodni. Serio?
„Ześlizgnąłem się
z wierzchowca, zostawiając go w ręce stajennego.” Który stał tam, bo tak, a
właściwie pojawił się znikąd.
„Szybkim krokiem
skierowałem się w stronę wejścia, wkraczając do Fioletowej Lawendy.” To wszedł
czy dopiero szedł do wejścia?
„Jak zawsze
towarzyszyły jej w ręku karty (...).” Nie wiem, co to ma znaczyć, ale
kompletnie nie zrozumiałam sensu zdania. Po dłuższych namysłach doszłam do
wniosku, że zawsze miała przy sobie karty, ale... Napisz to zdanie od nowa,
inaczej, proszę.
„Zawsze, gdy
wróżyła przyszłość, zadzierała oczy do góry, lub po prostu zamykała swoje jaskrawo
niebieskie źrenice.” Zadzieranie oczu do góry brzmi cokolwiek głupio, a tak w
ogóle przecinek do wycięcia.
„Uderzali w
stoliki[przecinek] rozlewając piwa, na co inne
osoby zaczynały swoje oburzenie.” Zaczynały swoje oburzenie co?
„To było bardzo
typowa, powiedziałbym wręcz normalna atmosfera w karczmie.” Typowy ma bardzo podobne znaczenie do normalny, wiesz?
„Wyjąłem kilka
złotych monet, które wręczyłem strażnikowi.” Który pojawił się niewiadomo skąd.
„Był skryty,
małomówny, lecz potrafił dochować tajemnicy, a przy okazji zawsze wiedział [przecinek]gdzie znajduje się osoba, której poszukuje
w tym wielkim zbiorowisku ludzi.”
„Po wskazanym przez
mężczyznę kierunku, udałem się do oddalonego stolika, znajdującego się na samym
końcu karczmy,
w przyciemnionym miejscu.” Po wskazanym kierunku. Serio?
„- O, nareszcie –
burknął – postanowiłeś się zjawić. Myślisz, że mam cały dzień, by siedzieć w tej
norze i zapuszczać korzenie, aż łaskawie przybędziesz?” Kropka po burknął, a następne zdanie wielką
literą.
„- Też miło Cię
widzieć, Cahir – odrzekłem, zupełnie nie przejmując się złośliwym komentarzem
chłopaka.” Cię z małej literki.
„Wzajemnie
spędzamy czas, czy to podczas interesów, czy wspólnego przesiadywania w karczmie lub
innych miejscach.” Bez ostatniego przecinka.
„- Kłopoty
– rzekłem zdawkowo, trzymając w rękach kufel pełen piwa.” Który wziął się
skąd?
„Nigdy nie
rozmawialiśmy o sprawach politycznych. (...) [rozmowa =>] Krążą pogłoski, że wybrzeże zachodnie chce zawrzeć
pakt z Iliar, w tym celu przybywa delegacja wraz ze Spytowską córą Wielkiego
Omunda.” Nie, to wcale nie jest sprawa polityczna.
„-
Nie inaczej – odpowiedział – ciekawe tylko z kim.” Kropka po odpowiedział, zdanie po myślniku wielką
literą.
„- Dlatego sprawa
przybycia omundzkiego statku jest podejrzana - skwitował przyjaciel, wołając
kolejny kufel[kropka] – Mimo wszystko, mam dla
nas jeszcze lepsze informacje.”
„- Jeśli jest to
znowu wzmianka o arystokratycznej dziewczynie, która pojawiła się wczoraj na
rynku, lub innymi tego typu sprawy, lepiej nie odzywaj się.” Arystokratce...
(...) lub innej tego typu sprawie.
„Obydwoje
potrafiliśmy być dla siebie niemili w opinii trzecich osób. Dla
siebie byliśmy szczerzy do bólu, ponieważ powstała miedzy nami nić
porozumienia, a wraz z nią - zaufanie.” Powtórzenie.
„Uniosłem brew z ciekawości, ponieważ takie zjawiska
były wręcz normalne,| dlaczego więc mój towarzysz uważał, że
informacja jest warta słuchania?” Zrobiłabym z tego dwa zdania. Z kropką w
miejscu kreski.
„-
Nie rozumiesz, drogi przyjacielu – uśmiechnął się blado do mnie – mówię o
starożytnym, tajemniczym i rzadko występującym wietrze lusuan. ”
Kropka po przyjacielu, uśmiechnął wielką
literą i kropka po do mnie, a nowe
zdanie wiadomo — też wielką literą.
„- Bóg się
pogniewał – podsumowałem cicho [kropka] –
I chyba wiem, jaki miał ku temu powód – dodałem cicho, tak by nawet
przyjaciel nie zdołał usłyszeć mojego szeptu.” Powtórzenie. Dodatkowo
przesunęłabym tak przed cicho.
„Mimo wszystko,
byłem mu wdzięczny za to, że był. Czułem, że przy nim potrafiłem
się opanować oraz poskromić swoje wzburzone emocje. Wiem, że gdy
nadejdzie odpowiedni czas, będę w stanie go z czystym sumieniem nazwać własnym bratem.”
Powtórzenia.
Rozdział trzeci cz.1
Na początku byłam zdziwiona. Pozytywnie
zdziwiona. Wszystko wydawało się piąć w górę. Na pierwszy rzut oka zobaczyłam
dużo więcej opisów, co sprawiło, że się uśmiechnęłam. Wreszcie ukróciłaś
wspominki o biedności i samotności Irmiela. Dałaś nam coś więcej. Pokazałaś
świat, w którym umiejscowiłaś akcję. Nareszcie
mam opis zamku! Ale to koniec dobrego. Dowiaduję się, że miasto ma nazwę.
Błąd. Tę informację zdecydowanie trzeba było wepchnąć na początek tekstu, bo
odniosłam wrażenie i byłam święcie przekonana, że Miasto to u Ciebie nazwa
własna, skoro było zapisywane wielką literą i używane do określenia miejsca
wydarzeń. Dodatkowo zwiększenie ilości opisów spotęgowało liczbę absurdalnych
błędów, które sprawiają, że czytając mam wrażenie, ze przedzieram się przez
bagno.
Podoba mi się
wstawka o religii i w ogóle powstaniu narodu. Jest napisana trochę chaotycznie,
więc proponowałabym przyjrzeć się jej i spróbować napisać jeszcze raz.
Ewentualnie trochę przeredagować, nie powtarzając informacji, bo to tylko zbija
z tropu.
Szczerze mówiąc,
przedstawianie jednego wydarzenia na jeden post (tutaj samego dotarcia do
biblioteki), nie działa na korzyść. Sprawia to, że kiedy coś zaczyna się dziać,
czytelnik już wie, że to praktycznie koniec na dziś, więc nawet nie próbuje
przygotować się na więcej. Nie myślałaś o dłuższych rozdziałach w większych
odstępach czasu? Jeśli ktoś chce czytać, poczeka i tak, więc nie ma potrzeby
szybkiego wrzucania kolejnego postu, gdy tylko nabije się następne cztery A4,
bo mniej więcej takie długości mają poszczególne części Twoich rozdziałów.
Kolejnie,
zastanawiam się, czy poprawisz się bardziej w kolejnych postach. Mam nadzieję,
że tak i modlę się, bo błędy są koszmarne.
Daruję już sobie
wypisywanie przecinek do usunięcia przy
błędach od tej pory. Chyba idzie dojść do tego samemu, że przecinek
pokolorowany na czerwono i przekreślony jest błędnie postawiony.
„Siedząc na
drewnianym krześle, tuż pod dachem drewnianej karczmy, mogłem
swobodnie obserwować zwykłych ludzi, którzy nie unosili się pychą ani
arogancją.”
„Musieli zwabić
potencjalnego klienta na swoje towary, ich zadaniem było przedstawić swoje
usługi najlepiej jak potrafili.” To brzmi, jakby kupcy siedzieli na dachu z
jakąś wędką, na której haczyku zawiesili swoje towary, i czatowali na klientów.
No, albo wzięli pudło, patyk i linkę — znasz ten patent z kreskówek.
„Jakby wydarzenia
z grudniowego dnia, nie miały miejsca.”
„Nie
przejmowałbym się polityką, intrygami, ani żadnymi innymi przyziemnymi sprawami.” Wychodzi
na to, że polityka i intrygi są przyziemnymi sprawami, a chyba tak nie jest...
„Czy mogę więc
być pewien, że wymuszone odejście zmieniło mnie? Czy może jednak,
z biegiem czasu, sam uległbym przemianie w osobę, którą
jestem dzisiaj?” Mnie przed zmieniło.
„- Chodź, zbierajmy się, zanim przybędzie straż –
rzekłem w
stronę przyjaciela, który właśnie odbierał od stajennego, nasze konie.” Do zamiast w.
„-
Tak, nie chciałbym znowu spotkać tych sztywnych rycerzyków – zaśmiał się pod
nosem, próbując dosiąść konia.” Kropka po rycerzykach,
zdanie po myślniku wielką literą.
„Niestety,
zachowanie równowagi po takich ilościach spożytego alkoholu, jest wręcz niemożliwe.”
„Cholerne konie,
wcale nie są spokojne, gdy chcesz ich dosiąść.” Opcjonalnie zamiast stawiać ten
pierwszy przecinek, można było podzielić to na dwa zdania, ale to tylko
sugestia.
„Ruszyliśmy w
końcu na północ, przybliżając się w stronę wielkich murów, które
otaczały zamek pokryty w całości białym marmurem.” Zbliżając się do. A ten marmur... to tak jak tapeta? Wiesz,
rozumiem oszczędności i w ogóle, ale jednak to zamek królewski. Zamiast pokryty
marmurem mógłby po prostu z niego być.
„Kontrastujące
czerwone dachy strzelistych wież, dodawały uroku, a małe okna ozdobione
witrażami zagranicznych oraz miejskich mistrzów, były sławne w całym Iliar.”
„Z drugiej zaś
strony, jesteśmy szlachetnie urodzonymi Celestyńczykami,
zrodzonymi jako owoc miłości Boga i śmiertelniczki, który przechadzał się
po pustkowiu naszej ziemi.” (...) jako
owoc miłości śmiertelniczki i Boga, który (...).
„Trudno sobie
wyobrazić, by dawno temu nasz kraj był jałowy i szary, gdzie ludzie żyli w skromnych lepiankach,
bez jakiegokolwiek poczucia tożsamości narodowej. Wtedy nie tworzyliśmy
państwa,
ani narodu. Istniała grupa ludzi, trzymająca się razem, prowadząc głównie
koczowniczy tryb życia.” A zamiast gdzie. (...) razem i prowadząca głównie (...).
„Takim prostym ludem zainteresował się Il, syn boga
stwórcy. Wielu naszych wybitnych poetów, a także malarzy próbuje przedstawić
jego wizerunek. Jednakże każdy będzie przedstawiał go tak samo, na
tak wiele sposobów - idealne rysy twarzy, jasna karnacja ciała, kręcone włosy,
jak u małego chłopczyka oraz bardzo charakterystyczne błękitne oczy.”
Raz, powtórzenie. Dwa, dlaczego kręcone włosy miałyby być cechą małego
chłopczyka. To, że dziecko ma loczki, nie znaczy, że dorosły mieć ich nie
będzie.
„Mimo,
iż artyści chętnie przedstawiają naszego stwórcę, to nieocenionym tematem,
który jest najczęściej poruszany przez nich, jest motyw spotkania boga ze
śmiertelniczką.” Nieocenionym tematem? Czemu niby nieocenionym.
„Każdy się
zastanawia nad tym, co przepiękny bóg ujrzał w zwykłej dziewczynie, która była
zupełnie niepodobna do reszty swojego ludu?” Ty pytasz czy informujesz o
fakcie? Bo mi się wydaje, że to drugie, a wtedy pytajnik nie ma racji bytu.
„Nieposłuszna i
krnąbrna, lecz o wielkim majestacie, nawet jak na zwykłą chłopkę.” Pełna
majestatu.
„Jedno było pewne
- związek Marii Celestyny z Il’em, okazał się brzemienny.”
„Nasza ziemia
stała się wtedy krainą mlekiem i miodem płynącą, dookoła był pełno
zieleni, ciepłego łagodnego wiatru, oraz przyjaznej atmosfery. Mówiło się,
że wtedy była to kraina miłości, gdzie wszyscy byli dla siebie mili,
uprzejmi, uczyli się wzajemnej pomocy oraz wsparcia. Nie było tam miejsca na
intrygi, zło, spiski. Zło wtedy nie istniało.” Powtórzenia. Dwa,
nie jestem pewna, czy gdziekolwiek może być pełno łagodnego wiatru. Zdaje się,
że nie.
„Kontrowersyjna
postać Marii Celestyny, wzbudza w każdym z nas odmienne
uczucia. Pokazała, jak być dobrą kochanką swojego mężczyzny, wyzwoliła u
każdej kobiety – majestatyczną damę, potrafiła przekazać najważniejsze wartości
kobiece.” Nie rozumiem roli tego myślnik ani jak można przekazać wartości kobiece, bo nigdy o niczym
takim nie słyszałam.
„Po narodzinach
swojego pierwotnego syna, uciekła od umiłowanego kochanka.”
„Przejął po
swojej matce wygląd, zupełnie niepodobny do reszty ludu, jak wcześniej
jego matka.” Zdanie do napisania od nowa, tak jak: „Ciemna karnacja,
włosy koloru kasztanowego, jedynie zachował piękne błękitne oczy po ojcu.”
„A miasto,
nazwaliśmy wzniośle – Estirial – Miasto wschodzącego słońca.”
„To był kolejny
powód, dlaczego tak nie cierpiałem przebywać w miejscu,
tak pięknym, a zarazem zdradzieckim i pełnym nienawiści.” Powtórzenie.
„Jednakże jeszcze
nie nastąpił godny czas.” Godny to zdecydowanie złe słowo.
„Wędrowaliśmy
długim korytarzem, ozdobionym wieloma portretami władców, którzy
przenikali każdego przechodnia swoim surowym, ale ciepłym spojrzeniem.”
Wędrowanie korytarzem... Przenikanie spojrzeniem surowym, ale ciepłym.
Proponowałabym mierzyli spojrzeniem.
No i wypadałoby się zdecydować: ciepłe czy surowe. W ogóle, widzę kolejny
przeskok. Tu dopiero jechali w stronę zamku, a tu już w nim są... A gdzie
środek?
„- Już
jesteśmy na miejscu – odpowiedziałem tajemniczo, zatrzymując się. Przed naszymi
oczami wznosiły się wielkie, brązowo-mahoniowe(1) drzwi, wykonane z bardzo
potężnego(2) gatunku drzewa południowego(3). Ozdobione dookoła złotymi
obwódkami(4),
oraz wielką klamrą(5), sprawiały wrażenie ciężkości. Rzeczywiście, aby otworzyć
je,
potrzeba było kilkunastu strażników na obydwa skrzydła drzwi. Jednakże
pomieszczenie, znajdujące się po drugiej stronie, jest(6) pilnie strzeżone ze
względu na swoją specyfikę.” Jest tak wiele błędów, że musiałam ponumerować. 1
- nie możesz łączyć koloru z tworzywem w takim układzie... 2 - potężny gatunek,
tak? Pod jakim względem? 3 - Drzewo południowe mówisz. 4 i 5 - mówisz, że drzwi miały złotą obwódkę
i wielką klamrę? Serio? Klamrę? 6 -
zmieniłaś czas narracji z przeszłego na teraźniejszy. Tak się nie robi.
„Podniosłem
delikatnie rękę na wysokości klatki piersiowej. Podszedłem do drzwi,
kładąc dłoń na pozłacanym znaku, symbolizującego koronę obszytą lilią,
oraz kilka małych punkcików, które wyglądały jak gwiazdy.” Zastanawiam się, jak
można podnieść rękę delikatnie. Wysokość. Symbolizującym. Gramatyka w tym zdaniu umarła i chyba już nie powróci... Sens
też. Nie rozumiem, o co chodzi i nawet nie chce mi się do tego dochodzić. Nie
mam pojęcia jak znak może symbolizować koronę obszytą lilią. Nie wiem, co ma
znaczyć fragment po oraz. To bez
sensu.
„Niedostępna na wszystkich, zakazana. Biała i czarna. Magia
wybranych. Moja droga, do wydostania się z okropnego miejsca.” Dla zamiast na. A skoro niedostępna dla wszystkich,
to wyjątków nie ma. Dla nikogo.
„Skrzypnęły
drzwi. Naszym oczom zaczynało ukazywać się wielkie, wysokie oraz szerokie
wnętrze, skryte za potężnymi drzwiami.” No takich oczywistości pisać nie
trzeba.
„Przekroczyłem próg, wchodząc do środka przeogromnej
biblioteki. - Biblioteka? – zdziwił się przyjaciel (przecinek)
który jednocześnie podziwiał najokazalsze w całym państwie archiwum.” Nie,
biblioteka to nie to samo, co archiwum.
„-
Jak zwał, tak zwał – odparłem – znajdziesz tutaj tysiące książek, tekstów,
źródeł. Możesz też zajrzeć do wszystkich zapisów kancelaryjnych,
od samego początku powstania Iliar.” Kropka po odparłem. Zdanie po myślniku wielką literą.
„- Od samego
początku? – z niedowierzaniem spoglądał na wysokie regały książek,
które były ustawione w równiutkie rzędy, jeden obok drugiego. Towarzysz zaczął
niepewnie stawiać kroki, podchodząc do jednego z wielu korytarzy, ciągnących
się wzdłuż mebla.” Z wielką literą.
Mam rozumieć, że wzdłuż półki ciągnęło się wiele korytarzy? Eee, nie.
„Każdy, kto
ujrzałby schorowanego starca, podpierającego się o laskę, na dodatek
przygarbionego z zachrypniętym głosem pomyślałby o nim, jako o osobie nie
stanowiącej zagrożenia.” Podpierającego się na
lasce. Niestanowiącej.
„Niski, chudy
staruszek, żyje już bardzo długo na tym świecie.” Żył. Nie zmieniamy czasu
narracji.
„Anafiel –
niepozorny kustosz biblioteki , a zarazem mój mentor – pokazał mi klucz do
zrealizowania marzeń.” Kustosz biblioteki, bo bibliotekarz jest zbyt
mainstreamowy?
„- Witaj, mentorze – ukłoniłem się z pokorą oraz
szacunkiem.” Kropka po mentorze, zdanie
po myślniku wielką literą.
„-
Chłopcze, jak zawsze zapominasz się – skarcił mnie – ja powinienem się kłaniać
tobie, a nie odwrotnie.” Kropka po mnie, następne
zdanie z wielkiej litery.
„Swoimi
przenikliwymi oczami zlustrował moją osobę[kropka]
– W czym mogę pomóc, Irmielu?”
„- Rozumiem – krząknął
– czego mają dotyczyć?” i „- Starożytnego wiatru – szepnąłem – lusuan.”
Chrząknął może? W obu przypadkach kropka po narracji, a po myślniku wielką
literą.
„Mimo,
iż jest mędrcem, jego poglądy na tematy przepowiedni są klarowne – dla niego,
jest to sterta bzdur.”
„Odwrócony
plecami do nas, zadał jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie.”
„- Od roku
Pierwszego Wschodu Słońca, mój Anafielu – rzekłem
[kropka] – Czyli od samego początku powstania Iliar.”
Rozdział trzeci cz. 2
No,
powiedziałabym, że może i przestałaś w końcu podkreślać ból i samotność
Irmiela, ale za to przerzuciłaś się na powtarzanie fragmentów o wartości, sile
i początkach przyjaźni z Cahirem. Przez trzy posty i to zdążyło mi się znudzić
i przejeść. Madelaine chyba została zapomniana... Nie ważne, może jeszcze o
niej poczytamy. Zamiast tego mamy naradę. A raczej wstęp do niej, co skraca
nawet schemat jedno wydarzenie = jeden post.
Nic ciekawego się
nie dzieje.
„Jednak ileż razy
bywały sytuacje, gdzie wszelkie obowiązujące normy nie miały swojego
zastosowania?” Napisałabym: Jednak ile
razy zdarzały się sytuacje, w których (...).
„Jako prawowity
następca tronu moim obowiązkiem jest uczestniczenie w obradach zwoływanych
przez królową, zazwyczaj odbywających się regularnie na początku miesiąca.”
Napisałabym: Jako prawowity następca
trony mam obowiązek uczestniczenia (...) lub: Jako prawowitego następcy tronu moim obowiązkiem jest (...).
„Omawiane są
sprawy bieżące, nie tylko gospodarcze, religijne i społeczne, ale również
zajmującym tematem jest polityka oraz wchodzącą
w nią dyplomacja oraz stosunki międzynarodowe z innymi państwami.” Czasy, czasy
Ci się mieszają. Wchodzące.
„Fakt,
Iliar jest krainą pełną dostatku oraz dobrobytu, jednakże po innych krajach
także chodzili bogowie, zasilając pustkowia swoistymi darami w postaci
przepięknej natury, z której otrzymywali różne dobrodziejstwa.” Bogowie
otrzymywali te dobrodziejstwa?
„Tylko najbliższe
osoby, które były wtajemniczone w genezę rozpoczęcia wojny, poprawnie
odczytują trzecią etykietkę przylepioną przez nich samych – Wojna Kochanków.”
Osób najbliższych czemu/komu?
„Tajne zebranie zostaje
obwieszczone przez panującego władcę, musi dotyczyć bardzo ważnych - nie
cierpiących ani chwili zwłoki - kwestii.” Niecierpiących.
„Właśnie
dzisiaj,
zostały wywieszone chorągwie koloru purpurowego, a do każdego członka Tajnej
Rady Lśniącej Gwiazdy zostały rozesłane wici – symbol stawienia się na
posiedzenie.”
„Tajna Rada
zawężała swój krąg to kilku osób, które były
godne zaufania oraz bardzo pomocne w wielu sprawach, gdzie nie zawsze władza
królewska miała swoje wpływy.” Do zamiast
to.
„Oto
kolejny powód, dla którego liczą się wpływy, gdzie każda rodzina posiada
w okolicznych wsiach oraz miastach, a dzięki nimi staje się godnym
zaufania członkiem rady – zwykłej czy też bardziej honorowej, Lśniącej
Gwiazdy.” Które zamiast gdzie.
„Widząc przed
drzwiami strażników, zatrzymał się w miejscu, spoglądając z przerażeniem w moją
stronę [kropka]”
„- Bzdury –
skwitowałem – przecież nie wywołujemy żadnej wojny, a przybycie statku i
potwierdzenie jakiegoś mirażu nie wymagałoby zwołania tajnej narady, pomyśl
trochę.” Kropka po skwitowałem, a
kolejne zdanie wielką literą.
„- Co więc
wyczuwasz, mój drogi Cyganie? – zaintonowałem radośnie, tłumiąc drwiący
śmiech.” Zaintonował? Serio?
„Nigdy nie
wątpiłem w Cahira, zawsze mogłem polegać na nim, ze wzajemnością.”
„(...)zagrzmiał
silny, basowy głos z końca pomieszczenia, który bez wątpienia należał do diuka
Barqiuela. Jest to bardzo dobrze zbudowany mężczyzna, wysokiej postury z
charakterystyczną blizna przecinającą prawą brew na pół – pamiątka po bitwie, w
której zdobył wielką sławę.” Przesunęłabym z
końca pomieszczenia przed zagrzmiał.
Plus znów Ci się czasy mylą.
„- Jesteś
strasznie niecierpliwy – odezwała się nadworna poetka, wstając z miejsca [kropka] – Mógłbyś okazać szacunek i wysłuchać,
co ma do powiedzenia Emilla!”
„- W przeciwieństwie do ciebie, droga Tiffy, mam ogrom
obowiązków – rzucił w jej stronę wuj – i nie mam czasu na siedzenie w łaźni
oraz plotkowanie całymi dniami, które stają
się twoją profesją.” Kropka po wuj,
następne zdanie wielką literą... Staje.
„Nie
było zebrania, gdzie jedna osoba docinała drugiemu, aż kończyło się wszystko
łagodnym pogodzeniem oraz stłumionym śmiechem dwojga dorosłych ludzi.” Chyba
chciałaś napisać: na którym jedna osoba
nie docinałaby drugiej, aż wszystko kończyło się łagodnym pogodzeniem (...).
„Była królową,
odpowiedzialną za poddanych, najważniejszym zadaniem było zapewnienie
bezpieczeństwa.” Dodałabym a jej przed
najważniejszym.
„Sam stanowiłem
zagrożenie dla samego siebie, dla bliskich osób, oraz zwykłych ludzi.
Mimo młodego wieku, byłem zdecydowanie pochłonięty nienawiścią oraz
żalem wymieszanym ze smutkiem oraz rozpaczą.”
„Przyczyna była
zupełnie gdzie indziej zakorzeniona – w mojej krwi oraz sercu.” Przyczyna była zakorzeniona zupełnie gdzie
indziej.
„- Klaudia Marce
L`Evans – spojrzała ze strachem w oczach na mnie, by oznajmić wszystkim
zgromadzonym resztę wiadomości – uciekła z wyspy. ” Kropka przed pierwszym
myślnikiem, po nim zdanie wielką literą i zakończone kropką, a ostatnie zdanie
znów wielką literą.
Rozdział 3 cz.3
Podoba
mi się koniec rozdziału. Widzę, że błędów jest mniej i zdaje się, iż nie są tak
okropne, jak te z wcześniej. Powoli, powoli coś z tego wychodzi. Denerwuje mnie
tylko powtarzanie faktów i delikatne ich zmienianie. Bo niby nadal piszesz o
uczuciach Irmiela do matki, ale przy każdym razie trochę inaczej i w końcu na
coś innego wychodzi. Jest mnóstwo niespójności tego typu. I przy tym, i przy
wspominkach o przyjaźni Irmiela i Cahira.
„(...) wędrowały
od królowej do mnie, oraz z powrotem.”
„(...) jakbyśmy
byli współwinni, lub znali odpowiedzi na ich pytania, które
zapewne kłębiły się w głowie.”
„Usiadła na
tronie, przecierając ręką czoło[przecinek] na
które wkradły się zmarszczki.” A, podstępne zmarszczki. Tak się wkradać...
„ Bez podnoszenia
głowy na zgromadzonych, wyszeptała, jakby bojąc się własnych słów – musimy
postanowić, jakie kroki podejmiemy. Zachować wszystko w tajemnicy, czy
rozgłosić ludziom o zagrożeniu?” Głowy się na
kogoś nie podnosi. Po słów przydałby się dwukropek, a zdanie
po myślniku wielką literą.
„Zachować
wszystko w tajemnicy, czy rozgłosić ludziom o zagrożeniu?”
„Nie czekając
jednak na pozwolenie od władczyni, zaczął kontynuować swoją wypowiedz[dwukropek] – Wieści szybciej się rozchodzą,
niż wszyscy sądzicie[kropka] – skierował się do
rady – drobni rzemieślnicy, a szczególnie kupcy szerzą pogłoski o zniszczonej
wyspie, ucieczce boskiej kapłanki, którą zapewne jest Klaudia.” Zastanawia mnie
to skierował się. Nie lepiej napisać zwrócił lub odwrócił w stronę? W każdym razie, po ten narracji, którą też
zaczniemy wielką literą, wypadałoby dać kropkę lub dwukropek, zdanie po
myślniku też zaczynając wielką literą.
„- Głosujmy –
zaproponowała poetka[kropka] ”
„- Nad czym? – zapytał z kolei diuk, spoglądając na
królową[kropka] – zadecydowaliśmy, że powiemy o
ucieczce Lwicy. Nad czym chcesz jeszcze debatować?” Zdanie po drugim
myślniku wielką literą.
„-
Nie zostawimy przecież Klaudii samopas, prawda? – widząc zaciekawienie ze
strony władczyni, nabrała więcej powietrza, delikatnie spoglądając na
wszystkich zgromadzonych – Powinniśmy rozpocząć poszukiwania zbiegłej osoby.”
Narracja wielką literą zaczęta i kropką skończona, mistrz Yoda powiada Ci.
„- Załóżmy, że
ustalimy, gdzie przebywa – podjął rozmowę wuj – następnie pojmiemy kobietę.”
Kropka po narracji, zdanie po niej wielką literą.
„Skurczyła się,
cofając się kilka kroków do tyłu.” Kurczą się jeansy w praniu, ale nie ludzie.
„głos ugrzązł jej
w gardle, nie będąc w stanie dokończyć zdania.” Wielką literą. To raz. Dwa,
wychodzi na to, że to głos nie mógł dokończyć zdania. A to głupota.
„Po tak długim
czasie, zdecydowała się przypomnieć o sobie oraz swoim… jestestwie? Tak,
ponieważ inaczej nie jestem w stanie nazwać naszego przeznaczenia, gdzie krew
zmieszana jest z boskimi kroplami, wywołującymi płonącą rządzę nienawiści, zła
oraz wszystkiego[przecinek] co prowadzić może do
samoistnej destrukcji.” Niestety, nazwanie czyjegoś przeznaczenia poprzez
przypomnienie o jestestwie to zły sposób. Zwłaszcza tutaj.
„Sympatię okazał
mi jedyny stary mędrzec, nauczyciel fechtunku oraz cygański
chłopiec. ” Chyba jedynie
zamiast jedyny, nie?
„Zawsze udawało
mi się wybierać neutralizm, jeśli chodzi o moją osobę.” Nie rozumiem tego
zdania, przykro mi.
„Jakie dziecko
patrzyłoby z obojętnością na śmierć swojego rodzica, mimo braku jakiejkolwiek
porozumienia czy więzi rodzinnych? Nasza historia obfitowała zawsze w
wielorakie konflikty rodzinne, jednakże naczelną zasadą jest dobro oraz
miłość.” Powtórzenia.
„Od tamtej
pamiętnej pory stałem się skrytym dzieckiem,| gdy cierpiałem fizycznie –
zaciskałem zęby, gdy bolało mnie coś – milczałem.” Dwa zdania proponuję z tego
zrobić.
„Moi nauczyciele
nie skąpili mnie karcić na każdym kroku, nie będąc dla mnie miłymi i dającymi
oparcie osobami.” Bo każde dziecko wie, że nauczyciel karcić nie powinien.
Lepiej niech tylko głaska i chwali...
„Na życzliwość
musiałem poczekać trzy lata, ponieważ dopiero wtedy mogłem przystąpić do lekcji
władania bronią, a także na zajęcia z kustoszem biblioteki.” Moje oczy
ponownie płoną.
„Jednakże
mężczyźni,
to nie to samo co silna, matczyna więź prawda?”
„Nie zagrzałem u
niej więzi rodzinnej, która powinienem odczuć.” Którą. Nie zagrzał więzi
rodzinnej...? Logika właśnie przewraca się w grobie.
„Uczucia,
które właśnie teraz nawiedziło moje zmartwione serce.” Powtórka z
gramatyki by się przydała.
„Instynkt
zaczynał pulsować w żyłach, nakazując mi za wszelką cenę bronić Klaudii,
choć nie rozumiałem[przecinek] jaki w tym jest
sens.” Pulsujący w żyłach instynkt. Serio?
„Nie obchodziły
mnie szturchania przyjaciela, ani słowa kierowane od królowej.”
„Byłem w amoku,
nie chcąc dopuszczać do siebie czegoś, co zakłóciłoby owe miłe uczucie, jakie
zagościło w moim sercu.” Amok zwykle jest rozumiany jako furia czy napad
szału... Fakt, mam w słowniku wzmiankę, że potocznie można tak nazwać silne
podniecenie, ale nadal poprzednie skojarzenia będą tymi pierwszymi, więc
proponowałabym zastąpić amok czymś innym.
„Zimno wypierało
miłe uczucie, aż nie pozostał już żaden „ślad” po emocji, za który oddałbym bardzo
wiele. ” Po co cudzysłów. Napisałabym: aż
po emocji nie pozostał już żaden ślad, za który (...).
Rozdział czwarty cz.1
Logika
oficjalnie umarła, znów skaczemy w czasie i przestrzeni, znów zmieniamy kolejne
fakty, a czytelnik zdecydowanie nie wie, co myśleć, o ile tylko czytał uważnie
od początku. Coraz bardziej dobija mnie ten kustosz
biblioteki zamiast bibliotekarza. Po prostu moje oczy płoną, gdy to widzę,
bo czegoś tak głupiego nie widziałam dawno. Błędy w tym rozdziale to przeważnie
błędy logiczne czy złe słowa w złych miejscach. Cahir wyskakuje jak gumka z
majtek w połowie postu, co mnie po prostu dobija.
„ Brzoskwiniowa woń mile połechtała moje
nozdrza, wybudzając z błogiego snu, w którym pogrążyłem się po
wyczerpującym poranku. Orzeźwiający wiatr otulił mnie, delikatnie pieszcząc
każdy milimetr mojego ciała. Podszedłem do wielkiego okna i spoglądając
na zatłoczony dziedziniec, obserwowałem krążące po nim osoby oraz należące do
arystokracji karoce.” To on dopiero, co się obudził czy już stał, że tak
podszedł nagle? A może zasnął na stojąco?
„(...)cuda architektoniczne Estirial.” Cuda
architektury...
„(...)postaci stojącej na samym środku wybrukowanego
placyku, trzymającą rąbek błękitnej sukni oraz zasłaniającą ręką rażące
promienie zachodzącego słońca.” Osłaniającej oczy przed promieniami chyba, bo
inaczej wychodzi na to, że w ogóle zasłaniała promienie słońca... No i nie wiem
jak dziedziniec można nazwać placykiem.
„Spoglądając ponownie w stronę ganku, ujrzałem
speszoną oraz zarumienioną kobietę próbującą ukryć swoje zakłopotanie.”
Najpierw dziedziniec, który ewoluował w placyk, a teraz ganek? Ja już wymiękam.
„ Nasze spojrzenia spotkały się na tle
czerwono-pomarańczowego nieba. Krótki, lecz bardzo intensywny kontakt wzrokowy
wprawił moje ciało w drżenie. Było to bardzo przyjemne uczucie, jakiego od
wielu lat nie zaznałem. Spoglądając ponownie w stronę ganku, ujrzałem
speszoną oraz zarumienioną kobietę próbującą ukryć swoje zakłopotanie. Uniosłem
kącik ust do góry, wodząc za Madeleine swoim spojrzeniem, póki nie
zniknęła za bujnymi krzewami białych pączków róż.” Kiedy niby odwrócił wzrok,
że musiał spojrzeć znowu? I czemu opisujesz Madelaine, jakby po spojrzeniu ponownie zobaczył kogoś
zupełnie innego?
„Prychnąłem pod nosem i odwróciłem się plecami do
witrażowego okna.” Okna z witrażem.
„Przeciągnąwszy się kilka razy, wymasowałem spięte
mięśnie, po drodze zarzucając na siebie ubrania oraz przywdziewając miecz do
pasa.” Wychodzi na to, że był nagi i ubrał się, wcale nie zatrzymując.
Przywdziewanie miecza? O, nowość. Nie wiedziałam, że tak się da.
„Nie mogłem przecież odpuścić sobie informacji, jakie
ma mi do przekazania kustosz Biblioteki.” Z jakiej racji biblioteka z dużej?
Tym razem odpuszczę już sobie komentarz, co do kustosza.
„ Zdecydowanie pomieszczenie z książkami
wpływało kojąco na osoby przebywające w środku.” Naprawdę na siłę szukałaś
jakichś innych słów, żeby zastąpić bibliotekę, nie?
„Interesowała mnie historia, której uczył mnie
kustosz,|
dzięki niemu poznawałem od początku przeszłość naszego państwa, które obfituje
w bogactwo wydarzeń, czy to politycznych, czy społecznych[przecinek]
a nawet i religijnych.” Zrobiłabym z tego dwa zdania, stawiając kropkę w
miejscu kreski. Przeszłość która obfituje w cokolwiek. W ogóle
ucięłabym zdanie po naszego państwa,
ponieważ potem piszesz o oczywistościach i pasowałby tu mem typu No shit, Sherlock.
„Wraz ze staruszkiem godzinami śledziłem
teksty w starożytnym języku hima, by móc odczytywać najstarsze zapiski.”
Śledził z siatką na motyle, czy tylko tak sobie, hobbystycznie, z lornetkami?
„Poznawałem wszystko, co każde przeciętne dziecko nie
mogłoby sobie nawet wyobrazić.” Wszytko,
czego przeciętnie dziecko nie mogłoby sobie wyobrazić.
„Wiedza, którą zdobyłem, była bardzo cenna, jednak
odkryłem coś cenniejszego w codziennych schadzkach do biblioteki.” Przypomnę
znaczenie słowa schadzka. Otóż jest to „rodzaj spotkania towarzyskiego
dla par”. Przypomnę, że wychodzi na to, iż Irmiel ma schadzki ze starym
bibliotekarzem. I jakby co: schadzki w bibliotece.
„Przebywając w towarzystwie kustosza, wypełniał mnie
spokój i harmonia, czułem się akceptowany i potrzebny – nawet[przecinek] jeśli nie wychodziły mi jakieś zadania.” Wypełniały.
„- Książę – odpowiedział z błyskiem w oku
i uśmiechem pełnym radości – cieszę się, że przybyłeś tak szybko na moje
wezwanie.” Kropka po radości,
następne zdanie wielką literą.
„(...)przerosło moją zdolność.”
Moje zdolności.
„Jednakże mam dla ciebie wskazówkę[przecinek] co do dalszych poszukiwań, które
powinieneś zacząć.”
„(...)wtrącił Cahir, odrywając wzrok od grubej księgi
na jednej z tysiąca półek.” W tym momencie Cahir wyskoczył jak gumka z majtek.
„(...)spoglądając przenikliwie na tekst(...).” No tak
się chyba nie da.
„Kaszel przerwał wypowiedź siwego mężczyzny, który
potrzebował chwili czasu, by dojść do siebie.” Współczuję mu tak
nienormalnego koloru skóry.
„Dwa dni temu[przecinek]
gdy się zjawiliście, początkowo myślałem, że to będzie łatwe zadanie.”
„(...)co mnie zdziwiło bardzo.” Bardzo zdziwiło.
„- Naprawdę nie było żadnego wyjaśnienia o lusuan?
– zasmucił się Cahir, ponieważ to jemu zależało najmocniej na tym, by dowieść
swojej racji.” Dobra, STOP!, nauczam: Kiedy narrację zapisujemy małą literą,
pierwszy czasownik po kwestii bohatera zwykle odnosi się do sposobu jej
wypowiedzenia (powiedział, krzyknął, wrzasnął i tak dalej). Nie, zasmucił się nie pasuje. Wykreślić,
zapamiętać, że nie da się kwestii zasmucić, nigdy nie powtarzać błędu.
„Otworzył książkę z dziejami państwa Iliar, gdzie
małym druczkiem pokazał palcem nam obu.” Pokazał małym druczkiem, tak?
„Jedyny i oryginalny zapis o lusuan i jego
funkcji oraz tajemnicy, jaką skrywa, nie znajdują się w tym
pomieszczeniu.” Zapis nie znajduje się. Gramatyka leży i kwiczy.
„Powoli zajrzał do środka, odczytując treść pod
nosem, jakby była przeznaczona tylko dla niego, po czym schował małe zawiniątko
do sakiewki.” Od kiedy kartka jest zawiniątkiem?
„(...)posłał mi ponaglające spojrzenie, że już
najwyższy czas skierować się do wyjścia.” Proszę? To tak niegramatyczne,
niepoprawne logicznie i bezsensowne, że... Brak słów, ot co.
„Wiedziałem, że jeśli Anafiel miał powody, by mi tego
nie mówić, to przekazał je w największym zaufaniu cyganowi.” Cyganowi wielką
literą. I jakie je?
„Rada nie da mi zgody, będą chcieli wymusić na mnie
ustępstwa w stosunku do… matki.” Jaki w całym kontekście związek mają
ustępstwa w stosunku do matki z pozyskaniem od rady zgody na wyjazd, to ja nie
mam pojęcia.
„Jak informacje będą utajnione, to pomyślą, że
próbujemy pomóc Klaudii, kiedy znowu wyjawię im, że tak naprawdę sam nie wiem,
gdzie jedziemy, nabiorą jeszcze większych podejrzeń. Tak dobrze i tak źle.” Tak
źle i tak niedobrze, nie? A kiedy.
„- Och, daj spokój – wzruszył ramionami i wymachując
mieczem w powietrzu, kontynuował – nie możesz tak po prostu zabić strażników?”
Narracja wielką literą i z kropką na koniec. Po spokój też by się jedna przydała, a ostatnie zdanie również wielką
literą.
„(...)odrzekłem nieco spokojnie.” Jak da się
powiedzieć coś nieco spokojnie?
„Słuszna sprawa jest wtedy, kiedy osiągając cel,
sięga się po wszelkie dostępne środki. ” Eee... co?
„(...)o jasnych włosach z promienistym spojrzeniem
błękitnych oczu.” Serio? Promienistym spojrzeniem?
„Cahir pierwszy ruszył, wymachując przede mną
mieczem, zachęcając w ten sposób do walki, którą oczywiście podjąłem.
Rozluźniłem mięśnie na moment, by w natarciu zebrać wszystkie siły do podjęcia
kontrataku. Sparowałem ostrze, które mknęło z prawej strony, obracając się
wokół własnej osi, twardo stojąc na nogach naprzeciwko przyjaciela. On jedynie
odgarnął z twarzy kosmyk włosów, analizując przy okazji kolejne ruchy w
potyczce.” Na pierwszy rzut oka, to oni walczą w zwolnionym tempie. Mianowicie
zwalnia ono, gdy ktoś zabiera się i przeprowadza atak. Bo jak inaczej wyjaśnić
fakt, że Cahir ma czas na poprawienie fryzury i analizowanie ruchów Irmiela,
który z drugiej strony może spokojnie zbierać siły do kontrataku? No i nie ma
to jak ruszyć i wymachiwać jak idiota mieczem, żeby zaatakować, zamiast zrobić
to precyzyjnie, skoro jest się tak wyszkolonym. Lubię fragment, w którym Irmiel
obraca się o 360 stopni, stojąc twardo na ziemi.
„Obydwoje potrafiliśmy godzinami walczyć, ponieważ
znaliśmy na wylot swoje zdolności z
fechtunku.”
„Walka z Cahirem była wyrównana, stała na
wysokim poziomie, lecz do tej pory nie znaleźliśmy od siebie lepszego
przeciwnika, co czasami nas frustrowało.” Co ma piernik do wiatraka? Piszesz o
aktualnej walce, a potem odnosisz się do ich ogółu... Tak się nie robi.
„- Widzimy się rano pod bramą? – Przystanęliśmy obok
stajni w przemoczonych ubraniach, usatysfakcjonowani z wieczornego treningu.” A
znaleźli się tam kiedy?
„- Tak jak zawsze – odpowiedziałem – skoro świt,
drogi Cahirze.” Kropka po narracji, drugie zadanie wielką literą...
„Byłem ciekaw, co też wpadło do głowy blondynowi,| jak ma
zamiar przekroczyć granice bez pozwolenia.” Dwa zdania. Drugie zakończone
pytajnikiem.
„Nastąpił kolejny ostry ból, który w połączeniu ze
zmęczeniem pozbawił mnie świadomości.” Nastąpił kolejny atak... ale nie ostry
ból.
Rozdział
czwarty cz.2
To był zdecydowanie najgorszy post, jaki
miałam okazję u Ciebie przeczytać, choć miałam wielkie nadzieje. Chciałam
pochwalić, naprawdę. Tyle że się nie da. Można to skomentować tylko w jeden sposób —
gifem.
„ Powstałem z miękkiego łóżka skoro
świt. Chociaż w moich zachodnich oknach było nadal ciemno, to odczuwałem w
sobie siłę na kolejny dzień, być może lepszy niż poprzednie.” Ja tam nie wiem,
o świcie nie wstaje, ale podróżując autem kilka wschodów widziałam i nadal
wydaje mi się, że na zachodzie niebo robi się szare i stopniowo coraz
jaśniejsze, jednak nigdy nie ma tak,
że na zachodzie jest kompletnie ciemno... Z drugiej strony, tu zachodnie okna,
tam południowe drzewa... Szalejemy na całego.
„Udałem się do wielkiej łazienki, całej w ciemnoszarym
kamieniu, lecz gdzieniegdzie oświetlonej wielkimi okrągłymi świecami
poustawianymi na wszelakich półkach i małych grotach.” Małe groty w
łazience... Groty. Groty w łazience, która notabene znajduje się wewnątrz
zamku.
„Pochyliłem się
nad misą, w którą uprzednio wlałem wodę za pomocą magii.” Do której.
„Z początku
wyczuwałem aksamitną w dotyku skórę, lecz kiedy dotarłem w okolice dolnej
partii ciała, natrafiłem na wgłębioną i chropowatą część naskórka,
który ciągnął się wzdłuż kręgosłupa, przechodząc na drugą część i zatrzymując
się dopiero na lewej łopatce.” Wgłębiona część naskórka, powiadasz.
„Moja blizna była
krzywa i nieregularna, biegnąc po przekątnej, nie była do zamaskowania przed
łapczywymi spojrzeniami innych osób.” Biorąc pod uwagę to, że znajdowała się na
plecach — była do ukrycia. No, chyba że Irmiel latał non-stop bez koszulki.
„Zgodziłem się,
bo byłem naiwny i wierzyłem jeszcze w istniejące dobro w ludziach.”
Napisałabym: w dobro istniejące w
ludziach.
„Katusze
trwały wieczność, a gdy opadałem z wysiłku, odczekiwał, by na nowo wypytywać
mnie o wszystkie informacje, o których nie miałem bladego pojęcia. ” Gdy
opadał z wysiłku? Na co? Na posadzkę?
„Z wyrafinowaniem
pragnął uzyskać informacje na temat jakichkolwiek nazwisk z moich
ust, a ja zapamiętałem tylko imię swojego ojca, do którego z szewską pasją
dążył, by zgładzić go.” Napisałabym: do
którego zgładzenia dążył z szewską pasją. Jak w ogóle można dążyć do
czyjegoś zgładzenia z szewską pasją? Nie lepiej napisać po prostu uparcie?
„Ostatnim aktem
przemocy wobec mojej osoby był pokrzywiony i stary, bardzo zardzewiały miecz,
którym ciachnął mnie głęboko po plecach, raniąc przy okazji narządy wewnętrzne
oraz mięśnie.” Fajnie. Z takimi obrażeniami powinien być już dawno trupem.
„Skropliłem twarz
zimną, acz orzeźwiającą wodą, po czym prędko opuściłem pomieszczenie
łazienkowe, przywdziewając ubrania leżące nieopodal łoża.” Skroplił? Czyli
wziął zmoczył (dla przykładu) dłoń, przesunął na twarz i czekał, aż woda
skapie? W ogóle, opuścił pomieszczenie i ubrał się w tym samym czasie? Magia.
Radziłabym się też zdecydować, czy spał w łożu czy łóżku, bo to nie to samo. No
i to pomieszczenie łazienkowe...
Serio?
„Zbiegłem po
schodach, mijając zaspanych strażników, którzy w odrętwieniu nie potrafili
powstać z krzeseł, po czym znalazłem się na brukowanym dziedzińcu.”... nie.
Proszę, nie pisz takich głupot.
„Skierowałem się
w stronę północną – do wielkiej stajni królewskiej, gdzie trzymali
najlepsze i najwytrwalsze konie z całego Iliar. Wśród wszystkich
najszlachetniejsze są ummi, będące na wyginięciu,
gdyż ich rodzima kraina, leżąca daleko na północy, co roku jest atakowana przez
nieprzyjazne ludy zza gór, które uprowadzają wszystko
co się da – konie, krowy, owce, a także
biorą ludzi w niewolę, gdzie są bestialsko traktowani. Nie podejmujemy
interwencji w sprawie naszego sojusznika, który zawsze prosi o posiłki
obronne, a mimo to jesteśmy dla niego hojni, jeśli
chodzi o kupno tych cudownych koni. Niestety handel idzie coraz
gorzej, jakby nie rzec, że w pewien sposób ustał od dobrych dwóch, trzech lat.”
Moja pierwsza reakcja wyglądała mniej więcej tak:
Potem zaczęłam
myśleć, jak wyjaśnić Ci, co jest nie tak. Jak ummi mogą być na wyginięciu, skoro są uprowadzane? I jak mogą być
sprzedawane przez kraj, któremu ktoś je ukradł? Posiłki obronne? Proszę Cię,
głupota jak kustosz biblioteki. No i nie dziwiłabym się, że handel idzie coraz
gorzej, a nawet ustał, skoro kraj nie ma
co sprzedawać, bo ktoś uprowadza mu bydło i ludzi. A co do niewoli... Nie,
nikt by się nie spodziewał, że mogą być bestialsko traktowani w niewoli. Nikt.
„Staliśmy się
jednością, najlepszymi przyjaciółmi, którzy do komunikacji nie potrzebują
mowy, lecz w zupełności wystarczają gesty.” Jednością się stali, powiadasz...
„Stajenny widząc,
jak zbliżam się w jego kierunku, w podskokach pobiegł do środka, by
przyprowadzić osiodłanego Pegaza, gdyż tak nazywa się mój ogier, o pięknej
maści głębokiej czekolady z domieszką białych plam na grzbiecie i pysku.”
Oczywiście, w podskokach pobiegł. Kojarzysz to ćwiczenie z WFu, gdzie
podskakujesz i wymachujesz rękoma jednocześnie? Tak mi się to wyobraziło. Opisu
konia nie dało się chyba gorzej napisać... Nadaje się to do sformułowania od
nowa. Zdecydowanie.
„Rzuciłem chłopcu
złotą monetę, gdyż na moje polecenie dbał bardzo dobrze o wierzchowca, doglądał
do jego karmy oraz poidła, a także sprzątał zagrodę, by mógł wylegiwać się na
czystym podłożu. ” Skoro chłopiec był stajennym, to w takim razie
wszystkie te czynności były jego pracą.
Po to tam był i Irmiel zdecydowanie nie musiał mu nic polecać.
„Odwróciłem głowę
do tyłu, rzucając cicho – ciebie też miło widzieć, przyjacielu.” Dwukropek po cicho, następne zdanie wielką literą.
„Powiedziałbym wręcz przeciwnie – była ciekawa
i wiodła malowniczymi polami porośniętymi zbożami, trawą oraz kolorowymi kwiatami
z właściwościami leczniczymi oraz spożywczymi.” Kwiaty o własnościach
spożywczych...
„Do moich
nozdrzy wkradł się świeży powiew plonów, a także słodki zapach cytrusów,
porastających lewą stronę naszej ścieżki. ” Świeży powiew plonów. Ja
pierdolę, poddaję się.
„Zmierzwiłem
swoje ciemne włosy, które nachodziły na oczy, by poczuć na skórze powiew
letniego wiatru.” Zmierzwił włosy, żeby poczuć powiew wiatru... Boże, czy Ty to
widzisz?!
„Przystawiłem do
ust, czując jego miękkość i powabność. Słodki nektar rozpływał się w ustach, a
sok spłynął po brodzie, którą dosyć szybko wytarłem rękawem.” Przypomnę, że tylko przysunął owoc do ust...
„Daleko, na
pagórkach kilka drewnianych domostw. Gdyby nie ciągłe ponaglanie blondyna,
zsiadłbym i pozrywał kilka okazów do sakiewki dla mistrza, na pewno by mu
się przydały, szczególnie na jego niepokojący kaszel.” Drewniane domostwa by
zerwał. No patrzcie go, jaki magik. I to w dodatku jako lek na kaszel.
Logiczne.
„Na szczęście nie
przejeżdżaliśmy przez miasto, tylko obok jego murów powędrowaliśmy wąską
ścieżką, lecz było wystarczająco miejsca dla dwóch podróżujących.” Polska
język, trudna język.
„Od czasów Bitwy
Narodów na naszych ziemiach jest spokój porównywalny do początków istnienia
Iliar, gdzie każdy usankcjonował granice naszego państwa – byliśmy
przecież ludem wywodzącym się od boga.” Każdy sankcjonował, jasne. Nawet
chłopi, a co.
„(...)zezwolenia
od królowej,
ani bez straży królewskiej, chociaż jestem dobrze wyszkolonym wojownikiem.”
„Nie myliłem się,
gdyż traktem jechał powóz zaprzężony w dwa
kare wierzchowce . Jechał coraz wolniej, aż
zatrzymał się tuż przy skrzyżowaniu.” Powtórzenia.
„Jakby z wielkim
przymusem zeszedł parę kroków do karocy, gdzie otworzył drzwiczki. Miłym
tonem kontynuował[dwukropek] – Witam
panienkę, podczas podróży przez granice obowiązuje królewski nakaz, czy posiada
pani?” Zszedł z czego? Do karocy i
otworzył grzwiczki.
„Zgromiłem go wzrokiem, jednakże on nie przejął się w
zupełności, tylko cicho gwizdał pod nosem, czekając, aż strażnik wyda pozwolenie
na przejazd. Dokładnie sprawdził glejt, po czym serdecznie podziękował, życząc
nam miłej podróży.” Cahir sprawdził glejt? Napisałabym: jednak zupełnie się tym nie przejął.
„Nauczyłem się
kilku rzeczy, lecz najważniejszą była obietnica , której nie można łamać.” Co
proszę?
„Stanęliśmy
naprzeciwko siebie, obydwoje zagubieni w całej sytuacji.” No kto jak kto, ale
Cahir na pewno zagubiony nie był...
„Kopnąłem kamień,
patrząc, jak tarza się po piasku.” Ale że kamień?
„(...)która
zakrywała twarz pod słomianym kapeluszem z dużym, okwieconym rondlem.” Skrywała twarz pod słomianym kapeluszem,
jeśli już w ogóle. Okwieconym... rondlem?
„(...)po czym
ruszył w stronę naszego postoju.” Oni robili postój, to fakt. Ale wątpię, żeby
Cahir mógł iść w jego stronę w takim sensie, w jakim piszesz...
„Z drugiej
targały mną obawy, całkiem nieuzasadnione, ponieważ to była obca kobieta,| mogła
być szpiegiem lub życzyć nam wyłącznie śmierci.” Z drugiej co? Szczególnie,
kiedy nie było żadnej pierwszej... Dwa
zdania bym z tego zrobiła. Kropka w miejscu kreski.
„Aczkolwiek zawsze,
gdy miałem już zwolnić tempo, by zrównać się z pojazdem, zaniechałem tego
i przyśpieszałem, bojąc się reakcji i swojej, i naszej nowej towarzyszki.”
Zaniechiwałem.
„Roił się od
fioletowych i żółtych pączków, gdzieniegdzie dostrzegłem także białe odmiany
róż górskich, które były trudno dostępne w tych rejonach.” Roiło.
„Z góry doskonale widzieliśmy krystaliczną,
nieskażoną ani nie zmąconą niczym taflę głębi.” Gładka tafla głębi, powiadasz.
Morza chyba, to raz. Dwa, widziałaś kiedyś gładką taflę na morzu? Na jeziorze,
jeszcze bym ogarnęła, ale na morzu?
„ Zaniepokoiło
mnie trochę zachowanie kapłanki, która przecież dawno była po ślubach i mogła spacerować
po wodzie,
w przeciwieństwie do innych – nieświęconych kobiet z sanktuarium.”
„Długo nie przebywaliśmy w morzu, postanawiając
towarzyszyć dziewczynie na piasku. Koło półgodziny wygrzewaliśmy się na
słońcu, leżąc przyjemnie na trawie i podziwiając błękitne niebo pokryte
gdzieniegdzie chmurą.” To na trawie czy na piasku...
„Żadnych
oznak wskazujących na budownictwo nie znalazłem także po lewej stronie, co mnie
poniekąd zasmuciło.” Co proszę? Oznak wskazujących... na budownictwo?
„Podniosłem
podbródek, by spojrzeniem wodzić za Madeleine, która miała dosyć bezczynności.”
Co? Oko miał na tym podbródku, skoro musiał go podnieść, żeby spojrzeć na
dziewczynę?
„Kapłanka prócz
cech zewnętrznych w niczym nie przypominała zacnego narodu, dla którego bóg się
poświęcił, oddając miłość dla śmiertelniczki.” Cooo?
„Wtedy
dowiedziałem się o podstawowym wyróżniku naszej rasy, jego cechach zewnętrznych
oraz charakterze.” Cechach zewnętrznych i charakterze tego wyróżnika, tak?
„– Jak
ćwiczyliśmy asekurację? – Przyjaciel skinął głową. – Jesteś ode mnie lżejszy,
ja ciebie utrzymam z Madeleine. Pójdziesz po nią, tak?” Prosze? On z
Madeleine utrzyma Cahira? Ale ona dynda na skarpie...
„Za pomocą
niewielkiego wysiłku wyczarowałem linę, którą zamocowałem na drzewie, następnie
owinąłem ją wokół własnych rąk. Drugim końcem został dokładnie
obandażowany Cygan, szykujący się do zejścia.” Obandażowany liną Cygan? Serio? W ogóle, skoro z
Irmiela taki magik i w ogóle, to czemu nie wyciągnie dziewczyny magią? Hę?
„Byłem na wyczerpaniu, dodatkowo czułem piekący ból
blizny, która wcale nie dodawała mi energii.” A czemu miałaby to robić?
„(...)ryknąłem, zaciskając zęby.” Nie
sądzę, żeby było to możliwe.
„(...)cicho
rzekła, po czym spojrzała swoimi oczami w moje – po raz drugi.” A czym miała
spojrzeć, nogą? Kropka po moje, po wielką literą.
„Wskazała ręką
kierunek, po czym z błyskiem w oku oznajmiła doniośle – znalazłam to, czego
szukaliśmy.” Dwukropek po doniośle,
następne zdanie wielką literą.
„ Wyminąłem
kapłankę, by dokładnie przyjrzeć się budowli.” Od kiedy port jest budowlą?
„Zgadzał się
opis, gdyż był on usytuowany nad wodą, tylko w miejscu niedostępnym z
okolic, w którym mieliśmy odpoczynek.” Nie, port nad wodą. Serio? Okolicy, w której mieliśmy odpoczynek, jeśli
już.
No i nareszcie!
Skończyłam czytać! Nawet nie masz pojęcia, jak męczące było przeczytanie tekstu
z taką ilością błędów. A popełniasz ich masę. Od gramatycznych, przez
składniowe, do interpunkcyjnych. A skoro już o ostatniej koleżance mowa, to
wydaje mi się, że zupełnie zapomniałaś o zasadach, jakie nią rządzą. Gdybym
była na Twoim miejscu, przypomniałabym sobie co nieco. W Internecie znajdziesz
mnóstwo stron poświęconych stawianiu przecinków. U Ciebie zauważyłam ich
mnóstwo przed ani, gdzie nie powinno
ich być, chyba że spójnik będzie się powtarzał (ani jabłko, ani banan).
Zauważyłam, że
często błędnie stosujesz imiesłowy przysłówkowe czynne (czyli dla przykładu:
siadając, idąc, widząc), przykład: „Odwróciłem głowę w bok, widząc jak na
dziedzińcu, w ciemnym cieniu drzew stała obca przybyszka.” Informują one o
czynności odbywającej się jednocześnie z czynnością wyrażoną czasownikiem, na
przykład: Rzucił patyk, biegnąc w stronę drzewa. Ktoś biegł i jednocześnie
rzucił. Dlatego nie możesz pisać zdań w stylu: (...)obracając się wokół własnej osi, twardo stojąc na nogach
naprzeciwko przyjaciela.
Popełniasz
mnóstwo błędów logicznych, gramatycznych i składniowych, dlatego polecam
czytanie tekstu przed publikacją co najmniej trzy razy lub poproszenie o pomoc
bety. Rzecz w tym, że nie mam pojęcia, czy znajdziesz kogoś, kto będzie chciał
się dobrowolnie przedzierać przez takie koszmarki.
Wydaje mi się też, że w niektórych wypadkach
wykazujesz wstręt do i. Na przykład
tutaj: „Nadal zapewne znajdowałbym się w sanktuarium Acaran,
wypełniałbym sumiennie obowiązki kapłańskie.” Takich fragmentów jest więcej:
„(...)wdychać głęboko zimne, mroźne, lecz bardzo kojące(...).” Aż się prosi,
żeby połączyć to zamiast przecinkiem spójnikiem.
Chciałabym
zwrócić Twoją uwagę na jeszcze jedną rzecz. Spróbuje wytłumaczyć to prosto. Spójrz
na ten fragment: „(...)aż nie pozostał już żaden „ślad” po emocji, za który
oddałbym bardzo wiele. ” Ostatni
człon zdania automatycznie mózg łączy z ostatnim rzeczownikiem z części
poprzedniej (tutaj emocji), przez co
pierwszą myślą jest: Hej! A gramatyka gdzie?! Dopiero potem dochodzi się do
wniosku, że wszystko odnosiło się do śladu. To powoduje, że człowiek zatrzymuje
się na tym zdaniu, a płynność tekstu idzie w cholerę. Proponuję zatem pilnować,
by rzeczownik, do którego odnosi się w takim wypadku ostatni człon zdania,
znajdował się możliwie najbliżej końca, czyli: po emocji nie pozostał już żaden ślad, za który oddałbym bardzo wiele.
Poprawność:
0/15
Porozmawiajmy sobie teraz o opisach. Nie będę ukrywać, że nie stoją
nawet na przyzwoitym poziomie. Na początku nie było ich w ogóle, zaczęły
pojawiać się mniej więcej w połowie i choć początkowo ucieszyłam się z tego,
ilość błędów szybko sprowadziła mnie na ziemię. Czyta się koszmarnie, bo co
chwila produkowane są nieścisłości. Wszystko opisywane jest chaotycznie, w
wymuszenie pseudopoetyckim stylu, który tylko bawi zamiast zachwycać.
Nie jestem pewna, czy można nazwać Twoje opisy
plastycznymi, bo niewiele rzeczy potrafiłabym sobie tak naprawdę wyobrazić.
Dziedziniec raz jest dziedzińcem, potem placykiem, a następnie gankiem; koń ma
maść koloru czekolady z domieszką białych plam; łazienka ma groty... Nie, tego
po prostu nie da się ogarnąć rozumem, bo i piszesz bezsensownie. Proponowałabym
przystopować, zastanowić się i dopiero potem cokolwiek napisać. Weźmy na tego
konia. Wyobraź go sobie. Powiesz: Koń jak koń. Brązowy, z białą łatą(czy tam
plamą) na boku, silnymi nogami i długą grzywą... Właśnie to napisz. Nie sil się
na skomplikowane sformułowania i teksty rodem z poezji, skoro nie działają, a
wręcz szkodzą opowiadaniu.
Dialogi są
sztuczne. Okropnie drętwe, ale przynajmniej wstawione w dobrych miejscach.
Rzadko zdarza się tak, by prosiły się o zastąpienie opisem, co działa na plus.
Nie zmienia to jednak faktu, że wydają się przeniesione żywcem z gry RPG. Tutaj
chciałabym wspomnieć jeszcze o słownictwie.
Żadna z postaci nie mówi. Nikt nigdy nic nie powiedział. Za to wszyscy rzeczą.
Ten rzekł, ta rzekła, co Ty masz z tym słowem? Dodatkowo muszę Ci powiedzieć,
że podręcznika nie piszesz, a styl, jaki narzuciłaś temu opowiadaniu, jest
okropny. W połączeniu z błędami wręcz śmieszy. Łazienkę nazywasz pokojem
łazienkowym, bohatera nic nie boli — on cierpi fizycznie. Gdy piszesz, że ktoś
zranił Irmiela słowami, ujmujesz to jako przeżywanie bólu psychicznego. U
Ciebie nie ma powodów, są czynniki, dzięki którym coś się dzieje. W pewnym
momencie ma się to ochotę po prostu wyśmiać, kiedy czyta się o kwiatach
posiadających właściwości spożywcze. Jak pisałam wcześniej — to nie podręcznik
czy rozprawa naukowa. Nie wiem, czy używasz takich słów, żeby brzmieć mądrzej,
ale na pewno to nie wychodzi. Nic złego się nie stanie, gdy spuścisz z tonu i
zaczniesz używać prostszych słów. Wręcz przeciwnie — czytelnikowi będzie się
lepiej czytało, a wiadomości z tekstu zostaną łatwiej przyswojone.
Fabuła jest
w ogólnym założeniu dobra, choć mało oryginalna. Wydarzenia wydają się zaplanowane,
co mnie cieszy. Nie zmienia to faktu, że akcja
rozwija się wolno i trzeba mieć cierpliwość, żeby nie skończyć lektury na
pierwszych dwóch postach. Dało się zauważyć, że omijałaś sceny, w których
trzeba wypadało ukazać ruch, na przykład trening fechtunku z drugiego postu.
Wspomnę jeszcze, że denerwują mnie przeskoki w miejscu i czasie. Raz bohater
jest tu, potem tam, a środek zjadło. Wytknęłam Ci co najmniej dwa takie
momenty. Brakuje mi też logiki w postępowaniu postaci. Tu straci
zainteresowanie zemdlałą podróżniczą i pójdzie nad morze, tu zabije sobie od
tak strażników... Lepiej! W całym tekście brakuje logiki. Strażnicy zamkowi przestawieni,
jako niedoświadczeni i słabi wojownicy, przepakowany mocą Irmiel, którego można
śmiało nazwać Garym Sue.
Bohaterowie są
koszmarni, sztuczni. Począwszy od Irmiela, na bohaterach epizodycznych kończąc.
Na początku narzucasz nam pewien punkt widzenia. Nasz główny bohater jest
biedny, bo cierpi. Skrzywdzono nam biedaczka. No i okej, nikt nie zabrania.
Problem w tym, że im dalej w las, tym czytelnik (o ile myśli) coraz częściej
zaczyna myśleć o nim nie jak o skrzywdzonym, ale rozkapryszonym i
rozpieszczonym dzieciaku. Nie podpierasz niczego sensownymi argumentami, a w
końcu wychodzi na to, że jedyną winą Klaudii było ukrycie swojego syna z dala
od zamieszania i o to cały czas ma pretensje Irmiel. No proszę Cię! Powiesz
może, że przecież była zdrajczynią — dobra, jednak bohater swój rozum mieć
powinien i zrozumieć, że matka chciała dobrze, a nie bezsensownie nienawidzić.
Twój główny bohater to Mary Sue w wersji męskiej. Najlepszy, najpotężniejszy i
tak dalej. Chodzący ideał, który cierpi w środku. Brzmi jak Zmierzch, ale to
się wytnie.
Cahir mnie tym bardziej zastanawia. Niby poznali się
z Irmielem podczas ucieczki tego drugiego z zamku i wtedy okazało się, że Cygan
jest biedny i w ogóle. Jak to się stało, że zwykły wiejski chłopak dostał się
do Tajnej Rady? Cud normalnie, nielogiczny i tak dalej. No chyba, że Irmiel go
wciągnął w interes. Ale zostawmy już to. Nasz Cygan wydawał mi się inteligentny
do czasu, kiedy wskoczył do wody w ubraniach, zapominając, że ma mapę w
kieszeni. Typowy przyboczny, gotowy na każde skinienie swojego przywódcy.
Anafiel... o nim nie można powiedzieć dużo. I może
dlatego, że pojawia się często, ale krótko, wydaje się całkiem dobrze
wykreowany. Taki dziadzio-dobra-rada z funkcją służenia księciu.
Madeleine — o tej też wiele powiedzieć się nie da. Zniknęła
na dobre dwa-trzy posty, przy czym na początku też nie poświęcono jej wiele
uwagi. Może teraz odegra większą rolę w historii. Jest cicha, spokojna, ale
wydaje mi się też trochę bezmyślna. Kto w końcu wchodziłby na skarpę samemu i
jeszcze przy tym nie uważał. Przepowiadam przyszłość: będzie z Irmielem.
Królowa nie zachowuje się jak królowa w niektórych
przypadkach. Daje nadwornej poetce zwracać się do siebie po imieniu, co chyba
jest trochę nie na miejscu, jeśli chodzi o dworską etykietę, ale co tam.
Najbardziej bawią mnie we wszystkim strażnicy i sanitariusze.
Ci drudzy wyskakują jak gumka z majtek, tak samo jak czasem Cahir, a ogólnie
obie grupy występują w nieznanej liczbie i składzie, mając chyba za to wspólny
umysł. Coś z tym zrobić by wypadało, ot co.
Świat
przedstawiony występuje chyba dopiero od któregoś postu, bo na początku
zwyczajnie go nie widać. Przez kiepskie opisy jest źle przedstawiony, ale z
całą pewnością mogę powiedzieć, że świat, w którym toczą się wydarzenia ma
swoją historię, religię i kulturę. To dobrze.
Treść: 2/30
Bohaterowie: 1/7
A teraz przyszła pora na punkty dodatkowe.
Minus za to, że tekst czytało się wyjątkowo opornie i
kolejne dwa za męską wersję Mary Sue.
Liczba
uzyskanych punktów: 23
Ocena: niedostateczny
Moje odczucia po tej ocenie da się opisać tylko w
jeden sposób...
Oczywiście słynny gif na sam koniec XD
OdpowiedzUsuńJak pięknie wygląda wyjustowany tekst, w końcu można wygodnie czytać *-*
OdpowiedzUsuńDziękuję z góry za ocenę, chociaż taką niską, lecz może według Ciebie mi się należała? Nie zawsze dana kategoria jest w stanie trafić do autora, ale już odnoszę się do wszystkiego po kolei:
OdpowiedzUsuńAdres, miał być prosty i łątwy do zapamietania, bo po co mi wymyślna nazwa, która zaraz by wszystkich zgubiła i zapędziła w ciemny róg? Belka o cierpieniu, bo uznałam, że jest najstosowniejsza do opowiadania. Autorstwa napoleona, chociaż w wiekszości spotkać można piosenkarzy i pisarzy, ale to kwestia po prostu gustu. Tak samo jest z szablonem, każdy inaczej odbiera wszystko. Dla mnie jest przejrzysty, wszystko jest poukładane jak być powinno. Szeroka lista jest dla ułatwienia poruszania się, chociaż Twoja uwaga jest słuszna - po co dwa razy ją powielać. Dziękuję za radę.
Jeśli o ramki chodzi to trudno o niestadart, prawda? Niech czytelnicy wiedzą, kim jest autorka. Dla szacunku wypisałam ich blogi, a także umieściłam ocenialnie i buttony. Spam to wiadomo, nie chciałabym zaśmiecania pod opowiadaniem, bo tak być nie powinno. Jeśli chodzi o treść, to czasami mam wrażenie, że nie do końca przeczytałaś całość, lub pominęłaś to, co wydawałoby się ważne, ale to juz wyjaśniam. Jeszczę chciałam podziękować za wypisane błędy, jednakże niektóre rozdziały są betowane przez osobę, która zna się na tym, a inne czekają na to. Tak samo z logiką, inni chwalą za taki, a nie inne styl, ale nie wszystkim to pasuje przecież, prawda? Logika jest, tylko dobrze trzeba się wczytać, ale masz rację. Można się pogubić w niektórych miejscach, przyznaję. Mój błąd jako autorki.
Motyw bycia dobrym, czy złym, wcale nie jest nudny, chociaż nie jes to kwiat, który każdy by zerwał. To, że bohater taki jest, nie wynika z tego, że matka go zostawiła w sanktuarium, zostało wyjaśnione, że został odtrącony i wykorzystywany przez ludzi do chaniebnych czynów, pogardzany i pomiatany, dlatego taki jest. Znajdź człowieka, który będac traktowany jak śmieć, bedzie radosny i pełny energii? Nie jest też facetem, który żali sie. Robi to? Nie, w ciszy to przeżywa. każdemu inaczej to wychodzi, on lubi siedzieć nad morze, ponieważ... co? Chciałby kiedyś uciec z miasta, co też wspomniałam, a jedyna droga jest przez wielkie wody. Wspomnienie o fechtunku, było symboliczne. To nie jest opowiadanie, tylko o zabijaniu, biciu. Tu nie bedzie akcji, która goni akcję. Owszem, coraz częściej sie bedzie pojawiać, ale nie non stop. Nie wspominałam też nic o tym, że szlachciców legitymują. Przybysze byli kupcami, mieli tylko dostarczyć Madeleine i zawrócić, to wszystko. Sanitariusze skąd? Po prostu, zostali powiadomieni. Tak matka ucieka z wyspy, a będzie kluczową postacią, jednakże czy wszystko muszę od razu odkryć? Powtórzę, jednego to intryguje, a innego nie. proste. Tak samo z Cahirem. Był biedny, lecz zostal zaadaptowany do rodu szlacheckiego, wszystko jest wypisane dokładnie. Ech. Cóż, skoro rozdział czwarty Cię nie zaintrygował, to znaczy, że...nie czytałaś poprzednich? Nie wiesz po co wyruszyli? Dialogi sztuczne? Może nie są perfekcyjne, ale nie wydają mi się wyjęte nie wiadomo skąd. Tak samo z opisami, staram sie je lepiej robić, ale nie jestem też mistrzem.
Mimo wszystko, dziękuję za poświęcony czas. I ocenę.
Jejku, Alpako. Już wiem, skąd tak długie oczekiwanie na ocenę! :)
OdpowiedzUsuńNo i dziękuję za rozśmieszenie obrazkami. :D
No nieźle się rozpisałaś... Mi szablon bardzo się podoba, ale to dlatego, że uwielbiam misz-masz. :)
OdpowiedzUsuńGify świetne. *.*
Pozdrawiam.