niedziela, 14 lipca 2013

[578] http://ksiaze-irmiel.blogspot.com/


                Dziwnie znowu oceniać blogi po tak długiej przerwie, jaką sobie zrobiłam. Półtora roku bez zdaje się dwóch tygodni... Chyba już trochę wypadłam z wprawy, ale myślę, że nie będzie tak źle. Proszę mi tylko nie mieć za złe zwięzłości, dawno znudziły mi się pseudofilozoficzne wywody nad adresem czy wycieczki osobiste podczas komentowania wydarzeń z tekstu. Proszę się też nie przerazić długością, bo ocena ma 25 A4.

                Adres bloga: Książę Irmiel
                Autorka: Katte
                Oceniająca: Alpaka

                Adres nie jest zły, a po jego poznaniu mogę z powodzeniem powiedzieć, że będę czytała opowiadanie fantasy. Zdecydowanie zdradza treść bloga. Wydaje mi się, że Irmiel będzie głównym bohaterem i chyba dobrze myślę, ale wszystko się jeszcze zobaczy. Zawsze może być kimś innym, jakimś głównym złym czy tajemniczym mężczyzną, kto tam wie. Odchodząc od domysłów, muszę niestety powiedzieć, że książę Irmiel brzmi nudno. Taaak, adres to nic specjalnego w tym wypadku. Nie porywa, nie zachwyca, ale nikt nie załamuje rąk, a więc wszystko w granicach normy i na dodatek w 100% poprawne. Przynajmniej łatwo zapamiętać, co w sumie można uznać za duży plus. Lubię prostotę i choć nie widzę specjalnej oryginalności, nie będę odejmować żadnych punktów.
                Niby taka pierdoła, głupi szczegół, a też muszę skomentować, czyli spójrzmy teraz na belkę.
                Nieee, proszę. Tylko nie nieśmiertelne i popularne jak diabli, a przez to nudne, cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć. No błagam, można to zobaczyć na co drugiej belce blogów z tekstami, w których bohatera spotykają jakieś trudności!  Czy te słowa Napoleona nikomu się nie nudzą? Przecież jest tyle innych wartych przytoczenia zdań o cierpieniu czy odwadze. A kończąc jęczenie o braku oryginalności: Można by się pokusić o stosowany w Polsce „cudzysłów”, wypadałoby postawić kropkę po śmierć  i to na tyle, jeśli chodzi o poprawność.
                Szablon trochę mnie przytłacza, choć wszystko jest estetyczne i przejrzyste. Proponowałabym tylko zmienić kolor tytułów gadżetów, ponieważ niezbyt dobrze widać tą czerwień na tle fioletu w takich miejscach jak, na przykład data czy Strony.
                Obrazki w szablonie jeszcze bardziej wskazują na fantasy, więc chyba zgadzają się z tematyką bloga.  Jest ich jednak zbyt dużo. Mamy zamek, mężczyznę z mieczem, wodospad, jakieś skały i stół, drewniane chaty i chłopów, faceta na koniu, stracha na wróble, jakieś zielska albo omszałe kamienie (nie jestem pewna, w każdym razie chodzi o to nad Strony) i chyba to byłoby na tyle. Wszystko na kupie, czyli nie wiadomo, na czym skupić wzrok. Automatycznie wybiera się mężczyznę z mieczem, skoro jest w centrum tego bałaganu, ale ciągle coś odwraca uwagę. Bo tu przy jego głowie facet na koniu, który ma jakiś biznes z wieśniakami (czy tam chłopami), po prawej jakieś chaty, po lewej zamek i wodospad, a poniżej nich stół... Masakra. I jeszcze jakiś tekst ktoś tam upchnął! I choć jest o niebo lepszy od cytatu z belki, to pełni rolę kapelusza na stercie różnokolorowych i wzorzystych skarpetek. Naciapciane okropnie, jeśli mogę tak to ująć. Za to, jeśli wspomnieć o kolorystyce, przyznaję, że jest bardzo miła dla oka. Przyjemnie się patrzy i nie ma się ochoty na taktyczny odwrót w pierwszej minucie, co też punktuje.
                Kiedy już o tym wspomnieliśmy, stwierdzam, że mimo to blog jest przejrzysty. Wiadomo od razu gdzie co się znajduje i nie muszę się bawić się w myśliwego, żeby znaleźć menu. Dodatkowo mamy spis treści pod postacią rozwijanej listy, co znacznie ułatwi mi czytanie — jestem zadowolona.
                Pierwsze wrażenie: 8/10
                Grafika: 11/15

                Skoro grafika i pierwsze wrażenie za nami, załatwmy jeszcze ramki, żeby potem móc porozmawiać tylko o treści.
                W menu widzę typowy standard dzisiejszych czasów, czyli coś o autorze, spamownik, stronę główną oraz spis blogów czytelników wraz z innymi linkami. Widzę też zakładkę z opisami bohaterów, której – tu się przyznam – nie czytałam, ponieważ uważam, że wszystko, co zostało tam napisane, powinnam wyciągnąć z tekstu. Nie ma potrzeby do zmartwień, przejrzę ją sobie na koniec. Rzucając na nią okiem, zauważyłam jednak, że zdecydowałaś się na krótkie opisy, a nie grafiki czy zdjęcia. Pochwalam, chociaż samej idei opisywania postaci opowiadania w osobnej zakładce nie lubię. Fakt faktem, może być to przydatne, jeśli planuje się wprowadzić więcej postaci, a na to się u Ciebie zanosi.
                Dostrzegłam na blogu słowniczek ukryty w zakładce Tajemnicze Słowa. Na razie jest pusty, ale podoba mi się pomysł na wyjaśnianie tam słów czy pojęć, które mogą sprawiać problemy. Kiedy napiszesz więcej rozdziałów, może być to sporym ułatwieniem dla nowego czytelnika.
                Od początku moją uwagę zwróciła zakładka Potomek Zła. Tak sobie myślałam, co Ty tam mogłaś schować. I odkryłam! Informacje o opowiadaniu.
                Widzę też spis treści... Na co dwa? Mamy i rozwijaną listę, i linkowany spis treści w zakładkach.  Zostawiłabym tylko rozwijaną, co? Bo po co się męczyć i wstawiać odnośniki dwa razy.
                Ramki: 4/5
               
                A teraz nareszcie przejdziemy sobie do najważniejszej części oceny. Zajmiemy się treścią.
                Prolog
                Po przeczytaniu prologu stwierdzam, że gdybym znalazła Twój blog przez jakiś spis, nie czytałabym dalej.  Opinię o tekście nadwerężyło trochę stwierdzenie, że pytanie o to, czym jest dobro, należy do tych beztroskich. To tak na dobry początek, bo im bardziej zagłębia się człowiek w tekst, tym bardziej nie znajduje nic, co zachęcałoby do czytania dalej. Mamy bohatera, naszego Irmiela, którego spotkało w życiu coś złego. I biedaczek nie potrafi już być dobrym człowiekiem. Spokojnie, wierzę, że są rzeczy, które zmieniają człowieka bezpowrotnie. W to naprawdę nie wątpię, ale musisz przyznać — motyw sam w sobie nie jest ciekawy. Poznajemy już człowieka po wielkiej krzywdzie, jaka go spotkała, a mamy wzmianki o tym, jaki kiedyś był, chociażby w czasach wspomnianego dzieciństwa.  Gdybyś skończyła prolog na tym, czytelnik może i zastanawiałby się, co się stało i zabrał za kolejny rozdział, ale nie! Wyłożyłaś nam jasno skąd go zabrano i dokąd, może nie powiedziałaś dokładnie, co go spotkało, ale uczyniłaś oczywistym, że podziało się to za sprawą jego rodziców, których też nam wyczerpująco opisałaś, oraz zdrad i intryg. Domyślam się, co mogło się wydarzyć, kiedy został zabrany do Miasta, a to już nie miłe. Plus jest taki, że nadal do końca nie wiem co, bo domysły a fakty to dwie różne sprawy.
                Prolog naprawdę trochę mnie znużył, ale mimo braku akcji czyta się dobrze, płynnie i w miarę szybko. Zostaje tylko taki niedosyt. Brakuje czegoś, co zwróci uwagę. Co będzie jak neon wskazujący, że powinnam czytać właśnie to opowiadanie, a nie przenieść się na jakieś inne. Przez statyczność prologu brakuje mi dreszczyku emocji, jakiejś tajemnicy, jakichkolwiek wydarzeń, no! Rozumiem, że trzeba wprowadzić czytelników w akcję, w kreowany przez Ciebie świat i tak dalej, ale trzeba pamiętać, że nie każdy będzie potrafił wytrzymać i znajdą się osoby, które trzepną tekstem o kant stołu, bo się im zwyczajnie znudzi.
                Jedźmy teraz z poprawnością, dotyczącą prologu, bo głupio będzie się tak potem wracać.
                „Gdy bawiłem się w ogródku z innymi dziećmi, byłem radosny i spokojny niczym wiatr na otwartej przestrzeni.” Wiem, że jestem upierdliwa, ale czy wiatr na otwartej przestrzeni jest spokojny? Lepiej, w ogóle nie rozumiem porównania zabawy w ogródku do radosnego i spokojnego wiatru na otwartej przestrzeni... A! Nie! Mam! Chodziło o wolność, nie? To rzeczywiście ładne skojarzenie, ale trochę chybione. Nie do końca mam pomysł jak to ująć, postaram się najprościej. Osobiście napisałabym wprost: (...)byłem wolny niczym wiatr na otwartej przestrzeni. Nie będzie to powodowało zastoju i zastanowienia się nad tym, czemu wiatr miałby być radosny i spokojny. Bo właśnie na te cechy położyłaś nacisk. Dopiero potem drogą dedukcji człowiek drepcze do odkrycia, że nie o to docelowo chodziło. Co więcej, zaczyna czytelnik, o ile na mądrzejszego trafisz, zastanawiać się, czemu u licha wiatr miałby być spokojny. Radosny... no w sumie jeszcze ta cecha ujdzie. Ale spokojny? Przy huraganie przecież zawiewa jakby chciał komuś głowę urwać, na otwartej przestrzeni do tego nabiera prędkości, a wtedy nie można nazwać tego spokojem, nie? Jeśli faktycznie chcesz zostawić tam radość, proponuję napisać w taki sposób: Gdy bawiłem się radośnie w ogródku z innymi dziećmi, czułem się wolny niczym wiatr na otwartej przestrzeni. Zostawiam Ci to do przemyślenia. Jeśli nie chcesz, nie będziesz kombinować z tym zdaniem.
                „ Jestem Irmiel L`Evans, następca tronu oraz dziedzic ostatniego rodu wywodzącego się od potężnego boga Il.” Upierdliwość poziomu najwyższego, wiem. Nie podoba mi się (choć to tylko osobiste wrażenie) to jestem na początku. Napisałabym nazywam się, potem po przecinku zaczęłabym od jestem następcą. Brzmi jakoś tak ładniej i płynniej, a przynajmniej tak mi się wydaje. Można to zostawić tak, jak jest, bo też nie będzie źle.
                Rozdział 1 cz.1
                Pierwszy akapit pierwszego rozdziału zatrzymał mnie na chwilkę nie tylko dlatego, że na pierwszy rzut oka zobaczyłam źle postawiony przecinek, ale ponieważ szacowałam szanse na dostanie jakiś innych informacji o bohaterze niż to, jakim jest biednym, samotnym i skrzywdzonym chłopaczkiem. Nie wiem, czy próbujesz wzbudzić w czytelniku sympatię do niego poprzez opisywanie od prologu do końca pierwszego rozdziału jego skłonności do samotnictwa, doznanych przez niego krzywd (nie wymieniając ich przy tym, ale podkreślając, że były okropne) albo zamiłowania do wpatrywania się godzinami w morze, ale jeśli tak, jakoś to niespecjalnie działa.
                Powiedziałabym, że całość ratuje dalszy ciąg rozdziału, ale tak nie jest. Ile razy zamierzasz podkreślić, jaki Irmiel jest zamknięty w sobie i skryty? Chłopak coraz bardziej jawi mi się jako typ Pożal Się Boże czy Patrz, Jaki Jestem Biedny, Żałuj Mnie W Tej Chwili. A to źle.
                Jeżeli moje przypuszczenia są prawdziwie i rzeczywiście próbujesz sprawić, żeby wszyscy współczuli Irmielowi, to wybrałaś zdecydowanie złą metodę. Na każdym kroku to samo, w kółko i w kółko powtarzane, w końcu wryje się w umysł, ale mało co zdziała oprócz zirytowania. Myślę, że bardziej podziałałoby przedstawienie jakiegoś wydarzenia, które sprawiłoby, że czytelnik przejmie się losem Irmiela zamiast proste rzucanie suchymi faktami i obchodzenie wszystkiego szerokim kołem, po czym oświadczanie: On jest skrzywdzony, biedny i samotny. Przecież nawet to można pokazać na tyle sposobów bez wyliczania tych cech kilka razy do znudzenia!
                Podczas czytania pierwszej części pierwszego rozdziału oprócz jakiejkolwiek akcji zaczęło mi też brakować opisów. Nie wiem jak wygląda zamek, główny plac...  Wiem tylko, że jest tam jakaś drewniana ławka, trochę miejsca na ćwiczenie fechtunku i drzewa akacjowe. Po mojemu przydałoby się więcej informacji, bo to, co zaserwowałaś, nie wystarcza, żeby móc sobie wyobrazić cokolwiek. Cały czas piszesz tylko o Irmielu, a cały świat nie ogranicza się tylko do niego, prawda? Są tam jacyś ludzie, zwierzęta i reszta tego, co nas otacza. Pokaż to, opisz.
                No i kolejne — akcja! Wspominasz o treningu fechtunku, a to doskonała okazja to pokazania jakiegoś ruchu! Jakiejś dynamiki! Wszystko to zostało pominięte i przeskoczyliśmy do nowych wspominek o zamkniętym w sobie Irmielu. Zainteresowanie tekstem zaraz weźmie łopatę i zacznie kopać sobie grób.
                Ponadto zauważyłam ciekawą rzecz. W akapicie trzecim Irmiel dopiero idzie na miejsce treningu, a w czwartym już go skończył! Gdzie mój środek? Kto ukradł trening? A może ja chciałam o nim poczytać?
                „Z reguły byłem cierpliwym człowiekiem, ceniącym sobie spokój i samotność.” Tu przecinek nie jest konieczny.
                „Bawiły mnie takie zachowania,| podświadomie czułem, że moja dusza dryfuje na granicy dwóch  przeciwstawnych stanów.” Zrobiłabym z tego dwa zdania, stawiając kropkę w miejscu kreski.
                „A dzisiaj czułem się dziwnie podekscytowany i podniecony wewnętrznie.” A można być podnieconym zewnętrznie?
                „Kierowałem się w stronę otwartej przestrzeni, na główny plac przed zamkiem.” Kolejny przejaw upierdliwości. Z powodu braku opisów, można się zastanawiać, czy chodzi Ci o jakiś plac zamkowy czy o miejsce w ogóle poza trenem zamku. Zamek normalnie ma mury obronne, dlatego można się kłócić, co do otwartej przestrzeni, nie?
                „Dzięki treningom nie byłem już chłopcem, osieroconym książątkiem, tylko stawałem się silnym młodzieńcem.” O ile z przemianą chłopiec -> mężczyzna mogę się zgodzić, tak co zmienią treningi w sprawie osierocenia?
                Obaj usiedliśmy na drewnianej ławce, pozwalając, aby ciepłe promienie słońca ogrzewały nasze twarze. (...)- Książę - zwrócił się do mnie mój trener, który siedział obok, a w jego głosie pobrzmiewał wyraźny szacunek - czasami zastanawiam się, dlaczego jesteś aż tak skryty i tajemniczy?” Czytelnik nie jest głupi, naprawdę. Nie trzeba powtarzać. Skoro obaj usiedli na tej samej ławce, to logiczne, że siedzieli obok siebie.
                „- Ot, taka moja natura - mruknąłem zgodnie z prawdą, dodając po chwili -  Kiedy moje życie wywróciło się do góry nogami, porzuciłem szczęście. Z radosnego chłopaka nic nie zostało. - Zaczerpnąłem powietrze i posmutniałem.” Dorzuciłabym tam dwukropek. (...)po chwili: - Kiedy (...).
                „Lekko drżącą dłoń położył na moim ramieniu, ufnie spoglądając w beznamiętne oczy.” Oczy jakoś tak wisiały w powietrzu, czy co? A może wypadałoby wspomnieć, że należały do bohatera?
                „Odgoniłem natrętne myśli, które krążyły zawile po mojej głowie.”Po labiryncie krążyły? Pozbyłabym się tego zawile.
                „Odszedł w cieniu drzew akacjowych.”Eee... co? Tego zdania nie zrozumiałam, wybacz.
                Rozdział 1 cz.2
                Czyli jednak był wewnątrz murów zamku... O, no to jednak nie bardzo taka otwarta przestrzeń. I chyba widzę, że w końcu zaczyna się coś interesującego! No wreszcie. Z drugiej strony, nie tylko to się zaczyna, ale i początki absurdu, ale o tym za chwilkę.
                Na początku wydawało mi się, że w zamku jest tylko Irmiel i jego nauczyciel, bo nie wspomniałaś o nikim innym, choć powinno tam tętnić życiem. Jednak nie jest tak źle. Mamy jeszcze strażników w bliżej nieokreślonej liczbie i płci. Wypadałoby to sprecyzować, dodać coś o ich uzbrojeniu i tak dalej. No i przestać ich traktować jako jeden organizm, którym grupa ludzi zdecydowanie nie jest.
                Sugerując się początkiem części drugiej rozdziału pierwszego, oczekiwałabym trafić na jakieś zamieszanie. Zamiast tego strażnicy legitymują przybyszów przy bramie zamku. Dobra, to nowość, która spaliła potencjał, z jakim zaczęłaś tę scenę.  Jeszcze się z czymś takim nie spotkałam. Szlachciców też legitymowali? Gdybym była jakąś tam hrabiną, to bym się dopiero obraziła...
                Lubię, kiedy jakieś postaci wyskakują ni z gruszki, ni z pietruszki. Sanitariusze, powiadasz. A skąd oni tam? I skąd mieli nosze? Czemu podróżnicy nagle okazali się kupcami, dali list strażnikom i zwiali? Dlaczego to tak bardzo nie ma sensu? Jakim cudem Irmiel, który był tak bardzo wszystkim zainteresowany, poszedł nagle na skały oglądać morze? Na co on znowu wpędza się w rozważania?
                Logika poszła paść owce na Saharze. Zdecydowanie.
                Nie mam pojęcia jak opisać tak bezsensowny ciąg wydarzeń połączony z tak lakonicznymi opisami miejsc czy w ogóle świata przedstawionego. W dodatku te przemyślenia Irmiela! Jaki ten świat jest zły, podły i okrutny. Okej, może sobie taki być, ale czytelnik ma to zobaczyć! Skończyłam czytać trzeci post, a tego w żaden sposób nie widać! Irmiel ciągle jęczy, narzeka, przechodzi z miejsca na miejsce i zachowuje się irracjonalnie, a nic się nie dzieje. Nic, co pozwoliłoby czytelnikowi uwierzyć, że wszystko jest przesiąknięte złem, zdradą i intrygami!
                Koniec końców rozdział zapowiada jakąś grubszą akcję. Z jakiejś wyspy ucieka matka Irmiela. I tu mi się podoba. Wreszcie coś się dzieje i mamy jakąś zachętę do dalszego czytania.
                „Mógłbym tak siedzieć bez końca, gdyby nie dochodzące krzyki zza muru.” Zmieniłabym tu szyk zdania podrzędnego na gdyby nie dochodzące zza muru krzyki.
                „Tylko tam, słońce świeci najmocniej.” Bez przecinka.
                „Dwie rzeczy, które w niedługim czasie, zawróciły mi całkowicie w głowie.” Bez drugiego przecinka.
                „Za czterema jeźdźcami, na koniu ledwo co utrzymywała się drobna, kobieca postać.” Tutaj nie mam pojęcia, co chciałaś zdziałać tymi przecinkami...  Oba wylatują.
                „Widziałem jedynie, jak zza grubego materiału wystawały jasne jak pszenica, włosy o złocistym kolorze.” Powtórzenie i niepotrzebny drugi przecinek. Proponowałabym: Widziałem jedynie wystające zza grubego materiału jasne jak pszenica włosy o złocistym kolorze. No i... czy złoto jest jasne?
                „Swoje kroki skierowałem do osoby, znajdującej się właśnie na samym końcu.” Brak przecinka.
                „Poczułem się nagle jak pan, władający swoim życiem.” Moim zdaniem niepotrzebny przecinek.
                „Bali się, że w jednej chwili mogę roznieść całe Miasto, przez niekontrolowaną moc.” Bez drugiego przecinka.
                „Poczułem się nagle jak pan, władający swoim życiem. Powinno tak być, prawda? Wszyscy mieli nade mną kontrolę. Bali się, że w jednej chwili mogę roznieść całe Miasto, przez niekontrolowaną moc. Klatka zacieśniała się coraz bardziej. Krew zaszumiała mi w uszach..” Co ma wyróżnione zdanie do pozostałych?
                „Chciałem też mieć władzę, nad jakąś słabą osobą.” Bez przecinka.
                „Aby poczuła, się tak samo jak ja. Czemu właśnie tajemnicza dziewczyna, wydała mi się odpowiednia?” Bez przecinków.
                „Wyciągnąłem rękę, aby móc przyjrzeć się całej postaci.” Najbardziej zastanawia mnie to, jak wyciągnięta ręka ma pomóc w przyjrzeniu się... Jakieś trzecie oko z zoomem?
                „Z szybkością zerwałem kaptur, który opadł na plecy dziewczyny.” No i tu mamy pewne zdanie, które sprawia, że musiałam się trochę zastanowić. Po pierwsze proponuję: Szybko zerwałem kaptur, bo naprawdę nie mam pojęcia jak skomentować z szybkością zerwałem, które już nawet na pierwszy rzut oka wydaje się niepoprawnie sformułowane. Dalej. Całe zdanie wydaje mi się chybione, bo wizualizuje mi się Irmiel, który urywa sobie po prostu kaptur z płaszcza. Napisałabym to troszkę inaczej: Szybko zerwałem kaptur z jej głowy i pozwoliłem, żeby opadł na plecy dziewczyny. Sugestia warta rozważenia.
                „Tak jak mówiłem, jej włosy były koloru złocistej pszenicy, o średniej długości.” Drugi przecinek wylatuje, ale mi nie podoba się w ogóle konstrukcja zdania, bo w pierwszej chwili miałam wrażenie, że dziewczyna miała włosy koloru złocistej pszenicy o średniej długości. I jakkolwiek zastanawia mnie ta średniej długości pszenica i w ogóle mogące zostać różnie zinterpretowane średniej długości, to proponuję: 1. sprecyzować długość, choćby do za łopatki , 2. przesunąć wzmiankę o długości przed włosy.
                „Zobaczyłem w jej jasnych, horyzontalnie błękitnych tęczówkach, ten sam skrywany ból, co u mnie.” Horyzontalnie błękitnych?! Co to jest za kolor? Ja wiem, że mam skłonność do rozróżniania tylko podstawowych barw, ale w rozpoznaniu tej nie pomógł mi nawet wujek Google!
                „Nagle poczułem, jak wyciąga swoją dłoń w moją stronę, dotykając opuszkami palców, mojego policzka.”  Ostatni przecinek wylatuje. Poza tym, nie wyobrażam sobie, jak ktoś mógłby poczuć, że jakaś osoba wyciąga dłoń w jego stronę. Bardziej zobaczyć, ale poczuć?
                „Z zachrypniętego gardła, wypłynął piękny, melodyjny głos.” Brak pierwszego przecinka, a zamiast drugiego proponuję spójnik i.
                „Szybko złapałem nieznaną dziewczynę, kładąc ją na zimnej trawie, w cieniu akacjowych drzew.” Drugi przecinek nie ma racji bytu.
                „Szybko złapałem nieznaną dziewczynę, kładąc ją na zimnej trawie, w cieniu akacjowych drzew. Nie musiałem nawet interweniować. Po kilku chwilach sanitariusze zanieśli młodą dziewczynę do zamku, by zając się jej chorobą.” Powtórzenie.
                „Po kilku chwilach sanitariusze zanieśli młodą dziewczynę do zamku, by zając się jej chorobą. Odprowadziłem wzrokiem jasnowłosą na noszach, która była niesiona do zamku.” Czytamy, co napisaliśmy, przed publikacją. To naprawdę pomaga.
                „Po prawej stronie zobaczyłem rozbudowany port, do którego ciągle przybijały nowe statki handlowe, lub odpływały inne, mające na celu wzgląd polityczny oraz ekonomiczny.” Zaznaczony przecinek wylatuje.
                „Przede mną jeszcze dużo czasu, zanim obejmę władze w Iliar. Będę znowu zniewolony, nie tylko przez sito doradców, czy społeczeństwo. Na moich barkach będzie spoczywała odpowiedzialność za kraj, za miasto.” Wylatują zaznaczone przecinki, a Miasto wypadałoby napisać wielką literą skoro już uczyniłaś z niego nazwę własną.
                „Zacząłem zbierać się do powrotu. Ostatni raz spojrzałem na chylące się ku ziemi, słońce.” Przecinek do kasacji. W ogóle... Myślałam, że on siedzi nad wodą. Skąd więc wzięła się ziemia?
                „Spojrzałem do góry, na piętrzące się wieżyczki zamku, do którego musiałem się udać. (...)Z dziwną ekscytacją w sercu, wkroczyłem do środka, gdzie czekała na mnie królowa. Była dojrzałą kobietą, w sile wieku. Jej lekko rudawe włosy, spięte w kok nadawały powadze całemu obliczu.” Przecinki do kasacji. W ogóle... ekscytacja w sercu. Serio?
                „Mianowicie, po lewej stronie, na leżance znajdowała się ów tajemnicza kobieta, którą spotkałem przy bramie. Na stoliku obok osłabionej dziewczyny, leżał otwarty list.” Zaznaczone przecinki wylatują. Ów kobieta? Owa kobieta.
                „Ona mądra, dojrzała kobieta, chcąca zapewnić państwu dostatek i pokój. Ja młody, buntowniczo nastawiony do życia chłopak, który jest następcą tronu.” Ona Jean, ja Tarzan. Przydałoby się trochę gramatyki lub chociaż myślnik po ona i ja.
                „(...)została przysłana, w celu potwierdzenia wszystkiego, co zawarto w liście.” Przecinek do kasacji.
                „Oczami przewertowałem treść, nie wierząc w słowa.” Przewertować to można książkę, ale nie pojedynczą kartkę.
                „Czy teraz, moje życie zmieni się jeszcze bardziej? Przez cały czas, żyłem w otoczeniu pogardy i nienawiści, przez moich rodziców. (...) W końcu, czego mogła się spodziewać, po dziecku zdrajców? Czy jeszcze bardziej, zostanę odepchnięty od jakiejkolwiek uciechy z życia?” Przecinki do kasacji.
                „Powoli, jakby z wielki wysiłkiem, wstała na nogi. Odważnie zajrzała mi w oczy.”Wielkim. Zajrzała mu w oczy? Serio?
                Przynoszę także wiadomość, od niej. - Słucham - byłem ciekaw, co też ma mi do przekazania własna matka.” Przecinek do kasacji, po słucham kropka, a zdanie po myślniku wielką literą.
                Ukłoniła się, lekko pochylając głowę. Wyprostowana, z drżeniem wyrecytowała - ›› Czy teraz wiesz, co to znaczy być w klatce i czuć się zniewolonym, mój synu? ‹‹” To w końcu kłaniała się czy stała wyprostowana? No i po co cudzysłów w pytaniu? Rozumiem, że cytowała matkę Irmiela, ale to wcale nie uzasadnia jego użycia.
                Rozdział drugi cz.2
                Ten post jest po prostu tragiczny. Irmiel mnie irytuje, nie lubię go i chciałabym, żeby ktoś mu przywalił, ale to tylko moja osobista opinia. Znów piszesz też o jego bólu, do którego nie widzę zupełnie żadnych podstaw. Błędem matki okazało się zabranie go z sanktuarium. No proszę, czy to powód do takiej wściekłości i wypominania jak tortur od prologu przez trzy części pierwszego rozdziału? Jako czytelnik jestem zawiedziona, bo spodziewałam się czegoś więcej. Chcesz kreować Irmiela na mężczyznę, a zamiast tego coraz bardziej skłaniasz wszystkich, żeby mieli go za kapryśnego dzieciaka, któremu nic się nie podoba. Trzeba się zdecydować, bo nie można pisać jednego, a pokazywać drugiego.
                Bawi mnie też przedstawienie strażników jako niedoświadczonych wojowników. Właściwie są tylko zatrudnieni przy obronie królewskiego zamku, więc pewnie wzięli pierwszych lepszych chłopów z pola, po włóczni im w łapę i do bramy... Byłoby miło, gdyby takie sprawy choć spróbować ująć realistycznie. Ciąg dalszy też nie zachwyca. Irmiel, po wyskoczeniu z okna na dziedziniec, musiał rozgromić całą bandę w okamgnieniu i zabić jednego z nich z niewiadomego powodu. To aż tak woła o uznanie za Mary Sue, a właściwie jej męski odpowiednik, że nawet nie masz pojęcia.
                Próbujesz zrobić z przybyłej z wiadomością kobiety coś interesującego. Jest tajemnicza, małomówna, pojawia się to tu, to tam — super. Ale zainteresowanie nią Irmiela wynosi okrągłe zero, czyli czytelnik reaguje dokładnie tak samo, bo nie dajesz żadnych powodów, by zacząć myśleć o Madeleine inaczej niż o fragmencie nieinteresującego krajobrazu. Jest tłem dla wydarzeń, właściwie tylko przekazała informację i nic. Nasz bohater zupełnie jak piesek podleciał do niej, gdy przyjechała, żeby ją obwąchać, a potem uznał chyba za niewartą uwagi. Mogłaś wpleść w tekst jakiekolwiek rozważania na jej temat, zamiast serwować odgrzane kotlety, w tym wypadku stare i niezbyt dobre wspominki o samotności i okrucieństwu losu wobec Irmiela. To się już znudziło. Daj mi coś innego. Cokolwiek. Może być nawet opis życia komara, najlepiej coś o Madeleine, żeby wykorzystać jej potencjał.
                Siada też logika. Najpierw piszesz jedno, potem drugie. Nie chodzi mi o powtarzanie faktów, jak zdarzało się wcześniej, ale o podawanie sprzecznych informacji. Piszesz, że Irmiel nigdy nie widział matki, a potem nagle przy końcu wspominasz, iż widział ją raz.
                „(...)moja rodzicielka uciekła z bardzo dobrze strzeżonej świątyni, na odizolowanej od lądu, wyspie.” Bez przecinków.
                „Jednakże, nie zawsze było takie złe jak teraz. Gdy byłem małym chłopem, wiodłem szczęśliwy byt w sanktuarium, poza miastem.” Przecinek do kasacji. Poza tym, chciałabym wiedzieć, do czego odnosi się pierwsze zdanie z akapitu, bo mam na razie wrażenie, że do niczego.
                Wspólne spędzanie czasu, było dla mnie czymś miłym i normalnym, patrząc oczywiście z perspektywy.” Przecinek do kasacji.
                „Prychnąłem lekceważąco, pochodząc do misy[przecinek] w której znajdowała się zimna woda.”
                „Szczególnie zadbała o to Klaudia Marce, która starannie ukryła mnie w odległej świątyni, tak by nikt nigdy mnie nie odnalazł, prócz niej.” Proponuję: (...) by nikt prócz niej nigdy mnie nie odnalazł.
                „Frustracja, gnębiła mnie, aż nie wytrzymałem psychicznego bólu[przecinek] tak silnie zakorzenionego we mnie.” Bez przecinka.
                „Zacząłem przewracać meble, które stały w pokoju, komody[przecinek] a także stoliki i skrzynie.” No to brzmi śmiesznie. Bo wyliczasz w kolejności: meble, komody, stoliki i skrzynie. Nie meble, czyli komody i tak dalej. Wepchnęłabym tam przed komodami czyli.
                Zerwałem z łóżka koce, podarłem cała swoją siłą, i odrzuciłem na bok.” Całą siłą i bez drugiego przecinka, to raz. Po drugie w ogóle pozbyłabym się całą swoją siłą.
                W pokoju unosiły się pióra, po podartych poduszkach. Wszędzie walały się poprzewracane przedmioty, obrazy wisiały krzywo, lub były połamane na podłodze.” Bez przecinków. Proponuję zamiast były połamane napisać leżały połamane.
                „Zamknąłem oczy, zaczynając wdychać głęboko zimne, mroźne, lecz bardzo kojące, powietrze.” Bez przecinka. Proponuję zimne i mroźne, przy podsumowaniu wytłumaczę dlaczego.
                „Moja klatka piersiowa zaczynała unosić się rytmicznie, opadły mi ręce wzdłuż tułowia, a napięte mięśnie rozluźniały się.” Ręce opadły mi wzdłuż tułowia.
                „Zza drzwi usłyszałem jedynie miarowe kroki straży, która zapewne zaniepokojona hałasem przybyła pod mój apartament.” Apartament w zamku... Apartament. Nie.
                „Zerknąłem na zagracone drzwi, przez które próbowali przejść przybysze.” Zagracony to może być pokój, ale na pewno nie drzwi. Dodatkowo używanie słowa przybysze zamiast straże jest trochę niewłaściwe.
                „Wdrapałem się bez problemu na szeroki parapet od strony zewnętrznej, po czym z pozycji kucającej, skoczyłem na sam dół dziedzińca.” Wdrapał się od zewnątrz? Chyba nie tak to miało być...
                „Nie zatrzymując się, na mojej twarzy pojawił się arogancki uśmiech.” Uśmiech się nie zatrzymał czy Irmiel?
                „Niepewnie ruszyli na mnie, lecz bez zbędnego wysiłku powaliłem (kogo?) na ziemię, nie zadając zbyt głębokich ran.”
                „- Ona nie będzie mówiła, co mogę, a czego nie! – warknąłem wściekle – odsuń się, to jest ostatnie ostrzeżenie.” Po wściekle kropka i zdanie po myślniku wielką literą.
                „Brak realnego zagrożenia napawało mnie szyderstwem.” Szyderstwo - drwina, ośmieszenie. Brak realnego zagrożenia napawał go ośmieszeniem?
                „Ciche, zestresowane westchnienie dobiegło do mnie. ” I klepnęło z okrzykiem: BEREK! Do moich uszu dobiegło/ usłyszałem.
                „Odwróciłem głowę w bok, widząc jak na dziedzińcu, w ciemnym cieniu drzew stała obca przybyszka.” Odwrócił głowę w jej stronę, bo widział, że tam stoi? Gdzie tu sens? Ciemny cień drzewa nie lepszy.
                „Ubrana w białą, perłową sukienkę, która falowała na wietrze, wpatrywała się z przejęciem na całą scenę.” Wpatruję się w coś. A wpatrywanie się w scenę brzmi cokolwiek niepięknie. Lepiej napisać patrzyła z przejęciem.
                „Z podwójnym zażenowaniem wbiłem ostrze miecza w prawy bark strażnika, który był zbyt mocno zdziwiony zaistniałą sytuacją.” Zażenowany - taki, który odczuł wstyd; onieśmielony, zakłopotany, zawstydzony. Serio? Z zażenowaniem wbił w kogoś miecz?
                „Nie interesowało mnie skamlanie cierpiącego strażnika, ani wołanie o pomoc dla niego, przez Madeleine.” Bez przecinków. Napisałabym: wołanie Madeleine o pomoc dla niego.       
                Rozdział drugi cz.2
                Nie wierzę własnym oczom! Widzę opis! Może nie idealny i powalający, ale jednak opis miejsca, który nie ogranicza się do jednego słowa! Coś takiego chciałabym móc widzieć non stop, a nie tylko tak co cztery posty, wiesz? Jednak chwalę, bo to jakaś poprawa, no i taka dobra zachęta do dalszego czytania. A nuż poprawiło się coś więcej?
                Początek mogę pochwalić. Nie jest bezbłędny, perfekcyjny tym bardziej nie, ale znacznie lepszy od wszystkiego, co do tej pory miałam okazję u Ciebie przeczytać. Wreszcie mogę sobie coś wyobrazić! Wszystko zaczyna się walić w momencie wręczania monet strażnikowi. Skąd on się tam do jasnej ciasnej wziął? Potem... potem nie jest już tak źle. Rozmowa Irmiela z Cahirem wydaje się być miłym zakończeniem. Zdaj mi się, że opowiadanie podskoczyło z poziomem. To zdecydowanie najlepiej napisany przez Ciebie rozdział, jaki czytałam.
                „O takiej porze, mieszkańcy wychodzili z domostw, by odprężyć się po całodziennej pracy, załatwić interesy lub czysto towarzysko spotkać się ze znajomymi. Poza murami zamku, życie toczyło się zupełnie inaczej. Rytm życia był wyznaczony przez obowiązki, czy to farmerskie, czy handlowe, a nawet rzemieślnicze.” Przecinki do wykreślenia, powtórzenia.
                „Dotarłem do wielkiej, drewnianej chaty, na skraju rynku, w zacienionym miejscu, gdzie ledwie chodziły płomienie pochodni.” Przerzuciłabym w zacienionym miejscu przed na skraju rynku i wywaliła przecinek, nie tylko ten zaznaczony, ale i ten przed w. W ogóle... chodzące płomienie pochodni. Serio?
                „Ześlizgnąłem się z wierzchowca, zostawiając go w ręce stajennego.” Który stał tam, bo tak, a właściwie pojawił się znikąd.
                „Szybkim krokiem skierowałem się w stronę wejścia, wkraczając do Fioletowej Lawendy.” To wszedł czy dopiero szedł do wejścia?
                „Jak zawsze towarzyszyły jej w ręku karty (...).” Nie wiem, co to ma znaczyć, ale kompletnie nie zrozumiałam sensu zdania. Po dłuższych namysłach doszłam do wniosku, że zawsze miała przy sobie karty, ale... Napisz to zdanie od nowa, inaczej, proszę.
                „Zawsze, gdy wróżyła przyszłość, zadzierała oczy do góry, lub po prostu zamykała swoje jaskrawo niebieskie źrenice.” Zadzieranie oczu do góry brzmi cokolwiek głupio, a tak w ogóle przecinek do wycięcia.
                „Uderzali w stoliki[przecinek] rozlewając piwa, na co inne osoby zaczynały swoje oburzenie.” Zaczynały swoje oburzenie co?
                „To było bardzo typowa, powiedziałbym wręcz normalna atmosfera w karczmie.” Typowy ma bardzo podobne znaczenie do normalny, wiesz?              
                „Wyjąłem kilka złotych monet, które wręczyłem strażnikowi.” Który pojawił się niewiadomo skąd.
                „Był skryty, małomówny, lecz potrafił dochować tajemnicy, a przy okazji zawsze wiedział [przecinek]gdzie znajduje się osoba, której poszukuje w tym wielkim zbiorowisku ludzi.”
                „Po wskazanym przez mężczyznę kierunku, udałem się do oddalonego stolika, znajdującego się na samym końcu karczmy, w przyciemnionym miejscu.” Po wskazanym kierunku. Serio?
                „- O, nareszcie – burknął – postanowiłeś się zjawić. Myślisz, że mam cały dzień, by siedzieć w tej norze i zapuszczać korzenie, aż łaskawie przybędziesz?” Kropka po burknął, a następne zdanie wielką literą.
                „- Też miło Cię widzieć, Cahir – odrzekłem, zupełnie nie przejmując się złośliwym komentarzem chłopaka.” Cię z małej literki.
                „Wzajemnie spędzamy czas, czy to podczas interesów, czy wspólnego przesiadywania w karczmie lub innych miejscach.” Bez ostatniego przecinka.
                „- Kłopoty  – rzekłem zdawkowo, trzymając w rękach kufel pełen piwa.” Który wziął się skąd?
                „Nigdy nie rozmawialiśmy o sprawach politycznych. (...) [rozmowa =>] Krążą pogłoski, że wybrzeże zachodnie chce zawrzeć pakt z Iliar, w tym celu przybywa delegacja wraz ze Spytowską córą Wielkiego Omunda.” Nie, to wcale nie jest sprawa polityczna.
                - Nie inaczej – odpowiedział – ciekawe tylko z kim.” Kropka po odpowiedział, zdanie po myślniku wielką literą.
                „- Dlatego sprawa przybycia omundzkiego statku jest podejrzana - skwitował przyjaciel, wołając kolejny kufel[kropka] – Mimo wszystko, mam dla nas jeszcze lepsze informacje.”
                „- Jeśli jest to znowu wzmianka o arystokratycznej dziewczynie, która pojawiła się wczoraj na rynku, lub innymi tego typu sprawy, lepiej nie odzywaj się.” Arystokratce... (...) lub innej tego typu sprawie.
                „Obydwoje potrafiliśmy być dla siebie niemili w opinii trzecich osób. Dla siebie byliśmy szczerzy do bólu, ponieważ powstała miedzy nami nić porozumienia, a wraz z nią - zaufanie.” Powtórzenie.
                Uniosłem brew z ciekawości, ponieważ takie zjawiska były wręcz normalne,| dlaczego więc mój towarzysz uważał, że informacja jest warta słuchania?” Zrobiłabym z tego dwa zdania. Z kropką w miejscu kreski.
                - Nie rozumiesz, drogi przyjacielu – uśmiechnął się blado do mnie – mówię o  starożytnym, tajemniczym i rzadko występującym wietrze lusuan. ” Kropka po przyjacielu, uśmiechnął wielką literą i kropka po do mnie, a nowe zdanie wiadomo — też wielką literą.
                „- Bóg się pogniewał – podsumowałem cicho [kropka] – I chyba wiem, jaki miał ku temu powód – dodałem cicho, tak by nawet przyjaciel nie zdołał usłyszeć mojego szeptu.” Powtórzenie. Dodatkowo przesunęłabym tak przed cicho.
                „Mimo wszystko, byłem mu wdzięczny za to, że był. Czułem, że przy nim potrafiłem się opanować oraz poskromić swoje wzburzone emocje. Wiem, że gdy nadejdzie odpowiedni czas, będę w stanie go z czystym sumieniem nazwać własnym bratem.” Powtórzenia.
                Rozdział trzeci cz.1
                 Na początku byłam zdziwiona. Pozytywnie zdziwiona. Wszystko wydawało się piąć w górę. Na pierwszy rzut oka zobaczyłam dużo więcej opisów, co sprawiło, że się uśmiechnęłam. Wreszcie ukróciłaś wspominki o biedności i samotności Irmiela. Dałaś nam coś więcej. Pokazałaś świat, w którym umiejscowiłaś akcję. Nareszcie mam opis zamku! Ale to koniec dobrego. Dowiaduję się, że miasto ma nazwę. Błąd. Tę informację zdecydowanie trzeba było wepchnąć na początek tekstu, bo odniosłam wrażenie i byłam święcie przekonana, że Miasto to u Ciebie nazwa własna, skoro było zapisywane wielką literą i używane do określenia miejsca wydarzeń. Dodatkowo zwiększenie ilości opisów spotęgowało liczbę absurdalnych błędów, które sprawiają, że czytając mam wrażenie, ze przedzieram się przez bagno.
                Podoba mi się wstawka o religii i w ogóle powstaniu narodu. Jest napisana trochę chaotycznie, więc proponowałabym przyjrzeć się jej i spróbować napisać jeszcze raz. Ewentualnie trochę przeredagować, nie powtarzając informacji, bo to tylko zbija z tropu.
                Szczerze mówiąc, przedstawianie jednego wydarzenia na jeden post (tutaj samego dotarcia do biblioteki), nie działa na korzyść. Sprawia to, że kiedy coś zaczyna się dziać, czytelnik już wie, że to praktycznie koniec na dziś, więc nawet nie próbuje przygotować się na więcej. Nie myślałaś o dłuższych rozdziałach w większych odstępach czasu? Jeśli ktoś chce czytać, poczeka i tak, więc nie ma potrzeby szybkiego wrzucania kolejnego postu, gdy tylko nabije się następne cztery A4, bo mniej więcej takie długości mają poszczególne części Twoich rozdziałów.
                Kolejnie, zastanawiam się, czy poprawisz się bardziej w kolejnych postach. Mam nadzieję, że tak i modlę się, bo błędy są koszmarne.
                Daruję już sobie wypisywanie przecinek do usunięcia przy błędach od tej pory. Chyba idzie dojść do tego samemu, że przecinek pokolorowany na czerwono i przekreślony jest błędnie postawiony.
                „Siedząc na drewnianym krześle, tuż pod dachem drewnianej karczmy, mogłem swobodnie obserwować zwykłych ludzi, którzy nie unosili się pychą ani arogancją.”
                „Musieli zwabić potencjalnego klienta na swoje towary, ich zadaniem było przedstawić swoje usługi najlepiej jak potrafili.” To brzmi, jakby kupcy siedzieli na dachu z jakąś wędką, na której haczyku zawiesili swoje towary, i czatowali na klientów. No, albo wzięli pudło, patyk i linkę — znasz ten patent z kreskówek.
                „Jakby wydarzenia z grudniowego dnia, nie miały miejsca.”
                „Nie przejmowałbym się polityką, intrygami, ani żadnymi innymi przyziemnymi sprawami.” Wychodzi na to, że polityka i intrygi są przyziemnymi sprawami, a chyba tak nie jest...
                „Czy mogę więc być pewien, że wymuszone odejście zmieniło mnie? Czy może jednak, z biegiem czasu, sam uległbym przemianie w osobę, którą jestem dzisiaj?” Mnie przed zmieniło.
                - Chodź, zbierajmy się, zanim przybędzie straż – rzekłem w stronę przyjaciela, który właśnie odbierał od stajennego, nasze konie.” Do zamiast w.
                - Tak, nie chciałbym znowu spotkać tych sztywnych rycerzyków – zaśmiał się pod nosem, próbując dosiąść konia.” Kropka po rycerzykach, zdanie po myślniku wielką literą.
                „Niestety, zachowanie równowagi po takich ilościach spożytego alkoholu, jest wręcz niemożliwe.”
                „Cholerne konie, wcale nie są spokojne, gdy chcesz ich dosiąść.” Opcjonalnie zamiast stawiać ten pierwszy przecinek, można było podzielić to na dwa zdania, ale to tylko sugestia.
                „Ruszyliśmy w końcu na północ, przybliżając się w stronę wielkich murów, które otaczały zamek pokryty w całości białym marmurem.” Zbliżając się do. A ten marmur... to tak jak tapeta? Wiesz, rozumiem oszczędności i w ogóle, ale jednak to zamek królewski. Zamiast pokryty marmurem mógłby po prostu z niego być.
                „Kontrastujące czerwone dachy  strzelistych wież, dodawały uroku, a małe okna ozdobione witrażami zagranicznych oraz miejskich mistrzów, były sławne w całym Iliar.”
                „Z drugiej zaś strony,  jesteśmy szlachetnie urodzonymi  Celestyńczykami, zrodzonymi jako owoc miłości Boga i śmiertelniczki, który przechadzał się po pustkowiu naszej ziemi.” (...) jako owoc miłości śmiertelniczki i Boga, który (...).
                „Trudno sobie wyobrazić, by dawno temu nasz kraj był jałowy i szary, gdzie ludzie żyli w skromnych lepiankach, bez jakiegokolwiek  poczucia tożsamości narodowej. Wtedy nie tworzyliśmy państwa, ani narodu. Istniała grupa ludzi, trzymająca się razem, prowadząc głównie koczowniczy tryb życia.” A zamiast gdzie. (...) razem i prowadząca głównie (...).
                Takim prostym ludem zainteresował się Il, syn boga stwórcy.  Wielu naszych wybitnych poetów, a także malarzy próbuje przedstawić jego wizerunek.  Jednakże każdy będzie przedstawiał go tak samo, na tak wiele sposobów - idealne rysy twarzy, jasna karnacja ciała, kręcone włosy, jak u małego chłopczyka oraz bardzo charakterystyczne błękitne oczy.” Raz, powtórzenie. Dwa, dlaczego kręcone włosy miałyby być cechą małego chłopczyka. To, że dziecko ma loczki, nie znaczy, że dorosły mieć ich nie będzie.
                „Mimo, iż artyści chętnie przedstawiają naszego stwórcę, to nieocenionym tematem, który jest najczęściej poruszany przez nich, jest motyw spotkania boga ze śmiertelniczką.” Nieocenionym tematem? Czemu niby nieocenionym.
                „Każdy się zastanawia nad tym, co przepiękny bóg ujrzał w zwykłej dziewczynie, która była zupełnie niepodobna do reszty swojego ludu?” Ty pytasz czy informujesz o fakcie? Bo mi się wydaje, że to drugie, a wtedy pytajnik nie ma racji bytu.
                „Nieposłuszna i krnąbrna, lecz o wielkim majestacie, nawet jak na zwykłą chłopkę.” Pełna majestatu.
                „Jedno było pewne - związek Marii Celestyny z Il’em, okazał się brzemienny.”
                „Nasza ziemia stała się wtedy krainą mlekiem i miodem płynącą, dookoła był pełno zieleni,  ciepłego łagodnego wiatru, oraz przyjaznej atmosfery.  Mówiło się, że wtedy była to kraina miłości, gdzie wszyscy byli dla siebie mili, uprzejmi, uczyli się wzajemnej pomocy oraz wsparcia. Nie było tam miejsca na intrygi, zło, spiski. Zło wtedy nie istniało.” Powtórzenia. Dwa, nie jestem pewna, czy gdziekolwiek może być pełno łagodnego wiatru. Zdaje się, że nie.
                „Kontrowersyjna postać Marii Celestyny, wzbudza w każdym z nas odmienne uczucia.  Pokazała, jak być dobrą kochanką swojego mężczyzny, wyzwoliła u każdej kobiety – majestatyczną damę, potrafiła przekazać najważniejsze wartości kobiece.” Nie rozumiem roli tego myślnik ani jak można przekazać wartości kobiece, bo nigdy o niczym takim nie słyszałam.
                „Po narodzinach swojego pierwotnego syna, uciekła od umiłowanego kochanka.”
                „Przejął po swojej matce wygląd, zupełnie niepodobny do reszty ludu, jak wcześniej jego matka.” Zdanie do napisania od nowa, tak jak: „Ciemna karnacja, włosy koloru kasztanowego, jedynie zachował piękne błękitne oczy po ojcu.”
                „A miasto, nazwaliśmy wzniośle – Estirial – Miasto wschodzącego słońca.”
                „To był kolejny powód, dlaczego tak nie cierpiałem przebywać w miejscu, tak pięknym, a zarazem zdradzieckim i pełnym nienawiści.” Powtórzenie.
                „Jednakże jeszcze nie nastąpił godny czas.” Godny to zdecydowanie złe słowo.
                „Wędrowaliśmy długim korytarzem, ozdobionym wieloma portretami władców,  którzy przenikali każdego przechodnia swoim surowym, ale ciepłym spojrzeniem.” Wędrowanie korytarzem... Przenikanie spojrzeniem surowym, ale ciepłym. Proponowałabym mierzyli spojrzeniem. No i wypadałoby się zdecydować: ciepłe czy surowe. W ogóle, widzę kolejny przeskok. Tu dopiero jechali w stronę zamku, a tu już w nim są... A gdzie środek?
                „-  Już jesteśmy na miejscu – odpowiedziałem tajemniczo, zatrzymując się. Przed naszymi oczami wznosiły się wielkie, brązowo-mahoniowe(1) drzwi, wykonane z bardzo potężnego(2) gatunku drzewa południowego(3). Ozdobione dookoła złotymi obwódkami(4), oraz wielką klamrą(5), sprawiały wrażenie ciężkości. Rzeczywiście, aby otworzyć je, potrzeba było kilkunastu strażników na obydwa skrzydła drzwi. Jednakże pomieszczenie, znajdujące się po drugiej stronie, jest(6) pilnie strzeżone ze względu na swoją specyfikę.” Jest tak wiele błędów, że musiałam ponumerować. 1 - nie możesz łączyć koloru z tworzywem w takim układzie... 2 - potężny gatunek, tak? Pod jakim względem? 3 - Drzewo południowe mówisz.  4 i 5 - mówisz, że drzwi miały złotą obwódkę i wielką klamrę? Serio? Klamrę? 6 - zmieniłaś czas narracji z przeszłego na teraźniejszy. Tak się nie robi.
                „Podniosłem delikatnie rękę na wysokości klatki piersiowej. Podszedłem do drzwi, kładąc dłoń na pozłacanym znaku, symbolizującego koronę obszytą lilią, oraz kilka małych punkcików, które wyglądały jak gwiazdy.” Zastanawiam się, jak można podnieść rękę delikatnie. Wysokość. Symbolizującym. Gramatyka w tym zdaniu umarła i chyba już nie powróci... Sens też. Nie rozumiem, o co chodzi i nawet nie chce mi się do tego dochodzić. Nie mam pojęcia jak znak może symbolizować koronę obszytą lilią. Nie wiem, co ma znaczyć fragment po oraz. To bez sensu.
                „Niedostępna na wszystkich, zakazana. Biała i czarna. Magia wybranych. Moja droga, do wydostania się z okropnego miejsca.” Dla zamiast na. A skoro niedostępna dla wszystkich, to wyjątków nie ma. Dla nikogo.
                „Skrzypnęły drzwi. Naszym oczom zaczynało ukazywać się wielkie, wysokie oraz szerokie wnętrze, skryte za potężnymi drzwiami.” No takich oczywistości pisać nie trzeba.
                Przekroczyłem próg, wchodząc do środka przeogromnej biblioteki. - Biblioteka? – zdziwił się przyjaciel (przecinek) który jednocześnie podziwiał najokazalsze w całym państwie archiwum.” Nie, biblioteka to nie to samo, co archiwum.
                - Jak zwał, tak zwał – odparłem – znajdziesz tutaj tysiące książek, tekstów, źródeł. Możesz też zajrzeć do wszystkich zapisów kancelaryjnych, od samego początku powstania Iliar.” Kropka po odparłem. Zdanie po myślniku wielką literą.
                „- Od samego początku? – z niedowierzaniem spoglądał na wysokie regały książek, które były ustawione w równiutkie rzędy, jeden obok drugiego. Towarzysz zaczął niepewnie stawiać kroki, podchodząc do jednego z wielu korytarzy, ciągnących się wzdłuż mebla.” Z wielką literą. Mam rozumieć, że wzdłuż półki ciągnęło się wiele korytarzy? Eee, nie.
                „Każdy, kto ujrzałby schorowanego starca, podpierającego się o laskę, na dodatek przygarbionego z zachrypniętym głosem pomyślałby  o nim, jako o osobie nie stanowiącej zagrożenia.” Podpierającego się na lasce. Niestanowiącej.
                „Niski, chudy staruszek, żyje już bardzo długo na tym świecie.” Żył. Nie zmieniamy czasu narracji.
                „Anafiel – niepozorny kustosz biblioteki , a zarazem mój mentor – pokazał mi klucz do zrealizowania marzeń.” Kustosz biblioteki, bo bibliotekarz jest zbyt mainstreamowy?
                - Witaj, mentorze – ukłoniłem się z pokorą oraz szacunkiem.” Kropka po mentorze, zdanie po myślniku wielką literą.
                - Chłopcze, jak zawsze zapominasz się – skarcił mnie – ja powinienem się kłaniać tobie, a nie odwrotnie.” Kropka po mnie, następne zdanie z wielkiej litery.
                „Swoimi przenikliwymi oczami zlustrował moją osobę[kropka] – W czym mogę pomóc, Irmielu?”
                „- Rozumiem – krząknął – czego mają dotyczyć?” i „- Starożytnego wiatru – szepnąłem – lusuan.” Chrząknął może? W obu przypadkach kropka po narracji, a po myślniku wielką literą.
                „Mimo, iż jest mędrcem, jego poglądy na tematy przepowiedni są klarowne – dla niego, jest to sterta bzdur.”
                „Odwrócony plecami do nas, zadał jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie.”
                „- Od roku Pierwszego Wschodu Słońca, mój Anafielu – rzekłem [kropka] – Czyli od samego początku powstania Iliar.”
                Rozdział trzeci cz. 2
                No, powiedziałabym, że może i przestałaś w końcu podkreślać ból i samotność Irmiela, ale za to przerzuciłaś się na powtarzanie fragmentów o wartości, sile i początkach przyjaźni z Cahirem. Przez trzy posty i to zdążyło mi się znudzić i przejeść. Madelaine chyba została zapomniana... Nie ważne, może jeszcze o niej poczytamy. Zamiast tego mamy naradę. A raczej wstęp do niej, co skraca nawet schemat jedno wydarzenie = jeden post.
                Nic ciekawego się nie dzieje.
                „Jednak ileż razy bywały sytuacje, gdzie wszelkie obowiązujące normy nie miały swojego zastosowania?” Napisałabym: Jednak ile razy zdarzały się sytuacje, w których (...).
                „Jako prawowity następca tronu moim obowiązkiem jest uczestniczenie w obradach zwoływanych przez królową, zazwyczaj odbywających się regularnie na początku miesiąca.” Napisałabym: Jako prawowity następca trony mam obowiązek uczestniczenia (...) lub: Jako prawowitego następcy tronu moim obowiązkiem jest (...).
                „Omawiane są sprawy bieżące, nie tylko gospodarcze, religijne i społeczne, ale również zajmującym tematem jest polityka oraz wchodzącą w nią dyplomacja oraz stosunki międzynarodowe z innymi państwami.” Czasy, czasy Ci się mieszają. Wchodzące.
                „Fakt, Iliar jest krainą pełną dostatku oraz dobrobytu, jednakże po innych krajach także chodzili bogowie, zasilając pustkowia swoistymi darami w postaci przepięknej natury, z której otrzymywali różne dobrodziejstwa.” Bogowie otrzymywali te dobrodziejstwa?
                „Tylko najbliższe osoby, które były wtajemniczone  w genezę rozpoczęcia wojny, poprawnie odczytują trzecią etykietkę przylepioną przez nich samych – Wojna Kochanków.” Osób najbliższych czemu/komu?
                „Tajne zebranie zostaje obwieszczone przez panującego władcę, musi dotyczyć bardzo ważnych - nie cierpiących ani chwili zwłoki - kwestii.” Niecierpiących.
                „Właśnie dzisiaj, zostały wywieszone chorągwie koloru purpurowego, a do każdego członka Tajnej Rady Lśniącej Gwiazdy zostały rozesłane wici – symbol stawienia się na posiedzenie.”
                „Tajna Rada zawężała swój krąg to kilku osób, które były godne zaufania oraz bardzo pomocne w wielu sprawach, gdzie nie zawsze władza królewska miała swoje wpływy.” Do zamiast to.
                „Oto kolejny powód, dla którego liczą się wpływy, gdzie każda rodzina posiada w okolicznych wsiach oraz miastach, a dzięki nimi staje się godnym zaufania członkiem rady – zwykłej czy też bardziej honorowej, Lśniącej Gwiazdy.” Które zamiast gdzie.
                „Widząc przed drzwiami strażników, zatrzymał się w miejscu, spoglądając z przerażeniem w moją stronę [kropka]
                „- Bzdury – skwitowałem – przecież nie wywołujemy żadnej wojny, a przybycie statku i potwierdzenie jakiegoś mirażu nie wymagałoby zwołania tajnej narady, pomyśl trochę.” Kropka po skwitowałem, a kolejne zdanie wielką literą.
                „- Co więc wyczuwasz, mój drogi Cyganie? – zaintonowałem radośnie, tłumiąc drwiący śmiech.” Zaintonował? Serio?
                „Nigdy nie wątpiłem w Cahira, zawsze mogłem polegać na nim, ze wzajemnością.”
                „(...)zagrzmiał silny, basowy głos z końca pomieszczenia, który bez wątpienia należał do diuka Barqiuela. Jest to bardzo dobrze zbudowany mężczyzna, wysokiej postury z charakterystyczną blizna przecinającą prawą brew na pół – pamiątka po bitwie, w której zdobył wielką sławę.” Przesunęłabym z końca pomieszczenia przed zagrzmiał. Plus znów Ci się czasy mylą.
                „- Jesteś strasznie niecierpliwy – odezwała się nadworna poetka, wstając z miejsca [kropka] – Mógłbyś  okazać szacunek i wysłuchać, co ma do powiedzenia Emilla!”
                - W przeciwieństwie do ciebie, droga Tiffy, mam ogrom obowiązków – rzucił w jej stronę wuj – i nie mam czasu na siedzenie w łaźni oraz plotkowanie całymi dniami, które stają się twoją profesją.” Kropka po wuj, następne zdanie wielką literą... Staje.
                Nie było zebrania, gdzie jedna osoba docinała drugiemu, aż kończyło się wszystko łagodnym pogodzeniem oraz stłumionym śmiechem dwojga dorosłych ludzi.” Chyba chciałaś napisać: na którym jedna osoba nie docinałaby drugiej, aż wszystko kończyło się łagodnym pogodzeniem (...).
                „Była królową, odpowiedzialną za poddanych, najważniejszym zadaniem było zapewnienie bezpieczeństwa.” Dodałabym a jej przed najważniejszym.
                „Sam stanowiłem zagrożenie dla samego siebie, dla bliskich osób, oraz zwykłych ludzi. Mimo młodego wieku, byłem zdecydowanie pochłonięty nienawiścią oraz żalem wymieszanym ze smutkiem oraz rozpaczą.”
                „Przyczyna była zupełnie gdzie indziej zakorzeniona – w mojej krwi oraz sercu.” Przyczyna była zakorzeniona zupełnie gdzie indziej.
                „- Klaudia Marce L`Evans – spojrzała ze strachem w oczach na mnie, by oznajmić wszystkim zgromadzonym resztę wiadomości – uciekła z wyspy. ” Kropka przed pierwszym myślnikiem, po nim zdanie wielką literą i zakończone kropką, a ostatnie zdanie znów wielką literą.
                Rozdział 3 cz.3
                Podoba mi się koniec rozdziału. Widzę, że błędów jest mniej i zdaje się, iż nie są tak okropne, jak te z wcześniej. Powoli, powoli coś z tego wychodzi. Denerwuje mnie tylko powtarzanie faktów i delikatne ich zmienianie. Bo niby nadal piszesz o uczuciach Irmiela do matki, ale przy każdym razie trochę inaczej i w końcu na coś innego wychodzi. Jest mnóstwo niespójności tego typu. I przy tym, i przy wspominkach o przyjaźni Irmiela i Cahira.
                „(...) wędrowały od królowej do mnie, oraz z powrotem.”
                „(...) jakbyśmy byli współwinni, lub znali odpowiedzi na ich pytania, które zapewne kłębiły się w głowie.”
                „Usiadła na tronie, przecierając ręką czoło[przecinek] na które wkradły się zmarszczki.” A, podstępne zmarszczki. Tak się wkradać...
                „ Bez podnoszenia głowy na zgromadzonych, wyszeptała, jakby bojąc się własnych słów – musimy postanowić, jakie kroki podejmiemy. Zachować wszystko w tajemnicy, czy rozgłosić ludziom o zagrożeniu?” Głowy się na kogoś nie podnosi. Po słów przydałby się dwukropek, a zdanie po myślniku wielką literą.
                „Zachować wszystko w tajemnicy, czy rozgłosić ludziom o zagrożeniu?”
                „Nie czekając jednak na pozwolenie od władczyni, zaczął kontynuować swoją wypowiedz[dwukropek] – Wieści szybciej się rozchodzą, niż wszyscy sądzicie[kropka] – skierował się do rady – drobni rzemieślnicy, a szczególnie kupcy szerzą pogłoski o zniszczonej wyspie, ucieczce boskiej kapłanki, którą zapewne jest Klaudia.” Zastanawia mnie to skierował się. Nie lepiej napisać zwrócił lub odwrócił w stronę? W każdym razie, po ten narracji, którą też zaczniemy wielką literą, wypadałoby dać kropkę lub dwukropek, zdanie po myślniku też zaczynając wielką literą.
                „- Głosujmy – zaproponowała poetka[kropka] ”
                - Nad czym? – zapytał z kolei diuk, spoglądając na królową[kropka] – zadecydowaliśmy, że powiemy o ucieczce Lwicy. Nad czym chcesz jeszcze debatować?” Zdanie po drugim myślniku wielką literą.
                - Nie zostawimy przecież Klaudii samopas, prawda? – widząc zaciekawienie ze strony władczyni, nabrała więcej powietrza, delikatnie spoglądając na wszystkich zgromadzonych – Powinniśmy rozpocząć poszukiwania zbiegłej osoby.” Narracja wielką literą zaczęta i kropką skończona, mistrz Yoda powiada Ci.
                „- Załóżmy, że ustalimy, gdzie przebywa – podjął rozmowę wuj – następnie pojmiemy kobietę.” Kropka po narracji, zdanie po niej wielką literą.
                „Skurczyła się, cofając się kilka kroków do tyłu.” Kurczą się jeansy w praniu, ale nie ludzie.
                „głos ugrzązł jej w gardle, nie będąc w stanie dokończyć zdania.” Wielką literą. To raz. Dwa, wychodzi na to, że to głos nie mógł dokończyć zdania. A to głupota.
                „Po tak długim czasie, zdecydowała się przypomnieć o sobie oraz swoim… jestestwie? Tak, ponieważ inaczej nie jestem w stanie nazwać naszego przeznaczenia, gdzie krew zmieszana jest z boskimi kroplami, wywołującymi płonącą rządzę nienawiści, zła oraz wszystkiego[przecinek] co prowadzić może do samoistnej destrukcji.” Niestety, nazwanie czyjegoś przeznaczenia poprzez przypomnienie o jestestwie to zły sposób. Zwłaszcza tutaj.
                „Sympatię okazał mi jedyny stary mędrzec, nauczyciel fechtunku oraz cygański chłopiec. ” Chyba jedynie zamiast jedyny, nie?
                „Zawsze udawało mi się wybierać neutralizm, jeśli chodzi o moją osobę.” Nie rozumiem tego zdania, przykro mi.
                „Jakie dziecko patrzyłoby z obojętnością na śmierć swojego rodzica, mimo braku jakiejkolwiek porozumienia czy więzi rodzinnych? Nasza historia obfitowała zawsze w wielorakie konflikty rodzinne, jednakże naczelną zasadą jest dobro oraz miłość.” Powtórzenia.
                „Od tamtej pamiętnej pory stałem się skrytym dzieckiem,| gdy cierpiałem fizycznie – zaciskałem zęby, gdy bolało mnie coś – milczałem.” Dwa zdania proponuję z tego zrobić.
                „Moi nauczyciele nie skąpili mnie karcić na każdym kroku, nie będąc dla mnie miłymi i dającymi oparcie osobami.” Bo każde dziecko wie, że nauczyciel karcić nie powinien. Lepiej niech tylko głaska i chwali...
                „Na życzliwość musiałem poczekać trzy lata, ponieważ dopiero wtedy mogłem przystąpić do lekcji władania bronią, a także na zajęcia z kustoszem biblioteki.” Moje oczy ponownie płoną.
                „Jednakże mężczyźni, to nie to samo co silna, matczyna więź prawda?”
                „Nie zagrzałem u niej więzi rodzinnej, która powinienem odczuć.” Którą. Nie zagrzał więzi rodzinnej...? Logika właśnie przewraca się w grobie.
                Uczucia, które właśnie teraz nawiedziło moje zmartwione serce.” Powtórka z gramatyki by się przydała.
                Instynkt zaczynał pulsować w żyłach, nakazując mi za wszelką cenę bronić Klaudii, choć nie rozumiałem[przecinek] jaki w tym jest sens.” Pulsujący w żyłach instynkt. Serio?
                „Nie obchodziły mnie szturchania przyjaciela, ani słowa kierowane od królowej.”
                „Byłem w amoku, nie chcąc dopuszczać do siebie czegoś, co zakłóciłoby owe miłe uczucie, jakie zagościło w moim sercu.” Amok zwykle jest rozumiany jako furia czy napad szału... Fakt, mam w słowniku wzmiankę, że potocznie można tak nazwać silne podniecenie, ale nadal poprzednie skojarzenia będą tymi pierwszymi, więc proponowałabym zastąpić amok czymś innym.
                „Zimno wypierało miłe uczucie, aż nie pozostał już żaden „ślad” po emocji, za który oddałbym bardzo wiele. ” Po co cudzysłów. Napisałabym: aż po emocji nie pozostał już żaden ślad, za który (...).
                Rozdział czwarty cz.1
                Logika oficjalnie umarła, znów skaczemy w czasie i przestrzeni, znów zmieniamy kolejne fakty, a czytelnik zdecydowanie nie wie, co myśleć, o ile tylko czytał uważnie od początku. Coraz bardziej dobija mnie ten kustosz biblioteki zamiast bibliotekarza. Po prostu moje oczy płoną, gdy to widzę, bo czegoś tak głupiego nie widziałam dawno. Błędy w tym rozdziale to przeważnie błędy logiczne czy złe słowa w złych miejscach. Cahir wyskakuje jak gumka z majtek w połowie postu, co mnie po prostu dobija.
                Brzoskwiniowa woń mile połechtała moje nozdrza, wybudzając z błogiego snu, w którym pogrążyłem się po wyczerpującym poranku. Orzeźwiający wiatr otulił mnie, delikatnie pieszcząc każdy milimetr mojego ciała. Podszedłem do wielkiego okna i spoglądając na zatłoczony dziedziniec, obserwowałem krążące po nim osoby oraz należące do arystokracji karoce.” To on dopiero, co się obudził czy już stał, że tak podszedł nagle? A może zasnął na stojąco?
                „(...)cuda architektoniczne Estirial.” Cuda architektury...
                „(...)postaci stojącej na samym środku wybrukowanego placyku, trzymającą rąbek błękitnej sukni oraz zasłaniającą ręką rażące promienie zachodzącego słońca.” Osłaniającej oczy przed promieniami chyba, bo inaczej wychodzi na to, że w ogóle zasłaniała promienie słońca... No i nie wiem jak dziedziniec można nazwać placykiem.
                „Spoglądając ponownie w stronę ganku, ujrzałem speszoną oraz zarumienioną kobietę próbującą ukryć swoje zakłopotanie.” Najpierw dziedziniec, który ewoluował w placyk, a teraz ganek? Ja już wymiękam.
                „ Nasze spojrzenia spotkały się na tle czerwono-pomarańczowego nieba. Krótki, lecz bardzo intensywny kontakt wzrokowy wprawił moje ciało w drżenie. Było to bardzo przyjemne uczucie, jakiego od wielu lat nie zaznałem. Spoglądając ponownie w stronę ganku, ujrzałem speszoną oraz zarumienioną kobietę próbującą ukryć swoje zakłopotanie. Uniosłem kącik ust do góry, wodząc za Madeleine swoim spojrzeniem, póki nie zniknęła za bujnymi krzewami białych pączków róż.” Kiedy niby odwrócił wzrok, że musiał spojrzeć znowu? I czemu opisujesz Madelaine, jakby po spojrzeniu ponownie zobaczył kogoś zupełnie innego?
                „Prychnąłem pod nosem i odwróciłem się plecami do witrażowego okna.” Okna z witrażem.
                „Przeciągnąwszy się kilka razy, wymasowałem spięte mięśnie, po drodze zarzucając na siebie ubrania oraz przywdziewając miecz do pasa.” Wychodzi na to, że był nagi i ubrał się, wcale nie zatrzymując. Przywdziewanie miecza? O, nowość. Nie wiedziałam, że tak się da.
                „Nie mogłem przecież odpuścić sobie informacji, jakie ma mi do przekazania kustosz Biblioteki.” Z jakiej racji biblioteka z dużej? Tym razem odpuszczę już sobie komentarz, co do kustosza.
                „ Zdecydowanie pomieszczenie z książkami wpływało kojąco na osoby przebywające w środku.” Naprawdę na siłę szukałaś jakichś innych słów, żeby zastąpić bibliotekę, nie?
                „Interesowała mnie historia, której uczył mnie kustosz,| dzięki niemu poznawałem od początku przeszłość naszego państwa, które obfituje w bogactwo wydarzeń, czy to politycznych, czy społecznych[przecinek] a nawet i religijnych.” Zrobiłabym z tego dwa zdania, stawiając kropkę w miejscu kreski. Przeszłość która obfituje w cokolwiek. W ogóle ucięłabym zdanie po naszego państwa, ponieważ potem piszesz o oczywistościach i pasowałby tu mem typu No shit, Sherlock.
                „Wraz ze staruszkiem godzinami śledziłem teksty w starożytnym języku hima, by móc odczytywać najstarsze zapiski.” Śledził z siatką na motyle, czy tylko tak sobie, hobbystycznie, z lornetkami?
                „Poznawałem wszystko, co każde przeciętne dziecko nie mogłoby sobie nawet wyobrazić.” Wszytko, czego przeciętnie dziecko nie mogłoby sobie wyobrazić.
                „Wiedza, którą zdobyłem, była bardzo cenna, jednak odkryłem coś cenniejszego w codziennych schadzkach do biblioteki.” Przypomnę znaczenie słowa schadzka. Otóż jest to „rodzaj spotkania towarzyskiego dla par”. Przypomnę, że wychodzi na to, iż Irmiel ma schadzki ze starym bibliotekarzem.              I jakby co: schadzki w bibliotece.
                „Przebywając w towarzystwie kustosza, wypełniał mnie spokój i harmonia, czułem się akceptowany i potrzebny – nawet[przecinek] jeśli nie wychodziły mi jakieś zadania.” Wypełniały.
                „- Książę – odpowiedział z błyskiem w oku i uśmiechem pełnym radości – cieszę się, że przybyłeś tak szybko na moje wezwanie.” Kropka po radości, następne zdanie wielką literą.
                „(...)przerosło moją zdolność.”
                Moje zdolności.
                „Jednakże  mam dla ciebie wskazówkę[przecinek] co do dalszych poszukiwań, które powinieneś zacząć.”
                „(...)wtrącił Cahir, odrywając wzrok od grubej księgi na jednej z tysiąca półek.” W tym momencie Cahir wyskoczył jak gumka z majtek.
                „(...)spoglądając przenikliwie na tekst(...).” No tak się chyba nie da.
                „Kaszel przerwał wypowiedź siwego mężczyzny, który potrzebował chwili czasu,  by dojść do siebie.” Współczuję mu tak nienormalnego koloru skóry.
                „Dwa dni temu[przecinek] gdy się zjawiliście, początkowo myślałem, że to będzie łatwe zadanie.”
                „(...)co mnie zdziwiło bardzo.” Bardzo zdziwiło.
                „- Naprawdę nie było żadnego wyjaśnienia o lusuan? – zasmucił się Cahir, ponieważ to jemu zależało najmocniej na tym, by dowieść swojej racji.” Dobra, STOP!, nauczam: Kiedy narrację zapisujemy małą literą, pierwszy czasownik po kwestii bohatera zwykle odnosi się do sposobu jej wypowiedzenia (powiedział, krzyknął, wrzasnął i tak dalej). Nie, zasmucił się nie pasuje. Wykreślić, zapamiętać, że nie da się kwestii zasmucić, nigdy nie powtarzać błędu.
                „Otworzył książkę z dziejami państwa Iliar, gdzie małym druczkiem pokazał palcem nam obu.” Pokazał małym druczkiem, tak?
                „Jedyny i oryginalny zapis o lusuan i jego funkcji oraz tajemnicy, jaką skrywa, nie znajdują się w tym pomieszczeniu.” Zapis nie znajduje się. Gramatyka leży i kwiczy.
                „Powoli zajrzał do środka, odczytując treść pod nosem, jakby była przeznaczona tylko dla niego, po czym schował małe zawiniątko do sakiewki.” Od kiedy kartka jest zawiniątkiem?
                „(...)posłał mi ponaglające spojrzenie, że już najwyższy czas skierować się do wyjścia.” Proszę? To tak niegramatyczne, niepoprawne logicznie i bezsensowne, że... Brak słów, ot co.
                „Wiedziałem, że jeśli Anafiel miał powody, by mi tego nie mówić, to przekazał je w największym zaufaniu cyganowi.” Cyganowi wielką literą. I jakie je?
                „Rada nie da mi zgody, będą chcieli wymusić na mnie ustępstwa w stosunku do…  matki.” Jaki w całym kontekście związek mają ustępstwa w stosunku do matki z pozyskaniem od rady zgody na wyjazd, to ja nie mam pojęcia.
                „Jak informacje będą utajnione, to pomyślą, że próbujemy pomóc Klaudii, kiedy znowu wyjawię im, że tak naprawdę sam nie wiem, gdzie jedziemy, nabiorą jeszcze większych podejrzeń. Tak dobrze i tak źle.” Tak źle i tak niedobrze, nie? A kiedy.
                „- Och, daj spokój – wzruszył ramionami i wymachując mieczem w powietrzu, kontynuował – nie możesz tak po prostu zabić strażników?” Narracja wielką literą i z kropką na koniec. Po spokój też by się jedna przydała, a ostatnie zdanie również wielką literą.
                „(...)odrzekłem nieco spokojnie.” Jak da się powiedzieć coś nieco spokojnie?
                „Słuszna sprawa jest wtedy, kiedy osiągając cel, sięga się po wszelkie dostępne środki. ” Eee... co?
                „(...)o jasnych włosach z promienistym spojrzeniem błękitnych oczu.” Serio? Promienistym spojrzeniem?
                „Cahir pierwszy ruszył, wymachując przede mną mieczem, zachęcając w ten sposób do walki, którą oczywiście podjąłem. Rozluźniłem mięśnie na moment, by w natarciu zebrać wszystkie siły do podjęcia kontrataku. Sparowałem ostrze, które mknęło z prawej strony, obracając się wokół własnej osi, twardo stojąc na nogach naprzeciwko przyjaciela. On jedynie odgarnął z twarzy kosmyk włosów, analizując przy okazji kolejne ruchy w potyczce.” Na pierwszy rzut oka, to oni walczą w zwolnionym tempie. Mianowicie zwalnia ono, gdy ktoś zabiera się i przeprowadza atak. Bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że Cahir ma czas na poprawienie fryzury i analizowanie ruchów Irmiela, który z drugiej strony może spokojnie zbierać siły do kontrataku? No i nie ma to jak ruszyć i wymachiwać jak idiota mieczem, żeby zaatakować, zamiast zrobić to precyzyjnie, skoro jest się tak wyszkolonym. Lubię fragment, w którym Irmiel obraca się o 360 stopni, stojąc twardo na ziemi.
                „Obydwoje potrafiliśmy godzinami walczyć, ponieważ znaliśmy na wylot swoje zdolności z fechtunku.”
                „Walka z Cahirem była wyrównana, stała na wysokim poziomie, lecz do tej pory nie znaleźliśmy od siebie lepszego przeciwnika, co czasami nas frustrowało.” Co ma piernik do wiatraka? Piszesz o aktualnej walce, a potem odnosisz się do ich ogółu... Tak się nie robi.
                „- Widzimy się rano pod bramą? – Przystanęliśmy obok stajni w przemoczonych ubraniach, usatysfakcjonowani z wieczornego treningu.” A znaleźli się tam kiedy?
                „- Tak jak zawsze – odpowiedziałem – skoro świt, drogi Cahirze.” Kropka po narracji, drugie zadanie wielką literą...
                „Byłem ciekaw, co też wpadło do głowy blondynowi,| jak ma zamiar przekroczyć granice bez pozwolenia.” Dwa zdania. Drugie zakończone pytajnikiem.
                „Nastąpił kolejny ostry ból, który w połączeniu ze zmęczeniem pozbawił mnie świadomości.” Nastąpił kolejny atak... ale nie ostry ból.
                Rozdział czwarty cz.2
                To był zdecydowanie najgorszy post, jaki miałam okazję u Ciebie przeczytać, choć miałam wielkie nadzieje. Chciałam pochwalić, naprawdę. Tyle że się nie da.  Można to skomentować tylko w jeden sposób — gifem.

http://25.media.tumblr.com/0dec7622f3e82d58a08ef64d33e800a2/tumblr_mkljg1aJpN1qi990vo1_500.gif
                 Powstałem z  miękkiego łóżka skoro świt. Chociaż w moich zachodnich oknach było nadal ciemno, to odczuwałem w sobie siłę na kolejny dzień, być może lepszy niż poprzednie.” Ja tam nie wiem, o świcie nie wstaje, ale podróżując autem kilka wschodów widziałam i nadal wydaje mi się, że na zachodzie niebo robi się szare i stopniowo coraz jaśniejsze, jednak nigdy nie ma tak, że na zachodzie jest kompletnie ciemno... Z drugiej strony, tu zachodnie okna, tam południowe drzewa... Szalejemy na całego.
                Udałem się do wielkiej łazienki, całej w ciemnoszarym kamieniu, lecz gdzieniegdzie oświetlonej wielkimi okrągłymi świecami poustawianymi  na wszelakich półkach i małych grotach.” Małe groty w łazience... Groty. Groty w łazience, która notabene znajduje się wewnątrz zamku.
                „Pochyliłem się nad misą, w którą uprzednio wlałem wodę za pomocą magii.” Do której.
                „Z początku wyczuwałem aksamitną w dotyku skórę, lecz kiedy dotarłem w okolice dolnej partii ciała, natrafiłem na wgłębioną i chropowatą część naskórka, który ciągnął się wzdłuż kręgosłupa, przechodząc na drugą część i zatrzymując się dopiero na lewej łopatce.” Wgłębiona część naskórka, powiadasz.
                „Moja blizna była krzywa i nieregularna, biegnąc po przekątnej, nie była do zamaskowania przed łapczywymi spojrzeniami innych osób.” Biorąc pod uwagę to, że znajdowała się na plecach — była do ukrycia. No, chyba że Irmiel latał non-stop bez koszulki.
                „Zgodziłem się, bo byłem naiwny i wierzyłem jeszcze w istniejące dobro  w ludziach.” Napisałabym: w dobro istniejące w ludziach.
                „Katusze trwały wieczność, a gdy opadałem z wysiłku, odczekiwał, by na nowo wypytywać mnie o wszystkie informacje, o których nie miałem bladego pojęcia. ” Gdy opadał z wysiłku? Na co? Na posadzkę?
                „Z wyrafinowaniem pragnął uzyskać informacje na temat  jakichkolwiek  nazwisk z moich ust, a ja zapamiętałem tylko imię swojego ojca, do którego z szewską pasją dążył, by zgładzić go.” Napisałabym: do którego zgładzenia dążył z szewską pasją. Jak w ogóle można dążyć do czyjegoś zgładzenia z szewską pasją? Nie lepiej napisać po prostu uparcie?
                „Ostatnim aktem przemocy wobec mojej osoby był pokrzywiony i stary, bardzo zardzewiały miecz, którym ciachnął mnie głęboko po plecach, raniąc przy okazji narządy wewnętrzne oraz mięśnie.” Fajnie. Z takimi obrażeniami powinien być już dawno trupem.
                „Skropliłem twarz zimną, acz orzeźwiającą wodą, po czym prędko opuściłem  pomieszczenie łazienkowe, przywdziewając ubrania leżące nieopodal łoża.” Skroplił? Czyli wziął zmoczył (dla przykładu) dłoń, przesunął na twarz i czekał, aż woda skapie? W ogóle, opuścił pomieszczenie i ubrał się w tym samym czasie? Magia. Radziłabym się też zdecydować, czy spał w łożu czy łóżku, bo to nie to samo. No i to pomieszczenie łazienkowe... Serio?
                „Zbiegłem po schodach, mijając zaspanych strażników, którzy w odrętwieniu nie potrafili powstać z krzeseł, po czym znalazłem się na brukowanym dziedzińcu.”... nie. Proszę, nie pisz takich głupot.
                „Skierowałem się w stronę północną –  do wielkiej stajni królewskiej, gdzie trzymali najlepsze i najwytrwalsze konie z całego Iliar. Wśród wszystkich najszlachetniejsze są ummi, będące na wyginięciu, gdyż ich rodzima kraina, leżąca daleko na północy, co roku jest atakowana przez nieprzyjazne ludy zza gór, które uprowadzają wszystko co się da – konie, krowy, owce, a także biorą ludzi w niewolę, gdzie są bestialsko traktowani. Nie podejmujemy interwencji w sprawie naszego sojusznika, który zawsze prosi o posiłki obronne, a mimo to jesteśmy dla niego hojni, jeśli chodzi o kupno tych cudownych koni. Niestety handel idzie coraz gorzej, jakby nie rzec, że w pewien sposób ustał od dobrych dwóch, trzech lat.” Moja pierwsza reakcja wyglądała mniej więcej tak:

http://komixxy.pl/faces/face_1340804044_by_Tabok.png
                Potem zaczęłam myśleć, jak wyjaśnić Ci, co jest nie tak. Jak ummi mogą być na wyginięciu, skoro są uprowadzane? I jak mogą być sprzedawane przez kraj, któremu ktoś je ukradł? Posiłki obronne? Proszę Cię, głupota jak kustosz biblioteki. No i nie dziwiłabym się, że handel idzie coraz gorzej, a nawet ustał, skoro kraj nie ma co sprzedawać, bo ktoś uprowadza mu bydło i ludzi. A co do niewoli... Nie, nikt by się nie spodziewał, że mogą być bestialsko traktowani w niewoli. Nikt.
                Staliśmy się jednością, najlepszymi przyjaciółmi, którzy do komunikacji nie potrzebują mowy, lecz w zupełności wystarczają gesty.” Jednością się stali, powiadasz...
                „Stajenny widząc, jak zbliżam  się w jego kierunku, w podskokach pobiegł do środka, by przyprowadzić osiodłanego Pegaza, gdyż tak nazywa się mój ogier, o pięknej maści głębokiej czekolady z domieszką białych plam na grzbiecie i pysku.” Oczywiście, w podskokach pobiegł. Kojarzysz to ćwiczenie z WFu, gdzie podskakujesz i wymachujesz rękoma jednocześnie? Tak mi się to wyobraziło. Opisu konia nie dało się chyba gorzej napisać... Nadaje się to do sformułowania od nowa. Zdecydowanie.
                „Rzuciłem chłopcu złotą monetę, gdyż na moje polecenie dbał bardzo dobrze o wierzchowca, doglądał do jego karmy oraz poidła, a także sprzątał zagrodę, by mógł wylegiwać się na czystym podłożu. ” Skoro chłopiec był stajennym, to w takim razie wszystkie te czynności były jego pracą. Po to tam był i Irmiel zdecydowanie nie musiał mu nic polecać.
                „Odwróciłem głowę do tyłu, rzucając cicho – ciebie też miło widzieć, przyjacielu.” Dwukropek po cicho, następne zdanie wielką literą.
                 „Powiedziałbym wręcz przeciwnie – była ciekawa i wiodła malowniczymi polami porośniętymi zbożami, trawą oraz kolorowymi kwiatami z właściwościami leczniczymi oraz spożywczymi.” Kwiaty o własnościach spożywczych...
                Do moich nozdrzy wkradł się świeży powiew plonów, a także słodki zapach cytrusów, porastających lewą stronę naszej ścieżki. ” Świeży powiew plonów. Ja pierdolę, poddaję się.
                „Zmierzwiłem swoje ciemne włosy, które nachodziły na oczy, by poczuć na skórze powiew letniego wiatru.” Zmierzwił włosy, żeby poczuć powiew wiatru... Boże, czy Ty to widzisz?!
                „Przystawiłem do ust, czując jego miękkość i powabność. Słodki nektar rozpływał się w ustach, a sok spłynął po brodzie, którą dosyć szybko wytarłem rękawem.” Przypomnę, że  tylko przysunął owoc do ust...
                „Daleko, na pagórkach kilka drewnianych domostw. Gdyby nie ciągłe ponaglanie blondyna, zsiadłbym  i pozrywał kilka okazów do sakiewki dla mistrza, na pewno by mu się przydały, szczególnie na jego niepokojący kaszel.” Drewniane domostwa by zerwał. No patrzcie go, jaki magik. I to w dodatku jako lek na kaszel. Logiczne.
                „Na szczęście nie przejeżdżaliśmy przez miasto, tylko obok jego murów powędrowaliśmy wąską ścieżką, lecz było wystarczająco miejsca dla dwóch podróżujących.” Polska język, trudna język.
                „Od czasów Bitwy Narodów na naszych ziemiach jest spokój porównywalny do początków istnienia Iliar, gdzie każdy usankcjonował granice naszego państwa  – byliśmy przecież ludem wywodzącym się od boga.” Każdy sankcjonował, jasne. Nawet chłopi, a co.
                „(...)zezwolenia od królowej, ani bez straży królewskiej, chociaż jestem dobrze wyszkolonym wojownikiem.”
                „Nie myliłem się, gdyż  traktem jechał powóz zaprzężony w dwa kare wierzchowce . Jechał coraz wolniej, aż zatrzymał się tuż przy skrzyżowaniu.” Powtórzenia.
                „Jakby z wielkim przymusem zeszedł parę kroków do karocy, gdzie otworzył drzwiczki. Miłym tonem  kontynuował[dwukropek] – Witam panienkę, podczas podróży przez granice obowiązuje królewski nakaz, czy posiada pani?” Zszedł z czego? Do karocy i otworzył grzwiczki.
                Zgromiłem go wzrokiem, jednakże on nie przejął się w zupełności, tylko cicho gwizdał pod nosem, czekając, aż strażnik wyda pozwolenie na przejazd. Dokładnie sprawdził glejt, po czym serdecznie podziękował, życząc nam miłej podróży.” Cahir sprawdził glejt? Napisałabym: jednak zupełnie się tym nie przejął.
                „Nauczyłem się kilku rzeczy, lecz najważniejszą była obietnica , której nie można łamać.” Co proszę?
                „Stanęliśmy naprzeciwko siebie, obydwoje zagubieni w całej sytuacji.” No kto jak kto, ale Cahir na pewno zagubiony nie był...
                „Kopnąłem kamień, patrząc, jak tarza się po piasku.” Ale że kamień?
                „(...)która zakrywała twarz pod słomianym kapeluszem z dużym, okwieconym rondlem.” Skrywała twarz pod słomianym kapeluszem, jeśli już w ogóle. Okwieconym... rondlem?
                „(...)po czym ruszył w stronę naszego postoju.” Oni robili postój, to fakt. Ale wątpię, żeby Cahir mógł iść w jego stronę w takim sensie, w jakim piszesz...
                „Z drugiej targały mną obawy, całkiem nieuzasadnione, ponieważ to była obca kobieta,| mogła być szpiegiem lub życzyć nam wyłącznie śmierci.” Z drugiej co? Szczególnie, kiedy nie było żadnej pierwszej...  Dwa zdania bym z tego zrobiła. Kropka w miejscu kreski.
                „Aczkolwiek zawsze, gdy miałem już zwolnić tempo, by zrównać się z pojazdem, zaniechałem tego i przyśpieszałem, bojąc się reakcji i swojej, i naszej nowej towarzyszki.” Zaniechiwałem.
                „Roił się od fioletowych i żółtych pączków, gdzieniegdzie dostrzegłem także białe odmiany róż górskich, które były  trudno dostępne w tych rejonach.” Roiło.
                „Z góry doskonale widzieliśmy krystaliczną, nieskażoną ani nie zmąconą niczym taflę głębi.” Gładka tafla głębi, powiadasz. Morza chyba, to raz. Dwa, widziałaś kiedyś gładką taflę na morzu? Na jeziorze, jeszcze bym ogarnęła, ale na morzu?
                „ Zaniepokoiło mnie trochę zachowanie kapłanki, która przecież dawno była po ślubach i mogła spacerować po wodzie, w przeciwieństwie do innych – nieświęconych kobiet z sanktuarium.”
                Długo nie przebywaliśmy w morzu, postanawiając towarzyszyć dziewczynie na piasku. Koło półgodziny wygrzewaliśmy się na słońcu, leżąc przyjemnie na trawie i podziwiając błękitne niebo pokryte gdzieniegdzie chmurą.” To na trawie czy na piasku...
                Żadnych oznak wskazujących na budownictwo nie znalazłem także po lewej stronie, co mnie poniekąd zasmuciło.” Co proszę? Oznak wskazujących... na budownictwo?
                „Podniosłem podbródek, by spojrzeniem wodzić za Madeleine, która miała dosyć bezczynności.” Co? Oko miał na tym podbródku, skoro musiał go podnieść, żeby spojrzeć na dziewczynę?
                „Kapłanka prócz cech zewnętrznych w niczym nie przypominała zacnego narodu, dla którego bóg się poświęcił, oddając miłość dla śmiertelniczki.” Cooo?
                „Wtedy dowiedziałem się o podstawowym wyróżniku naszej rasy, jego cechach zewnętrznych oraz charakterze.” Cechach zewnętrznych i charakterze tego wyróżnika, tak?
                „– Jak ćwiczyliśmy asekurację? – Przyjaciel skinął głową. – Jesteś ode mnie lżejszy, ja ciebie  utrzymam z Madeleine. Pójdziesz po nią, tak?” Prosze? On z Madeleine utrzyma Cahira? Ale ona dynda na skarpie...
                „Za pomocą niewielkiego wysiłku wyczarowałem linę, którą zamocowałem na drzewie, następnie owinąłem ją  wokół własnych rąk. Drugim końcem został dokładnie obandażowany Cygan, szykujący się do zejścia.” Obandażowany liną Cygan? Serio? W ogóle, skoro z Irmiela taki magik i w ogóle, to czemu nie wyciągnie dziewczyny magią? Hę?
                Byłem na wyczerpaniu, dodatkowo czułem piekący ból blizny, która wcale nie dodawała mi energii.” A czemu miałaby to robić?
                 „(...)ryknąłem, zaciskając zęby.” Nie sądzę, żeby było to możliwe.
                „(...)cicho rzekła, po czym spojrzała swoimi oczami w moje – po raz drugi.” A czym miała spojrzeć, nogą? Kropka po moje, po wielką literą.
                „Wskazała ręką kierunek, po czym z błyskiem w oku oznajmiła doniośle – znalazłam to, czego szukaliśmy.” Dwukropek po doniośle, następne zdanie wielką literą.
                „ Wyminąłem kapłankę, by dokładnie przyjrzeć się budowli.” Od kiedy port jest budowlą?
                „Zgadzał się opis, gdyż był on  usytuowany nad wodą, tylko w miejscu niedostępnym z okolic, w którym mieliśmy odpoczynek.” Nie, port nad wodą. Serio? Okolicy, w której mieliśmy odpoczynek, jeśli już.
               
                No i nareszcie! Skończyłam czytać! Nawet nie masz pojęcia, jak męczące było przeczytanie tekstu z taką ilością błędów. A popełniasz ich masę. Od gramatycznych, przez składniowe, do interpunkcyjnych. A skoro już o ostatniej koleżance mowa, to wydaje mi się, że zupełnie zapomniałaś o zasadach, jakie nią rządzą. Gdybym była na Twoim miejscu, przypomniałabym sobie co nieco. W Internecie znajdziesz mnóstwo stron poświęconych stawianiu przecinków. U Ciebie zauważyłam ich mnóstwo przed ani, gdzie nie powinno ich być, chyba że spójnik będzie się powtarzał (ani jabłko, ani banan).
                Zauważyłam, że często błędnie stosujesz imiesłowy przysłówkowe czynne (czyli dla przykładu: siadając, idąc, widząc), przykład: „Odwróciłem głowę w bok, widząc jak na dziedzińcu, w ciemnym cieniu drzew stała obca przybyszka.” Informują one o czynności odbywającej się jednocześnie z czynnością wyrażoną czasownikiem, na przykład: Rzucił patyk, biegnąc w stronę drzewa. Ktoś biegł i jednocześnie rzucił. Dlatego nie możesz pisać zdań w stylu: (...)obracając się wokół własnej osi, twardo stojąc na nogach naprzeciwko przyjaciela.
                Popełniasz mnóstwo błędów logicznych, gramatycznych i składniowych, dlatego polecam czytanie tekstu przed publikacją co najmniej trzy razy lub poproszenie o pomoc bety. Rzecz w tym, że nie mam pojęcia, czy znajdziesz kogoś, kto będzie chciał się dobrowolnie przedzierać przez takie koszmarki.
                Wydaje mi się też, że w niektórych wypadkach wykazujesz wstręt do i. Na przykład tutaj: „Nadal zapewne znajdowałbym się w sanktuarium Acaran, wypełniałbym sumiennie obowiązki kapłańskie.” Takich fragmentów jest więcej: „(...)wdychać głęboko zimne, mroźne, lecz bardzo kojące(...).” Aż się prosi, żeby połączyć to zamiast przecinkiem spójnikiem.
                Chciałabym zwrócić Twoją uwagę na jeszcze jedną rzecz. Spróbuje wytłumaczyć to prosto. Spójrz na ten fragment: „(...)aż nie pozostał już żaden „ślad” po emocji, za który oddałbym bardzo wiele. ”  Ostatni człon zdania automatycznie mózg łączy z ostatnim rzeczownikiem z części poprzedniej (tutaj emocji), przez co pierwszą myślą jest: Hej! A gramatyka gdzie?! Dopiero potem dochodzi się do wniosku, że wszystko odnosiło się do śladu. To powoduje, że człowiek zatrzymuje się na tym zdaniu, a płynność tekstu idzie w cholerę. Proponuję zatem pilnować, by rzeczownik, do którego odnosi się w takim wypadku ostatni człon zdania, znajdował się możliwie najbliżej końca, czyli: po emocji nie pozostał już żaden ślad, za który oddałbym bardzo wiele.
                Poprawność: 0/15

                Porozmawiajmy sobie teraz o opisach. Nie będę ukrywać, że nie stoją nawet na przyzwoitym poziomie. Na początku nie było ich w ogóle, zaczęły pojawiać się mniej więcej w połowie i choć początkowo ucieszyłam się z tego, ilość błędów szybko sprowadziła mnie na ziemię. Czyta się koszmarnie, bo co chwila produkowane są nieścisłości. Wszystko opisywane jest chaotycznie, w wymuszenie pseudopoetyckim stylu, który tylko bawi zamiast zachwycać.
                Nie jestem pewna, czy można nazwać Twoje opisy plastycznymi, bo niewiele rzeczy potrafiłabym sobie tak naprawdę wyobrazić. Dziedziniec raz jest dziedzińcem, potem placykiem, a następnie gankiem; koń ma maść koloru czekolady z domieszką białych plam; łazienka ma groty... Nie, tego po prostu nie da się ogarnąć rozumem, bo i piszesz bezsensownie. Proponowałabym przystopować, zastanowić się i dopiero potem cokolwiek napisać. Weźmy na tego konia. Wyobraź go sobie. Powiesz: Koń jak koń. Brązowy, z białą łatą(czy tam plamą) na boku, silnymi nogami i długą grzywą... Właśnie to napisz. Nie sil się na skomplikowane sformułowania i teksty rodem z poezji, skoro nie działają, a wręcz szkodzą opowiadaniu.
                Dialogi są sztuczne. Okropnie drętwe, ale przynajmniej wstawione w dobrych miejscach. Rzadko zdarza się tak, by prosiły się o zastąpienie opisem, co działa na plus. Nie zmienia to jednak faktu, że wydają się przeniesione żywcem z gry RPG. Tutaj chciałabym wspomnieć jeszcze o słownictwie. Żadna z postaci nie mówi. Nikt nigdy nic nie powiedział. Za to wszyscy rzeczą. Ten rzekł, ta rzekła, co Ty masz z tym słowem? Dodatkowo muszę Ci powiedzieć, że podręcznika nie piszesz, a styl, jaki narzuciłaś temu opowiadaniu, jest okropny. W połączeniu z błędami wręcz śmieszy. Łazienkę nazywasz pokojem łazienkowym, bohatera nic nie boli — on cierpi fizycznie. Gdy piszesz, że ktoś zranił Irmiela słowami, ujmujesz to jako przeżywanie bólu psychicznego. U Ciebie nie ma powodów, są czynniki, dzięki którym coś się dzieje. W pewnym momencie ma się to ochotę po prostu wyśmiać, kiedy czyta się o kwiatach posiadających właściwości spożywcze. Jak pisałam wcześniej — to nie podręcznik czy rozprawa naukowa. Nie wiem, czy używasz takich słów, żeby brzmieć mądrzej, ale na pewno to nie wychodzi. Nic złego się nie stanie, gdy spuścisz z tonu i zaczniesz używać prostszych słów. Wręcz przeciwnie — czytelnikowi będzie się lepiej czytało, a wiadomości z tekstu zostaną łatwiej przyswojone.
                Fabuła jest w ogólnym założeniu dobra, choć mało oryginalna. Wydarzenia wydają się zaplanowane, co mnie cieszy. Nie zmienia to faktu, że akcja rozwija się wolno i trzeba mieć cierpliwość, żeby nie skończyć lektury na pierwszych dwóch postach. Dało się zauważyć, że omijałaś sceny, w których trzeba wypadało ukazać ruch, na przykład trening fechtunku z drugiego postu. Wspomnę jeszcze, że denerwują mnie przeskoki w miejscu i czasie. Raz bohater jest tu, potem tam, a środek zjadło. Wytknęłam Ci co najmniej dwa takie momenty. Brakuje mi też logiki w postępowaniu postaci. Tu straci zainteresowanie zemdlałą podróżniczą i pójdzie nad morze, tu zabije sobie od tak strażników... Lepiej! W całym tekście brakuje logiki. Strażnicy zamkowi przestawieni, jako niedoświadczeni i słabi wojownicy, przepakowany mocą Irmiel, którego można śmiało nazwać Garym Sue.
                Bohaterowie są koszmarni, sztuczni. Począwszy od Irmiela, na bohaterach epizodycznych kończąc. Na początku narzucasz nam pewien punkt widzenia. Nasz główny bohater jest biedny, bo cierpi. Skrzywdzono nam biedaczka. No i okej, nikt nie zabrania. Problem w tym, że im dalej w las, tym czytelnik (o ile myśli) coraz częściej zaczyna myśleć o nim nie jak o skrzywdzonym, ale rozkapryszonym i rozpieszczonym dzieciaku. Nie podpierasz niczego sensownymi argumentami, a w końcu wychodzi na to, że jedyną winą Klaudii było ukrycie swojego syna z dala od zamieszania i o to cały czas ma pretensje Irmiel. No proszę Cię! Powiesz może, że przecież była zdrajczynią — dobra, jednak bohater swój rozum mieć powinien i zrozumieć, że matka chciała dobrze, a nie bezsensownie nienawidzić. Twój główny bohater to Mary Sue w wersji męskiej. Najlepszy, najpotężniejszy i tak dalej. Chodzący ideał, który cierpi w środku. Brzmi jak Zmierzch, ale to się wytnie.
                Cahir mnie tym bardziej zastanawia. Niby poznali się z Irmielem podczas ucieczki tego drugiego z zamku i wtedy okazało się, że Cygan jest biedny i w ogóle. Jak to się stało, że zwykły wiejski chłopak dostał się do Tajnej Rady? Cud normalnie, nielogiczny i tak dalej. No chyba, że Irmiel go wciągnął w interes. Ale zostawmy już to. Nasz Cygan wydawał mi się inteligentny do czasu, kiedy wskoczył do wody w ubraniach, zapominając, że ma mapę w kieszeni. Typowy przyboczny, gotowy na każde skinienie swojego przywódcy.
                Anafiel... o nim nie można powiedzieć dużo. I może dlatego, że pojawia się często, ale krótko, wydaje się całkiem dobrze wykreowany. Taki dziadzio-dobra-rada z funkcją służenia księciu.
                Madeleine — o tej też wiele powiedzieć się nie da. Zniknęła na dobre dwa-trzy posty, przy czym na początku też nie poświęcono jej wiele uwagi. Może teraz odegra większą rolę w historii. Jest cicha, spokojna, ale wydaje mi się też trochę bezmyślna. Kto w końcu wchodziłby na skarpę samemu i jeszcze przy tym nie uważał. Przepowiadam przyszłość: będzie z Irmielem.
                Królowa nie zachowuje się jak królowa w niektórych przypadkach. Daje nadwornej poetce zwracać się do siebie po imieniu, co chyba jest trochę nie na miejscu, jeśli chodzi o dworską etykietę, ale co tam.
                Najbardziej bawią mnie we wszystkim strażnicy i sanitariusze. Ci drudzy wyskakują jak gumka z majtek, tak samo jak czasem Cahir, a ogólnie obie grupy występują w nieznanej liczbie i składzie, mając chyba za to wspólny umysł. Coś z tym zrobić by wypadało, ot co.
                Świat przedstawiony występuje chyba dopiero od któregoś postu, bo na początku zwyczajnie go nie widać. Przez kiepskie opisy jest źle przedstawiony, ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że świat, w którym toczą się wydarzenia ma swoją historię, religię i kulturę. To dobrze.
                Treść: 2/30 
                Bohaterowie: 1/7        
               
         
                A teraz przyszła pora na punkty dodatkowe.
                Minus za to, że tekst czytało się wyjątkowo opornie i kolejne dwa za męską wersję Mary Sue.

                Liczba uzyskanych punktów: 23
                Ocena: niedostateczny

                Moje odczucia po tej ocenie da się opisać tylko w jeden sposób...

http://25.media.tumblr.com/e76663f9342ca21668c0cfe8147233c0/tumblr_mpisbwRfnj1r44taeo1_250.gif




                               

5 komentarzy:

  1. Oczywiście słynny gif na sam koniec XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak pięknie wygląda wyjustowany tekst, w końcu można wygodnie czytać *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję z góry za ocenę, chociaż taką niską, lecz może według Ciebie mi się należała? Nie zawsze dana kategoria jest w stanie trafić do autora, ale już odnoszę się do wszystkiego po kolei:
    Adres, miał być prosty i łątwy do zapamietania, bo po co mi wymyślna nazwa, która zaraz by wszystkich zgubiła i zapędziła w ciemny róg? Belka o cierpieniu, bo uznałam, że jest najstosowniejsza do opowiadania. Autorstwa napoleona, chociaż w wiekszości spotkać można piosenkarzy i pisarzy, ale to kwestia po prostu gustu. Tak samo jest z szablonem, każdy inaczej odbiera wszystko. Dla mnie jest przejrzysty, wszystko jest poukładane jak być powinno. Szeroka lista jest dla ułatwienia poruszania się, chociaż Twoja uwaga jest słuszna - po co dwa razy ją powielać. Dziękuję za radę.

    Jeśli o ramki chodzi to trudno o niestadart, prawda? Niech czytelnicy wiedzą, kim jest autorka. Dla szacunku wypisałam ich blogi, a także umieściłam ocenialnie i buttony. Spam to wiadomo, nie chciałabym zaśmiecania pod opowiadaniem, bo tak być nie powinno. Jeśli chodzi o treść, to czasami mam wrażenie, że nie do końca przeczytałaś całość, lub pominęłaś to, co wydawałoby się ważne, ale to juz wyjaśniam. Jeszczę chciałam podziękować za wypisane błędy, jednakże niektóre rozdziały są betowane przez osobę, która zna się na tym, a inne czekają na to. Tak samo z logiką, inni chwalą za taki, a nie inne styl, ale nie wszystkim to pasuje przecież, prawda? Logika jest, tylko dobrze trzeba się wczytać, ale masz rację. Można się pogubić w niektórych miejscach, przyznaję. Mój błąd jako autorki.
    Motyw bycia dobrym, czy złym, wcale nie jest nudny, chociaż nie jes to kwiat, który każdy by zerwał. To, że bohater taki jest, nie wynika z tego, że matka go zostawiła w sanktuarium, zostało wyjaśnione, że został odtrącony i wykorzystywany przez ludzi do chaniebnych czynów, pogardzany i pomiatany, dlatego taki jest. Znajdź człowieka, który będac traktowany jak śmieć, bedzie radosny i pełny energii? Nie jest też facetem, który żali sie. Robi to? Nie, w ciszy to przeżywa. każdemu inaczej to wychodzi, on lubi siedzieć nad morze, ponieważ... co? Chciałby kiedyś uciec z miasta, co też wspomniałam, a jedyna droga jest przez wielkie wody. Wspomnienie o fechtunku, było symboliczne. To nie jest opowiadanie, tylko o zabijaniu, biciu. Tu nie bedzie akcji, która goni akcję. Owszem, coraz częściej sie bedzie pojawiać, ale nie non stop. Nie wspominałam też nic o tym, że szlachciców legitymują. Przybysze byli kupcami, mieli tylko dostarczyć Madeleine i zawrócić, to wszystko. Sanitariusze skąd? Po prostu, zostali powiadomieni. Tak matka ucieka z wyspy, a będzie kluczową postacią, jednakże czy wszystko muszę od razu odkryć? Powtórzę, jednego to intryguje, a innego nie. proste. Tak samo z Cahirem. Był biedny, lecz zostal zaadaptowany do rodu szlacheckiego, wszystko jest wypisane dokładnie. Ech. Cóż, skoro rozdział czwarty Cię nie zaintrygował, to znaczy, że...nie czytałaś poprzednich? Nie wiesz po co wyruszyli? Dialogi sztuczne? Może nie są perfekcyjne, ale nie wydają mi się wyjęte nie wiadomo skąd. Tak samo z opisami, staram sie je lepiej robić, ale nie jestem też mistrzem.

    Mimo wszystko, dziękuję za poświęcony czas. I ocenę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, Alpako. Już wiem, skąd tak długie oczekiwanie na ocenę! :)
    No i dziękuję za rozśmieszenie obrazkami. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. No nieźle się rozpisałaś... Mi szablon bardzo się podoba, ale to dlatego, że uwielbiam misz-masz. :)
    Gify świetne. *.*
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń