środa, 19 marca 2014

[644] http://itzvariety.blogspot.com

To chyba najdłuższa moja ocena do tej pory. Czternaście stron A4. Czuję się zmęczona. Jeśli ktokolwiek dostrzeże jakiś błąd, zgłaszajcie w komentarzu - chętnie się poprawię. 

Adres bloga: ItzVariety 
Autor: K. 
 Oceniający: Skoiastel 

Pierwsze wrażenie 
Cieszę się, iCassie, że wracasz do mnie z kolejnym swoim projektem. To daje mi ogromną satysfakcję jako oceniającej. Dziękuję Ci za to. Chwilę grzebię w pamięci i przypominam sobie szatę graficzną poprzedniego bloga. Skromna, delikatna, w dobrym guście. Z małą czcionką i brakiem archiwum. Gdyby nie to, na pewno blog ten dostałby wyższą notę, gdyż jeśli chodzi o treść - wspominam ją bardzo dobrze. Na pewno w estetyce nikt nie jest w stanie Ci dorównać. Znów mam do czynienia z przyjemnym, dobrze dopasowanym szablonem. I tak samo wydaje się być subtelny oraz delikatny. Fantastycznie. Jednak wyżej wspomniane potknięcia Nieracjonalnie również widoczne są na tym blogu. O zgrozo, to znów brak spisu treści. Aby dostać się do prologu, muszę wciąż klikać w starsze posty. Za dużo! Za dużo klikania!

Adres chwytliwy, prosty oraz wytłumaczony we właściwej podstronie. Na belce intrygujące Lost In the echo. Jeśli przetłumaczyłaś adres, może napis z belki również warto tam dodać? W razie gdyby jakaś zbłąkana istotka nie rozumiała zupełnie jej przekazu. To samo dobrze byłoby zrobić z tytułami notek. 
8/10

Grafika 
Brakuje mi tu czegoś graficznego bardziej niż białe tło, klika kropek czy listków. Taki szablon fantastycznie odzwierciedla treść pamiętnika (świetnie wskazuje na to jedyna rozrywka obrazkowa czyli napis: Welcome to my blog), ale nie wiem, czy w opowiadaniu sprawdza się równie dobrze. Jest tu po prostu pusto. Estetycznie, przyjemnie, ale nadal pusto. W Nieracjonalnych miałam do czynienia z obrazem kobiety, z miłym dla oka tłem, które nie było po prostu białe. Menu jest tutaj zdecydowanie widoczniejsze, niektóre podstrony (dobre pytanie: dlaczego tylko niektóre?) zaczynają się uroczym, delikatnym wzorem a’la tribal. Nie jestem w stanie wywnioskować po szacie graficznej, z jaką tematyką mam do czynienia. Nie jest to w żadnym wypadku jakiś wymóg, a jednak wygląd blogów z opowiadaniami kojarzy mi się z okładką książki. Twoja nie przykuwa mojej uwagi na tyle, by wśród stu tysięcy innych blogów w całej sieci, zatrzymać mnie na dłużej. Nie mówię tego o historii, pamiętaj, że te słowa dotyczą jedynie moich skojarzeń z szatą graficzną. Jest po prostu zbyt prosta, by zapaść w pamięć. Takie odnoszę wrażenie.

W niektórych notkach są różne czcionki. Zostań przy jednej, wybranej. 
 7/10

Treść i poprawność 
Ocenię te dwa punkty razem, gdyż błędów jest naprawdę niewiele. 

Prologue 
Wszystko świetnie. Krótko jak na prolog przystało, rzeczowo. Można wczuć się w historię, a po sposobie wypowiedzi głównej bohaterki można stwierdzić, że jest normalną babką, która mówi prostym i bezpośrednim językiem, trochę ubogim i swojskim. (np.: Jedyne, co czuję, to to, że moje serce chce wyskoczyć mi z piersi. – osobiście staram się unikać takich wyrażeń, da się je łatwo czymś zastąpić).  

Właściwie ciesze się(…) – cieszę się;

Nie oglądałam Igrzysk Śmierci, nie czytałam, o ile w ogóle taka książka powstała. Wiem, że na pewno jest film. Napisałaś mi jednak, że nie muszę go oglądać. Bałam się, że od początku będę więc mieć jakieś problemy z wczuciem się w historię, ale nic z tych rzeczy. Kilka zdań prologu wystarczyło, bym mogła wyobrazić sobie miejsce akcji, choć opisy wcale nie były tak rozległe. Z resztą nic dziwnego, skoro użyłaś pierwszoosobowej narracji, na dodatek jeszcze w czasie teraźniejszym, a przecież bez sensu byłoby opisywanie w nim myśli. W tak drastycznej scenie żaden bohater nie będzie mówił o tle, bo to nienaturalne i ludzie tak nie robią. Taka narracja to według mnie najgłupsze rozwiązanie, jakie pisarz może wybrać spośród kilku innych nie tylko prostszych, ale i wygodniejszych. Narracja pierwszoosobowa w czasie teraźniejszym jest trudną poprzeczką, bo musimy pamiętać, by trzymać się jej cały czas, bez wyjątku. Bardzo mała ilość książek czy nawet pamiętników pisana jest w czasie teraźniejszym, więc naturalnym odruchem jest wciskanie wtrąceń w czasie przeszłym w swoją powieść, bo taką najłatwiej przyswoić i czasem trudno jej się wyzbyć. Poza tym czytelnik może za bardzo wczuć się w sytuację bohatera i nagle pomyśleć: zaraz, zaraz… przecież to wszystko jest w czasie teraźniejszym. To jak? Ona to przeżywa i od razu zapisuje…? Rzadko, ale zdarzali się już i tacy wnikliwi. Pewnie dlatego tak mało powieści powstało opartych na tym czasie, jest on po prostu uciążliwy nie tylko dla samego twórcy.

Nie podoba mi się natomiast posłowie. Od razu po prologu zaspoilerowałaś to, co znajdziemy w przyszłości tej produkcji. To nie do przyjęcia, bo przecież czytając dobry kryminał, który zaczyna się w tajemniczym miejscu, z tajemniczą postacią w tle, nagle autor nie przerywa i nie opowiada: w następnym rozdziale będzie o głównym bohaterze więcej, zaczynam od tego momentu, później będzie to i to. A Ty tak zrobiłaś. Nie musisz nic wyjaśniać, po prostu pisz do przodu, a czytelnik pójdzie za Tobą i sam wydedukuje, o co chodzi. Nie odbieraj przyjemności z czytania. Nie rób też z czytelników ignorantów, którzy nie będą wiedzieli, co właśnie przeczytali. Spokojnie domyśleli by się wszystkiego w następnych notkach bez Twojego wyjaśnienia.

Cudownie, że do każdej notki dodajesz jakąś linię melodyczną. W rozdziale pierwszym pojawia się na początku, w prologu natomiast na samym dole notki. Dobra rada, byś umieszczała link zawsze nad tekstem, wtedy czytelnik będzie mógł słuchać utworu w czasie czytania. 

[1.1] I was blessed with a curse. 

W prologu była inna czcionka. 
Rozejrzałam się ostatni raz, by zobaczyć czy ktoś jest w okolicy. – czy ktoś był w okolicy. Trzymaj się jednego czasu. Tutaj jest to czas przeszły. 

- Chciałabym znaleźć nowe zioła na poparzenia. – Powiedziałam(…) – źle zapisujesz dialogi. Zasada jest bardzo prosta i przyjemna. Otóż wszystkie czasowniki po drugim myślniku, które dotyczą wypowiedzi danej osoby, na przykład: powiedział, zamyślił się, stwierdził, warknął, mruknął (i wszystkie podobne) powinny być zapisywane z małej litery. Jako że mają one związek z wypowiedzią, na samym jej końcu nie ma kropki. Poprawnie więc jest: 
- Chciałabym znaleźć nowe zioła na poparzenia – powiedziałam. 

Gdyby jednak po myślniku nie wystąpiło określenie dotyczące wypowiedzi, dialog wyglądałby zupełnie inaczej, na przykład: 
- Chciałabym znaleźć nowe zioła na poparzenia. – Wstałam z krzesła i podeszłam do okna. 
Wtedy na końcu wypowiedzi pojawia się już kropka, a opis zaczyna się wielką literą. Jest tak, ponieważ to, że bohaterka coś powiedziała oraz fakt, że wstała z krzesła, nie mają ze sobą bezpośredniego związku. Dotyczą różnych kwestii. Jeśli wciąż masz problemy z poprawnym zapisem dialogów, zajrzyj TUTAJ (Encyklopedia Shiibuyi –notka o dialogach).

Szczerze powiedziawszy, bardzo się męczę w takiej narracji, ponieważ bohaterka swoimi słowami operuje dość nienaturalnie. Najpierw rozmawia z Madley, potem opisuje swoje relacje z mężem, wcześniej dokładnie sama się opisuje. Brzmi to dość dziwacznie, bo bardzo na siłę. Człowiek rzadko sam sobie opowiada to, co ma w głowie. Może lepiej byłoby ukazać czytelnikom przeszłość bohaterki, kreśląc jakąś scenę retrospekcji, może jakiś sen? Naprawdę fatalnie brzmią słowa postaci, która wszystko dokładnie opisuje, jak kawa na ławę, wprost. Czytelnik nie ma pola do popisu, nie ma co kombinować, wnioski wysuwasz sama, moim zadaniem jest w tym momencie tylko to przeczytać i zapamiętać. Przedstawiłaś bohaterkę bardzo szczegółowo, w krótkim rozdziale mogę bardzo dobrze i szybko zapoznać się z jej przeszłością, z jej planami, jej rodziną. Dokładnie z każdym aspektem. Za szybko, za dużo. Lubię bohaterów, których mogę odkrywać stopniowo. Którzy wnoszą coś nowego z rozdziału na rozdział, a tutaj klika zdań – a ja mam cały obraz. To tak, jakbyś teraz w pierwszym rozdziale wyczerpała temat bohaterki, a potem zajęła się już tylko linią fabularną, głównym wątkiem.

Dodatkowo mam wrażenie, że opisy bohaterki chociażby odnośnie swojego męża są miałkie. Długo opisane, ale bez emocji. Jak gdyby Spencer tylko mówiła, mówiła, mówiła, ale przy okazji nie wyrażała żadnych uczuć. To nie jest dobre, jeśli chodzi o narrację pierwszoosobową. Ludzie przeważnie wykorzystują ją do opisywania pamiętników, relacji, ale również przemyśleń. A Spencer tylko mówi… mówi… mówi… opisuje… opisuje… jest w tym strasznie sztywna. Mało ludzka. Ją poznałam aż za dobrze, ale za to Madley – wcale. Wiem, że jest stara i zna się na ziołach. Lubi też pieszczotliwie nazywać główną postać. Trochę mało. Nie ma w tym równowagi. Wiem, że Spencer potrafi szyć i gotować, ale nie mam pojęcia jak wygląda, co ma na sobie. I jak wygląda Madley.

Skupiłaś ten rozdział na skrupulatnym i dobitnym przedstawieniu głównej bohaterki, co mogłaś etapami podzielić na kilka rozdziałów, natomiast najmniej skupiłaś się na elemencie losowania. Jest po prostu słabo opisany i krótki, a przecież powinien być tym najbardziej zaskakującym, interesującym, w czasie którego powinnam czuć ciarki. Nie wiem, czy jestem w jakimś pomieszczeniu, czy na dworze. Nie wiem, kto mnie otacza. Jakiś tłum ludzi. Trochę mało jak na opis. Jak wyglądają? Czy uczestniczą tam wszystkie klasy społeczne, a może sami biedacy? Jak wygląda i kim jest kobieta, która uśmiechnęła się do kamer? Co znajduje się w tle? Nie słyszę zgiełku. Coś tam o płaczącym mężu… więc słaby psychicznie, skoro nie mógł zadziałać. Powinien ją wesprzeć, a on się popłakał. Gdzieś wcześniej pisałaś, że był mentorem, więc miał jakieś wpływy. Mógłby poruszyć niebo i ziemię, powinien to zrobić. Oczywiście, jesteś autorką i to Twoje opowiadanie, ale trochę nie trzyma się kupy. Miałam ten sam problem, gdyż zaczynałam moją przygodę z pisaniem od fanfików na temat Tomb Raider i gdzieś w podświadomości utknęła mi myśl, że przecież Ci, którzy czytają moje opowiadania, znają serię gier i filmów, postać Lary, miejsca akcji, więc w sumie nie muszę tego opisywać. BZDURA. Opisów nie da się w jakiś sposób pominąć i nie ma żadnego wytłumaczenia na ich brak. W tym momencie fakt, że ktoś grał w grę czy oglądał film – nic nie zmienia. Tutaj chodzi o poruszenie wyobraźni czytelnika. Czytając opis miejsca, wyobrażam je sobie – to naturalny odruch, dla którego tak bardzo kochamy czytać. Aktualnie mam tylko pustkę w głowie, bo nie bardzo wiem, gdzie idzie Spencer, wiem tylko, że musi tam być, bo obecność jest obowiązkowa. Szkoda, że nie tupnęła nogą, tylko od razu przytaknęła i pogodziła się ze swoim losem. Ciągle podkreślasz, że tu chodzi o jej życie, ale sama zachowała się tak, jakby miała je w nosie. Dobra, straciła przytomność. Ale to znowu czynność! Gdzie są te kipiące emocje? 

Ból przemija, ale na chwile. – chwilę. Pilnuj ogonków. 

[1.2] I wanna fight 
Początek bardzo mi się podobał. Od razu mam dziwne wrażenie, że to nie ta sama Spencer. Wyluzowała, zaczęła używać kolokwializmów. W tym rozdziale jest pełno gaf odnośnie czasu. I znów: 
Jeszcze dobrze się nie wybudziłam, a już czułam, że jedziemy pociągiem. – jechałam.

W pewnym momencie zepsuło Ci się justowanie tekstu. 
(…)byli najbardziej wpływowymi i bogatymi osobami, nie liczą prezydenta Snowa. – licząc. 
Po przeczytaniu jej, poczułam w żołądku nagły głód.przeczytanie to nie czasownik, ale rzeczownik, więc przecinek jest tutaj zbędny. 

Nagle usłyszałam kroki, więc odwróciłam się w stronę, z której dobiegały. Nagle stało się coś, co mnie bardzo zdziwiło. Była tu osoba, której bym się nigdy nie spodziewała. – powtórzenia. Są dość drażniące, więc staraj się używać synonimów (który-jaki, nagle-niespodziewanie, naraz, gwałtownie, raptem, znienacka itp.). Przed każdą publikacją przeczytaj cały rozdział raz jeszcze, najlepiej na głos, powoli. Wykluczysz literówki, powtórzenia i błędy czasowe. 

(…)jaka bym chamska, ironiczna i nie miła była. – niemiła – nie z przymiotnikami piszemy łącznie.

Ten rozdział jest dużo lepszy od poprzedniego, ukazał się opis wyglądu głównej bohaterki. Naturalnie brzmiący dialog z mężem. A jednak mam wrażenie, że Spencer nie jest taką sobie zielarką. Mówi konkretnie, nie puszczają jej nerwy (ma je jak ze stali), zachowuje się jak pani policjant, a nie zielarka. Zazdrość Seana też dziwaczna. Być może niedługo będzie musiał pochować własną żonę, a on się martwi o jej wierność? Za dużo chcesz pokazać naraz. Ten moment byłby dobry, gdyby już w ogóle istniały jakieś nadzieje na przeżycie. Sama wiele razy bohaterka podkreśliła, że ich nie ma. W tym momencie przyszło mi na myśl, gdy Spencer czwarty raz zaznaczyła ŻE NIE WYGRA -  że jednak wygra, tak się skończy i w sumie łatwo przewidzieć, co będzie dalej. Zauważyłam, że bardzo lubisz podkreślać bardzo istotne elementy. Czytelnik nie jest głupi, dotrze do niego raz wymieniona kwestia. Jakoś brakuje mi w tym wszystkim smutnych spojrzeń, frustracji, przytłoczenia. Brakuje mi ludzkich odruchów, ale nie takich jak mycie zębów. Emocji, strachu, krzyku. Prolog był nimi nasycony, a teraz, gdy na główną bohaterkę spada tragedia niczym grom z jasnego nieba – jest nawet całkiem pogodnie. Niby zaznaczyłaś w jednym z komentarzy, że Spencer będzie się zmieniać. Ale ona się zmienia co sekundę, raz przeżywa, że umiera, a raz ma to w dupie. Przepraszam za wulgarność, ale to wszystko dzieje się za szybko i jest totalnie niepoukładane, choć na pierwszy rzut oka wygląda zupełnie inaczej.

Nie rozumiem. To jest jakiś ogromny pociąg z osobnymi pokojami i salą do ćwiczeń? Myślałam, że to fanfik Igrzysk, a najwyraźniej ktoś użył zaklęcia powiększającego, którym Hermiona powiększała sobie torebkę czy namiot w historii o Harrym Potterze. Nic dziwnego, że łatwo się zgubić w opowiadaniu. Niby napisałaś, że Spencer czuła, iż pociąg się zatrzymuje. A jednak nie wysiadła z niego, nie przeniosła się gdzieś indziej. I kto to jest Toby? Gość zjawia się nagle, rzuca kilka rad i sobie odchodzi jakby nigdy nic. 

- Dobra, to powodzenia, idzie. I pamiętajcie, sojusze są najważniejsze - pomachał za nami Toby. – idźcie. 

(…)nawet fajtłapa David zabiłby mnie szybciej i sprawniej, niż ja jego. – jeśli spójnik niż nie oddziela od siebie dwóch czasowników, przecinek przed nim nie jest potrzebny. 

Gdy sama akcja na dachu nam nie wystarczyła, przenieśliśmy się do łóżka, gdzie spędziliśmy cudowne chwile... Ciesze się, że to zrobiliśmy. To jest nasz ostatni raz, bo zapewne umrę na arenie. Mam nadzieję, że Sean ułoży sobie życie na nowo, a nasza córeczka będzie szczęścia. Myśląc o przyszłości mojej rodziny, położyłam się na klatce piersiowej Seana i usnęłam z uśmiechem na ustach... – ‘Wierzę w jeden jedyny święty i poprawny czas przeszły.’. 

Szczerze mówiąc, liczyłam na odrobinę pikanterii. Po udanym występie (którego opis znów dość miałki: zrobiłam to i to, było tak i tak) miło czytałoby się nie tylko o pocałunkach. Mogłaś troszkę dać się ponieść wyobraźni. Wiadomo, nie trzeba opisywać od razu wszystkiego, ale chociaż uszczerbek, dla smaczku. Dla mnie? Trochę za grzecznie. Jak gdyby dwudziestoczterolatka bała się powiedzieć seks i szukała zamienników: zrobić to, ostatni raz itp. W ogóle czasami chyba zapominasz, że ona ma 24lata. Czasem zachowuje się jak w czasie buntu młodzieńczego, a innym razem jakby już dawno nieświadomie cierpiała z powodu menopauzy.


[1.3] Bury all your secrets in my skin.
Patrząc na przeciwników wiedziałam, że nie będzie łatwo. – kiedy używasz imiesłowu (wyraz zakończony na -ąc, -łszy, -wszy), musisz oddzielić go przecinkiem od kolejnego czasownika w zdaniu złożonym.  

Na początku bohaterka coś mruknęła, że zastanawia się nad walką. Pomyślałam: wow, może w końcu okaże trochę energii, trochę emocji, w końcu poznam co myśli, a nie tylko co robi. Ale to zdanie skończyło się równie szybko, jak się zaczęło, a później już znów nastąpił wysyp wszelkiego rodzaju czasowników. Poszła tu, zrobiła to i to. W sumie gdyby nie prolog, pomyślałabym, że nic się nie zmienia od początku aż do końca. Ktoś już zauważył to w komentarzu - jakby dwie różne osoby pisały prolog i całą resztę. Mamy rozdział trzeci, a ja od pierwszego nie zauważyłam jeszcze większego progresu. Dziwne wydało mi się stwierdzenie: „zaoferował się chłopak”. To wszystko są myśli Spencer, więc raczej powinna inaczej opisywać swojego męża. Mężczyzna? Jej mężczyzna? Mają razem dziecko, a ona wciąż określa go tak płytko. Jak gdyby był tylko zwykłym chłopakiem.  

Fajnie, że Spencer ma stylistę, ale szkoda, że nie mogę go sobie wyobrazić. Nie ma żadnych oczu, żadnych zarysów, żadnej mimiki. Żadnego stroju. Nic nie ma. Jest pusty jak wszystkie inne postacie poboczne. Wzmianka o kombinezonie przewidywalna – trochę o kolorach, kilka wskazówek, ale ogólnie do tego momentu rozdział ciągnął mi się jak flaki z olejem. Jakoś nie mogę polubić ani Spencer, ani jej męża. Ona jest zmienna (ale nie jak kobieta, tylko jeszcze gorzej) – raz pyskata, raz wystraszona, trudno w rzeczywistości poznać jaki ma charakter, bo jest niestały. Być może tak jest w ludzkim życiu, ale w książce trzeba to jeszcze opisywać – każdą najmniejszą zmianę, bo każda musi mieć powód i konsekwencję. U Ciebie na razie to jest wszystko na pół gwizdka, ale da się to dopracować, potrzeba jedynie wprawy. Więc pisz jak najwięcej, najdłużej, wyczerpująco. To przecież praktyka czyni mistrza, a takim mistrzem możesz być, zasługujesz na to, bo w tym wszystkim czuć potencjał, widoczne są jedynie dziury w opisach, które da się załatać. Na szczęście dalej było już tylko lepiej – sytuacja na arenie, jagody, spotkanie z Davidem – płynnie, lekko. Tak powinna prezentować się całość. 

Te Igrzyska były inne niż wcześniejsze. Kapitol chciał stworzyć atmosferę grozy jeszcze większą, niż kiedyś, ponieważ dystrykty przestały współpracować ze Stolicą. Uczestnicy Igrzysk płacili własną krwią za powstania. Coraz bardziej wierzyłam, że moje szanse na przetrwanie są mniejsze, niż nikłe. – powtarzasz ten sam spójnik, jak gdyby nie było innych. Przed drugim i trzecim przecinek jest zbędny.  


[1.4] I'm bleeding out. 
- Po prostu uciekajmy, po drodze Ci opowiem. - bohaterowie rozmawiając ze sobą, nie muszą używać formy grzecznościowej. W rozmowie nie widać, jaką literą człowiek zaczyna swoje zdanie. Postaw na naturalność. Czytając książkę, możesz zauważyć, że autorzy nie używają w dialogach takiej formy. 
(…)nagle zaczęłam się bać, że na prawdę mogło im się coś stać. – naprawdę. 
(…)poprawę zawdzięczaliśmy tylko i wyłącznie pracą własnych rąk. – pracy własnych rąk.

Naprawdę nie spodobał mi się pomysł maszyn. Nie wiem dokładnie, w jakim wieku, w jakim świecie żyją bohaterowie, ale sam fakt, że mamy wsie, klasy biedne i bogate, zielarstwo… za nic w świecie nie pasuje mi to do maszyn. A z drugiej strony są kamery...takiego robota trudno stworzyć w dobie Internetu, cyfryzacji, dziś – w dwudziestym pierwszym wieku. A tam biegną sobie i przypominają bliskich, ba. Gdyby wykluczyć szok psychiczny, taka maszyna w ogóle nie jest straszna i na pewno łatwo ją rozwalić, wystarczyłoby rzucić gruzem w procesor… a w dwójkę to już w ogóle nie wiem, po co uciekać, to tylko marnotrawstwo sił. Wszystko byłoby w porządku, ale realia starożytności albo jakiegoś zastoju w postępie cywilizacji i elektroniczne kopie bliskich to dwa różne światy. Nie rozumiem tego dlatego, że napisałaś mi, iż nie muszę oglądać filmu. Teraz zastanawiam się, czy aby na pewno nie muszę i czy Twoja wskazówka była właściwa. Jestem w kropce. Skoro stwierdziłaś, że nie muszę, to powinnaś gdzieś naznaczyć wyraźnie wszystkie wątpliwości, jakie może mieć czytelnik, który tak jak ja – nie oglądał filmu czy nie czytał książki. Takich informacji brakuje, szczególnie co do czasu akcji. 

Może i twój mąż chował cię i twoją córkę pod skorupom, ale otwórz oczy. – skorupą. 
Usiadłam znowu na pnie i zaczęłam myśleć o jego słowach. – na pniu/pniach.

Kłótnia z Davidem wydaje mi się dość wymuszona. W sensie, nagle chłopak (wyobrażam go sobie jako dzieciaka, tak się zachowuje na początku, a nie wspomiałaś, ile ma lat. Dla Ciebie to po prostu chłopak, określasz go tak notorycznie, aż do znudzenia) płaczący za bliskimi zaczyna pyskować do starszej osoby, po czym nie wprost zaznacza, że jest na tyle silny, że mógłby ją zabić. Aczkolwiek świetnie popłynął jego monolog. Porównanie do kury – cudowne. TNo ale ile trwa walka na arenie? Drugi dzień? Dzieciaki się aż tak szybko nie zmieniają, obejrzyj The Walking Dead i zobacz ile czasu potrzebował Carl od pierwszego sezonu do czwartego, by stać się kimś silnym. To był zwykły dzieciak z gimnazjum. Również pod wpływem silnych emocji, śmierci matki, narażania codziennie życia – nie zmienił się w dwa dni. Nie wydoroślał w kilka godzin. David - podejrzewam - był jeszcze wczoraj dzieckiem, które trzęsło ze strachu nad kupką roślin, których nie znał. A dziś? Twardo stoi na nogach i wykrzykuje prawdę prosto w oczy starszej koleżance. Fakt, że miał rację, ale mówił zbyt logicznie, zbyt dojrzale. Takie słowa powinny paść przede wszystkim jako motywacja z ust Seana. A on – lelum-polelum – nic, tylko pewnie sam gdzieś płacze.

Scena, kiedy Spencer ogląda walkę Kazerana – naprawdę słaba. Spencer opisuje ją, jak gdyby w ogóle obce jej nagle były jakiekolwiek uczucia. Znów tylko czyny i czyny. A gdzie przerażenie czy zniesmaczenie na widok „wylewającej się krwi” z pleców? (swoją drogą głupie określenie, krew nie spływa szybko. Ma gęstą konsystencję, szybko też krzepnie. Słowo wylewać nie jest najlepszym wyborem, skoro jest kilkanaście innych opcji do wyboru). Dwa dni, a ona zupełnie skostniała. Na jej oczach znajomy zabija człowieka. To trochę razi mnie jako czytelnika. Całość w tym momencie prezentuje się tak, jak gdybyś dobrze nie przemyślała tego, o czym piszesz. Giną ludzie. Nigdy nie wrócą. Widok krwi jest obleśny. Wystarczyło mi kiedyś wyciągać psisko spod kół samochodu i już wtedy zbierało mi się na wymioty, a tu chodzi o ludzkie życie. Nikogo to nie rusza, wszędzie panuje znieczulica. Rozumiem, może inni bohaterowie byli do tego przygotowywani, ale zielarka, matka Spencer? Kilka godzin w sali ćwiczeń nie mogło przynieść takich efektów! I teraz moje pytanie do Ciebie: to zabieg totalnie celowy, a może brak wyczerpania tematu i problemy z wczuciem się? 

Moje przeczucie już nie po raz pierwszy miało rację. – dziwne, bo ja mam wrażenie, że wcześniej nigdy Spencer o swoim przeczuciu nie wspominała, do tej pory miała jedynie szczęście i chowała się po jaskiniach albo w krzakach. Nic jeszcze wielkiego nie zrobiła, oprócz tego, że unikała śmierci. Ba, w ogóle starć.  Chciałabym móc brać udział w historii, w której kompletnie nieprzeszkolona (bo ćwiczeń też nie opisałaś dokładnie) uczy się od podstaw – jak wspinać się po drzewach, jak zachowywać się cicho w terenie, jak tropić… a ona ciągle farci i się chowa. Jak mamy ją lubić jako główną bohaterkę, skoro przez całe opowiadanie nic nie robi, a na końcu pewnie umrze jako osoba szara (taka sama, jaką była od początku) albo zbierze wszystkie laury za wygraną? Niezasłużenie?

Ha! Kazeran nie ma jakichś przypadkowych polskich korzeni? Ja bym nie dał rady? – idealnie pasuje mi pod taki charakter typowego polaka. Bardzo go polubiłam, dużo bardziej od Seana i chyba nawet bardziej od samej Spencer. Facet wie czego chce, robi swoje, trochę się poturbował, ale i tak zgrywa twardziela. Przy tym wszystkim dialogi z nim są przyjemne, można się uśmiechnąć do siebie, czytając jego kwestie. Widzisz, nadałaś mu jakiś konkretny charakter i od razu można się w niego wczuć. Reszta bohaterów wciąż coś zmienia albo wciąż czegoś nie ma opisanego, aby lepiej ich poznać. 

Nie życzę sobie takich tekścików. Pomagam Ci tylko i wyłącznie z dobrego serca, nie potrzebuję nic w zamian, szczególnie takich tekstów.zabrzmiało groźnie, ale znów jest forma grzecznościowa (co dziwne – czasem o niej zapominasz w dialogach, co jest akurat plusem, ale widać w tym niekonsekwencję) i powtórzenie tego samego określenia, ciut przekształconego też nie brzmi dobrze, gdy czyta się to na głos. Spróbuj coś zmienić, na przykład w drugim zdaniu zamiast takich tekstów, napisz może coś w rodzaju głupich docinek. 

Powiedziałam i pobiegłam w stronę źródełka, po czym wróciłam do niego z pełną butelką. – to zdanie brzmi, jak gdyby Spencer pobiegła do źródła, a potem wróciła do tego źródła z pełną butelką. Bez sensu, gdyż zgubiłaś gdzieś zaimek świadczący o obecności Kazerana, a nie źródełka. 

Poczułam ulgę, że nie został wyświetlony David. Cieszyłam się, że jeszcze żyje i miałam nadzieję, że jeśli nie ja, to on wygra. Zasługiwał na to. Gdy doszliśmy do dziupli, Kazeran wgramolił się do środka(…). – jak Spencer może mieszkać z Kazeranem, mając świadomość, że człowiek ten może zaraz zginąć. Ba, powinien zaraz zginąć. Chcąc wygrać, powinna go sama zadźgadź w nocy, skoro nagle tak skostniała. Jeśli bierze pod uwagę wygraną swoją albo Davida, dlaczego w ogóle traci siły i czas na pomaganie komuś, kto jest tylko przeszkodą? I w którym momencie Spencer nagle zaczęła w ogóle brać pod uwagę, że może jej się uda? Ja wiem, że pewnie po słowach Davida, ale nawet ich dobrze nie przemyślała, a już ukazujesz nam jej cudowną odmianę. Kolejna twarz Spencer w tak małym odstępie czasowym. 

[1.5] When you've got so much to lose. 
Jak się dowiedziałam, że to ostatni rozdział, to pomyślałam, że chyba ktoś sobie ze mnie żartuje. W tym opowiadaniu jeszcze nic ciekawego się nie wydarzyło. To znaczy cały początek był ciekawy, ale właśnie – ciągle miałam nadzieję, że to nadal początek i wszystko wciąż jest przede mną. Że jeszcze nie poznałam większości bohaterów, jeszcze nic się nie rozkręciło, Spencer nic jeszcze nie potrafi. A tu psikus i koniec. Ten rozdział zaczyna się tak samo jak poprzedni. Ktoś się budzi, coś się dzieje. Przyrządzanie nad ogniskiem zwierzyny, którą się upolowało wcześniej jest nie lada wyzwaniem, dlatego wciąż nie wiem kiedy i gdzie Spencer nauczyła się sztuki przetrwania. Ja w tej historii widzę potencjał na kilka części, a nie kilka krótkich rozdziałów. Brakuje mi jakiegokolwiek rozwinięcia. Tu po prostu jest długi, długi wstęp i nagle pojawia się epilog. 

Poczułam silne uczucie głodu w brzuchu. Przez całą noc nie spałam, jednak nie czułam się senna. – poczuć uczucie to masło maślane. Nie mogłaś napisać, że Spencer czuła się głodna albo po prostu poczuła głód? Pozbywaj się powtórzeń, gdyż przez nie tekst staje się mniej wartościowy i płytki. 

Znaleźliśmy się przez chwile na otwartym, skalistym podłożu(…) – chwilę. 

(…)nie potrafiłam się skupić na niczym innym, niż desperackie utrzymanie się przy życiu. – przecinek zbędny, niż nie ma po sobie czasownika. 

Jak swędzi cię ręka to podrap się nią własnym kutasem, a nie moim ciałem. – wiem, co chciałaś napisać, ale dziwnie wyszło, jeśli brać dosłownie sens zdania. - Jak swędzi cię ręka, to podrap się po niej własnym kutasem(…). – bez sensu byłoby drapanie członka, jeśli swędzi ręka. Aczkolwiek w końcu Spencer pokazała rogi, czekałam, aż przestanie być biedną owieczką bez nadziei.

Myślałam, że Kazeran się pomylił. Że zauważył jej inicjatywę i po prostu się wkręcił, chcąc bawić się dalej. Kiedy przeczytałam to, co opisałaś dalej, opadła mi szczęka. Ze zdziwienia - to plus. Ale fakt, jak potoczyła się dalej historia, pozostawia wiele do życzenia.

Jejku, co Ty z niego zrobiłaś. Moja ulubiona postać okazała się psychicznym burakiem. I to tak nagle, choć wcale nieprzesadnie zaskakująco. Do tej pory Kazeran uchodził za fajnego cwaniaczka z charakterem, któremu aż tak nie zależało na Spencer (gdy mieli możliwość bycia w sojuszu, powinien się o to zabiegać, a jemu było to zupełnie obojętne i pozwolił jej samej podjąć decyzję, a istniało prawdopodobieństwo, że mogłaby się nie zgodzić. Znów niekonsekwencja autorki - wyssałaś chorobę Kazerana z palca w ostatnim momencie, nie myśląc chyba o niej wcześniej). Wszystko odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, ale to nie jest dobre – tak rzucać niespodziankami, które i tak uprzedzasz myślami Kazerana. Dziwne, że wcześniej nie mogliśmy na przykład widzieć oczami Seana całej sytuacji. Dopiero w tym rozdziale pokazujesz coś nowego i od razu sekundę po tym następuje atak. Piszesz wprost, niedelikatnie pod względem umiaru w przekazie treści. Mogłaś rozciągnąć to w czasie, ukazać większe oznaki choroby Kazerana, które dostrzegłby czytelnik już wcześniej, potem wprowadzać niepokój, wywołać dreszcze na mojej skórze. A tu ani dreszczy, ani niepokoju. Nie miały się kiedy pojawić, bo sypiesz akcją-reakcją za szybko. Ledwo zdążyłam skumać, co miał w głowie Kazeran, a już przyszło mi być w trakcie walki jego i kobiety. Zwolnij i poukładaj wszystko, żeby było mniej przewidywalne, powoli się rozkręcało. Całe opowiadanie wygląda tak, jak gdybyś jednego dnia usiadła i napisała całość. Do tej pory za dużo spoilerowałaś. Zdradzałaś, co się wydarzy. Napisałaś o ataku i faktycznie był. Piszesz, co się stanie, a potem tak się dzieje. Tylko że czytelnik nie lubi czytać o tym, o czym już się dowiedział. Czytamy książki, by się niecierpliwić, gorączkować, odkrywać tajemnice, domyślać się. W tym zabawa. Nie po to tylko, aby czytać. Bo gdybym chciała czytać tylko, żeby cokolwiek poczytać - jako potencjalny czytelnik otworzyłabym książkę telefoniczną. Czyta się, żeby mieć w tym zabawę i miło spędzić czas. A Ty to odbierasz własnym czytelnikom. 

próbowałam wykorzystać tą chwilę - ta chwila - chwilę. Natomiast użyjesz tylko w przypadku, gdy powiesz: z tą chwilą. 

Pojawi się jeszcze epilog, nie wiem dokładnie kiedy (epilog będzie kontynuacją urwanej części z tego rozdziału). Mam nadzieję, że podobało się wam. A teraz przyznawać się, nie sądziliście, że Kazeran zabije Spencer, mam rację? Ba, pewnie myśleliście, że Spencer wygra. Od początku zakładałam, że umrze, tylko w trochę inny sposób. 

W kilu słowach od Ciebie do czytelników przeczytałam, że Spencer umrze. To chyba największy spoiler, jaki spotkałam do tego czasu na wszystkich możliwych blogach. Mam przed sobą jeszcze epilog, a już wiem, jak się skończy opowiadanie. Super. Dziękuję Ci za zepsucie niespodzianki, bo przecież w tym rozdziale de facto Spencer wciąż jeszcze żyje i czytelnik do samego końca nie wie, co się z nią dalej wydarzy. 

Epilog 
Dlaczego prolog nazywa się Prologue, a zakończenie już jest zwykłym Epilogiem?

Spencer umarła. Końcówka nie poruszyła ani mojego serca, ani niczego innego. Opis był miałki, sztywny, trochę patetyczny. Zdecydowanie za mało akcji na samym początku. Niby dałaś nadzieję strzałem, ale prysła ona za szybko, więc to w rzeczywistości żaden walor. Mam dziwne wrażenie, że to opowiadanie nic mi nie dało i powstało trochę na siłę. Nie zżyłam się z bohaterami na tyle, by za nimi tęsknić, z resztą żadnego nie poznałam aż tak dobrze. Cieszę się jednak, że Spencer umarła, bo przy tej narracji i sposobie jej myślenia przez całe opowiadanie, wszystko wskazywało na to, że przeżyje, a nikt nie lubi przewidywalności.

Końcówkę napisałaś już w trzeciej osobie, ale brzmi to jak białe napisy na czarnym tle pojawiające się pod koniec filmu. Po prostu kto i co zrobił po śmierci głównej bohaterki. Dlaczego nie mogłaś jej olać i opisywać dalej całego przebiegu Igrzysk? To by było niesamowicie zaskakujące, gdyby nagle zmienił się główny bohater z drugoplanowego, a tak jest po prostu zwykły, szary koniec. Nie wiem, po co w którymś rozdziale w ogóle podałaś listę uczestników, skoro opowiadanie jest aż tak krótkie i połowy z nich nawet nie zdążyłam poznać. To tylko niepotrzebne dawanie czytelnikowi zapewnień, że coś się wydarzy, coś się stanie. A w sumie nie wydarzyło się nic wielkiego, z tego tekstu nie jestem w stanie wynieść żadnych wniosków, żadnej puenty. Zaczęło się i skończyło. Kiedy pojawia się karabin na deskach teatru – musi wystrzelić. Taka jest główna zasada. W tym opowiadaniu nie było fajerwerk, ale niesamowity potencjał. Fajna historia, niegłupia bohaterka, chociaż skąpo opisana… zastanawiam się tylko, czy potencjał nie tkwi w fabule znanej z filmów czy książek...

Musisz dać z siebie więcej. Wycisnąć z siebie, ze swojej głowy, ze swojego serducha, spod swoich palców uderzających o klawisze dużo, dużo więcej. By bohaterowie mocniej czuli, mocniej walczyli, mocniej żyli. Więcej akcji, bo jej tu tyle co kot napłakał. Akcję opisuj krótkimi zdaniami pojedynczymi, aby czytelnikowi przyspieszało bicie serca w czasie czytania. Poziom adrenaliny musi wzrastać, gdy ktoś umiera, a tu nawet obok śmierci głównej bohaterki przeszłam obojętnie. Wplataj więcej myśli. Więcej uczuć. Nie spoileruj pod rozdziałami, co będzie w następnym i nie uprzedzaj czytelnika, o czym zaraz ma przeczytać. Mieszaj, ale z rozumem. Każde zdanie przeczytaj trzy razy, przemyśl i zamknij oczy. Wyobraź sobie, ale nie tylko puste ruchy bohatera. Również tło, ubiór postaci w nim, krajobraz, zachowanie zwierząt, odgłosy natury… masz taki fajny temat, a w ogóle go nie wyczerpałaś. 

To samo tyczy się poprawności – nie masz z nią problemu, po prostu nie sprawdzasz uważnie tekstu, dlatego niektóre potknięcia są takie banalne. Kiedy siadasz przed monitorem, na te kilka chwil skup się maksymalnie i pozwól wyobraźni odlecieć, a przy tym pilnuj faktów i proszę, nakieruj czytelników, w jakim okresie mniej więcej dzieje się akcja i w jakim wieku są bohaterowie, którzy otaczają Spencer. To ważne, bez tego ani rusz, do tej pory nie wiem, po co Kazerowi była sześć lat starsza babka i ile lat miał David. No chyba, że to jakiś alternatywny świat, ale wtedy w podstronie o blogu zdecydowanie więcej informacji powinno być zawartych. 

Treść: 25/40
Poprawność: 14/20
RAZEM: 39/60

Ramki
O mnie – ciekawa forma, ale dwie różne czcionki. 
O blogu – gdyby to opowiadanie miało dziesięć rozdziałów, mogłabyś sobie pozwolić na taki opis. Ale to, co opisałaś, to nic innego tylko treść pierwszego rozdziału. Czytelnik będzie się potem bardzo nudził w czasie czytania tej notki. Skróć ten opis do minimum, a najlepiej wspomnij tylko, że piszesz po prostu o Igrzyskach. Opowiadanie jest naprawdę krótkie, nie potrzeba mu większego opisu. Dla niewtajemniczonych: może lepiej byłoby ułożyć taki spis alfabetycznie? Jest kilka elementów, które powinnaś tam dodać, ale napisałaś, że podstrona w budowie, więc nie martwię się na zapas, a jedynie podkreślam, że ta podstrona może uratować niektórych czytelników, więc rozwiń ją bardziej.

W tej podstronie mogłabyś umieścić odnośniki do rozdziałów. To ułatwiłoby buszowanie po blogu, gdy brak szerokiej listy lub archiwum.

Do innych podstron nie mam żadnych wskazówek. Dobrze, że masz spamownik. 
4/5

Punkty dodatkowe
-1 za treści spoilerujące – pozbądź się ich, zanim natkną się na nie inni czytelnicy! 

Podsumowanie całkowite
Zdobyłaś: 57/89 
Ocena: dostateczny (3)

4 komentarze:

  1. Dziękuję za ocenę! Właśnie zaczynam pisać kolejne opowiadanie, już nie fanfiction, ale coś "swojego" i pewnie również się do Ciebie zgłoszę, bo Twój styl ocen najbardziej mi odpowiada :)
    Co do Spencer: ona nawet dla mnie była ogromnym wyzwaniem. Zamarzyłam sobie, żeby była tak cholernie zmienna. Czemu była oschła do męża? Opisałam to w jednym z rozdziałów. Chodziło o to, że on ją nie wspierał gdy najbardziej tego potrzebowała i stąd ta "bariera" do niego. Napisałam o nim "chłopak" bo nie chciałam, żeby były powtórzenia. Mało też pisałam o nim i ich córce, ponieważ miał być drugi sezon o tym.
    Sean- pytałaś się, czemu on się wtedy rozpłakał. Nie mógł nic innego zrobić. Na Igrzyskach była możliwość zgłoszenia się za kogoś, ale jedynie za osobę tej samej płci. A Sean, nawet jeśli, nie mógł zgłosić się za Kazerana, ponieważ musiał zająć się córką. Był słaby psychicznie, racja, ale kto by nie był w takim miejscu? Trochę naciągnęłam to, że mógł wrócić do bycia mentorem. W filmie było dwóch mentorów, ale kobieta i mężczyzna. Nie mógł postawić się Kapitolowi, ponieważ mogliby go nawet zabić (nikt nie mógł przeciwstawiać się Stolicy, ponieważ to podchodziło pod bunt).
    Ten spoiler w przedostatnim rozdziale to była moja wpadka! :D Początkowo śmierć Spenc była w notce 1.5, ale później wzięłam połówkę do Epilogu i tam dokończyłam. Zapomniałam po prostu usunąć ten spoiler, głupia ja :D
    Ja wiem, że krótkie notki, ale taki miałam zamysł początkowy. I teraz pewnie pytanie "DLACZEGO?". Dlatego, że moje opowiadania kończyły się po max 3 notkach długich. Nigdy nie potrafiłam napisać opowiadania do końca. Pewnie przez moje lenistwo, ale cicici. Stąd też to opowiadanie miało być krótkie. Chciałam sprawdzić, czy dam radę napisać choć jedno opowiadani od początku do końca, no i udało mi się i mimo wszystko jestem z siebie cholernie dumna :) Tak, na opisy wiele osób w komentarzach mi pisało, że jest ich za mało!1!oneone!, ale trudno mi było się tego wyzbyć. Miałam taką manierę, za bardzo lubię konkrety :P Ale już wiele się nauczyłam na błędach tego opowiadania i myślę, że następne będzie odrobinę lepsze.
    Ach, prolog to moja najukochańsza część tego opowiadania. Uwielbiam pisać o uczuciach, ale nie potrafię napisać opisu. Co za tym idzie, akcja też kuleje. Teraz pewnie pytanie "skoro uwielbiasz pisać o uczuciach, to czemu jest ich tak mało?" Dlatego, że w tamtym świecie nie ma uczuć. Są tylko szare realia i nawet większego szczęścia tu ze świecą szukać (mimo tego, że ma się kochającą rodzinę). Tu każdy dzień jest walką o przetrwanie. Tu był mój ogromny błąd, że nie opisałam tego i nie dałam się wczuć czytelnikowi lub osobie, która nie czytała Igrzysk.
    W dystryktach mieszkali ludzie, którzy mogliby być nazwani niewolnikami, więc u nich była bida z nędzą. Ale, ale! Kapitol to było tak rozwinięte miasto, mieli taką technologię, że za 100lat jeszcze czegoś takiego nie wymyślą. To też powinnam była opisać, ja wiem. Za bardzo skupiłam się na brnięciu dalej i dalej do końca, zamiast skupić się na rzeczach ważnych i pobocznych.
    Cóż, w 100% zgadzam się z oceną i bardzo za nią dziękuję :) Jak jeszcze mi się coś przypomni to napiszę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam jestem z bloga Deidara-Tsudo, odpowiadam na komentarz :)
    Spoczko, ja rozumiem i zgadzam się na wszystko, aczkolwiek mam taką propozycję... Możemy się umówić tak, że przeczytasz całość, aby mieć rozeznanie, a ocenisz tylko wybrane notki? Może być nawet jedna, zresztą one nie są długie, z paroma wyjątkami. Bo szczerze, to zależy mi bardziej na ogólnej ocenie, niż wytykaniu każdego brakującego przecinka. Mniej więcej znam swoje słabe punkty :P (jak zobaczysz moje dialogi, to zejdziesz na palpitacje...).
    A jeśli taki układ ci nie pasuje, to ok, proszę w takim razie, abyś skupiła się na nowszych rozdziałach ;) (i ewentualnie pierwszym, aby wiedzieć (bardzo) mniej więcej o co chodzi).
    Pozdrawiam, możesz odpowiedzieć mi tutaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się układ, w którym czytam całość, a poruszam kwestie istotne :) to właśnie nazywam oceną szczątkową, gdy nie wytykam każdego przecinka, ale zaznaczam najważniejsze aspekty. Trudno czasem mi pisać o wszystkim, a już szczególnie o przecinkach, gdy ktoś ma 30 rozdziałów, ocena powstawałaby wtedy kilka miesięcy :) przeczytam więc całość, skomentuję to, co będzie dla mnie istotne i co będzie wymagało 'dobrej rady' :)
      Również pozdrawiam, życzę miłego dnia.

      Usuń
    2. No to się dogadałyśmy :D super!!
      A skoro już otwarłam koncert życzeń... skup się, proszę jeśli możesz, raczej na treści niż na grafice, bo jestem "graficzno-komputerowym" inwalidą ;_;

      Usuń