Adres bloga: Naprawiam
siebie
Autor bloga:
tpiapiac
Oceniający:
Skoiastel
Pierwsze
wrażenie
Muszę przyznać, że nie zaczęłam pisać oceny od razu
po przeczytaniu treści, a przecież zakończyłam przygodę z czterema notkami już
na samym początku tego miesiąca. Potem dodałeś jeszcze jedną – ku mojej
uciesze. Jakoś nie mogłam się za to zabrać, teraz właściwie dopiero doszłam do
wniosku, dlaczego. Po prostu Twój blog dał mi dużo do myślenia. Opisana
sytuacja, w jakiej znalazł się Twój bohater jest delikatna i tak do niej
podchodziłam od samego początku. Jako że na co dzień obracam się w
towarzystwie, które nie jest przesadnie zróżnicowane - są to właściwie sami
przyjaciele (przyjaciele, nie przyjaciółki) - czytając opisaną przez Ciebie
historię, miałam przed oczami również małe zamieszanie związane z podobnymi
problemami, z jakimi zetknęli się co niektórzy z nich. Ich zwierzenia,
zachowanie czasem mogłam rozpoznać w Twojej treści. To dlatego tak długo ją
analizowałam, choć właściwie na pierwszy rzut oka prosta - to wcale taka nie
jest. Żadne życie takie nie jest. A już na pewno nie to, które ktoś postanowił
poświecić dla drugiej osoby - tym bardziej, jeśli owa "połówka" nie
była tego warta. Ale zacznijmy może od początku...
Już kiedy zobaczyłam zgłoszenie, pomyślałam sobie, że
chcę i muszę to przeczytać. No dobrze, może kierowałam się genialną belką, nakierowującym
na gatunek adresem i nagłówkiem. Ale im bardziej zagłębiałam się w odmęty
podstron, tym bardziej wiedziałam, że jest to blog dla mnie i, nawet gdyby
Gnomiak oceniałby to dzieło, ja i tak prędzej czy później zagłębiłabym się w
treść – tym bardziej, że nawet w opisie siebie postawiłeś na opis
psychologiczny (4w5). To również sprawiło, że chciałam przeczytać chociażby
fragment twórczości osoby o takim samym enneagramie jak mój. Ciekawi mnie Twój
styl, gdyż sama również piszę.
Adres niezmiernie intrygujący i trafny, ma swój wdzięk i
zapada w pamięć, a fakt, że jest jednocześnie tytułem opowiadania to dodatkowy
plus – nie kombinujesz, bo po co. Tym bardziej że dwa, oddzielone myślnikiem
człony są w języku polskim, aczkolwiek dopasowane do siebie tak, by nie trzeba
było martwić się o znaki diakrytyczne, których po prostu uniknąłeś (trudno
byłoby przykładowo nazwać bloga "żółć", bo w efekcie dostalibyśmy
tylko "zolc"). Czy zrobiłeś to celowo, a może zupełnie przypadkiem –
nie ma to żadnego znaczenia. Po porostu dobrze brzmi, wygląda i ma sens.
Słowa z belki doskonale oddają myśl przewodnią bloga –
trudno powiedzieć o nich coś więcej. Zaznaczasz, że coś jest trudne... i nie
wiadomo nic więcej. Czy się uda, czy nie? Należy po prostu przeczytać. Każda część
jest dopasowana do swoich towarzyszek – adres, belka, kolorystyka, nagłówek.
Ton wybrzmiewający w podstronach, minimalizm – wszystko się zazębia, nic nie
odstaje, nie ma zagnieceń, które należałoby wyprasować. A z treścią po prostu
rozwija się w dobrą stronę.
10/10
Szata graficzna
Jeśli chodzi o kwestię estetyczną to jestem zadowolona -
na tym właściwie ten punkt mógłby się zakończyć, bo nie ma tu niczego, co można
by jakkolwiek zmienić na lepsze. Jest skromnie, ale nie anemicznie i
spartańsko. Minimalistycznie, aczkolwiek wciąż w dobrym guście. Kolorystyka jak
najbardziej na TAK. Czcionka o odpowiedniej wielkości, jej barwa nie męczy oczu
po dłuższym przebywaniu na blogu, a prosty kształt nie utrudnia szybkiego
czytania. Tekst wyrównany do obu boków wygląda schludnie i wygodnie się go
czyta. Gif pełniący funkcję nagłówka jest trafiony i wykorzystany za
odpowiednią zgodą autora. Menu widoczne. Żadnych bajerów, główna kolumna
wystarczająco szeroka, by przewijania suwaka nie doprowadzało do szewskiej pasji.
Bezpretensjonalna szata graficzna sprawia więc, że tak naprawdę nie mam nic do
dodania w tym punkcie.
10/10
Treść
PROLOG nie wymaga większego komentarza. Jest
sednem początku, który z biegiem wydarzeń będzie zanikał i kształtował coraz
jaśniejsze punkty odniesienia, a nie znaczy to przecież, że ot tak znikną
momenty trudne i będzie już tylko coraz lepiej. Wręcz przeciwnie. W dalszych
rozdziałach pokazujesz i niemoc, i walkę, czasem desperację, czasem chęć
rzucenia wszystkiego, a innym razem Twój bohater ma zamiar zakasać rękaw i
zabiera się za jakiekolwiek działanie, a na jego wpływ zaczynają mieć inni
ludzie – niektórzy plotą trzy po trzy, inni są zupełnie konkretni w udzielaniu
skrupulatnych wskazówek. Nigdy nie spotkałam się z blogiem będącym tak
niepoukładanym i przemyślanym - jednocześnie. Otaczają mnie tu same paradoksy,
ale każdy z nich jest ludzko i zwyczajnie wyjaśniony, z resztą nie wszystko
trzeba też tłumaczyć, wystarczy postawić się na miejscu głównego bohatera, by
zrozumieć, w jakiej jest sytuacji. Czytając Twoją pracę, człowiek staje się
empatyczny. Przydałoby się zalinkować treść kilku dziewczynom, a może ich
światopogląd zmieniłby się o sto osiemdziesiąt stopni. Bo facet nie jest
maszyną do robienia pieniędzy, nie jest wypełniarką czasu, kiedy dziewczyna
zaczyna się nudzić. Nie jest zabawką, a Eric właśnie tak się czuł. Podoba mi
się jednak, że w prologu wcale nie podkreśliłeś na samym początku, o co
dokładnie chodzi. Ogólnikowe spojrzenie pozwala rozwinąć tok myślenia. Można
zauważyć dzięki temu, że nie tylko na płaszczyźnie związku mężczyzna-kobieta
(mąż-żona) może dojść do takiej sytuacji. Każdy z nas może z łatwością zranić
drugiego człowieka, a im jest bliższy dla nas, tym cios bardziej boli. Dotyczy
to przecież relacji rodzinnych, relacji na stopie przyjacielskiej – przykładów
jest bardzo dużo.
1: Wizyta w
pokoju 104.
Zastosowałeś narrację pierwszoosobową, piszesz z punktu
widzenia mężczyzny w czasie przeszłym. To co widzi i myśli on, od razu nasuwa
się i czytelnikowi, ale nie starasz się zmuszać mnie do wyciągania takich
samych wniosków. Kiedy Eric coś widzi, coś opisuje, nie czuję, by było to
jedyne, słuszne odniesienie, dzięki czemu jako czytelnik tym bardziej nie nudzi
się w czasie czytania, bo ma możliwość nie zgodzenia się z bohaterem. I to jest
zasługa luźnego stylu, jakim operujesz. Bardzo dobry wybór dla takiej narracji
– dla mnie, ale i dla Ciebie, i o to właśnie w tym chodzi. Widać, że świetnie
się odnajdujesz w tej formie, tekst jest pisany lekką ręką, więc notki wydają
się krótkie. Nie porwałeś się z motyką na słońce i od razu widać, że masz za
sobą odpowiednie zaplecze literackie, które sprawiło, że operowanie słowem nie
sprawia Ci żadnych problemów. Całość nie pozostawia wrażenia tekstu ociężałego
w zbyt mocno zaznaczone emocje (lub ich kompletny brak chociażby przez
obojętność i zmęczenie Erica). Nic z tych rzeczy. Potrafisz dyrygować –
tempo, coraz bardziej rozrysowana historia na bazie psychiki głównego bohatera,
wprowadzanie postaci – idzie jak z płatka, ale nie jak burza.
Twój styl jest serialowy. Przepraszam za to określenie,
ale widząc bohatera w nagłówku, inne gify w podstronach, wyobrażam sobie
akcję w sposób, jak gdybym siedziała przed telewizorem. Dokładnie: amerykański
serial w mojej głowie. Przyznam, że naoglądałam się Sherlocka i
Hannibala ostatnio, więc i to miało pewnie jakiś wpływ, ale nieprzesadny.
Nie uważam również, by w tym przypadku przymiotnik „serialowy” był niewłaściwy.
Oznacza, że po prostu niesamowicie opisujesz. Tak szczegółowo, a zarazem
odrobinę leniwie, co ma swój osobisty urok. Każdy gest – od początkowego
ułożenia dłoni na podłokietnikach, po zwrócenie uwagi na krzesło, aż po każdy
minimalny uśmiech goszczący na twarzy Anny. Trudno czytałoby się z zamkniętymi
oczami, ale Twój styl właśnie sprzyja robieniu chwilowych przerw w czasie
przyswajania treści. Można odetchnąć, pójść zaparzyć herbatę, a jednocześnie
nadal ma się przed oczami to, o czym się przed sekundą czytało. Opisy są pełne,
wyszlifowane, pozbawione błędów logicznych, merytorycznych – w ogóle błędów,
gdyż nawet przecinki są w miarę na swoim miejscu. Charakter pisania masz
niezwykle profesjonalny. Odznacza się bogactwem języka, obecnością środków
stylistycznych, licznymi zdaniami wielokrotnie złożonymi, w których nie gubisz
podmiotu, nie powtarzasz spójników – a jeśli się powtarzają, to z powodów
raczej chęci wprowadzania odpowiedniego nastroju, a nie z powodu popełniania
tak banalnych byków. Gatunek literacki, w jakim się poruszasz, ma do siebie to,
że praktycznie nie ma ograniczeń ani kanonów, w których można by go wpasować –
może to być jednowątkowy pamiętnik, który nie znudziłby się po kilku
rozdziałach, ponieważ życie ludzkie i dobrze wykorzystany temat ludzkiej
psychiki do nudnych nie należy. Ale może to również być opowiadanie, które
rozwinie się w dowolną stronę – miłosną, kryminalną, dramatyczną – i również
będzie fenomenalnie.
Wśród wszystkich blogów Blogsfery bardzo trudno znaleźć
realistyczne dialogi w opowiadaniach, a Tobie ta sztuka niezwykle się udaje.
Chyba już wcześniejszy przymiotnik „serialowy” oddaje też to odczucie. Dialogi
niewymuszone – to przede wszystkim. Ale pozwolę sobie zagłębić się w nie nieco
bardziej. Dialog to nie tylko słowa, które wypadają na przemian z ust
bohaterów. To nawet nie słowa na dany temat, by przybliżyć czytelnikowi daną
sytuację. Kiedy dialog spełnia tylko te proste, dwa wymogi – to dopiero połowa
sukcesu. Sztuką prowadzenia właściwej konwersacji między bohaterami jest
wkładanie im w usta takich zdań, by czytelnik sam musiał powiązać je z
odczuciami, z opisem. I dedukować, wyciągać wnioski, domyślać się… Nie warto
wciąż mówić coś wprost. To sprawia, że czytelnik staje się rozleniwiony,
wszystko podane jest mu na talerzu, a całym jego wysiłkiem jest po prostu
czytanie. Twoje dialogi w tej notce są mistrzowskie, gdyż dopiero z
innymi elementami tekstu mają sens i można z nich coś wyciągnąć. Nie powinno
być tak też do przesady-zawsze, bo w takim wypadku można zarzucić autorowi
dziwne ogólnikowanie i tekst zatraciłby szybko główną wartość. Trzeba znaleźć
złoty środek i Tobie ta sztuka niezwykle umiejętnie w tym rozdziale wychodzi.
Jedyną moją uwagą odnośnie rozdziału pierwszego jest
obecność wielokropków. Jest ich dość dużo, a nie zawsze są potrzebne. Nie
zawsze ich pojawienie się od razu wprowadza w jakiś nastrój. Owszem – te użyte
w dialogu, kiedy bohater łamie głos lub zaczyna się wahać – są potrzebne.
Niekoniecznie jednak każdy wywód myśli lub działanie (mycie zębów) musi się
nimi kończyć. Również kończenie zdania w momencie, kiedy Rick wychodzi z
gabinetu Anny i nie odwraca się za siebie lepiej brzmiałoby urwane twardą
kropką.
2: O kobiecie,
która odeszła
Justowanie zawaliło się na łeb, na szyję. Jakoś specjalnie
mnie to nie odrzuca, ale warto byłoby to poprawić, tym bardziej, że zrobisz to
raz i już potem będzie dobrze.
Kiedy pojawiło się imię Sara,
powędrowałam do podstrony o bohaterach. Chciałam ją zobaczyć, choć większość oceniających
raczej tępi podstrony z bohaterami, a tym bardziej ich fotografiami, gdyż
przecież najważniejszym drogowskazem prowadzącym do poznania bohatera z wyglądu
jak i charakteru powinien być jego opis zawarty w treści. Jest w tym racja, ale
nie popadajmy w paranoję – gify to dobry gadżet i nie przeszkadza, kiedy w
opowiadaniu znajdujemy wszystko, co nam potrzebne, by bohatera poznać. Także
brak gifa Sary troszkę mnie rozczarował, ale… jest tam inny gif. Gif Leah,
która ma takie samo nazwisko jak Eric. Dlaczego więc w tym rozdziale bohater
mówi o niej „Sara”, a w czwartym już Leah? Mógłby na przykład nie chcieć
zdradzać Annie prawdziwego imienia, problem w tym, że… on myśli o niej „Sara”. Przyznam się, że zgłupiałam w tym momencie.
Rozczarował mnie ten rozdział. Odebrałam go jak lanie
wody po genialnych prologu i rozdziale pierwszym. Dialogi, które miały swój urok
w rozdziale pierwszym (wychwalałam je za to, że nie są „wprost”, że dają
czytelnikowi możliwość dedukcji i zmuszają do myślenia), w czasie drugiej
wizyty były dość… upierdliwe. Do niczego nie prowadziły. Pytania zadawane przez
doświadczoną panią psycholog ogólnikowe od początku, że sam bohater musiał
zwracać jej uwagę, iż kompletnie nie ma pojęcia, jak podejść do tematu. Gdy już
w końcu doszli do pewnego konsensusu… rozdział się skończył. Tak. I to było
zdecydowanie najbardziej rozczarowujące w tym wszystkim – długość notki. Znów o
kilka wielokropków za dużo, za dużo pytań pozostawionych bez odpowiedzi. Niby
rozpalasz ciekawość czytelnika do granic możliwości, ale ta notka była dla mnie
jak ochłap rzucony, aby termin publikacji się zgadzał. Nie było tu urzekających
opisów, gdyż gabinet Anny już zdążyliśmy poznać w poprzedniej notce. Ale opisy
to nie tylko opisy miejsc – opis zachowania też był znikomy. Gdzie się podziały
ta mimika, te gesty, które niby nic nie znaczą, a są? Coś o obiedzie – zupełnie
bez puenty. Coś o śmierci – zaledwie napomknięto. Rozdział na pół gwizdka.
Jeżeli takie będzie dalsze tempo, to opowiadanie będzie miało z pięćdziesiąt
notek. Nawet nie poznaliśmy imienia pani psycholog, a to już drugi rozdział. Na
drzwiach na pewno widnieje tabliczka z jej imieniem i nazwiskiem. Wiem, że
nazywa się Anna, bo tak mówiłeś o niej w komentarzach pod notkami i takie imię znajduje się pod jednym z gifów w podstronie o bohaterach.
Liczyłam na to, że po tytule notki zetknę się z jakąś
retrospekcją, a okazuje się, że tytuł idealnie sprawdziłby się w jednym z
kolejnych rozdziałów. Bo zaledwie obracanie obrączką na palcu nie świadczy o podjęciu
tematu „o kobiecie, która odeszła”. Takie mam wrażenie.
3: Przypadek zerowy
W tej notce narracja zmienia się na tę prowadzoną z
punktu widzenia Anny, co miło zaskakuje, aczkolwiek może również sprawić, że
czytelnik prędzej czy później się zgubi, jeśli nie dopracujesz treści w stu
procentach. Tak jak ja zgubiłam się w tym fragmencie:
- Co mam jeszcze powiedzieć? – zapytał z lekko
wyczuwalnym wyrzutem. – Nie chcę do tego wracać – powiedział. Uśmiechnęłam się
pod nosem. Spojrzał na mnie wyraźnie zdezorientowany, ale po chwili i do niego
dotarło to, co ja wiedziałam już od dawna. – Dobra, rozumiem.
- Świetnie. Czyżbyśmy dotarli do źródła twojego
problemu?
- Tak uważasz?
- A ty? – Odetchnął głęboko szykując się do
odpowiedzi.
- Dlaczego zawsze zadajesz pytania? To frustrujące, że
używasz ich nawet w odpowiedziach.
To właśnie pogrubiony fragment strasznie zamieszał,
ponieważ opis zachowania Erica znajduje się w tej samej linijce, po myślniku „A
ty?”, a pytanie zadaje przecież już pani psycholog. Jeżeli po wypowiedzi
jednego uczestnika dialogu chcesz od razu przejść do czynów czy myśli drugiej
postaci, zrób to od nowej linijki i raz na jakiś czas przypomnij, kto wypowiada
jaką kwestię. Bo w tym przypadku musiałam wrócić się do początku dialogu i
liczyć, do kogo należą jakie słowa. Swoją drogą – trzeci rozdział to punkt
widzenia kobiecy, a my dokładnie nawet nie wiemy, jak się ta kobieta nazywa i
jak na dobrą sprawę wygląda. To niedopuszczalne.
W tym rozdziale gdzieniegdzie zgubiłeś wcięcia.
- A ty? – Odetchnął głęboko szykując się do
odpowiedzi.
- Dlaczego zawsze zadajesz pytania? To frustrujące, że
używasz ich nawet w odpowiedziach.
- Rozmawiamy o tobie, nie o mnie, więc im więcej mi
powiesz na swój temat, tym więcej będę w stanie ci pomóc. - Odetchnał
głęboko.
Mam wrażenie, że dwie pierwsze notki pisała inna osoba.
Zaliczasz proste wpadki, których nie dostrzegałam wcześniej. Czytaj każdy
rozdział przed publikacją – najlepiej na głos. Wtedy łatwiej będzie wykluczyć
takie byczki jak proste powtórzenia czy braki ogonków. Wiem, że są to w rzeczywistości
drobnostki, ale naprawdę pierwszymi notkami postawiłeś poprzeczkę sobie bardzo
wysoko, a to znaczy, że jednak potrafisz.
Nazywam ją czterema porami roku. Będę
podawać ci różne słowa, a ty powiesz mi jakie emocje ci sie z nimi kojarzą, okay? –
pamiętam bodajże w rozdziale pierwszym, jak użyłeś słowa „kola”, czyli
zwyczajnie spolszczyłeś „colę”. Jeżeli już spolszczasz, bądź w tym
konsekwentny. Okej?
Co do samego rozdziału – moim zdaniem jest zdecydowanie
lepszy od drugiego, aczkolwiek w pierwszym rozdziale, ba, nawet w drugim Eric
nie wydawał się mężczyzną, który opowiadałby o duszkach. I nie chodzi mi o to,
że brzmi to absurdalnie – nie. W tym właśnie cały urok i wszystko byłoby w
porządku, gdyby na tym skończyć. Chodzi mi o to, że mam wrażenie, iż zupełnie
innym człowiekiem jest, gdy piszesz z jego perspektywy, a innym, gdy możemy
podziwiać go z punktu widzenia kogoś obok. Do tej pory myślałam, że to
zraniony, zagubiony mężczyzna, który szuka drogi, jak wrócić do życia, które do
tej pory umykało mu, gdy zamykał się w swojej bezpiecznej twierdzy. Pamiętam,
jak wymsknęło mu się coś w rodzaju „Gówno o mnie wiesz!”. Jest to silny facet z
trudnym charakterem, jednak męczące dla czytelnika może być to, co w końcu
zauważyła Anna – kolejna wizyta, a my mamy wrażenie, jakbyśmy stali w
miejscu. Podziwiam Erica za jego elokwencję i sposób wyrażania siebie, a
w tej notce nie widzę już go z tej strony. Dziewczynki, duszki… na początku
rozmowy brzmiało to raczej jak gdyby czuł się rozżalonym kozłem ofiarnym – i
owszem, miał prawo się tak poczuć w sytuacji, w jakiej się znalazł. A zakończył
rozmowę, jak gdyby nabrał nagle dystansu do tej całej sytuacji i początek
zupełnie nie był adekwatny do zakończenia tej części przemowy. Dwie tak
sprzeczne ze sobą postawy w jednym zdaniu. Zastanawiam się, czy tak miało być,
czy raczej sam się zgubiłeś w tym, co facet ma sobą reprezentować w tym
opowiadaniu.
4: Rozdział zamknięty
Początek to psychologiczny wywód Erica po powrocie do
domu. Przeczytałam go trzy razy i tak naprawdę nie wiem, o co w nim chodzi.
Dobrze, że jest to trudne. Gorzej, kiedy zrozumienie bohatera staje się
niewykonalne, bo sypie on zbyt dużą ilością ogólników. Do momentu rozdzielania
od siebie jawy od snu szło mi dobrze. Potem, kiedy wspomniałeś o „zamianie
ról”, wątek się urwał. O jakiej zamianie, z kim – o czym dokładnie on mówił? Tak…
ja, będąc w parku odpowiedziałabym mu „spierdalaj”, jak podejrzewał, dopóki nie
określiłby swojej postawy dokładniej. Bo takie pierdolamento bez sensu jest
podniosłe i piękne – a przyjemniej wydaje się, bo czasem może okazać się czczym
gadaniem na jakiś temat, o którym czytelnik nie ma pojęcia. A wtedy czuje się poirytowany.
O! Jest i imię pani psycholog. Lepiej późno niż wcale.
Końcowe przejście do jej punktu widzenia bardzo sprawne, aczkolwiek
niepotrzebnie pogrubione. To tylko sprawia wrażenie, że desperacko chcesz, by
czytelnik zauważył zmianę, ale przecież jest ona widoczna od razu i bez tego zabiegu.
Rozdział dobry. Wykorzystanie retrospekcji, ukazanie tego
zakątka serca Erica, w którym pragnie on jeszcze raz ujrzeć swoją żonę. Szczególnie zapadły mi w pamięć słowa: Złe rzeczy zawsze lepiej brzmią w ustach złej osoby. Bardzo interesująca puenta dająca do myślenia.
Tutaj
znów mam do czynienia z ładnie prowadzonymi opisami, dialog z Anną kierowany w
sposób, że nie mogę doczekać się kolejnej notki.
PODSUMOWANIE
Zachowanie bohaterów nie zawsze jest zrozumiałe.
Rozumiem, że Rick jest rozdarty jak sosna Judyma, ale nie przesadzajmy. Czasami
jego rozumowanie jest zbyt ogólnikowe, by czytelnik połapał się, o co facetowi
właściwie chodzi - masz prawo do ukazania jego niemocy, ale rób to w sposób, by nie odstraszyć czytelnika poziomem niezrozumienia, bo z rozdziału na rozdział zamiast coś ułatwiać, kręcimy się jeszcze bardziej. Rozmowy z Anną czasem bardziej mieszają, niż rozwiązują lub pomagają
zrozumieć, a przecież od czegoś ona tam jest, prawda? Dopiero go poznała, a mam
wrażenie, że zbyt mało o nim wie, by budować jakieś głębsze osądy, na jakie
porwała się w czwartej notce. Chciałabym powiedzieć, że zbyt mało pyta, ale
pyta aż za dużo. Tylko że wydaje mi się, iż te pytania czasem nie wyjaśniają
nic czytelnikowi, a wręcz przeciwnie.
Brakuje mi opisu wyglądu bohaterów. Ale nie czegoś
płytkiego w stylu: oczy takie, włosy takie, strój taki. Nic z tych rzeczy.
Wspomnij czasem, że bohater coś poprawił, coś ubrał, spojrzał na odbicie w
lustrze i dojrzał… bla, bla, bla. Tego mi mało. Również coś o widokach. Za oknem, na ulicy. Non stop znajdujemy się albo w gabinecie, albo w pokoju Ricka, co po czterech rozdziałach może nudzić. Dobrze, że w notce czwartej bohaterowie poszli na kawę, ale opisy tła leżą i kwiczą. Chciałabym móc podziwiać Nowy Jork, który ich otacza, by lepiej wyobrazić sobie aleję, którą spacerują. Knajpkę, w której będą pić kawę. Urozmaicaj i baw się opisami, bo coraz ich mniej.
Świat przedstawiany z punktu widzenia Erica jest
werystycznym odbiciem jego rzeczywistości, którą czasem trudno zrozumieć, bo
operujesz zbyt wieloma ogólnikami. Nieco pragmatyczny odwzorowuje wydarzenia z
czasów, które bohaterowi tak trudno wyrzucić z pamięci, a jednocześnie widać,
że Eric idzie pomału (wręcz czołga się) w przód. I Ty, i Eric – jesteście osobnikami czytającymi. Przeciętny polski
Kowalski nie wyrażałby się w taki sposób, nie dobierałby słów, jakimi posługuje się bohater. To słowa, dzięki którym udowadniasz,
jak bardzo rozwinięta jest Twoja paleta słownictwa – dosłownie znajdziemy tu
całą gamę wyrażeń malujących powieść. Na fabułę masz konkretny pomysł i
konsekwentnie go realizujesz, ale dbaj o tempo rozwoju, bo czasem kapie jak
krew z nosa. Właściwa dopiero się zaczyna, ale i tak widać, że na kolejne
rozdziały warto czekać. Nie ma znaczącej przewagi dialogów ani opisów, chociaż te drugie bardziej skupiają się na bohaterach i ich emocjach niż na tle. Błędy
nie zdarzają się często i nie są one rażące, nie przeszkadzają w czytaniu
tekstu. Do tego muzyka – wedle uznania. Jeśli komuś lepiej się czyta z
muzyką, może ją włączyć, a jeśli nie, to niech czyta bez. Dobrze mieć taki
komfort.
29/40
Poprawność
1: Wizyta w pokoju 104.
(…)zapytałem w końcu łamiąc barierę
milczenia, która powstała w mgnieniu oka. – w zdaniu, w którym używasz
imiesłowów przysłówkowych (czasowników zakończonych na: -ąc, -łszy, - wszy),
należy poprzedzić dany imiesłów (lub część zdania, w której występuje)
przecinkiem. W tym wypadku powinien on się pojawić po czasowniku zapytałem;
Nie wiesz niczego na mój temat ani o tym co się
wydarzyło w moim życiu, a już na pewno nie będę rozmawiać o tym z kimś
tak… - pogrubione części zdania to czasowniki. Gdy w zdaniu jest ich więcej
niż jeden, tworzą zdanie złożone. W takim zdaniu czasowniki te należy od siebie
oddzielić przecinkiem. Tutaj powinien on wystąpić: o tym, co się ;
Puściłem oparcie fotela, na którym odruchowo zacinałem
palce, gdy urażony jej wcześniejszym osadem, z impetem wstałem z
miejsca. – osądem;
Kilkukrotnie zgiąłem i rozprostowałem palce obu rąk chcąc
pozbyć się niechcianego napięcia mięśni. – postaw przecinek przed imiesłowem;
Jak na złość luźne kosmyki wysuwały się spod moich palców
i ponownie opadły na czoło „dzieląc” widok przed oczami na kilka części.
– znów brak przecinka przed imiesłowem przysłówkowym;
Będąc w domu, dopiero wtedy, udało mi się głęboko
odetchnąć. – w pogrubionej frazie występuje jeden czasownik, więc
obecność przecinka jest zbędna – nie ma żadnego sensu. Imiesłów w tym wypadku
oddzieliłeś poprawnie;
Nie imponował mi smak alkoholu, ale efekt zapomnienia, który
był tak bardzo pomocny w czasie intensywnego myślenia, które włączało
się w mojej głowie w chwili, kiedy przekraczałem próg domu i zamykałem za sobą
drzwi frontowe(...)To było też więzienie, które przywoływało
najwspanialsze wspomnienia z życia, które już nigdy nie miało być takie
samo… - słowo „który” można na przemian zastępować słowem „jaki”. W ten sposób
w jednym zdaniu uniknie się niewygodnych powtórzeń;
Usiadła na swoim miejscu przeganiając stamtąd
białego kota z puszystym ogonem… - brak przecinka przed imiesłowem
przysłówkowym.
2: O kobiecie, która odeszła
To bardzo nie pomocne – niepomocne – zaprzeczenie
nie z przymiotnikami piszemy łącznie;
Nie ograniczałem się tylko do tego, by sądzić, ale
przekroczyłem tę granicę i stałem się tym, który mówi to o czym myśli,
nie zważając na reakcję drugiej strony. – to, o czym myśli –
oddziel przecinkiem od siebie dwa czasowniki;
Zmarszczyła brwi szukając odpowiednich słów - brak
przecinka przed imiesłowem przysłówkowym;
Ja chce ci pomóc – chcę.
3: Przypadek zerowy
Od razu wyczułam, że kupujący ma większy problem niż
tylko brak cukru w napoju, którego mógłby sobie dosypać bezpośrednio z
dozownika – zdanie brzmi, jak gdyby napój można byłoby sobie dosypać, a
nie dolać. Wiem, że chodzi Ci o cukier, ale składnia tego zdania zupełnie na to
nie wskazuje. – Od razu wyczułam, że kupujący ma większy problem niż tylko
brak cukru, którego mógłby sobie dosypać bezpośrednio z dozownika do swojego
napoju.
Wtedy też, moja interwencja nie skończyła się tak,
jakbym chciała to wspominać. – właściwie nie ma żadnego wytłumaczenia na
potrzebę stawiania pierwszego przecinka w tym zdaniu. Jest to zdanie złożone
(mające więcej niż jedno orzeczenie-czasownik), ale środkowa część wygląda na
pierwszy rzut oka jak wtrącenie. Nie jest nim, inaczej zdanie główne
brzmiałoby: „wtedy też jakbym chciała to wspomnieć”. Bez sensu, prawda? Ani nic
nie wyliczasz, ani nie powtarzasz żadnego spójnika. Nic ze sobą nie
porównujesz, nie wykorzystujesz imion czy innych zwrotów osobowych, które
zwykle oddziela się od reszty zdania. Kiedy piszesz zdanie, zastanów się, czy w
tym zdaniu użycie przecinka ma jakiś sens, bo czasem zdarza Ci się stawiać ten
znak… po prostu. Widziałam w niektórych komentarzach wskazówki: postaw
przecinek tu i tu. Ale niektóre z nich są błędne, a komentujący w żaden
sposób nie wyjaśnił, dlaczego według niego ma być tak – nie inaczej. Nie
sugeruj się takimi wskazówkami bezmyślnie. Też to partykuła, której synonim
brzmi „również”. A gdyby zdanie brzmiało: Wtedy również moja interwencja nie
skończyła się tak(…) – jak widać, przecinka tam wcale nie musiało być;
Mężczyzna zmierzył mnie wyzywającym spojrzeniem,
przeklął pod nosem, ale na tyle głosno, że każdy obecny w
pomieszczeniu, mógł usłyszeć od niego, że niczego więcej tam nie kupi…
- tutaj także pierwszy przecinek w podkreślonym fragmencie jest zbędny. „że
każdy obecny w pomieszczeniu mógł usłyszeć od niego” – jest tutaj tylko jeden
czasownik. „Mógł usłyszeć od niego” to nie wtrącenie. Natomiast przed „że”
przecinki są już oczywiście obowiązkiem. W „głośno” zjadłeś znak diakrytyczny ś;
Zastanawiałam się wtedy, patrząc na wszystko z boku,
skąd on czerpie tyle samozaparcia, aby nachalnie pędzić do przodu w tym błędnym
kole? – początek zdania świadczy o tym, że jest to zdanie oznajmujące. Nie
musisz go kończyć znakiem zapytania;
zapytałam chcąc upewnić się, że zrozumiał.
– brak przecinka przed imiesłowem przysłówkowym;
Rozmawiamy o tobie, nie o mnie, więc im więcej mi
powiesz na swój temat, tym więcej będę w stanie ci pomóc. - Odetchnał
głęboko. - Więcej będę w stanie Ci pomóc brzmi dziwnie, nie sądzisz?
Tym bardziej będę w stanie Ci pomóc. Swoją drogą, znów brak ogonka w
„odetchnął”. Przepraszam – mogę wydać się czepialska, ale takie już moje
zadanie. Za ogonki przecież nie będę obniżać noty końcowej, nie przejmuj się;
zmarszczyłam brwi starając się odgadnąć(…) - brak
przecinka przed imiesłowem przysłówkowym;
pod tą kopułą piękna, skrywać się może powolnie
wyniszczająca go bestia – przecinek zbędny;
Czując dalsze pragnienie sięgnęłam
po szklankę, jednak była już pusta. – dwa czasowniki (jeden w postaci imiesłowu),
a brak przecinka. Postaw go po „pragnienie”.
4: Rozdział zamknięty
Najśmieszniejsze jest to, że w pierwszym z tych
etapów, sen okazywał się być jawą. – w podkreślonym fragmencie
przecinek zbędny;
Czy gdybym zapytał o to byle kogo, osobę spotkaną w
parku, supermarkecie w komisie samochodowym, obojętnie… - brak
przecinka przy wyliczaniu;
szepnęła pod nosem myśląc, że
tego nie usłyszę, ale jej niedoczekanie. – brak przecinka przed
imiesłowem przysłówkowym. „Niedoczekanie” to zwrot wypowiadany ogólnikowo, a
nie do konkretnej osoby, więc wystarczyłoby zapisać: szepnęła pod nosem,
myśląc, że tego nie usłyszę, ale niedoczekanie… - w tym wypadku
użycie wielokropka wzmocniłoby właśnie tę myśl Erica;
W połowie mojego zdania, otworzyła usta chcąc dodać
swoje pięć groszy, jednak umilkła, gdy gestem wskazałem, ze to
nie koniec tego, co chciałem przekazać. – w pogubionym fragmencie przecinek
zbędny. Brak kropki nad literą zet w spójniku „że”;
Nikt i tak, by tego nie dostrzegł. – przecinek
zbędny;
Zastanowiłem się oceniając ją pierwszy raz w
ten sposób. – brak przecinka przed imiesłowem przysłówkowym;
- Może – potwierdziła s cichym, delikatnym
śmiechem. – z.
Informacje
Że wszelkie emocje, po prostu opuściły ciało i umysł. –
przecinek zbędny;
„Naprawiam siebie” to historia człowieka nie
mogącego (…) - zaprzeczenie „nie” piszemy łącznie z imiesłowami
przymiotnikowymi (niemogący, nieżyjący, niebędący). Ich odmiany również;
Brak perspektyw po stracie ukochanej kobiety, z
którą dzielił całe ówczesne życie są niczym agonia(…) – pogrubiony
fragment to wtrącenie, więc należy je oddzielić przecinkiem z dwóch stron.
Widać to również po tym, iż „dzielił” oraz „są” to dwa czasowniki, które w
jednym zdaniu złożonym obowiązkowe oddzielone muszą być przecinkiem.
Kiedy następnie trafia do gabinetu, ona już wiedziała
z czym będzie mieć do czynienia. – On trafia w tym momencie, ona wiedziała
już wcześniej, zanim on zdążył trafić. Nie mieszaj czasów, bo wychodzą brednie.
– Kiedy następnie trafia do gabinetu, ona już wie, z czym będzie mieć do
czynienia.
13/20
Ramki
DOM – strona główna;
Informacje – podstrona o autorze i jego
twórczości, którą widzimy na blogu;
Postacie – gify „bohaterów””;
Archiwum – spis treści;
Linki;
Spam.
Tyle do szczęścia wystarczy. Nic nie wymaga komentarza.
Ciekawym gadżetem jest muzyka.
5/5
Punkty dodatkowe
Brak
0/4
Podsumowanie całkowite
Punkty: 67/89
Ocena: dobry
Witam :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, czekałem na tę ocenę, by przekonać się, co inni myślą o tej historii i choć nie ze wszystkim się zgodzę, od razu przyznaję się do karygodnego zaniedbania... - Sara i Leah to jedna i ta sama osoba. Z poczatku miała być Sara, ale potem dodałem dwie nowe postacie (w sensie ją i Andersona) i do Lei Michelle, rzeczywiście bardziej pasowało mi jej własne imię. Przyznaję także, notki pojawiają sie nieczęsto i z racji tego właśnie, po prostu zapomniałem, że wcześniej wspomniałem "Sarze".
Co do słówek: "kola" i "okay". Nie uznaję za błąd używania spolszczeń, ani oryginałów w jednym 'dziele'. Obie formy są poprawne, a do samego "okej", osobiście nigdy nie podobał mi się taki zapis.
Do błędów oczywiście się nie przyczepiam, wiem o ich całej masie, aczkolwiek często po prostu za pierwszym razem ich nie dostzregam i wymaga to "pokazania paluchem", dlatego niejednokrotnie proszę czytelników, by mi je wskazywali, a nuż, moze mi w nawyk wejdzie pisanie poprawnej wersji :)
Oj... Pogrubione zdanie? Musze sprawdzić, przyznam, że ostatnio strona boggera zaczęła nieciekawie szwankować na moim komputerze i w tym wypadku wolę, aby była to wina sprzętu. Nia bardzo mam się gdzie podziać, jesli Google szykuje rewolucję, którą onet przygotował jakiś czas temu...
Ale... :D (tak, uwielbiam te wielokropki!) nie zgodzę się, co do tempa rozwijanych wątków. Historia nie staje się coraz szybsza i bardziej ogólna, a ma swoje wzloty i upadki, tak jak jej bohater. Eric jest tylko człowiekiem, który wiedzie życie (jakie ono jest to już inna historia) i pragnę go w tę stronę kreować - etapować wszelkie odczucia z jakimi ma on do czynienia. Nie chchiałbym przedstawić czegoś, co nienaturalnie przyspieszyłoby bieg wydarzeń, bo nie to jest moim celem (tak jak w przypadku danych personalnych Anny). Chciałbym, by każdy mógł w miarę możliwości przyjrzeć się, jak postacie rozwijają się z minionym czasem. Nie jest tak, że każda kolejna wizyta (u psychologa) wnosi do zachowania Erica progresywne elementy.
Dla mnie, to jest całkiem fajne, bo poniekąd sam się uczę, że człowiek jest istotą niezwykle złożoną i żeby go zrozumieć, trzeba przebrnąć przez wszystkie etapy rozwoju jego osobowości.
Wszelkie błędy postaram się poprawić w mairę mośliwości czasowych (sesja).
Raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :)
Dziękuję za komentarz!
UsuńCo do spolszczeń, owszem - obie formy są poprawne, ale wybieranie sobie "raz tak, raz tak" już mniej. Spróbuj spolszczać albo zostawiać w oryginalne każdy element - nie do mnie należy wybór :) zawsze możesz poprawić "kolę" na "colę" i też będzie dobrze.
Nie chodzi mi o to, że akcja jest coraz szybsza, tylko właśnie w drugą stronę - stoi w miejscu. Tak naprawdę to, co zapisałeś w czterech rozdziałach, mogłoby się zmieścić w dwóch. Nie mylić tempa akcji z rozwojem bohatera - to dwie różne kwestie. Eric może się rozwijać i pojmować pewne sprawy bardzo wolno, ale w jego życiu powinno coś się dziać, bo inaczej czytelnik machnie ręką i powie "a, wrócę za dziesięć notek, może już się coś zdąży wydarzyć". Nie trzeba nienaturalnie przyspieszać biegu wydarzeń, ale rozmowa z Anną, z której nic nie wynika->myśli w domu->rozmowa z Anną, w czasie której padają pytania bez odpowiedzi->myśli w domu ... :) mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi :)
Również pozdrawiam serdecznie.
Oj, w komentarzu urwało mi ciąg dalszy zdania:
Usuń"Nie trzeba nienaturalnie przyspieszać biegu wydarzeń, ale: rozmowa z Anną, z której nic nie wynika->myśli w domu->rozmowa z Anną, w czasie której padają pytania bez odpowiedzi->myśli w domu = to może odrobinę zniechęcić czytelnika. Dlatego też wspomniałam, że dobrze, że bohaterowie wyszli gdzieś na tę kawę. Postaraj się wplatać więcej opisów, co dzieje się chociażby w tle, by notki stawały się nieco dłuższe, bardziej okrąglutkie ("pulchne, kształtne"). Tak jak z retrospekcją, której użyłeś - ten moment był świetny. Pamiętaj, że w powieściach psychologicznych tym bardziej wydarzenia muszą być mocne i silne, bo w zestawieniu z filozoficznymi wywodami bohatera zwykła codzienność ciągnąca się mozolnie po prostu zanudzi. Gdyby w "Przerwanej Lekcji Muzyki" kilka mocnych scen nie miałoby miejsca, rozmawianie z psychologami głównej bohaterki owszem - miałoby sens, ale Angelina Jolie nie dostałby Oscara, a film (na podstawie powieści Girl, Interrupted) nie zyskałby grona fanów.
O. To chciałam jeszcze dodać :)
Rozumiem doskonale, co masz na myśli, ale teraz mam wrażenie, że to mnie zabrakło słowa, żeby się wcześniej wypowiedzieć :D
UsuńNie chodziło mi o stricte "akcję", a samo spojrzenie na bohatera. Abstrahując od monotnii jaka z tego wypływa, wydaje mi się konieczne dla mojej historii, by czasem po prostu zastopować~ uciąć w pewnym momencie i dać sobie samemu czas na zastanowienie się. Nie chodzi o to, by robić celowy błąd (mówię błąd - myślisz "nuda"), ale by pokazać moment, w którym sam bohater, do końca nie jest pewien, co zrobić dalej. Dla mnie czymś takim było właśnie to "nic" w drugim rozdziale (aczkolwiek, mnie się ów podoba. Z wyjątkiem tej Sary w tekście).
Chciałam tylko napomknąć, że od dłuższego czasu nie wyświetla mi się szablon waszej ocenialni... nie wiem czy to błąd Bloggera, czy cuś... :P
OdpowiedzUsuńMi też nie. :c Wielu osobom nie. Zapomniałam o tym poinformować.
UsuńMi również. Wciąż trwają prace nad nowym szablonem. Poinformowałam już Dafne o błędzie - pracujemy nad tym. Za utrudnienia przepraszamy.
Usuń