wtorek, 17 czerwca 2014

[671] http://naprawiam-siebie.blogspot.com/


Adres bloga: Naprawiam siebie
Autor bloga: tpiapiac
Oceniający: Skoiastel


Pierwsze wrażenie

 Muszę przyznać, że nie zaczęłam pisać oceny od razu po przeczytaniu treści, a przecież zakończyłam przygodę z czterema notkami już na samym początku tego miesiąca. Potem dodałeś jeszcze jedną – ku mojej uciesze. Jakoś nie mogłam się za to zabrać, teraz właściwie dopiero doszłam do wniosku, dlaczego. Po prostu Twój blog dał mi dużo do myślenia. Opisana sytuacja, w jakiej znalazł się Twój bohater jest delikatna i tak do niej podchodziłam od samego początku. Jako że na co dzień obracam się w towarzystwie, które nie jest przesadnie zróżnicowane - są to właściwie sami przyjaciele (przyjaciele, nie przyjaciółki) - czytając opisaną przez Ciebie historię, miałam przed oczami również małe zamieszanie związane z podobnymi problemami, z jakimi zetknęli się co niektórzy z nich. Ich zwierzenia, zachowanie czasem mogłam rozpoznać w Twojej treści. To dlatego tak długo ją analizowałam, choć właściwie na pierwszy rzut oka prosta - to wcale taka nie jest. Żadne życie takie nie jest. A już na pewno nie to, które ktoś postanowił poświecić dla drugiej osoby - tym bardziej, jeśli owa "połówka" nie była tego warta. Ale zacznijmy może od początku...



Już kiedy zobaczyłam zgłoszenie, pomyślałam sobie, że chcę i muszę to przeczytać. No dobrze, może kierowałam się genialną belką, nakierowującym na gatunek adresem i nagłówkiem. Ale im bardziej zagłębiałam się w odmęty podstron, tym bardziej wiedziałam, że jest to blog dla mnie i, nawet gdyby Gnomiak oceniałby to dzieło, ja i tak prędzej czy później zagłębiłabym się w treść – tym bardziej, że nawet w opisie siebie postawiłeś na opis psychologiczny (4w5). To również sprawiło, że chciałam przeczytać chociażby fragment twórczości osoby o takim samym enneagramie jak mój. Ciekawi mnie Twój styl, gdyż sama również piszę.



Adres niezmiernie intrygujący i trafny, ma swój wdzięk i zapada w pamięć, a fakt, że jest jednocześnie tytułem opowiadania to dodatkowy plus – nie kombinujesz, bo po co. Tym bardziej że dwa, oddzielone myślnikiem człony są w języku polskim, aczkolwiek dopasowane do siebie tak, by nie trzeba było martwić się o znaki diakrytyczne, których po prostu uniknąłeś (trudno byłoby przykładowo nazwać bloga "żółć", bo w efekcie dostalibyśmy tylko "zolc"). Czy zrobiłeś to celowo, a może zupełnie przypadkiem – nie ma to żadnego znaczenia. Po porostu dobrze brzmi, wygląda i ma sens.



Słowa z belki doskonale oddają myśl przewodnią bloga – trudno powiedzieć o nich coś więcej. Zaznaczasz, że coś jest trudne... i nie wiadomo nic więcej. Czy się uda, czy nie? Należy po prostu przeczytać. Każda część jest dopasowana do swoich towarzyszek – adres, belka, kolorystyka, nagłówek. Ton wybrzmiewający w podstronach, minimalizm – wszystko się zazębia, nic nie odstaje, nie ma zagnieceń, które należałoby wyprasować. A z treścią po prostu rozwija się w dobrą stronę.

10/10


Szata graficzna

Jeśli chodzi o kwestię estetyczną to jestem zadowolona - na tym właściwie ten punkt mógłby się zakończyć, bo nie ma tu niczego, co można by jakkolwiek zmienić na lepsze. Jest skromnie, ale nie anemicznie i spartańsko. Minimalistycznie, aczkolwiek wciąż w dobrym guście. Kolorystyka jak najbardziej na TAK. Czcionka o odpowiedniej wielkości, jej barwa nie męczy oczu po dłuższym przebywaniu na blogu, a prosty kształt nie utrudnia szybkiego czytania. Tekst wyrównany do obu boków wygląda schludnie i wygodnie się go czyta. Gif pełniący funkcję nagłówka jest trafiony i wykorzystany za odpowiednią zgodą autora. Menu widoczne. Żadnych bajerów, główna kolumna wystarczająco szeroka, by przewijania suwaka nie doprowadzało do szewskiej pasji. Bezpretensjonalna szata graficzna sprawia więc, że tak naprawdę nie mam nic do dodania w tym punkcie.

10/10


Treść

PROLOG nie wymaga większego komentarza. Jest sednem początku, który z biegiem wydarzeń będzie zanikał i kształtował coraz jaśniejsze punkty odniesienia, a nie znaczy to przecież, że ot tak znikną momenty trudne i będzie już tylko coraz lepiej. Wręcz przeciwnie. W dalszych rozdziałach pokazujesz i niemoc, i walkę, czasem desperację, czasem chęć rzucenia wszystkiego, a innym razem Twój bohater ma zamiar zakasać rękaw i zabiera się za jakiekolwiek działanie, a na jego wpływ zaczynają mieć inni ludzie – niektórzy plotą trzy po trzy, inni są zupełnie konkretni w udzielaniu skrupulatnych wskazówek. Nigdy nie spotkałam się z blogiem będącym tak niepoukładanym i przemyślanym - jednocześnie. Otaczają mnie tu same paradoksy, ale każdy z nich jest ludzko i zwyczajnie wyjaśniony, z resztą nie wszystko trzeba też tłumaczyć, wystarczy postawić się na miejscu głównego bohatera, by zrozumieć, w jakiej jest sytuacji. Czytając Twoją pracę, człowiek staje się empatyczny. Przydałoby się zalinkować treść kilku dziewczynom, a może ich światopogląd zmieniłby się o sto osiemdziesiąt stopni. Bo facet nie jest maszyną do robienia pieniędzy, nie jest wypełniarką czasu, kiedy dziewczyna zaczyna się nudzić. Nie jest zabawką, a Eric właśnie tak się czuł. Podoba mi się jednak, że w prologu wcale nie podkreśliłeś na samym początku, o co dokładnie chodzi. Ogólnikowe spojrzenie pozwala rozwinąć tok myślenia. Można zauważyć dzięki temu, że nie tylko na płaszczyźnie związku mężczyzna-kobieta (mąż-żona) może dojść do takiej sytuacji. Każdy z nas może z łatwością zranić drugiego człowieka, a im jest bliższy dla nas, tym cios bardziej boli. Dotyczy to przecież relacji rodzinnych, relacji na stopie przyjacielskiej – przykładów jest bardzo dużo.



1: Wizyta w pokoju 104.

Zastosowałeś narrację pierwszoosobową, piszesz z punktu widzenia mężczyzny w czasie przeszłym. To co widzi i myśli on, od razu nasuwa się i czytelnikowi, ale nie starasz się zmuszać mnie do wyciągania takich samych wniosków. Kiedy Eric coś widzi, coś opisuje, nie czuję, by było to jedyne, słuszne odniesienie, dzięki czemu jako czytelnik tym bardziej nie nudzi się w czasie czytania, bo ma możliwość nie zgodzenia się z bohaterem. I to jest zasługa luźnego stylu, jakim operujesz. Bardzo dobry wybór dla takiej narracji – dla mnie, ale i dla Ciebie, i o to właśnie w tym chodzi. Widać, że świetnie się odnajdujesz w tej formie, tekst jest pisany lekką ręką, więc notki wydają się krótkie. Nie porwałeś się z motyką na słońce i od razu widać, że masz za sobą odpowiednie zaplecze literackie, które sprawiło, że operowanie słowem nie sprawia Ci żadnych problemów. Całość nie pozostawia wrażenia tekstu ociężałego w zbyt mocno zaznaczone emocje (lub ich kompletny brak chociażby przez obojętność i zmęczenie Erica). Nic  z tych rzeczy. Potrafisz dyrygować – tempo, coraz bardziej rozrysowana historia na bazie psychiki głównego bohatera, wprowadzanie postaci – idzie jak z płatka, ale nie jak burza.



Twój styl jest serialowy. Przepraszam za to określenie, ale widząc bohatera  w nagłówku, inne gify w podstronach, wyobrażam sobie akcję w sposób, jak gdybym siedziała przed telewizorem. Dokładnie: amerykański serial w mojej głowie. Przyznam, że naoglądałam się Sherlocka i Hannibala ostatnio, więc i to miało pewnie jakiś wpływ, ale nieprzesadny. Nie uważam również, by w tym przypadku przymiotnik „serialowy” był niewłaściwy. Oznacza, że po prostu niesamowicie opisujesz. Tak szczegółowo, a zarazem odrobinę leniwie, co ma swój osobisty urok.  Każdy gest – od początkowego ułożenia dłoni na podłokietnikach, po zwrócenie uwagi na krzesło, aż po każdy minimalny uśmiech goszczący na twarzy Anny. Trudno czytałoby się z zamkniętymi oczami, ale Twój styl właśnie sprzyja robieniu chwilowych przerw w czasie przyswajania treści. Można odetchnąć, pójść zaparzyć herbatę, a jednocześnie nadal ma się przed oczami to, o czym się przed sekundą czytało. Opisy są pełne, wyszlifowane, pozbawione błędów logicznych, merytorycznych – w ogóle błędów, gdyż nawet przecinki są w miarę na swoim miejscu. Charakter pisania masz niezwykle profesjonalny. Odznacza się bogactwem języka, obecnością środków stylistycznych, licznymi zdaniami wielokrotnie złożonymi, w których nie gubisz podmiotu, nie powtarzasz spójników – a jeśli się powtarzają, to z powodów raczej chęci wprowadzania odpowiedniego nastroju, a nie z powodu popełniania tak banalnych byków. Gatunek literacki, w jakim się poruszasz, ma do siebie to, że praktycznie nie ma ograniczeń ani kanonów, w których można by go wpasować – może to być jednowątkowy pamiętnik, który nie znudziłby się po kilku rozdziałach, ponieważ życie ludzkie i dobrze wykorzystany temat ludzkiej psychiki do nudnych nie należy. Ale może to również być opowiadanie, które rozwinie się w dowolną stronę – miłosną, kryminalną, dramatyczną – i również będzie fenomenalnie.  



Wśród wszystkich blogów Blogsfery bardzo trudno znaleźć realistyczne dialogi w opowiadaniach, a Tobie ta sztuka niezwykle się udaje. Chyba już wcześniejszy przymiotnik „serialowy” oddaje też to odczucie. Dialogi niewymuszone – to przede wszystkim. Ale pozwolę sobie zagłębić się w nie nieco bardziej. Dialog to nie tylko słowa, które wypadają na przemian z ust bohaterów. To nawet nie słowa na dany temat, by przybliżyć czytelnikowi daną sytuację. Kiedy dialog spełnia tylko te proste, dwa wymogi – to dopiero połowa sukcesu. Sztuką prowadzenia właściwej konwersacji między bohaterami jest wkładanie im w usta takich zdań, by czytelnik sam musiał powiązać je z odczuciami, z opisem. I dedukować, wyciągać wnioski, domyślać się… Nie warto wciąż mówić coś wprost. To sprawia, że czytelnik staje się rozleniwiony, wszystko podane jest mu na talerzu, a całym jego wysiłkiem jest po prostu czytanie.  Twoje dialogi w tej notce są mistrzowskie, gdyż dopiero z innymi elementami tekstu mają sens i można z nich coś wyciągnąć. Nie powinno być tak też do przesady-zawsze, bo w takim wypadku można zarzucić autorowi dziwne ogólnikowanie i tekst zatraciłby szybko główną wartość. Trzeba znaleźć złoty środek i Tobie ta sztuka niezwykle umiejętnie w tym rozdziale wychodzi.



Jedyną moją uwagą odnośnie rozdziału pierwszego jest obecność wielokropków. Jest ich dość dużo, a nie zawsze są potrzebne. Nie zawsze ich pojawienie się od razu wprowadza w jakiś nastrój. Owszem – te użyte w dialogu, kiedy bohater łamie głos lub zaczyna się wahać – są potrzebne. Niekoniecznie jednak każdy wywód myśli lub działanie (mycie zębów) musi się nimi kończyć. Również kończenie zdania w momencie, kiedy Rick wychodzi z gabinetu Anny i nie odwraca się za siebie lepiej brzmiałoby urwane twardą kropką.




2: O kobiecie, która odeszła

Justowanie zawaliło się na łeb, na szyję. Jakoś specjalnie mnie to nie odrzuca, ale warto byłoby to poprawić, tym bardziej, że zrobisz to raz i już potem będzie dobrze. 

Kiedy pojawiło się imię Sara, powędrowałam do podstrony o bohaterach. Chciałam ją zobaczyć, choć większość oceniających raczej tępi podstrony z bohaterami, a tym bardziej ich fotografiami, gdyż przecież najważniejszym drogowskazem prowadzącym do poznania bohatera z wyglądu jak i charakteru powinien być jego opis zawarty w treści. Jest w tym racja, ale nie popadajmy w paranoję – gify to dobry gadżet i nie przeszkadza, kiedy w opowiadaniu znajdujemy wszystko, co nam potrzebne, by bohatera poznać. Także brak gifa Sary troszkę mnie rozczarował, ale… jest tam inny gif. Gif Leah, która ma takie samo nazwisko jak Eric. Dlaczego więc w tym rozdziale bohater mówi o niej „Sara”, a w czwartym już Leah? Mógłby na przykład nie chcieć zdradzać Annie prawdziwego imienia, problem w tym, że… on myśli o niej „Sara”. Przyznam się, że zgłupiałam w tym momencie.



Rozczarował mnie ten rozdział. Odebrałam go jak lanie wody po genialnych prologu i rozdziale pierwszym. Dialogi, które miały swój urok w rozdziale pierwszym (wychwalałam je za to, że nie są „wprost”, że dają czytelnikowi możliwość dedukcji i zmuszają do myślenia), w czasie drugiej wizyty były dość… upierdliwe. Do niczego nie prowadziły. Pytania zadawane przez doświadczoną panią psycholog ogólnikowe od początku, że sam bohater musiał zwracać jej uwagę, iż kompletnie nie ma pojęcia, jak podejść do tematu. Gdy już w końcu doszli do pewnego konsensusu… rozdział się skończył. Tak. I to było zdecydowanie najbardziej rozczarowujące w tym wszystkim – długość notki. Znów o kilka wielokropków za dużo, za dużo pytań pozostawionych bez odpowiedzi. Niby rozpalasz ciekawość czytelnika do granic możliwości, ale ta notka była dla mnie jak ochłap rzucony, aby termin publikacji się zgadzał. Nie było tu urzekających opisów, gdyż gabinet Anny już zdążyliśmy poznać w poprzedniej notce. Ale opisy to nie tylko opisy miejsc – opis zachowania też był znikomy. Gdzie się podziały ta mimika, te gesty, które niby nic nie znaczą, a są? Coś o obiedzie – zupełnie bez puenty. Coś o śmierci – zaledwie napomknięto. Rozdział na pół gwizdka. Jeżeli takie będzie dalsze tempo, to opowiadanie będzie miało z pięćdziesiąt notek. Nawet nie poznaliśmy imienia pani psycholog, a to już drugi rozdział. Na drzwiach na pewno widnieje tabliczka z jej imieniem i nazwiskiem. Wiem, że nazywa się Anna, bo tak mówiłeś o niej w komentarzach pod notkami i takie imię znajduje się pod jednym z gifów w podstronie o bohaterach.



Liczyłam na to, że po tytule notki zetknę się z jakąś retrospekcją, a okazuje się, że tytuł idealnie sprawdziłby się w jednym z kolejnych rozdziałów. Bo zaledwie obracanie obrączką na palcu nie świadczy o podjęciu tematu „o kobiecie, która odeszła”. Takie mam wrażenie.



3: Przypadek zerowy

W tej notce narracja zmienia się na tę prowadzoną z punktu widzenia Anny, co miło zaskakuje, aczkolwiek może również sprawić, że czytelnik prędzej czy później się zgubi, jeśli nie dopracujesz treści w stu procentach. Tak jak ja zgubiłam się w tym fragmencie:



- Co mam jeszcze powiedzieć? – zapytał z lekko wyczuwalnym wyrzutem. – Nie chcę do tego wracać – powiedział. Uśmiechnęłam się pod nosem. Spojrzał na mnie wyraźnie zdezorientowany, ale po chwili i do niego dotarło to, co ja wiedziałam już od dawna. – Dobra, rozumiem.

- Świetnie. Czyżbyśmy dotarli do źródła twojego problemu?

- Tak uważasz?

- A ty? – Odetchnął głęboko szykując się do odpowiedzi.

- Dlaczego zawsze zadajesz pytania? To frustrujące, że używasz ich nawet w odpowiedziach.



To właśnie pogrubiony fragment strasznie zamieszał, ponieważ opis zachowania Erica znajduje się w tej samej linijce, po myślniku „A ty?”, a pytanie zadaje przecież już pani psycholog. Jeżeli po wypowiedzi jednego uczestnika dialogu chcesz od razu przejść do czynów czy myśli drugiej postaci, zrób to od nowej linijki i raz na jakiś czas przypomnij, kto wypowiada jaką kwestię. Bo w tym przypadku musiałam wrócić się do początku dialogu i liczyć, do kogo należą jakie słowa. Swoją drogą – trzeci rozdział to punkt widzenia kobiecy, a my dokładnie nawet nie wiemy, jak się ta kobieta nazywa i jak na dobrą sprawę wygląda. To niedopuszczalne.



W tym rozdziale gdzieniegdzie zgubiłeś wcięcia.



- A ty? – Odetchnął głęboko szykując się do odpowiedzi.

- Dlaczego zawsze zadajesz pytania? To frustrujące, że używasz ich nawet w odpowiedziach.

- Rozmawiamy o tobie, nie o mnie, więc im więcej mi powiesz na swój temat, tym więcej będę w stanie ci pomóc. - Odetchnał głęboko.



Mam wrażenie, że dwie pierwsze notki pisała inna osoba. Zaliczasz proste wpadki, których nie dostrzegałam wcześniej. Czytaj każdy rozdział przed publikacją – najlepiej na głos. Wtedy łatwiej będzie wykluczyć takie byczki jak proste powtórzenia czy braki ogonków. Wiem, że są to w rzeczywistości drobnostki, ale naprawdę pierwszymi notkami postawiłeś poprzeczkę sobie bardzo wysoko, a to znaczy, że jednak potrafisz.  



Nazywam ją czterema porami roku. Będę podawać ci różne słowa, a ty powiesz mi jakie emocje ci sie z nimi kojarzą, okay? – pamiętam bodajże w rozdziale pierwszym, jak użyłeś słowa „kola”, czyli zwyczajnie spolszczyłeś „colę”. Jeżeli już spolszczasz, bądź w tym konsekwentny. Okej?



Co do samego rozdziału – moim zdaniem jest zdecydowanie lepszy od drugiego, aczkolwiek w pierwszym rozdziale, ba, nawet w drugim Eric nie wydawał się mężczyzną, który opowiadałby o duszkach. I nie chodzi mi o to, że brzmi to absurdalnie – nie. W tym właśnie cały urok i wszystko byłoby w porządku, gdyby na tym skończyć. Chodzi mi o to, że mam wrażenie, iż zupełnie innym człowiekiem jest, gdy piszesz z jego perspektywy, a innym, gdy możemy podziwiać go z punktu widzenia kogoś obok. Do tej pory myślałam, że to zraniony, zagubiony mężczyzna, który szuka drogi, jak wrócić do życia, które do tej pory umykało mu, gdy zamykał się w swojej bezpiecznej twierdzy. Pamiętam, jak wymsknęło mu się coś w rodzaju „Gówno o mnie wiesz!”. Jest to silny facet z trudnym charakterem, jednak męczące dla czytelnika może być to, co w końcu zauważyła Anna – kolejna wizyta, a my mamy wrażenie, jakbyśmy stali w miejscu.  Podziwiam Erica za jego elokwencję i sposób wyrażania siebie, a w tej notce nie widzę już go z tej strony. Dziewczynki, duszki… na początku rozmowy brzmiało to raczej jak gdyby czuł się rozżalonym kozłem ofiarnym – i owszem, miał prawo się tak poczuć w sytuacji, w jakiej się znalazł. A zakończył rozmowę, jak gdyby nabrał nagle dystansu do tej całej sytuacji i początek zupełnie nie był adekwatny do zakończenia tej części przemowy. Dwie tak sprzeczne ze sobą postawy w jednym zdaniu. Zastanawiam się, czy tak miało być, czy raczej sam się zgubiłeś w tym, co facet ma sobą reprezentować w tym opowiadaniu.




4: Rozdział zamknięty

Początek to psychologiczny wywód Erica po powrocie do domu. Przeczytałam go trzy razy i tak naprawdę nie wiem, o co w nim chodzi. Dobrze, że jest to trudne. Gorzej, kiedy zrozumienie bohatera staje się niewykonalne, bo sypie on zbyt dużą ilością ogólników. Do momentu rozdzielania od siebie jawy od snu szło mi dobrze. Potem, kiedy wspomniałeś o  „zamianie ról”, wątek się urwał. O jakiej zamianie, z kim – o czym dokładnie on mówił? Tak… ja, będąc w parku odpowiedziałabym mu „spierdalaj”, jak podejrzewał, dopóki nie określiłby swojej postawy dokładniej. Bo takie pierdolamento bez sensu jest podniosłe i piękne – a przyjemniej wydaje się, bo czasem może okazać się czczym gadaniem na jakiś temat, o którym czytelnik nie ma pojęcia. A wtedy czuje się poirytowany.



O! Jest i imię pani psycholog. Lepiej późno niż wcale. Końcowe przejście do jej punktu widzenia bardzo sprawne, aczkolwiek niepotrzebnie pogrubione. To tylko sprawia wrażenie, że desperacko chcesz, by czytelnik zauważył zmianę, ale przecież jest ona widoczna od razu i bez tego zabiegu.



Rozdział dobry. Wykorzystanie retrospekcji, ukazanie tego zakątka serca Erica, w którym pragnie on jeszcze raz ujrzeć swoją żonę. Szczególnie zapadły mi w pamięć słowa: Złe rzeczy zawsze lepiej brzmią w ustach złej osoby. Bardzo interesująca puenta dająca do myślenia.

Tutaj znów mam do czynienia z ładnie prowadzonymi opisami, dialog z Anną kierowany w sposób, że nie mogę doczekać się kolejnej notki.



PODSUMOWANIE

Zachowanie bohaterów nie zawsze jest zrozumiałe. Rozumiem, że Rick jest rozdarty jak sosna Judyma, ale nie przesadzajmy. Czasami jego rozumowanie jest zbyt ogólnikowe, by czytelnik połapał się, o co facetowi właściwie chodzi - masz prawo do ukazania jego niemocy, ale rób to w sposób, by nie odstraszyć czytelnika poziomem niezrozumienia, bo z rozdziału na rozdział zamiast coś ułatwiać, kręcimy się jeszcze bardziej. Rozmowy z Anną czasem bardziej mieszają, niż rozwiązują lub pomagają zrozumieć, a przecież od czegoś ona tam jest, prawda? Dopiero go poznała, a mam wrażenie, że zbyt mało o nim wie, by budować jakieś głębsze osądy, na jakie porwała się w czwartej notce. Chciałabym powiedzieć, że zbyt mało pyta, ale pyta aż za dużo. Tylko że wydaje mi się, iż te pytania czasem nie wyjaśniają nic czytelnikowi, a wręcz przeciwnie. 



Brakuje mi opisu wyglądu bohaterów. Ale nie czegoś płytkiego w stylu: oczy takie, włosy takie, strój taki. Nic z tych rzeczy. Wspomnij czasem, że bohater coś poprawił, coś ubrał, spojrzał na odbicie w lustrze i dojrzał… bla, bla, bla. Tego mi mało. Również coś o widokach. Za oknem, na ulicy. Non stop znajdujemy się albo w gabinecie, albo w pokoju Ricka, co po czterech rozdziałach może nudzić. Dobrze, że w notce czwartej bohaterowie poszli na kawę, ale opisy tła leżą i kwiczą. Chciałabym móc podziwiać Nowy Jork, który ich otacza, by lepiej wyobrazić sobie aleję, którą spacerują. Knajpkę, w której będą pić kawę. Urozmaicaj i baw się opisami, bo coraz ich mniej.



Świat przedstawiany z punktu widzenia Erica jest werystycznym odbiciem jego rzeczywistości, którą czasem trudno zrozumieć, bo operujesz zbyt wieloma ogólnikami. Nieco pragmatyczny odwzorowuje wydarzenia z czasów, które bohaterowi tak trudno wyrzucić z pamięci, a jednocześnie widać, że Eric idzie pomału (wręcz czołga się) w przód. I Ty, i Eric – jesteście osobnikami czytającymi. Przeciętny polski Kowalski nie wyrażałby się w taki sposób, nie dobierałby słów, jakimi posługuje się bohater. To słowa, dzięki którym udowadniasz, jak bardzo rozwinięta jest Twoja paleta słownictwa – dosłownie znajdziemy tu całą gamę wyrażeń malujących powieść. Na fabułę masz konkretny pomysł i konsekwentnie go realizujesz, ale dbaj o tempo rozwoju, bo czasem kapie jak krew z nosa. Właściwa dopiero się zaczyna, ale i tak widać, że na kolejne rozdziały warto czekać. Nie ma znaczącej przewagi dialogów ani opisów, chociaż te drugie bardziej skupiają się na bohaterach i ich emocjach niż na tle. Błędy nie zdarzają się często i nie są one rażące, nie przeszkadzają w czytaniu tekstu.  Do tego muzyka – wedle uznania. Jeśli komuś lepiej się czyta z muzyką, może ją włączyć, a jeśli nie, to niech czyta bez. Dobrze mieć taki komfort.

29/40


Poprawność

1: Wizyta w pokoju 104.

(…)zapytałem w końcu łamiąc barierę milczenia, która powstała w mgnieniu oka. – w zdaniu, w którym używasz imiesłowów przysłówkowych (czasowników zakończonych na: -ąc, -łszy, - wszy), należy poprzedzić dany imiesłów (lub część zdania, w której występuje) przecinkiem. W tym wypadku powinien on się pojawić po czasowniku zapytałem;



Nie wiesz niczego na mój temat ani o tym co się wydarzyło w moim życiu, a już na pewno nie będę rozmawiać o tym z kimś tak… - pogrubione części zdania to czasowniki. Gdy w zdaniu jest ich więcej niż jeden, tworzą zdanie złożone. W takim zdaniu czasowniki te należy od siebie oddzielić przecinkiem. Tutaj powinien on wystąpić: o tym, co się ;



Puściłem oparcie fotela, na którym odruchowo zacinałem palce, gdy urażony jej wcześniejszym osadem, z impetem wstałem z miejsca. – osądem;



Kilkukrotnie zgiąłem i rozprostowałem palce obu rąk chcąc pozbyć się niechcianego napięcia mięśni. – postaw przecinek przed imiesłowem;



Jak na złość luźne kosmyki wysuwały się spod moich palców i ponownie opadły na czoło „dzieląc” widok przed oczami na kilka części. – znów brak przecinka przed imiesłowem przysłówkowym;



Będąc w domu, dopiero wtedy, udało mi się głęboko odetchnąć.w pogrubionej frazie występuje jeden czasownik, więc obecność przecinka jest zbędna – nie ma żadnego sensu. Imiesłów w tym wypadku oddzieliłeś poprawnie;



Nie imponował mi smak alkoholu, ale efekt zapomnienia, który był tak bardzo pomocny w czasie intensywnego myślenia, które włączało się w mojej głowie w chwili, kiedy przekraczałem próg domu i zamykałem za sobą drzwi frontowe(...)To było też więzienie, które przywoływało najwspanialsze wspomnienia z życia, które już nigdy nie miało być takie samo… - słowo „który” można na przemian zastępować słowem „jaki”. W ten sposób w jednym zdaniu uniknie się niewygodnych powtórzeń;



Usiadła na swoim miejscu przeganiając stamtąd białego kota z puszystym ogonem… - brak przecinka przed imiesłowem przysłówkowym.





2: O kobiecie, która odeszła

To bardzo nie pomocne – niepomocne – zaprzeczenie nie z przymiotnikami piszemy łącznie;



Nie ograniczałem się tylko do tego, by sądzić, ale przekroczyłem tę granicę i stałem się tym, który mówi to o czym myśli, nie zważając na  reakcję drugiej strony. – to, o czym myśli – oddziel przecinkiem od siebie dwa czasowniki;



Zmarszczyła brwi szukając odpowiednich słów - brak przecinka przed imiesłowem przysłówkowym;



Ja chce ci pomóc – chcę.




3: Przypadek zerowy

Od razu wyczułam, że kupujący ma większy problem niż tylko brak cukru w napoju, którego mógłby sobie dosypać bezpośrednio z dozownika – zdanie brzmi, jak gdyby napój można byłoby sobie dosypać, a nie dolać. Wiem, że chodzi Ci o cukier, ale składnia tego zdania zupełnie na to nie wskazuje. – Od razu wyczułam, że kupujący ma większy problem niż tylko brak cukru, którego mógłby sobie dosypać bezpośrednio z dozownika do swojego napoju.



Wtedy też, moja interwencja nie skończyła się tak, jakbym chciała to wspominać. – właściwie nie ma żadnego wytłumaczenia na potrzebę stawiania pierwszego przecinka w tym zdaniu. Jest to zdanie złożone (mające więcej niż jedno orzeczenie-czasownik), ale środkowa część wygląda na pierwszy rzut oka jak wtrącenie. Nie jest nim, inaczej zdanie główne brzmiałoby: „wtedy też jakbym chciała to wspomnieć”. Bez sensu, prawda? Ani nic nie wyliczasz, ani nie powtarzasz żadnego spójnika. Nic ze sobą nie porównujesz, nie wykorzystujesz imion czy innych zwrotów osobowych, które zwykle oddziela się od reszty zdania. Kiedy piszesz zdanie, zastanów się, czy w tym zdaniu użycie przecinka ma jakiś sens, bo czasem zdarza Ci się stawiać ten znak… po prostu. Widziałam w niektórych komentarzach wskazówki: postaw przecinek tu i tu. Ale niektóre z nich są błędne, a komentujący w żaden sposób nie wyjaśnił, dlaczego według niego ma być tak – nie inaczej. Nie sugeruj się takimi wskazówkami bezmyślnie. Też to partykuła, której synonim brzmi „również”. A gdyby zdanie brzmiało: Wtedy również moja interwencja nie skończyła się tak(…) – jak widać, przecinka tam wcale nie musiało być;



Mężczyzna zmierzył mnie wyzywającym spojrzeniem, przeklął pod nosem, ale na tyle głosno, że każdy obecny w pomieszczeniu, mógł usłyszeć od niego, że niczego więcej tam nie kupi… - tutaj także pierwszy przecinek w podkreślonym fragmencie jest zbędny. „że każdy obecny w pomieszczeniu mógł usłyszeć od niego” – jest tutaj tylko jeden czasownik. „Mógł usłyszeć od niego” to nie wtrącenie. Natomiast przed „że” przecinki są już oczywiście obowiązkiem. W „głośno” zjadłeś znak diakrytyczny ś;



Zastanawiałam się wtedy, patrząc na wszystko z boku, skąd on czerpie tyle samozaparcia, aby nachalnie pędzić do przodu w tym błędnym kole? – początek zdania świadczy o tym, że jest to zdanie oznajmujące. Nie musisz go kończyć znakiem zapytania;



zapytałam chcąc upewnić się, że zrozumiał.  – brak przecinka przed imiesłowem przysłówkowym;



Rozmawiamy o tobie, nie o mnie, więc im więcej mi powiesz na swój temat, tym więcej będę w stanie ci pomóc. - Odetchnał głęboko. - Więcej będę w stanie Ci pomóc brzmi dziwnie, nie sądzisz? Tym bardziej będę w stanie Ci pomóc. Swoją drogą, znów brak ogonka w „odetchnął”. Przepraszam – mogę wydać się czepialska, ale takie już moje zadanie. Za ogonki przecież nie będę obniżać noty końcowej, nie przejmuj się;



zmarszczyłam brwi starając się odgadnąć(…) - brak przecinka przed imiesłowem przysłówkowym;



pod tą kopułą piękna, skrywać się może powolnie wyniszczająca go bestia – przecinek zbędny;



Czując dalsze pragnienie sięgnęłam po szklankę, jednak była już pusta. – dwa czasowniki (jeden w postaci imiesłowu), a brak przecinka. Postaw go po „pragnienie”.



                                                                                                                        

4: Rozdział zamknięty

Najśmieszniejsze jest to, że w pierwszym z tych etapów, sen okazywał się być jawą. – w podkreślonym fragmencie przecinek zbędny;



Czy gdybym zapytał o to byle kogo, osobę spotkaną w parku, supermarkecie w komisie samochodowym, obojętnie… - brak przecinka przy wyliczaniu;



szepnęła pod nosem myśląc, że tego nie usłyszę, ale jej niedoczekanie. – brak przecinka przed imiesłowem przysłówkowym. „Niedoczekanie” to zwrot wypowiadany ogólnikowo, a nie do konkretnej osoby, więc wystarczyłoby zapisać: szepnęła pod nosem, myśląc, że tego nie usłyszę, ale niedoczekanie… -  w tym wypadku użycie wielokropka wzmocniłoby właśnie tę myśl Erica;



W połowie mojego zdania, otworzyła usta chcąc dodać swoje pięć groszy, jednak umilkła, gdy gestem wskazałem, ze to nie koniec tego, co chciałem przekazać. – w pogubionym fragmencie przecinek zbędny. Brak kropki nad literą zet w spójniku „że”;



Nikt i tak, by tego nie dostrzegł. – przecinek zbędny;



Zastanowiłem się oceniając ją pierwszy raz w ten sposób. – brak przecinka przed imiesłowem przysłówkowym;



- Może – potwierdziła s cichym, delikatnym śmiechem. – z.





Informacje

Że wszelkie emocje, po prostu opuściły ciało i umysł. – przecinek zbędny;



„Naprawiam siebie” to historia człowieka nie mogącego (…)  - zaprzeczenie „nie” piszemy łącznie z imiesłowami przymiotnikowymi (niemogący, nieżyjący, niebędący). Ich odmiany również;



Brak perspektyw po stracie ukochanej kobiety, z którą dzielił całe ówczesne życie są niczym agonia(…) – pogrubiony fragment to wtrącenie, więc należy je oddzielić przecinkiem z dwóch stron. Widać to również po tym, iż „dzielił” oraz „są” to dwa czasowniki, które w jednym zdaniu złożonym obowiązkowe oddzielone muszą być przecinkiem.



Kiedy następnie trafia do gabinetu, ona już wiedziała z czym będzie mieć do czynienia. – On trafia w tym momencie, ona wiedziała już wcześniej, zanim on zdążył trafić. Nie mieszaj czasów, bo wychodzą brednie. – Kiedy następnie trafia do gabinetu, ona już wie, z czym będzie mieć do czynienia.

13/20


Ramki

DOM – strona główna;

Informacje – podstrona o autorze i jego twórczości, którą widzimy na blogu;

Postacie – gify „bohaterów””;

Archiwum – spis treści;

Linki;

Spam.



Tyle do szczęścia wystarczy. Nic nie wymaga komentarza. Ciekawym gadżetem jest muzyka.

5/5



Punkty dodatkowe
Brak
0/4


Podsumowanie całkowite
Punkty: 67/89
Ocena: dobry


7 komentarzy:

  1. Witam :)

    Przyznam, czekałem na tę ocenę, by przekonać się, co inni myślą o tej historii i choć nie ze wszystkim się zgodzę, od razu przyznaję się do karygodnego zaniedbania... - Sara i Leah to jedna i ta sama osoba. Z poczatku miała być Sara, ale potem dodałem dwie nowe postacie (w sensie ją i Andersona) i do Lei Michelle, rzeczywiście bardziej pasowało mi jej własne imię. Przyznaję także, notki pojawiają sie nieczęsto i z racji tego właśnie, po prostu zapomniałem, że wcześniej wspomniałem "Sarze".

    Co do słówek: "kola" i "okay". Nie uznaję za błąd używania spolszczeń, ani oryginałów w jednym 'dziele'. Obie formy są poprawne, a do samego "okej", osobiście nigdy nie podobał mi się taki zapis.

    Do błędów oczywiście się nie przyczepiam, wiem o ich całej masie, aczkolwiek często po prostu za pierwszym razem ich nie dostzregam i wymaga to "pokazania paluchem", dlatego niejednokrotnie proszę czytelników, by mi je wskazywali, a nuż, moze mi w nawyk wejdzie pisanie poprawnej wersji :)

    Oj... Pogrubione zdanie? Musze sprawdzić, przyznam, że ostatnio strona boggera zaczęła nieciekawie szwankować na moim komputerze i w tym wypadku wolę, aby była to wina sprzętu. Nia bardzo mam się gdzie podziać, jesli Google szykuje rewolucję, którą onet przygotował jakiś czas temu...

    Ale... :D (tak, uwielbiam te wielokropki!) nie zgodzę się, co do tempa rozwijanych wątków. Historia nie staje się coraz szybsza i bardziej ogólna, a ma swoje wzloty i upadki, tak jak jej bohater. Eric jest tylko człowiekiem, który wiedzie życie (jakie ono jest to już inna historia) i pragnę go w tę stronę kreować - etapować wszelkie odczucia z jakimi ma on do czynienia. Nie chchiałbym przedstawić czegoś, co nienaturalnie przyspieszyłoby bieg wydarzeń, bo nie to jest moim celem (tak jak w przypadku danych personalnych Anny). Chciałbym, by każdy mógł w miarę możliwości przyjrzeć się, jak postacie rozwijają się z minionym czasem. Nie jest tak, że każda kolejna wizyta (u psychologa) wnosi do zachowania Erica progresywne elementy.
    Dla mnie, to jest całkiem fajne, bo poniekąd sam się uczę, że człowiek jest istotą niezwykle złożoną i żeby go zrozumieć, trzeba przebrnąć przez wszystkie etapy rozwoju jego osobowości.

    Wszelkie błędy postaram się poprawić w mairę mośliwości czasowych (sesja).
    Raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      Co do spolszczeń, owszem - obie formy są poprawne, ale wybieranie sobie "raz tak, raz tak" już mniej. Spróbuj spolszczać albo zostawiać w oryginalne każdy element - nie do mnie należy wybór :) zawsze możesz poprawić "kolę" na "colę" i też będzie dobrze.

      Nie chodzi mi o to, że akcja jest coraz szybsza, tylko właśnie w drugą stronę - stoi w miejscu. Tak naprawdę to, co zapisałeś w czterech rozdziałach, mogłoby się zmieścić w dwóch. Nie mylić tempa akcji z rozwojem bohatera - to dwie różne kwestie. Eric może się rozwijać i pojmować pewne sprawy bardzo wolno, ale w jego życiu powinno coś się dziać, bo inaczej czytelnik machnie ręką i powie "a, wrócę za dziesięć notek, może już się coś zdąży wydarzyć". Nie trzeba nienaturalnie przyspieszać biegu wydarzeń, ale rozmowa z Anną, z której nic nie wynika->myśli w domu->rozmowa z Anną, w czasie której padają pytania bez odpowiedzi->myśli w domu ... :) mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi :)

      Również pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Oj, w komentarzu urwało mi ciąg dalszy zdania:

      "Nie trzeba nienaturalnie przyspieszać biegu wydarzeń, ale: rozmowa z Anną, z której nic nie wynika->myśli w domu->rozmowa z Anną, w czasie której padają pytania bez odpowiedzi->myśli w domu = to może odrobinę zniechęcić czytelnika. Dlatego też wspomniałam, że dobrze, że bohaterowie wyszli gdzieś na tę kawę. Postaraj się wplatać więcej opisów, co dzieje się chociażby w tle, by notki stawały się nieco dłuższe, bardziej okrąglutkie ("pulchne, kształtne"). Tak jak z retrospekcją, której użyłeś - ten moment był świetny. Pamiętaj, że w powieściach psychologicznych tym bardziej wydarzenia muszą być mocne i silne, bo w zestawieniu z filozoficznymi wywodami bohatera zwykła codzienność ciągnąca się mozolnie po prostu zanudzi. Gdyby w "Przerwanej Lekcji Muzyki" kilka mocnych scen nie miałoby miejsca, rozmawianie z psychologami głównej bohaterki owszem - miałoby sens, ale Angelina Jolie nie dostałby Oscara, a film (na podstawie powieści Girl, Interrupted) nie zyskałby grona fanów.

      O. To chciałam jeszcze dodać :)

      Usuń
    3. Rozumiem doskonale, co masz na myśli, ale teraz mam wrażenie, że to mnie zabrakło słowa, żeby się wcześniej wypowiedzieć :D
      Nie chodziło mi o stricte "akcję", a samo spojrzenie na bohatera. Abstrahując od monotnii jaka z tego wypływa, wydaje mi się konieczne dla mojej historii, by czasem po prostu zastopować~ uciąć w pewnym momencie i dać sobie samemu czas na zastanowienie się. Nie chodzi o to, by robić celowy błąd (mówię błąd - myślisz "nuda"), ale by pokazać moment, w którym sam bohater, do końca nie jest pewien, co zrobić dalej. Dla mnie czymś takim było właśnie to "nic" w drugim rozdziale (aczkolwiek, mnie się ów podoba. Z wyjątkiem tej Sary w tekście).

      Usuń
  2. Chciałam tylko napomknąć, że od dłuższego czasu nie wyświetla mi się szablon waszej ocenialni... nie wiem czy to błąd Bloggera, czy cuś... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też nie. :c Wielu osobom nie. Zapomniałam o tym poinformować.

      Usuń
    2. Mi również. Wciąż trwają prace nad nowym szablonem. Poinformowałam już Dafne o błędzie - pracujemy nad tym. Za utrudnienia przepraszamy.

      Usuń